Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) w ostatnich 2 latach napływ kokainy do Europy wzrósł o jedną trzecią. Najczęściej szmuglowana jest z Ameryki Południowej z użyciem łodzi podwodnych.
Ostatnio szmugiel południowo-amerykańskiej kokainy dociera de Europy głównie przez porty w hiszpańskiej Galicji oraz holenderski Rotterdam i belgijską Antwerpię.
W samej Antwerpii w 2022 roku policja przechwyciła 110 ton kokainy i nie dawała rady spalać jej z braku dostatecznej ilości pieców. W reportażu o narkobiznesie BBC powołuje się jednak na szacunki, zgodnie z którymi to zaledwie jedna dziesiąta całej kokainy, która przypływa do Antwerpii i Rotterdamu, skąd rozwożona jest po całej Europie.
W styczniu tego roku na ulicy w Antwerpii doszło do rzadkiej wcześniej strzelaniny między gangami narkotykowymi, w której zginęła przypadkowo 11-letnia dziewczynka. Belgijski minister sprawiedliwości musiał zaś wyprowadzić się z mieszkania do specjalnie chronionej tajnej kwatery, bo policja znalazła pod jego domem zaparkowane auto z bronią palną. Prawdopodobnie gang szmuglerów planował go zabić lub porwać.
- Przegrywamy z tsunami kokainy, nie mamy z nimi szans – mówi w rozmowie z BBC celnik w portu w Antwerpii.
- Są potężniejsi niż wcześniej i silniejsi niż my, stróże prawa – przyznaje dziennikarzowi brytyjskiej stacji belgijski komisarz policji antynarkotykowej Michel ClaiseClaise. – Operują takimi sumami, że kupują każdego: tragarza, policjanta czy celnika.
Paczka pasty kokainowej wielkości cegły kosztuje w porcie w Galicji czy w Belgii ok. 30 tysięcy euro. Cena oczyszczonej i sprzedawanej na ulicach europejskich miast kokainy wzrasta kilkakrotnie. Czasem opuszcza ona laboratoria jako 95-procentowy bielutki proszek, czasem jako „ochrzczona", czyli rozpuszczona i zmieszana z kofeiną, glukozą lub środkami znieczulającymi, co daje jeszcze większe zyski. Niedawno hiszpańska policja odkryła w mieście Pontevedra laboratorium rafinujące pastę kokainową zdolne do wyprodukowania 200 kg czystej kokainy dziennie.
Tajne stocznie w kolumbijskiej dżungli
Policje w Europie, a szczególnie hiszpańska, wiedzą, że duża część szmuglu narkotykowego dociera do Europy w ładowniach amatorskich łodzi podwodnych budowanych w tajnych mini stoczniach w dżungli Kolumbii, Surinamu czy Gujany. Pierwsze takie domowej produkcji łodzie zaczęły wozić kokainę jeszcze w latach 90 ubiegłego wieku.
Budowali je w warunkach polowych, w lasach, wykwalifikowani inżynierowie, którym nikt nigdzie nie płaciłby lepiej. Łodzie miewają od 7 metrów do 23 metrów długości, są jedno- lub kilkuosobowe. Mogą wieźć od 1,5 do 6 ton kokainy. Robione są z drewna, włókna węglowego lub szklanego, a niekiedy ze stali. Niektóre zanurzają się na kilka metrów, inne płyną tuż pod powierzchnią z wieżyczkami obserwacyjnymi, wentylatorami lub peryskopami nad wodą. Jeszcze inne to bezzałogowe pojemniki w kształcie torpedy holowane na dużej głębokości przez statki handlowe lub rybackie i wyciągane na powierzchnię dopiero niedaleko celu podróży.
Jedną z takich 20-metrowych łodzi hiszpańska policja przechwyciła u wybrzeży Galicji i pojmała sternika oraz dwóch innych szmuglerów, którzy płynęli przez Atlantyk przez 27 dni i nocy. Łódź wypłynęła z brazylijskiej Amazonki na ocean, wiozła oprócz 3 ton kokainy wartej 150 mln euro, 20 tysięcy litrów paliwa. Trzej członkowie załogi przez prawie miesiąc płynęli w ciemnościach, w stałym hurgocie silnika na rufie, jedli sardynki w puszkach i batony energetyczne, załatwiali się do plastikowych torebek.
Ich misja spełzła na niczym w ostatniej chwili. Policja śledziła ich na oceanie, a kiedy kutry przybrzeżne sposobiły się zająć łódź u wybrzeży Galicji, szmuglerzy zatopili ją, w ostatniej chwili wydostali się na zewnątrz i zostali aresztowani. Policja łódź wydobyła i dziś jest wystawiona jako eksponat w akademii policyjnej w Awili.
Przechwycono 300 łodzi, przepłynęły tysiące
Przez 30 lat przechwycono dotąd po obu stronach Atlantyku albo u wybrzeży Pacyfiku (skąd płyną na północ do Meksyku i USA) ok. 300 takich łodzi, w samej Kolumbii 152. Ale policje brytyjska, portugalska i hiszpańska szacują, że kilku tysiącom udało się przepłynąć przez Atlantyk. Zostały później zatopione przez szmuglerów u wybrzeży Azorów, Wysp Kanaryjskich, Maroka lub Galicji po przeładowaniu kokainy na inne statki czy kutry, które dowoziły narkotyki do plaż lub do portu. Spoczywają na podwodnych cmentarzyskach na dnie oceanu, bo gangom nie opłaca się ich transportować z powrotem do Ameryki Południowej.
Jedna z nich, 23-metrowy „Posejdon", kosztowała ok. 10 mln dolarów, ale 5 ton kokainy, którą przewoziła, zwróciłoby koszt budowy z nawiązką. Tym razem się nie udało. Policja kolumbijska przejęła łódź przed jej ukończeniem w doku w dżungli na wybrzeżu Pacyfiku.