Ustawa o medycznej marihuanie to bubel. Najbardziej ucierpią chorzy (wywiad z Andrzejem Dołeckim)

Wskutek nowej ustawy ucierpią przede wszystkim pacjenci medycznej marihuany – mówi Andrzej Dołecki, który brał udział w pracach nad nowym prawodawstwem. Ekspert uważa, że czarny rynek będzie kwitł tak jak do tej pory. A wszystko przez kolosalne błędy w ustawie...

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Onet Wiadomości
Marcin Wyrwał

Odsłony

160

Wskutek nowej ustawy ucierpią przede wszystkim pacjenci medycznej marihuany – mówi były poseł i specjalista w zakresie medycznej marihuany, który brał udział w pracach nad nowym prawodawstwem. Ekspert uważa, że czarny rynek będzie kwitł tak jak do tej pory. A wszystko przez kolosalne błędy w ustawie...

  • Nowa ustawa skazuje pacjentów na leczenie się na czarnym rynku. Cena legalnego ekstraktu może być nawet trzykrotnie tańsza od nielegalnego. Kuracja może kosztować pacjenta nawet 50 tysięcy złotych
  • Kuracja dostępnymi odmianami medycznej marihuany może okazać się nieskuteczna ze względu na ich ograniczoną ilość
  • Według eksperta, błędna ustawa obciąży chorych ryzykiem utraty pracy, uniemożliwi prowadzenie auta i narazi na więzienie

Marcin Wyrwał: Od listopada będzie obowiązywała ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii w nowym brzmieniu. Będzie w niej dużo zmian dotyczących medycznej marihuany. Jak pan ją ocenia?

Andrzej Dołecki, prezes stowarzyszenia Wolne Konopie: To jest ustawa, która już niedługo okaże się kolosalnym bublem. Przede wszystkim uderzy w pacjentów medycznej marihuany, na początek cenowo. Jako że nie przewiduje hodowli konopi indyjskich w Polsce, trzeba będzie sprowadzać je z zagranicy. Niewiele firm kurierskich podejmuje się sprowadzania tego typu towaru, ponieważ on musi być transportowany w specjalnych warunkach i pod ochroną. W efekcie koszty uprawy za granicą plus koszty transportu i ochrony spowodują, że susz do produkcji leków będzie niezwykle drogi. Przewidujemy, że legalny susz z konopi będzie minimum dwukrotnie droższy od suszu na czarnym rynku.

Czarny rynek będzie kwitł w najlepsze

Czarnorynkowa cena grama marihuany w Warszawie wynosi około 50 złotych, w mniejszych miejscowościach może spaść do 25-30 złotych. Jaka może być cena za gram legalnego suszu sprowadzanego z zagranicy?

Przewidujemy, że 70-90 złotych. I to jest tylko cena suszu, a nie gotowego ekstraktu leczniczego. Przy tej cenie suszu, trzeba liczyć, że gram ekstraktu będzie kosztować 800-1000 złotych. Zakładając, że chorujący na nowotwór pacjent zużywa na kurację około 60 gramów ekstraktu, wychodzi nam około 50 tysięcy złotych. W tym samym czasie na czarnym rynku będzie można kupić tę samą ilość ekstraktu za 15-20 tysięcy złotych, bo tam każdy etap produkcji będzie odpowiednio tańszy. Ja już nie mówię o tym, że odpowiednio przeszkolony człowiek mógłby sam w domu zrobić dla siebie tę samą ilość ekstraktu za 6 tysięcy złotych, czyli prawie dziesięciokrotnie taniej niż cena państwowa oparta na bezsensownym imporcie. A gdyby uprawę i produkcję marihuany zatrzymać w kraju, można by opuścić cenę suszu do kilku złotych za gram.

A zatem obecna ustawa skazuje klientów na odpływ na czarny rynek, aby zdobywać susz po akceptowalnych dla siebie cenach?

