Jest około godziny 17. Zwijam się do domu, bo miało być palenie, a palenia nie było. Lekko wkurzona dostaję wiadomośc od rodziców, że dziś pora na przedświąteczne porządki. Chodzę zdenerwowana, ale za chwilę znikam w głąb swojego pokoju.
Za podwózkę kobieta chciała zapłacić porcją amfetaminy. Nie wiedziała jednak, że wsiadła do nieoznakowanego policyjnego radiowozu, a o podwiezienie poprosiła policjantów w cywilu...
Minionej nocy w Jaworznie 20-letnia kobieta zatrzymała samochód osobowy i poprosiła kierowcę o podwiezienie do Krakowa. Za kurs kobieta chciała zapłacić porcją amfetaminy. Nie wiedziała jednak, że wsiadła do nieoznakowanego policyjnego radiowozu, a o podwiezienie poprosiła policjantów w cywilu...
W poniedziałkowy wieczór tuż przed 23.00, policyjni wywiadowcy patrolowali centrum miasta. Gdy przejeżdżali ulicą Św. Barbary, zauważyli młodą kobietę, która „machając” ręką w ich kierunku, próbowała ich zatrzymać. Policjanci podjechali do niej i zapytali, czy mogą jej w czymś pomóc. Kobieta, nie wiedząc, że jest to nieoznakowany radiowóz, szybko wsiadła na tyłu samochodu i poprosiła kierowcę, aby podwiózł ją do Krakowa. Gdy usłyszała, że jest to nie możliwe, wyciągnęła z kieszeni woreczek z białym proszkiem i zaproponowała, iż w ten sposób zapłaci za kurs. To spowodowało, że policjanci okazali kobiecie swoje legitymacje służbowe i zatrzymali 20-letnią mieszkankę Krakowa. Stróże prawa znaleźli przy niej amfetaminę, z której mogła przygotować 40 dilerskich działek narkotyku. Zatrzymana usłyszała już zarzut posiadania środków odurzających. Krakowianka przyznała się do winy. Za popełnione przestępstwo wkrótce odpowie przed sądem. Grożą jej 3 lata więzienia.
Wciągnięcie było spontaniczne, w kiepskim humorze z powodu spiny z rodzicami, w domu w niewielkim pokoju, kilka dni przed świętami, bez wielkich oczekiwań, samotnie, aby zobaczyć jak to w końcu jest
Jest około godziny 17. Zwijam się do domu, bo miało być palenie, a palenia nie było. Lekko wkurzona dostaję wiadomośc od rodziców, że dziś pora na przedświąteczne porządki. Chodzę zdenerwowana, ale za chwilę znikam w głąb swojego pokoju.
Po pięcioletnim maratonie regularnej hiperwentylacji gandzi (najczęściej warszawskiej, niestety) do płuc wydawało mi się, że już zawsze będzie się świecił mały zielony neonik przed moimi oczyma. Nadszedł jednak czas, kiedy brak rutyny także stał się rytuną, ale tą jedyną, którą przyjęłam z entuzjazmem. Później jakoś tak wyszło, że nie było kiedy, albo za co, w każdym razie opaliłam już chyba cały zestaw fifek, jakie zalegały chałupie, zasiane niczym zalążki myśli. A potem nie wiedziałam dlaczego tak cholernie mi się dłużą te dwa miesiące przerwy, skoro nie jestem uzależniona...