Wszyscy oskarżeni byli kurierami, którzy jeździli na wycieczki do Chile i Argentyny. Zamiast pamiątek przywozili narkotyki. - Wszyscy zwerbowani doskonale wiedzieli, co będą robić - mówi rzecznik katowickiej Prokuratury Okręgowej, prokurator Tomasz Tadla. - To była precyzyjnie zorganizowana działalność przestępcza. Ĺťaden z zatrzymanych nie mógł powoływać się na to, że narkotyki przewoził nieświadomie i nie wiedział, dla kogo pracuje.
Zaraz na początku rekrutacji kurierzy byli powiadamiani, że w razie wpadki działają sami. W zamian mieli mieć zapewnionego obrońcę, a ich rodzina opiekę.
Koka i zwiedzanie
Pomysł narodził się we francuskim więzieniu w Strasburgu na początku lat 90. Odsiadkę odbywało tam dwóch Polaków. Wspólnie wymyślili, że po wyjściu zorganizują siatkę przemycającą z Ameryki Południowej narkotyki do Polski. Robert B. zajął się przygotowaniem gruntu na Śląsku. W sumie zwerbowano dziesięć osób.
Wszyscy młodzi, do 35 lat, bezrobotni, niektórzy już notowani przez policję za drobne przestępstwa. Najważniejsza była ósemka - Klaudia N., która pomagała w odbiorze przewożonego towaru i pozostali mężczyŹni - kurierzy. Instrukcje i wynagrodzenie otrzymywali na spotkaniach w Bytomiu, Wrocławiu lub w Zielonej Górze. By nie budzić podejrzeń, przemytnik jechał pociągiem lub samochodem do Pragi. Tam odbierał pieniądze i bilety lotnicze. Trasa wiodła przez Madryt lub Zurych i dalej do Buenos Aires lub do Santiago de Chile. Kurierzy mieli zachowywać się jak typowi turyści - w czasie 2-, 3-tygodni pobytu jeŹdzili na wycieczki i zwiedzali zabytki. Nie wolno im było jednak kupować pamiątek, wysyłać pocztówek czy dzwonić do rodziny.
Buty z wkładką
Po przylocie do Ameryki pojawiał się pośrednik. Kurierzy rozpoznawali go na umówione hasło lub po ubiorze - najczęściej była to czarna czapka z daszkiem. Dochodziło do wymiany. Towar przewożony był w różny sposób: w butelkach wina czy w paczkach kawy. Najbardziej rozpowszechnioną metodą były jednak sportowe buty. Kokaina była umieszczana nad podeszwą adidasów. Gdyby któremuś z kurierów jeszcze na lotnisku taki but rozkleił się, przemytnicy wozili dodatkowo tubki z mocnym klejem. Za każdym razem do Polski przemytnik przywoził 2 kilogramy kokainy. Na każdą eskapadę kurier otrzymywał dietę - 900 dolarów. Oprócz tego za wyjazd zarabiał na czysto od 1 tys. do 1 tys. 500 dolarów.
Śląski odprysk
Za organizację procederu w Argentynie i w Chile odpowiadały dwie osoby. Tadeusz S. pseud. Szymon jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym. Najprawdopodobniej ukrywa się na terenie Ameryki Południowej. Tadeusz I. pseud. Stefal zmarł w kraju po deportacji z Austrii. - Wątek związany z tymi postaciami bada prokuratura warszawska - mówi prokurator Tadla.
- Kurierzy z Bytomia wpadli po zatrzymaniu dwóch innych przemytników na lotniskach w Madrycie i w Buenos Aires. Z zeznań zatrzymanych mężczyzn wynikało, że siatka ma swój oddział również na Śląsku.
W czasie narkotykowych wojaży śląscy kurierzy "wyprali" około 100 tys. dolarów. Na kilogramie kokainy w Europie można zarobić od 25 do 35 tys. dolarów. W Ameryce Południowej narkotyk kosztuje dziesięć razy mniej. 14 kilogramów przeszmuglowanych przez szajkę ze Śląska to blisko pół miliona dolarów. Zatrzymanym kurierom grozi do 15 lat więzienia.
Anna Malinowska
Komentarze