Ostatnio doszedlem do wniosku, ze w zwiazku z niejaka ustawa, bedzie trzeba
poszukac
jakichs ciekawych
substancji w aptekach (bo po pierwsze mendy sie nie czepna, a po drugie
tanio). Dzisiaj
postanowilem wyprobowac mieszanke efedryna+kofeina.
Okolo godziny 6.45 wzialem na glodny zaladek 60 mg efedryny (4 tabletki
tussipectu
dobrze rozdrobnione) i zapilem to pluszem aktiv (takie cos z witaminami,
zawiera 60 mg
Palili syntetyczny hasz, dziś walczą o życie. Przez dopalacze czeka ich przeszczep płuc
Kamil i Maciek mają po 23 lata. Są przerażeni. Po kilkunastu krokach zaczynają się dusić, a ich matki płaczą po kątach, licząc na cud. Ale cudu nie będzie, bo przy tak ciężkiej niewydolności oddechowej pomóc może jedynie przeszczep płuc.
Kategorie
Źródło
Odsłony
1346Miało być wesoło, modnie, a przede wszystkim tylko dla zabawy. Dziś dwóch 23-latków z Łodzi walczy o życie w szpitalu. Podłączeni do respiratorów, z podawanym tlenem. Bez tego udusiliby się w ciągu kilkunastu minut, ich płuca są tak bardzo zniszczone. Palili coś, na co młodzież mówi „fake hash” albo „syntetyczny hasz”. To tzw. dopalacz, którego na rynku miało nie być...
Kontrole sklepów, długie remonty chodników przed nimi, by nikt się nie dostał do środka i wysokie opłaty, które mają zmusić handlarzy dopalaczami do opuszczenia zajmowanego lokalu. W taki sposób władze Łodzi utrudniają dopuszczalną prawem sprzedaż dopalaczy w mieście.
Dopuszczalną, ponieważ zgodnie z ustawą dopalacz to nie narkotyk, a jeśli w swoim składzie nie ma żadnej z zakazanych w rozporządzeniu ministra sprawiedliwości substancji psychoaktywnych, nikt jego sprzedaży zabronić nie może. To porażka polskiego prawa. Efekt? Dwaj młodzi mężczyźni, którzy walczą o życie w oddziale klinicznym pulmonologii i alergologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Barlickiego w Łodzi.
Kamil i Maciek mają po 23 lata. Są przestraszeni. Po kilkunastu krokach zaczynają się dusić, a ich matki płaczą po kątach, licząc na cud. Ale cudu nie będzie, bo przy tak ciężkiej niewydolności oddechowej pomóc może jedynie przeszczep płuc.
- Jestem tym wstrząśnięty - przyznaje otwarcie prof. Paweł Górski, kierownik oddziału, w którym leczeni są młodzi mężczyźni. - Nie mogę uwierzyć w to, że państwo prawa nie potrafi poradzić sobie ze sprzedażą środków, które są śmiertelnym zagrożeniem. Jeden z chłopców, jeśli wyjdzie z tego stanu, to tylko dzięki transplantacji. Pod warunkiem, że znajdzie się dawca. Drugi ma niewielką szansę, ale nawet jeśli nie będzie potrzebował przeszczepu, do końca życia zostanie inwalidą, a każda infekcja będzie miała zaostrzony przebieg - dodaje.
To, że obaj trafili do szpitala im. Barlickiego w Łodzi w tym samym czasie, nie jest przypadkiem. Znają się. Od dłuższego czasu popalali syntetyczny hasz. Objawy pojawiły się u nich półtora miesiąca temu. Napady kaszlu, ciężkie duszności, gorączka, uczucie braku powietrza. Nie powiedzieli, skąd brali dopalacze. Nie mieli ich też przy sobie, więc trudno powiedzieć, jakie tak naprawdę trucizny wdychali do płuc. A one, choć młode i zdrowe, zareagowały niemal natychmiast na toksyczne substancje.
- Na płucach pojawiły się zmiany, które mają charakter bardzo rozległego zapalenia śródmiąższowego, kończącego się włóknieniem płuc. Mówiąc obrazowo - wyobraźmy sobie czajnik, na którym zbiera się osad z twardej wody. Powstaje taka skorupa. Z płucami objętymi włóknieniem jest podobnie. Z tą różnicą, że z czajnika osad można usunąć, z płuc nie - wyjaśnia prof. Paweł Górski.
Nie pomogą im żadne leki, respirator z tlenem, do którego obaj byli podłączeni też nie leczy choroby, a jedynie pozwala wyprowadzić ich ze stanu bezpośredniego zagrożenia życia. Nawet takie leczenie jest bardzo kosztowne (ok. 2 tys. zł dziennie na każdego z nich). Wcześniej, gdy leżeli w oddziale intensywnej opieki medycznej, koszt sięgał nawet 10 tys. zł. Tymczasem saszetkę dopalacza można kupić za 25 zł...
Kamil, którego stan jest poważniejszy, jest w trakcie procesu wpisywania na listę oczekujących na przeszczep płuc. Maciek czeka na decyzję lekarzy o tym, czy będzie potrzebował przeszczepu.
Z jednym z nich udało nam się porozmawiać. Przyznał, że to, co przeżył przez ostatni miesiąc, dało mu nauczkę do końca życia.
- Wiedziałem, że jestem uzależniony. Czułem silną potrzebę palenia, a na łódzkim rynku nie jest trudno dostać takie środki. Paliłem, a bliskich okłamywałem, nie przypuszczałem, że to może tak się skończyć. Pobyt na OIOM-ie przeżyłem strasznie, osiem dni leżałem w śpiączce farmakologicznej, było ze mną źle i niewiele z tego pamiętam. To, że wyszedłem z tamtego stanu, to dla mnie i moich bliskich prawdziwy cud. Dostałem nauczkę, wyciągnąłem wnioski i nie zamierzam już tego próbować, nie chcę wrócić do tamtego stanu i przeżywać to jeszcze raz. Narażać siebie i moich bliskich, którzy musieli patrzeć, jak leżę podłączony do tlenu i z trudem oddycham. Nie będę nikogo edukował i mówił co może robić, a czego nie, ale mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą.
Komentarze