W szpitalach coraz mniej ofiar „produktów kolekcjonerskich”. Sklepy wciąż są zamknięte. W Kaliszu pobito na śmierć właściciela sklepu z dopalaczami. Motywem mogły być porachunki.
W sierpniu 27 pacjentów po zatruciu dopalaczami, we wrześniu dziesięciu, a w październiku tylko sześciu - tak wyglądały ostatnie trzy miesiące na oddziale toksykologii w Szpitalu Miejskim im. Raszei w Poznaniu. Na odtrucie trafiali najczęściej ci, którzy zażyli dopalacze po raz pierwszy. Skąd je wzięli?
- Odpowiedzi są wymijające, jeżeli w ogóle są - mówi dr Eryk Matuszkiewicz z oddziału toksykologii.
- Wskazują na znajomych albo przypadek.
Nie są bardziej rozmowni niż pacjenci z lipca czy sierpnia, ale jest ich zdecydowanie mniej.
- Obecną sytuację z dopalaczami można porównać do pacjenta, którego stan jest stabilny, nie pogarsza się - mówi dr Eryk Matuszkiewicz. - I oby tylko nie nastąpił nawrót choroby.
Choroby zwanej dopalaczami, przez którą tylko w Poznaniu trafiło w tym roku do szpitala ponad 300 osób. To w reakcji na rosnącą liczbę amatorów „produktów kolekcjonerskich” rozcinających sobie brzuchy i wyjmujących wnętrzności, skaczących z okien czy leżących nieprzytomnie na ulicy policja i sanepid przeszły do ofensywy zamykając sklepy z dopalaczami. Dopalaczowa gorączka w całej Wielkopolsce skończyła się w sierpniu. I nic na razie nie wskazuje na to, żeby miała wrócić. Nie wszystkie jednak „ogniska choroby” udało się całkowicie zwalczyć.
- Było trochę spokoju i znowu się zaczęło - mówi Danuta Kmieciak, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pile.
Na krótko wznowił działalność sklep z dopalaczami przy ulicy Kolbe w Pile. Najpierw w sprzedaży pojawiły się maski karnawałowe, później dobrze już znane inspektorom specyfiki. 5 listopada zabezpieczyli podejrzane produkty i zamknęli sklep.
Po wizytach sanepidu i policji sklep z dopalaczami zniknął w ciągu jednego dnia
- Mamy nadzieję, że tym razem definitywnie - mówi dyrektor Dorota Kmieciak. Podobne próby były podejmowane także w Poznaniu. - Dostaliśmy sygnał z infolinii o podejrzanych środkach w sklepie na Garbarach - mówi Cyryla Staszewska z poznańskiego sanepidu. - Na półkach znaleźliśmy opakowania opatrzone dobrze znanymi już nam etykietami „tylko dla dorosłych” i „nie do spożycia”.
Znajoma była również twarz właściciela, który wcześniej prowadził jeden z punktów z dopalaczami przy Mostowej. Po sanepidzie dwukrotnie w sklepie pojawili się policjanci. Ostatnio w poniedziałek. Zarekwirowali ponad 250 opakowań podejrzanych substancji.
- Do tych, którzy chcą handlować dopalaczami powinno w końcu dotrzeć, że skutecznie ich do tego zniechęcimy - mówi Maciej Święcichowski z Komendy Wojewódzkiej Policji.
Efekt policyjnego nalotu na Garbarach? We wtorek po sklepie nie było już śladu.
Wszystkie śledztwa dotyczące handlu w Poznaniu dopalaczami i narażenia życia i zdrowia wielu osób zostały połączone w jedno duże śledztwo, które toczy się w Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu.
- Przesłuchaliśmy już 130 osób i drugie tyle zamierzamy przesłuchać - mówi Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Swoje śledztwo prowadzi też kaliska prokuratura. Tam już w lipcu zarzuty usłyszało pięć osób, w tym właściciel sklepu z dopalaczami. We wrześniu mężczyzna został śmiertelnie pobity.
- Niewykluczamy, że motywem mogły być rozliczenia na tle handlu dopalaczami - mówi prokurator rejonowy Elżbieta Fingas-Waliszewska.
Prokuratorzy nie mają wątpliwości, że choć sklepy z dopalaczami są zamknięte, to podziemie, w tym sprzedaż przez internet, wciąż ma się dobrze.
- Nie wygramy z dopalaczami bez zmiany prawa - twierdzi Andrzej Trybusz, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu. - Co z tego, że karana jest sprzedaż, skoro nie jest karane posiadanie. Osobie zatrzymanej z kilkoma gramami marihuany grozi prokurator i sąd. Gdyby zamiast marihuany miał przy sobie pięć kilogramów dopalaczy pozostałby bezkarny. Prawo powinno być konsekwentne.
Ministerstwo zawaliło ustawę
Zakaz wytwarzania, przywozu i wprowadzania do obrotu środków zastępczych i nowych substancji psychoaktywnych był jedną z najważniejszych zmian wprowadzonych 1 lipca znowelizowaną ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii.
Tyle że zakaz dotyczący nowych substancji psychoaktywnych (dopalaczy ze składem, który nie znalazł się wcześniej na liście środków odrzucających) jest wciąż martwy.
Substancje te miały być umieszczone w wykazie w rozporządzeniu do ustawy, ale minister wciąż go nie wydał. Dlaczego? Ministerstwo poproszone o odpowiedź w tej sprawie milczy.
Nieistniejący wykaz miał być na bieżąco uaktualniany przez zespół ds. oceny ryzyka zagrożeń dla zdrowia i życia ludzi związanych z używaniem nowych substancji psychoaktywnych.
Dopiero w październiku ministerstwo opracowało jego regulamin organizacyjny. Sam zespół oczywiście nie rozpoczął jeszcze prac. W dodatku w prawie jest luka, która pozwala na bezpieczny import dopalaczy. Ustawa nie wprowadza żadnych sankcji karnych za zamówienie zza granicy przesyłki z dopalaczami. Grozi za to jedynie przepadek towaru.
Komentarze