Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

lsd - abstrakcja egzystencji

detale

Chemia:

lsd - abstrakcja egzystencji

Ilość: 1 kartonik

Doświadczenie: alkohol, amfetamina, dxm, amanita muscaria, marihuana

Wiek: 21 Waga: 76 kg

S&S: Zawsze chciałem spróbować kwasu jednak nigdy nie trafiła się okazja, lecz moja wspaniała przyjaciółka sprezentowała mi na święta malutki, niepozorny kartonik. Byłem podekscytowany.

Zarzuciłem go o godzinie 16 i oglądaliśmy telewizje, wieczorem miała się zacząć większa impreza.

Po około godzinie zaczęły się niesamowite napady śmiechu, każda najgłupsza rzecz doprowadzała mnie do łez, gdy kumpel założył skórę łosia na siebie nie umiałem przestać się śmiać. Ta śmiechówa trwała z jakąś godzinę. W międzyczasie Nać (moja przyjaciółka) puściła wdzięczną bajkę „Chowder”, doszukiwałem się w niej drugiego dna i stwierdziłem że tak psychodeliczną bajkę mogą stworzyć tylko jakieś ćpuny. Po jakimś czasie zaczęli schodzić się ludzie, niesamowicie raziły mnie w oczy jaskrawe ubrania, każde paski czy wzorki wręcz świeciły intensywnym kolorem a później zamieniały się miejscami i krążyły na tych ubraniach. W pewnym momencie zdziwiłem się, kto zgasił światło? Nikt, światło przygasało prawie do ciemności a potem rozpalało się tak że nie mogłem spokojnie udawać że tego nie zauważam. Nie mogłem uwierzyć że nikt tego nie zauważa. Ten efekt utrzymywał się już w sumie do końca. Próbowałem się skupić by prowadzić normalną rozmowę lecz przychodziło mi to z trudem, wszystko zmieniało swój kształt, twarze osób wykrzywiały się w śmieszny sposób, sufit się wybrzuszał co niejednokrotnie powodowało śmiech gdy zasłaniałem się by mnie nie uderzył.

Po bliżej nieokreślonym czasie Nać stwierdziła że musi iść po coś do innego domu, poszedłem z nią, całkowita zmiana otoczenia. Światło latarni było tak rzeczywiste że wręcz fizycznie dotykało ziemi, miałem uczucie że mogłem je chwycić, śnieg błyszczał w nienaturalny sposób, Każde płatek śniegu miał w sobie coś co wydzielało światło, niesamowite uczucie. Gdy weszliśmy między drzewa przystanąłem. Nie chciałem dopuścić do siebie wiadomości że zza każdego drzewa wyszedł jakiś człowiek, można ich było liczyć w setkach i każdy odszedł w swoją stronę. Byłem tym zszokowany lecz po jakimś czasie idąc coraz głębiej przestały mnie zadziwiać te dziwne istoty, po prostu było ich za dużo.

Nie czułem zimna mimo naprawdę niskiej temperatury, nie obawiałem się niczego, czułem niesamowitą więź z otaczającym mnie światem. Gdy wróciłem usiadłem w fotelu zmęczony tymi wszystkimi obrazami i zamknąłem na chwile oczy. Pojawiły się niesamowite fraktale, po nich zaczęły się ujawniać niesamowite zielone mapy geologiczne( chyba tak to mogę nazwać) która poruszyły mnie dogłębnie, była to poezja.

Jedna rzecz która mnie męczyła to dziwne skurcze mięśni i niemożność usiedzenia w miejscu w bezruchu. Gdy byłem zmęczony kreska fety postawiła mnie nogi, myślałem że wszelkie efekty kwasu miną, jednak nie, wszystkie kolory były tak samo wyraziste jak wcześniej, niesamowite uczucie.

Później zajaraliśmy, zaczęły się głębokie rozmowy z kumplem na temat materializmu, a jego bluza nadal zamieniała się kolorami i przestawiała wzorami. O godzinie 4 nad ranem położyłem się spać, a cienie dalej tańczyły swój taniec.

Ocena: 
chemia: 

Odpowiedzi

Fajnie, pozazdrościć lotu. Sam chętnie bym wrzucił kartonik, ale jakoś w moim otoczeniu to rzadkość. Dobrze się bawiłeś, gratuluję!

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media