W sumie to iv nie tykalem poza jedną akcją gdzie dostałem w kroplówce morfine przekopany srogo
Zacząłem brać z ciekawości bo widzialem tyle leków u mamy w szafce a niestety po latach widze jak jej nawyk brania tabletek codziennie na wszystko przeszedl na mnie (nic klepliwego czy psychotropowe raczej ziołowe, ibuprofen itp)
Najpierw pobierałem labofarmy ziołowe bo uspokajają i bania była po ziolkach dla takiego smroda 12 letniego potem gdzieś znalazlem ze kodeina kopie a sa tabletki ziolowe z kodeiną i nie trzeba nic z tym robic tylko zjesc. Wiec kupilem paczke neoazariny za 5,60 i zjadalem codziennie po 2 tabletki czujac lekkie uspokojenie
Wiedzialem ze dopiero będę mogl zaczac jak rozkrece receptory
Wiec podebralem pare zl z kubeczka w kuchni z drobnymi i ponownie udalem sie po Neo
Zjadlem 5 tabletek na raz żeby sprawdzic czy dziala no i kurwa zadzialalo wiec radosnie wrzucilem kolejne 5 od razu zapijając odrobiną wina mamy z lodówki
To byl moj pierwszy raz 100mg na raz i ta euforia wyjebka na przyrke i egzaminy szóstoklasisty xd patologia
Nie wiedzialem czym jest kodeina wiec sie bawilem co jakis czas i tak coraz częściej aż doszedlem do momentu gdzie spotkalem sie rowniez z helem (sniff), buprą, Tramalem, oxy i maczankami na analogach fenta
Ostatni raz gdy cos bralem to tolerka stala na miejscu 500mg kody + 150mg tramal + dwa piwa + 2mg klonazepamu
A brałem juz dawki rzędu >1000mg kodeiny, >800mg tramadolu, >80mg oxy czy walenie wiadra z maczanki na opio co skonczylo sie wyrzulyganiem calej tresci zoladka przez okno na fajce
Także chujowa wjebka
A sklonily mnie najbardziej problemy natury borderline i chujowe dzieciństwo przepełnione rozwodem klotniami itp

Znajoma poleciła, a przez łatwą dostępność (kodeina) oraz ciekawość postanowiłam spróbować (na swoje szczęście jak i nieszczęście).

Pierwszy raz spróbowałem kody będąc pod wpływem benzo. Zawsze fascynowały mnie opisy działania opioidów a ponieważ klonazepam nie sprzyja podejmowaniu dobrych decyzji pobiegłem do apteki. Wziąłem 150mg i nie poczułem zupełnie nic. Kilka miesięcy później 300, potem 450 i nadal nic. Dopiero dawka 600mg zadziałała i było dokładnie tak jak w książkach, które czytałem. Tego się (niestety) nie zapomina.

Skłonił mnie do tego chłopak farmaceuta wjebany ciężko w benzo, opio i fetę. Na mnie robił swój pierwszy w życiu zastrzyk iv innej osobie i wyszło 10/10.

Bo z moimi umiejęnościami manualnymi to specjalnie tego (sama sobie) iv sobie nie wyobrażam. Nawet pipetowanie na laborkach szło mi dość ciężko i zawsze jak trzeba było coś spipetować to wołałam kolegę/koleżankę (kolegów przeważnie nie było bo na 2 roku było nas 80 bab i 3ch chłopa, plus jeden z transferu, na informatyce za to dokładnie na odwrót, ciekawe nie?). Za to jak ktoś spierdzielił pipetowanie i zdał sobie z tego sprawę post factum to było wołanie mnie i dyktowałam jak odwrócić błąd bez tracenia 30 minut spędzonego na wirowaniu odczynników.

