Witam wszystkich, to mój pierwszy wpis i proszę o wyrozumiałość. Pisze go dla przestrogi przed syntetycznymi kannabinoidami. Z braku mj wziąłem od znajomego trochę czegoś do palenia z syntetykow (niestety nie wiedział jak się to nazywa).

Leczy się, ale życie na antyretrowirusach to - jak mówi - koszmar. Chudł, nie mógł jeść, był wyczerpany, słaby. Aż spróbował marihuany. Poczuł się lepiej, ale teraz grozi mu długa odsiadka.
Marian od 25 lat jest nosicielem HIV. Leczy się, ale życie na antyretrowirusach to - jak mówi - koszmar. Chudł, nie mógł jeść, był wyczerpany, słaby. Aż spróbował marihuany. Poczuł się lepiej, ale teraz grozi mu długa odsiadka.
Zaraziłem się w 1994 roku. Z głupoty. Po pijanemu. Terapię zacząłem kilka lat później, kiedy wróciłem do kraju. Mieszkałem we Francji, we Włoszech - mówi Marian. Temu czterdziestosiedmioletniemu mężczyźnie przychodzi to ciężko. Walczy, by się nie rozpłakać. Wydaje się, że przerasta go cała ta sytuacja: sąd, oskarżenia o posiadanie narkotyków. I to znacznej ich ilości. Związana z tym groźba długoletniego więzienia.
I jeszcze osobista tragedia. Niedawno zmarła bliska mu osoba. Być może jedyna, która wierzyła w niego i wspierała do samego końca.
Jego proces rozpoczął się właśnie w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy; to już drugie postępowanie w tej sprawie. Pierwsze zostało przerwane, kiedy sędzia przed wydaniem werdyktu skierowała bez wiedzy stron pismo do prokuratury, w którym uznała winę oskarżonego.
Obrońca wniósł wtedy o wyłączenie sędzi z orzekania w tej sprawie. Proces rozpoczął się od nowa. I nowa jest też sędzia.- Nikomu nie życzę piekła, które teraz przechodzę - mówił Marian na sali sądowej podczas ostatniej rozprawy.
- Co jest tym piekłem - postępowanie czy pana stan zdrowia? Bo nie rozumiem- zapytała sędzia Katarzyna Chart.
- Nie mam możliwości zdobycia, posiadania takiej marihuany, jaką mi zabrano, skonfiskowano - oskarżony rozkłada ręce.
Ktoś szepnął policji, że pan Marian w swoim mieszkaniu w centrum Bydgoszczy prawdopodobnie może mieć narkotyki. No to policjanci przyszli. Zapukali do drzwi. Otworzył, powiedział, co i jak. Przecież i tak by wszystko znaleźli.
- Pan Marian wskazał dokładnie, gdzie znajdowały się rośliny, konopie „inne niż włókniste”, gdzie przechowywał susz - wyjaśniał w sądzie policjant. Został wezwany na świadka w tej sprawie.
Otóż dwie doniczki z krzaczkami konopi znajdowały się w szafie*. Szafa była dobrze wentylowana, wewnątrz zainstalowane zostało oświetlenie.* Wszystko fachowo przygotowane. Pielęgnacja konopi to całkiem poważne wyzwanie. Nie urosną bez stworzenia im specjalnych, cieplarnianych warunków. Albo wyrosną, ale cherlawe i nienadające się do niczego. Susz, czyli gotowa do użytku marihuana, był schowany w drugim pokoju, w kredensie.
Policjanci skrzętnie zanotowali, ile tego narkotyku się znajdowało w mieszkaniu pana Mariana. I być może, gdyby na samych żywych roślinach się skończyło, sprawa nie zrobiłaby się aż tak poważna. Policjanci zważyli „maryśkę” i wyszło im, że brutto tego towaru nazbierało się 109 gramów. W policyjnych i prokuratorskich realiach to ilość wręcz dilerska, a w każdym razie „znaczna”. Za taką uważają śledczy ilość wystarczającą do odurzenia kilkudziesięciu osób. A, że odurzyć można się już zapalając susz o wadze jednego grama...
