Wreszcie, ale…

Komentarz Bogdana Jot do nowej ustawy o medycznej marihuanie.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

marihuanaleczy.pl

Odsłony

69

Media, zarówno te tradycyjne, jak i społecznościowe, ogłosiły sukces: wkrótce dołączymy do grona państw cywilizowanych i będziemy mieli medyczną marihuanę. Oczywiście, cieszę się ze wszystkimi, bo to jednak ruch do przodu, jednak zdecydowanie nie podzielam wielkiego entuzjazmu. Oto moje refleksje:

– na razie ustawa przeszła przez Sejm. Nie wiem, co się stało, że ośrodki decyzyjne wszystkich partii nakazały głosować na „tak”, ale nakazały. Ale już czytałem wypowiedzi posłów PO, że projekt im się w paru miejscach nie podoba, ale nie chcą już dłużej blokować prac w Sejmie i poprawki zostawiają na debatę w Senacie. Fantastycznie, szkoda tylko, że tej dyskusji nie przeprowadzili przez 8 lat swoich rządów, kiedy ze stuprocentowo koalicyjnym koalicjantem mieli większość w parlamencie, a w pałacu prezydenckim swojego człowieka. Poparcie dla idei MM ze strony pani Kopacz czy pana Arłukowicza brzmi mi teraz trochę obłudnie. No, ale dobrze, każdy ma prawo popełniać błędy i je naprawiać, szkoda, że zazwyczaj robi to wtedy, gdy niewiele już może (p. Kwaśniewski też jest w tej grupie). Poczekajmy zatem na rozwój wypadków w Senacie;

– można założyć, że Senat projektu nie odrzuci (co najwyżej zmodyfikuje), a prezydent podpisze. Co dalej? Przepisy wykonawcze. Te będą zapewne w gestii dwóch ministerstw: zdrowia oraz spraw wewnętrznych, może też sprawiedliwości (gdyby ktoś nie kojarzył: tego pod Ziobrą). Na całym świecie zawsze tak było, że społeczeństwo (bezpośrednio w referendum czy za pośrednictwem parlamentu) decydowało, że chce mieć dostęp do medycznej marihuany, a potem władza wykonawcza sypała piach w tryby. Zawsze. Nie widzę powodu, dla którego ludzie Radziwiłła mieliby iść chorym na rękę i ułatwiać im życie. Widzę natomiast powody, dla których ludzie Radziwiłła mieliby realizować swoje własne cele, które jak raz z interesem chorych są sprzeczne. Jeżeli się okaże, że widzę zbyt czarno, chętnie odszczekam;

– ustawa uchwalona, przepisy wykonawcze wydane (mam nadzieję, ze w ustawie będzie na to jakiś maksymalny – rozsądny – okres). Co dalej? Chory udaje się do apteki po marihuanę z receptą. Zaraz… z receptą? A skąd ją weźmie? Ilu lekarzy ma choćby blade pojęcie o działaniu kannabinoidów? Czy jest ich przynajmniej 1%? Szczerze mówiąc – wątpię. Tego nie wykłada się na żadnej polskiej uczelni medycznej, a na to, żeby poczytać coś po godzinach, polski lekarz nie ma ani czasu, ani sił, ani motywacji. Co z tego, że „teraz już będzie można”? Ani czasu, ani sił, ani motywacji od tego nie przybywa. Będziemy potrzebować wielu lat, żeby sytuacja się zmieniła w jakiś widoczny sposób. Przerabiali to (a właściwie wciąż przerabiają) Czesi. Niestety, ustawa to jeszcze nie wszystko;

– podobno* w ustawie jest zapis, że marihuana ma być „ostatnią deską ratunku”, czyli że będzie ją można przepisać dopiero po wyczerpaniu innych opcji terapeutycznych. Zapis idiotyczny, wymierzony przeciwko chorym, no ale wiadomo, że to nie o interes chorych tu chodzi. Wpadłem kiedyś na pomysł, żeby chory miał prawo nieleczenia się farmaceutykami i przejścia od razu do marihuany, o ile wpłaci jakąś urzędowo ustaloną kwotę „wykupu”, przekazywaną bezpośrednio na fundusz zasilający firmy farmaceutyczne: pieniądze i tak stracone, ale przynajmniej oszczędzi się organizmowi konieczności trucia się chemią;

– wszystkie przeszkody pokonane, pacjent idzie z receptą do apteki. Aptekarz dziś o marihuanie oczywiście nie ma pojęcia, ale szybko może się dokształcić, o wiele szybciej niż lekarz. Ale przecież nie za darmo. Poza tym, przechowując w aptece tak śmiertelnie niebezpieczną substancję (cytat z Radziwiłła), będzie musiał mieć sejf co najmniej tak samo solidny jak dla opioidów, co zrodzi dodatkowe koszty. Nie zapominajmy także o stresie u pracowników apteki. Zatem całkiem uzasadnione będzie, że do ceny hurtowej suszu aptekarz doda ze 100% narzutu. A cena hurtowa niska nie będzie, bo marihuanę będziemy importować z drogich krajów: z Holandii pewnie nie, bo nam za dużo nie dadzą, ale może z Izraela, a może z Kanady (nie wiem, z kim są dogadani ci, co pociągają za sznurki). Wliczając jeszcze koszt transportu (takie ładunki to chyba z uzbrojonymi konwojentami, nie?), mamy dość jasny obraz: zarabiający kilka razy mniej Polak będzie za marihuanę płacił co najmniej 2 razy więcej. Niektórych pewnie będzie stać, tak jak stać ich teraz na Sativex. Ale większość…? Mam nadzieję, że sądy w przyszłości będą brały pod uwagę wyłożone tutaj okoliczności łagodzące…