Tak, zwłaszcza że ustawa nie przewiduje systemu monitorowania tego, co dzieje się z suszem. To oznacza, że nagminnie będzie dochodzić do sytuacji, w których pacjent będzie dostawał receptę na dwa lub trzy gramy, które będzie mógł legalnie posiadać. Na tę receptę będzie dokupował na czarnym rynku tańszą marihuanę, byle jej ilość nie przekraczała dawki z recepty. To, że receptę wystawiono w 2017 roku, a będzie 2020, nie będzie miało żadnego znaczenia, co jest kolejnym błędem tej ustawy. Wystarczy posłuchać mediów, żeby wiedzieć, że na ulicy coraz częściej można kupić marihuanę doprawianą chemicznymi środkami niewiadomego pochodzenia.

Dlaczego nowa ustawa nie przewiduje produkcji suszu z marihuany produkowanej na miejscu, co przecież zniszczyłoby czarny rynek?

To bardzo dobre pytanie, zwłaszcza że ustawodawstwa wszystkich europejskich krajów przewidują właśnie uprawy krajowe. Moja sugestia jest taka, że doszło do lobbingu na dużą skalę na rzecz podmiotów zagranicznych, które po prostu będą na tym zarabiać. Generalnie, problem z tą ustawą jest taki, że politycy zupełnie nie orientują się w zagadnieniach w zakresie których tworzą prawo.

W jakich sferach się nie orientują?

Podam dwa przykłady. Przy okazji dyskusji o wartościach granicznych narkotyków, do których karano by grzywną, ustalono, że grzywny będą płacić osoby, przy których policja znajdzie do 5 gramów marihuany, do grama haszyszu i między innymi do grama LSD. Nikt z prawodawców nie miał jednak pojęcia, że gram czystego LSD to jest około 50 tysięcy dawek. Wystarczy na całe miasto. Na szczęście, zauważyliśmy ten błąd i zwróciliśmy na to uwagę ustawodawcy przed wprowadzeniem ustawy. Drugi przykład obnażający ignorancję polityków w tym zakresie wyniknął podczas prac nad obecną ustawą. Jeden z członków sejmowej komisji zdrowia poinformował nas, że bierze pod uwagę trzy kraje, z których może być sprowadzany susz z konopi indyjskich: Izrael, Holandia i Indie. Pierwsze dwa kraje nie wzbudziły naszego zdziwienia, bo są tam duże koncerny, które się tym zajmują. Ale w Indiach takich koncernów po prostu nie ma. Na nasze pytanie o Indie, on odpowiedział: "No przecież to konopie indyjskie". Wtedy zorientowaliśmy się, z jakimi asami mamy do czynienia. To jest ten sposób rozumowania, który każe człowiekowi szukać świerku syberyjskiego na święta na Syberii.

Ignorancja polityków odbije się jedynie na cenie leczniczej marihuany?

Nie, co gorsza odbije się także na jakości leczenia. Bo pamiętajmy, że w przypadku różnych chorób przewlekłych należy stosować różne odmiany. Ostatnio na naszej konferencji pojawił się naukowiec z Izraela, który w swoim laboratorium hodował komórki nowotworu glejaka i nowotworu płuc. Traktował je dwiema różnymi odmianami marihuany. Odmiana A niszczyła glejaka w 80 procentach, ale odmiana B tylko w 10 procentach. Za to odmiana B niszczyła w 80 procentach nowotwór płuc, a odmiana A tylko w 10 procentach. Nasza propozycja uwzględniała takie badania. To była propozycja ekspercka, bo my się po prostu na tym znamy. To wszystko zostało w nowej ustawie pominięte. Dlatego pacjent będzie kupował marihuanę w zaledwie trzech standardowych odmianach, de facto nie wiedząc, co się nią leczy. Tymczasem odmian marihuany są dziesiątki. Niestety, ta ustawa jest przygotowana typowo pod biznes z koncernami, a znacznie mniej pod realne leczenie.

Wiedza lekarzy o marihuanie jest mała

Politycy słabo orientują się w temacie marihuany. Ale co z lekarzami, którzy już niedługo będą przepisywali leki na bazie tej rośliny?