Trudno stwierdzić. Moim pierwszym dragiem poza alkoholem było DXM, nie mam z nim świetnych wspomnień i zawsze stan po nim to było coś na kształt gorączkowego delirium i usilna walka by się nie zrzygać, co w sumie jakimś cudem nigdy się nie zdarzyło. Natomiast została mi po nim (a może zawsze gdzieś tam była) jakaś fascynacja dysocjatami i opio właśnie. Pierwsza była kodeina, która za pierwszym razem nie zadziałała, miałem jakieś 16 lat. Po tem kilka lat nie próbowałem niczego ponownie aż znowu po nią sięgnąłem i tym razem skutecznie, w międzyczasie przewinął się tramal. Natomiast moje pierwsze poważne odczucie opio było po PST, poczułem też wtedy na zjeździe przedsmak tego jak uzależniające może być opio, zmiana nastroju i rozdrażnienie którego nie czułem nigdy po żadnych innych dragach a trochę ich wtedy już było no i nie próbowałem długo czas nic bo poczułem respekt. Aż wpadłem w okres życia, w którym trochę nie chciałem od niego nic a najlepiej żeby już się skończyło i dało mi spokój ;)
Wtedy spróbowałem znowu kody i brałem jakiś niecały miesiąc po czym przestałem z dnia na dzień bez większych problemów. Po jakimś roku później, coś mnie podkusiło by zdobyć trochę heroiny, od zawsze chciałem spróbować IV i tak też zacząłem przygodę z tą substancją, dość późno bo dopiero jak miałem 26 lat z czego się cieszę w sumie bo jak byłem kilkunastoletnim gówniakiem to pewnie bym się tym szybko zabił a teraz mam chociaż troszeczkę więcej rozumu by wiedzieć że lepiej za mało niż za dużo.

mnie skłoniła ekonomia, wcale mnie do pompek nie ciągnęło, ale wiadomo, żarcie majki się nie pyka. pozostała igłomania, która jest obecnie jedynym powodem mojego sięgania po opioidy, tylko po to by móc sobie pstryknąć. W sumie nie jestem do końca pewien, czy pytanie dotyczy opio czy stukania, odpowiadam na prostsze.

Jestem zaawansowanym politoksykomanem i testowałem różne rzeczy, ale ostatecznie padło na opio, ze względu na to , że mogę być upierdolony codziennie od rana , do nocy, bez zwał, kaca , nie śmierdzi ode mnie, zachowuje się racjonalnie.
Samo wyszło, że to najlepszy podkład, jak ktoś czuje potrzebę, być non- stop napierdolony.
A próbowałem tylko kilka razy dożylnie i zbyt łatwo przedawkować, , znów czysta kalkulacja, żeby wybrać inne drogi podania.

Musiał nadejść taki dzień w życiu politoksy.Aktualnie mnie skłania wjazd i fetysz.

W 1. albo 2. klasie liceum spróbowałem thiocodinu. Może to was zdziwi, ale nie zrobiłem tego w celu ućpania się. Miałem zdiagnozowaną ciężką depresję, lęk społeczny i miałem dość życia. Próbowałem popełnić samobójstwo. Wcześniej próbowałem zeskoczyć z wieżowca, ale stchórzyłem bo stałem tam jak kretyn zaryczany i zobaczyłem że jedzie do mnie policja i straż pożarna. Uciekłem w ostatnim momencie i ominąłem potencjalnie nieprzyjemną rozmowę z negocjatorem policyjnym. Ciąłem się też dużo, ale nigdy nie mogłem poważnie przeciąć żyły. Wymyśliłem sobie, że jak wezmę 10 tabletek jakiegoś leku to umrę na 100% (taaa..., wtedy jeszcze nie wiedziałem). Wziąłem ten thiocodin i tutaj niespodzianka, nic mi się nie stało. Poczułem za to opiatowy haj. To było pierdolnięcie nie z tej planety. Nagłe uwolnienie od problemów, szczere szczęście którego nie odczuwałem przez kilka lat, to wrażenie lekkości, nagły odpływ samobójczych myśli. Moje zainteresowania znowu zaczęły mi przynosić satysfakcję. No i już po tym pierwszym razie byłem uzależniony psychicznie. A potem już z górki... mamusia się dowiedziała, płacz, awantury, wysyłanie mnie do szpitala psychiatrycznego, no chyba każdy narkoman to przeżył. Dopiero po 4 latach udało mi się rzucić kodę w 2020 roku i utrzymywałem trzeźwość aż 2 lata. Zapytacie jak to się mi udało, otóż wyjechałem do roboty do Norwegii, a tam nie ma kody w aptekach, więc w zasadzie nie miałem innego wyjścia niż przestać ćpać. Wróciłem do uzależnienia w październiku 2022. Początkowo jedno opakowanie na tydzień, w grudniu już częściej, a od stycznia opakowanie dziennie to minimum, czyli wtórna chujnia.

Co mnie skłoniło do spróbowania opioidów?
Chęć uniknięcia bad tripa po kannabinolach (również konopie włókniste) i kannabinoidach (z wyjątkiem JWH-307) aczkolwiek posiadam doświadczenie z DXM gdzie to u mnie wcale nie występuje ale sam poziom fazy nie jest jakoś mocny.