W pierwszym półroczu br. na legalną "trawkę" wydano 135,6 mln zł - wynika z danych firmy PEX dla Rynku Zdrowia. To prawie tyle, ile w całym 2023 roku. Wartość zakupionej marihuany w ostatnich dwóch latach wzrosła o 1114 proc. Samorządy lekarzy i farmaceutów winą za zwiększoną konsumpcję obarczają tzw. receptomaty.
60,6 tys. działek suszu marihuany kupili Polacy tylko w czerwcu br. Dla porównania - w czerwcu 2023 r. - 20,9 tys., a w czerwcu 2022 r. - 6,6 tys. W pierwszym półroczu sprzedano 279,4 tys. działek (284,8 tys. w całym 2023 r.) - czytamy w danych firmy analitycznej PEX przygotowanych dla Rynku Zdrowia.
Jeżeli chodzi o wartość sprzedaży marihuany z aptek, to w czerwcu br. wyniosła ona 31,8 mln zł (w czerwcu 2023 r. - 13 mln zł, w czerwcu 2022 r. - 3,1 mln zł). Trend wzrostowy był także zachowany w lipcu br., bo sprzedano "trawkę" o wartości 33,6 mln zł. W pierwszym półroczu br. Polacy wydali na susz prawie tyle samo, co w całym ubiegłym roku (135,6 mln zł w porównaniu do 143,3 mln zł) oraz prawie cztery razy tyle, co w całym 2022 r. (36,9 mln zł). Wartość sprzedaży pomiędzy czerwcem 2024 r. a czerwcem 2022 r. wzrosła o 1114 proc.
Z wypowiedzi zarówno przedstawicieli Naczelnej Izby Lekarskiej, jak i Naczelnej Izby Aptekarskiej wynika, że za tak dynamiczny wzrost konsumpcji odpowiedzialne są firmy zatrudniające medyków do wystawiania preskrypcji na marihuanę z aptek (pot. receptomaty). Liczne reklamy przedsiębiorców zamieszczane głównie w mediach społecznościowych głoszą, że uzyskanie recepty na susz może trwać raptem kwadrans. I choć przedstawiciele branży konopnej przekonują, że zwiększona sprzedaż to wynik podnoszącej się świadomości z zakresu samoleczenia u pacjentów oraz większej dostępności "klinik konopnych", to niektórzy farmaceuci oceniają to zjawisko zgoła inaczej.
- W aptece nie mamy żadnych możliwości odmówić poprawnie wystawionej e-recepty. Często jest tak, że "pacjenci" śmieją się nam w twarz i uważają, że jesteśmy tak tępi, że myślimy, że naprawdę są chorzy i potem to opisują w internecie - napisała farmaceutka Marta Trafidło w mediach społecznościowych.
Zarówno NIL, jak i NIA, już na etapie prekonsultacji do projektu Ministerstwa Zdrowia, mającego wprowadzić obostrzenia w zdalnym przepisywaniu niektórych substancji uzależniających, apelowały o uwzględnienie marihuany na liście załączonej do tego aktu prawnego. Na łamach Rynku Zdrowia opisywaliśmy, że w wersji projektu oddanego do konsultacji publicznych "zioło" jednak wypadło z listy.
- Projekt rozporządzenia oddany do konsultacji publicznych różni się od tego, który ocenialiśmy w ramach prekonsultacji. Chcemy wiedzieć, dlaczego z listy substancji objętych obostrzeniami usunięto marihuanę. Przecież największy biznes tzw. receptomaty robią właśnie na tej substancji, a nie np. na fentanylu - mówił nam Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy NIL.
W poniedziałek (26 sierpnia br.) ma zostać wysłane oficjalne stanowisko Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej w tej sprawie. Jakub Kosikowski przyznaje nam, że w ostatnim czasie centralna jednostka samorządu otrzymywała liczne pisma od medyków pracujących w "receptomatach", zatroskanych o dostępność marihuany dla pacjentów, w związku z zapowiedzianymi ograniczeniami.
Od niektórych lekarzy słyszymy, że skoro państwo przymyka oko na tak olbrzymią konsumpcję marihuany, to powinno ją zalegalizować, a nie pozwalać na to, by medycy byli traktowani prawie jak dilerzy narkotyków.