Rzecz w tym, że *panu Marianowi nie o odurzanie się chodziło*. - Stosuję terapię antyretrowirusową - wyjaśnia. - To ciężka terapia. Człowiek nie ma na nic siły stosując te leki, gorączkuje, ma biegunki. Dlatego w wielu krajach wspomaga się tę terapię marihuaną, która niweluje te dolegliwości. Z tym, że ja nie miałem szans na import celowy leków z medyczną marihuaną. Pozostało mi ratować się na własną rękę.
Marian pyta: „Czy ja wyglądam jak narkoman?” W sądzie tłumaczy, że od kiedy zaczął stosować preparat z konopi, jest zdrowszy. Zaczął nawet prowadzić własną firmę. To pozwala mu z kolei stosować zalecaną w terapii dietę wysokobiałkową, która do najtańszych nie należy.
Jest pod stałą opieką lekarzy. Udział w programie terapii antyretro wirusowej to nie klub, z którego można wypisać się z dnia na dzień. Od tej terapii zależy życie.
Z innymi nosicielami, z pacjentami, których życie mija w cieniu HIV, spotyka się w przychodni. Te rozmowy, jak podkreśla, prędzej czy później i tak schodzą na temat wyników. Pacjenci wyciągają wyniki badań. A tam dane z morfologii krwi, poziomy przeciwciał.
- Kiedy czekamy na wizytę u lekarza, wychodzimy przed przychodnię, żeby nie siedzieć w środku. Wiadomo, każdy mówi o sobie, ale też pyta się tego, czy innego: „Jak tam twoje wyniki?”. Kiedy ktoś mówi, że poziom jego limfocytów CD3/CD8 wynosi 600 - to już jest dobrze. Ktoś inny mówi, że ma 800, to już jest rewelacja. A kiedy ja mówię, że ma 1300, to się pytają, jak ja to zrobiłem?
Marian jest przekonany, że wyniki badań poprawiły mu się znacząco, od kiedy sięgnął po marihuanę.
- W USA terapię antyretrowirusową wspomaga się marihuaną, taka jest powszechna praktyka. U nas lekarze do tego różnie podchodzą, ale o leki zawierające lecznicze THC trudno. Lekarka powiedziała mi, że import celowy takiego leku to jest procedura nie do przebrnięcia. Miałem wybór - nie robić nic, albo ratować swoje zdrowie - mówi.
Twierdzi, że u niego specjalistyczna terapia lekami hamującymi rozwój wirusa HIV w organizmie miała wiele efektów ubocznych. - Gorączkowałem, miałem biegunki, chudłem. W pewnym momencie ważyłem tylko 45 kg. Teraz mam ponad 70 kilo. Do tego wieczne osłabienie, łapałem przeziębienia, nie mogłem spać, miałem koszmary senne. Marihuana sprawiała, że mogłem normalnie funkcjonować. Miałem większą chęć życia.
- Marihuana nie powoduje, że człowiek czuje się upodlony - przekonuje Marian.
Na sali rozpraw w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy padło pytanie, czy oskarżony kiedykolwiek zaopatrywał się w „trawkę” u ulicznych handlarzy, dilerów.
- Nie pozwoliłbym na to, żeby na mojej chorobie zarabiali bandyci i przestępcy - zapewnia. - Dlatego właśnie sam uprawiałem konopie. Kupowałem nasiona przez internet. To specjalnie wyselekcjonowane odmiany. Każda ma nieco inne właściwości. Jeden gatunek konopi uspokaja, inny dodaje energii, jak na przykład Power Plant. Dzięki stosowaniu konopi poczułem się lepiej, zyskałem apetyt, miałem lepsze samopoczucie, lepiej spałem. Możliwe, że bez marihuany już bym nie żył.