Jak napisałem, dobrze, że coś się ruszyło. Niestety, nie rozumiem powodów, dlaczego dotąd szło jak po grudzie, a tu nagle tylko Kempa i Ziobro byli przeciw. A zrozumienie powodów jest istotne, bo od nich zależy, czy to bardzo ułomne prawo będzie wkrótce zmienione ku pożytkowi chorych, czy chodzi właśnie o to, żeby zamknąć chorym gębę („przecież macie” – tak robią teraz dygnitarze z MZ z importem docelowym), ale żeby w rzeczywistości niewiele się zmieniło. Czas pokaże…

* Napisałem „podobno”, bo projektu ustawy nie znam. Kiedyś się zapoznawałem, analizowałem, do członków Komisji Zdrowia mejle słałem, ale naiwność mi przeszła – już nie mam złudzeń, że tu chodzi o jakąś merytoryczną dyskusję, o ważenie argumentów. Są po prostu poranne SMS-y z instrukcjami, jak głosować. Dlatego szkoda mi czasu na etapy pośrednie: tekst ustawy przeczytam, gdy już będzie ogłoszony w Dzienniku Ustaw (bo przecież nawet podpisany przez prezydenta jeszcze nie ma mocy prawnej i może się zdarzyć, że będziemy protestować z transparentami „Beata publikuj!„…)

Oceń treść:

Average: 9.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Retrospekcja

Będzie to próba powrotu do wydarzeń, z których część już została przezemnie zapomniana. z tego powodu, to co pamiętam zapisze jako fakty *fakt nr 1 Był to przełom lata/jesieni podwzględem pogody mniej więcej wrzesień/październik? fakt nr 2 Kartoniki były z pewnego źródła z tym czym trzeba(dalajlamy) fakt nr 3 Mój nastrój był wtedy dobry, podobnie jak mojej dziewczyny z tą różnicą, że ona czuła lekki respekt/obawy przed tripem. faktr nr 4 Wmiare jeszcze na "świeżo" nowe otoczenie tj: mieszkanie oraz miasto- przeprowadzka do mieszkania na studia

Po nabyciu kartonów, stoczyłem dyskusje z dziewczyną, kiedy odbędzie się degustacja :) . Postanowiliśmy, że akcja odbędzie sie na pół spontanie czyli w któryś z weekendów kiedy oboje stwierdzimy, że "dziś jest ten dzień".Zanim nastał, z gospodarczą wizytą odwiedzili nas rodziciele Anki. Najedliśmy się trochę strachu, kiedy wkładali jajka do lodówki z foliowym zawiniątkiem, prawie wogóle nie showanym. Ostatecznie sytuacja została zażegnana, a jakiś czas potem nadszedł wreszcie czas na konsumpcję. Ostatnie zerknięcie na zegarek i startujemy! papierki zarzucone jakoś 11:30.

  • 4-HO-MET
  • Etanol (alkohol)
  • Metoksetamina
  • Miks

Nastawienie pozytywne, ciemny pokój ze świecą, w mieszkaniu studenckim w Krakowie, tradycyjnie poświęcany psychodelicznym podróżom (dexojaskinia).

Pierwszy raz mieliśmy spróbować hometa. Substancja, o której długo czytałem, nareszcie zagościła w naszych skromnych progach, doniesiona przez pana listonosza.

Siedzimy wieczorem i postanawiamy spróbować co to ten 4-ho-met z głową robi. Gasimy światło, włączamy muzykę (Asura), zapalamy świecę i dzielimy dawkę. Odmierzamy z tripkompanem po ~20 mg 4-ho-meta i pod język, jak mxe.

Nie będę pisał tego raportu w tradycyjny sposób, z podziałem czasowym, T+x itd, chciałbym po prostu wylać z siebie myśli, które otaczają dzisiejszą noc z prorokiem i metoksetaminą.

  • LSD-25


Kochać! Żyć! Kochać!

czyli kolejny LSD trip-report, o który prosiliście ;)



Zażyte substancje: 4 browary, 1 drops (wisienka) i oczywiście

1 papier (Campbells)

Miejsce: domek letniskowy kolegi

Czas: overnight


  • Grzybki
  • Marihuana
  • Nikotyna
  • Piwo
  • Psylocybina
  • Tripraport

Totalny spontan, nieodpowiedzialność i szczypta głupoty.. Raz się żyje. Duży bałagan w głowie, wiele niewiadomych.. Ale mimo wszystko ogromne zaufanie do samego siebie, dosyć dobrze ograniam temat medytacji, doświadczeń mistycznych i psychodelików.

Z góry uprzedzam, że miejsca i ludzie obecni w mojej historii pozostaną anonimowe. Większe miasto, w którym byłem, będę nazywać Dużą i przechyloną literą  "M", a tę drugą pomniejszą miejscowość oznaczę analogicznie jej mniejszym odpowiednikiem - "m".