Tu nie jest dużo lepiej. I to jest kolejna słabość tej pisanej na kolanie ustawy, która nie przygotowuje lekarzy na to, z czym za chwilę będą mieć kontakt. To my jako organizacje pozarządowe będziemy musieli się zaangażować w edukację lekarzy, a na tym polu takich organizacji jest bardzo mało. Wiedza lekarzy o marihuanie i związanej z nią problematyce jest tak mała, że będziemy musieli zaczynać od podstawowych rzeczy: czym różni się CBD od THC lub czym różni się pacjent od dealera lub kogoś, kto będzie chciał to po prostu wyłudzić. A do tego wszystkiego dochodzą komplikacje prawne.

Jakiego rodzaju?

W ustawie znajdują się dwa załączniki, z których pierwszy wymienia wszystkie zabronione substancje narkotyczne, które nie mają żadnego innego wykorzystania, natomiast drugi mówi o substancjach, które mogą być wykorzystane także w celach medycznych bądź naukowych. Dlatego heroina znajduje się w załączniku pierwszym, ale już morfina w drugim, ponieważ ma także zastosowanie medyczne. Tymczasem marihuana znajduje się w obu załącznikach. To jest całkowicie błędny artykuł, bo proszę sobie wyobrazić żołnierza, który uzyskał pozwolenie na używanie konopi indyjskich w celach leczniczych, bo na przykład cierpi na astmę, albo na zespół stresu bojowego i nic innego mu nie pomaga. Według ustawy będzie jednocześnie przestępcą, któremu należy natychmiast zabrać broń i wydalić ze służby, i legalnym pacjentem.

Zastanawiam się, jak nowa ustawa zadziała w więzieniach, gdzie narkotyki są osobnym problemem.

W ogóle nie zadziała. Znam plantatora, który został złapany na uprawie marihuany. Dostał wyrok skazujący wraz z poleceniem stawienia się do więzienia we wrześniu tego roku. Ten człowiek wystosował jednak do Centralnego Zarządu Służby Więziennej pismo, w którym wyjaśnia, że jest medycznym pacjentem marihuany w Niemczech, gdzie akurat pracował. Pozwolenie na używanie marihuany miał zatem w całej strefie Schengen, do której należy Polska. W reakcji zarząd odroczył mu odsiadkę na dwa lata, ponieważ nie ma pojęcia co zrobić z takim więźniem. Prawo każdego kraju stawia ochronę życia przed innymi prawami, więc gdyby odmówiono mu przyjmowania medycznej marihuany w więzieniu, ten człowiek wygrałbym sprawę w Strasburgu.

Władze więzienia nie są w stanie stworzyć mu warunków do przyjmowania marihuany w zakładzie karnym?

Nie, ponieważ nie ma żadnych procedur po pierwsze na sprowadzanie, a po drugie na podawanie pacjentom marihuany. Abstrahuję od tego, że w tak specyficznym miejscu jak zakład karny informacja, że jeden z więźniów legalnie przyjmuje narkotyk, może nieść za sobą określone konsekwencje wśród innych więźniów, łącznie z buntem. Dlatego wolą odroczyć mu odsiadkę na maksymalny okres dwóch lat, licząc, że po tym czasie system prawny okrzepnie na tyle, że zostaną wyrobione dla tego człowieka i jemu podobnych odpowiednie procedury.

Tak się pan staje przestępcą

A jak będzie z prowadzeniem auta w przypadku medycznych pacjentów marihuany?