Przyznał jednak, że *raz spróbował „towaru” z ulicy.*
- To było bardzo kiepskie, niskiej jakości, miało mało wspólnego z marihuaną.
W procesie Mariana reprezentują obrońcy, adwokaci Michał Hinc i Stelios Alewras, prawnik współpracujący ze stowarzyszeniem na rzecz racjonalnej i efektywnej polityki narkotykowej Wolne Konopie.
Obrońcy wnioskowali na sali rozpraw o powołanie biegłych, którzy mogą się wypowiedzieć na temat efektów stosowania marihuany w terapii nosicieli HIV.
Jednym z nich miałaby być dr nauk medycznych Dorota Rogowska-Szadkowska z Zakładu Medycyny Rodzinnej i Pielęgniarstwa Środowiskowego Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, która współtworzyła jeden z pierwszych w Polsce oddziałów dla osób z HIV/AIDS, członkini honorowa Polskiego Towarzystwa Naukowego AIDS.
Powołaniu tego biegłego sprzeciwił się jednak oskarżyciel w procesie, prokurator Jarosław Głowacki. Wskazywał, że w jego opinii sąd nie jest zobowiązany powołać w sprawie konkretnego biegłego, którego powołanie sugeruje, czy ten wprost wskazuje strona postępowania.
Co istotne jednak, prokurator zaznaczał: - Nie kwestionuję faktu, że marihuana pomagała oskarżonemu.
Mec. Stelios Alewras powtórzył następnie wniosek o powołanie eksperta, tym razem wskazując ewentualnie możliwość wezwania doktora Jerzego Jarosza z Przychodni „Cannabis” w Warszawie.
- Takich spraw zaczyna pojawiać się coraz więcej w sądach karnych, bo powszechniejsza jest wiedza w zakresie medycznych właściwości preparatów z konopi, które jednocześnie są uznane za środek odurzający - mówi adwokat Alewras. - W związku z tym znajdujemy się w sytuacji, kiedy posiadanie czegoś, co jest lekarstwem, jest dopuszczone do obrotu, ale w tym obrocie nie występuje, jest zakazane i za to *grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności*.
- Jeżeli chodzi o wytwarzanie, to kara jest bardziej surowa i może za taki czyn grozić aż do 10 lat więzienia - dodaje z kolei mec. Michał Hinc. - W przypadku naszego mandanta mamy więc pewnego rodzaju problem. Osoba ta chcąc się leczyć, musi wytwarzać , a zarazem również posiadać, środek odurzający, który jemu ratuje życie. A jest to zagrożone pod rygorem bardzo ostrej kary. Dochodzimy do sytuacji, gdzie coś, co życie ratuje, może powodować bardzo poważne konsekwencje prawne, łącznie z osadzeniem w tymczasowym aresztowaniu, czy później finalnie w zakładzie karnym.
Panu Marianowi prokuratura zarzuca posiadanie znacznej ilości substancji odurzających. Adwokaci podkreślają, że ich klient stanął przed wyborem - albo działać zgodnie z prawem i narażać się na sku-tki uboczne terapii antyretrowirusowej, takie jak chudnięcie, biegunki, bóle głowy, ciężkie stany psychiczne, problemy z zasypianiem, albo działać wbrew prawu.
- Nasza linia obrony jest od początku taka sama. Mamy do czynienia z czynem zabronionym, który z uwagi na brak szkodliwości społecznej nie może być przestępstwem. Bo przestępstwem jest tylko taki czyn zabroniony, w którym istnieje szkodliwość społeczna - wnioskuje Alewras. - A stwierdzenie, że ktoś leczy siebie i jednocześnie szkodzi społeczeństwu, wydaje się być dosyć wątpliwe z punktu widzenia logiki.
Marian przez siedem lat był na zasiłku. Nie stać go było wówczas na to, by wypełniać wszelkie zalecenia lekarskie związane z terapią.
- Muszę stosować dietę wysokobiałkową - mówi.
Twierdzi, że to dzięki temu, że raz, dwa razy dziennie pozwalał sobie na zapalenie skręta z suszem konopi, zdołał stanąć na nogi. Założył firmę, a własna działalność gospodarcza zaczęła przynosić zyski. Wrócił do szkoły, gdzie kontynuuje przerwaną przed laty naukę.
Na pytanie sędzi, dlaczego postanowił się uczyć, odpowiedział, że powód był prozaiczny. W urzędach i, na przykład w bankach - spotykał się ze zdziwieniem - jak to, człowiek mający ledwie podstawowe wykształcenie prowadzi działalność gospodarczą?
- Jestem dumny i zadowolony z siebie, z samego faktu, że zacząłem ponownie edukację. To już mój duży sukces - mówi.
- Do momentu, gdy zaczął stosować marihuanę, która wspiera terapię antyretrowi-rusową, był bardzo chudy, ważył 30 kilo mniej, nie był w stanie pracować, był osłabiony, senny i fakt, że pracuje, że funkcjonuje przez wiele lat, zawdzięcza właśnie stosowaniu preparatów z konopi - podkreśla Alewras.
Jak na marihuanową kurację reagowali lekarze?
- Jeden medyk powiedział, że powinienem się leczyć psychiatrycznie. Inni, ci bardziej liberalni, potwierdzają, że marihuana może pomagać. Raz, w Strassburgu, kiedy byłem na badaniu lekarz wprost zasugerował, żebym zapalił jointa.
Samopoczucie dobre, wieczór. Chęć odprężenia. Miasto, a później łazienka i wspólny pokój z siostrą.
Witam wszystkich, to mój pierwszy wpis i proszę o wyrozumiałość. Pisze go dla przestrogi przed syntetycznymi kannabinoidami. Z braku mj wziąłem od znajomego trochę czegoś do palenia z syntetykow (niestety nie wiedział jak się to nazywa).
Set & Setting - Wakacje, pogoda pochmurna, około 9:00 pierwsza dawka razem z kolegami, nastawienie jak najbardziej pozytywne, sceneria piękna, nieopodal rzeki.
Dawkowanie - 30 tabsów aco, łykanych w odstępach 1 min po 10 tabsów, wiek 17 lat (wszyscy 3), waga - 65,70,72kg
Doświadczenie - THC, Alkohol.
Trip zaczął się dość spokojnie. Spotkanie z kumplami na przystanku a następnie podróż na wały (w celu uzyskania spokoju i miłego klimaciku). Pozwólcie, że moich 2 kumpli nazwę tutaj M i L.
ja i m. wieczór, nasze mieszkanie. za oknem zima. czas tripu 21:00. ciekawość
Siedzimy z M. (moją ukochaną) w piątkowy wieczór w naszym domu. Z radia ospale sączy się muzyka. My na łóżku rozmawiamy o życiu, o przeszłości o ideałach i upadku moralności. W pewnym momencie proponuję, żebyśmy wzięli LSD które od dłuższego czasu zalega w lodówce. Rozpuszczamy po 2 krople w drinku. Zapalamy świece i w oczekiwaniu na efekt włączamy film. Nastrój mamy dobry a holiwoodzkiego obrazu filmu tylko poprawia ten stan. Po 40 minutach M. pyta czy dobrze się czuję. Odpowiadam lekko zawiedziony, że tak i że chyba nic z tego. M.
Ten konkretny trip nie miał być niczym szczególnym, byłem nastawiony na lekką i miłą wycieczkę w świat iluzji, zatopiony w dźwiękach niemożliwie pięknej w swej dokładności muzyki. Ale Wielki DextroMethophor chodzi swoimi ścieżkami i nie zważa na zabawnych mieszkańców jeszcze smutnej planety. Uznał, że dość już bycia miłym wujkiem i trzeba przykładnie ukarać tego, kto ośmiela się zakradać co noc każdego nowego miesiąca, od już dwóch z hakiem lat do jego transcendentnej rezydencji.