Według nowej ustawy mogą pożegnać się z prowadzeniem. Dam porównanie z alkoholem. Jeżeli policja wykryje u pana do 0,2 promila alkoholu we krwi to może pan jechać dalej, od 0,2 do 0,5 promila jest pan po użyciu, więc popełnia pan wykroczenie, a powyżej 0,5 promila staje się pan przestępcą. Według nowej ustawy prowadzenie z jakąkolwiek ilością marihuany w organizmie jest przestępstwem, a to niesie za sobą poważne konsekwencje. Bo jeśli pan użył marihuany w celach medycznych w poniedziałek, a tydzień później zatrzyma pana policja, to wykryje w pana organizmie śladowe ilości marihuany, mimo że od wielu dni marihuana nie ma żadnego wpływu na pańskie zdolności psychomotoryczne. I tak staje się pan przestępcą. Jeśli przyjąć, że w testowanej przez policję ślinie ślady marihuany utrzymują się przez 8-9 dni, a w krwi powyżej miesiąca, to według nowej ustawy pacjent, który musi przyjmować marihuanę raz na kilka dni, w ogóle nie może prowadzić auta.

A co z limitami dawek marihuany w organizmie ludzi, którzy są w pracy?

Nowa ustawa także ich nie określa. Dlatego wykrycie jakiejkolwiek ilości marihuany w ślinie czy krwi naraża medycznego pacjenta na utratę pracy. Prawnie to może mieć poważne konsekwencje, także na szczytach władzy. Załóżmy zupełnie hipotetycznie, że prezydent Polski jedzie do Holandii, gdzie mer Amsterdamu częstuje go jointem. Choć w Holandii wszystko będzie legalne, to nawet po jednym zaciągnięciu się, przekraczając granicę Polski, prezydent natychmiast stanie się przestępcą. Oczywiście, nie sądzę, by obecnemu prezydentowi zdarzyła się taka przygoda, ale niektórych polityków, nie mówiąc o urzędnikach niższej rangi, taka ustawa może realnie dotknąć.

Czy ta ustawa zmieni cokolwiek w sensie pozytywnym?

Tak, ona przede wszystkim zmieni mentalność sędziów. Nie będą już uznawali marihuany za narkotyk, ale za lek. A to oznacza, że chorzy ludzie w końcu będą mogli leczyć się bez ryzyka, że skończą w więzieniu. Szkoda, że ta sama ustawa zepsuje rynek medycznej marihuany. Naprawa tego rynku będzie niezwykle trudna.

Oceń treść:

Average: 6 (2 votes)

Komentarze

mol (niezweryfikowany)
Nie potrafię odnaleźć wspomnianej ustawy [nowelizacji ustawy/ rozporządzenia ją zmieniającego] na oficjalnych stronach rządowych. Czy mógł bym prosić o pomoc w jej odnalezieniu?
Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Gorący, parny letni wieczór/noc. Wszystko, czego potrzeba do szczęścia, czyli --> ja, kwas i las!

20:15 – Intoksykacja. Jeszcze w domu, kartonik trafia tam gdzie czuje się najlepiej, a więc pod mój język. Trwają ostatnie przygotowania – zgrywanie muzyki na mp3, pakowanie prowiantu i śpiwora do plecaka.
Pół godziny później zakładam plecak i dziarsko wychodzę – humor dopisuje, co jest zapewne już pierwszym efektem zażytej substancji.

  • Dimenhydrynat

Do apteki doszedlem przez przypadek. Wracajac z uczelni mialem wstapic do monopolowego po 250,

ale ze akurat jestem na srodkach uspokajajacych,ktore mi sie skonczyly trafilem do farmaceuty.

Kupilem "valeriane" spojrzalem na fundusze, krotka walka z wlasnymi myslami i zakupilem 3

opakowania Aviomarinu-15 sztuk. Pomyslalem, ze moze byc ciekawie jak na pierwszy raz. Wrocilem

do domu , wypilem herbate,pozegnalem sie z rodzina i ruszylem do kumpla. W drodze wszystko

  • Inne

tym razem jadę na całego: ujawniam czas, miejsce, adresy i ilustracje:





w ostatni dzień 2002 zapadło mocne Postanowienie. troszkę dziś sobie obniżę ciśnienie i nie tylko wewnątrzgałkowe!!





11:00 set & setting




  • Yerba mate

zrobiłem, wypiłem, było fajnie

randomness