Młody mężczyzna odurzony substancjami chemicznymi uprzykrza życie wychowawcom, dzieciom i rodzicom już od ponad roku. Dzieci się go boją, rodzice reagują nerwowo, dyrektorka Przedszkola nr 51 przy ul. Estońskiej nie wie już, co ma robić. Mężczyzna krąży po okolicy, zaczepia dzieci, wsiada do samochodów podjeżdżających rodziców, często rzuca się im na maskę, gdy ruszają. Kiedyś położył się na schodach prowadzących do budynku i nie chciał się stamtąd ruszyć. Innym razem próbował wyrwać torebkę jednej z wychowawczyń. Prawie zawsze ma ze sobą niewielki woreczek z czymś białym w środku i intensywnie go wącha.
- Czuję się niepewnie, gdy tylko go zobaczę - przyznaje Agata, mama 5-letniego Jasia. - Niedawno próbował mi wsiąść do samochodu, gdy podjechałam po synka. Ruszyłam w panice, nie wiedziałam nawet, czy go nie potrąciłam. Boję się o bezpieczeństwo mojego dziecka. Takie rzeczy dzieją się tu bez przerwy. A policjanci, zamiast patrolować okolicę częściej, zwykle godzinami przesiadują w pobliskiej chińskiej knajpce.
Dyrektorka placówki zgłasza wszystkie incydenty na policję. Mimo to nic się nie zmienia. - Gdy dzwonię i mówię że z przedszkola, wszyscy już wiedzą, w jakiej sprawie - opowiada Jolanta Dębowska, dyrektorka Przedszkola nr 51. - Ciągle słyszę, że nie mogą nic zrobić ze względu na znikomą szkodliwość jego czynów. Czasem przyjadą, odprowadzą go do domu. Za pół godziny jest z powrotem. Narkotyków nigdy przy nim nie znaleziono, a klej może mieć każdy.
Policja zaprzecza jednak, jakoby nic w tej sprawie nie robiła. Na wniosek prokuratury, do której dotarł list od zaniepokojonych zachowaniem mężczyzny sąsiadów, prowadzi postępowanie mające ustalić, czy nie naraża on nikogo na niebezpieczeństwo. - Reagujemy na każde zgłoszenie - podkreśla Sylwia Bober z biura prasowego policji. - W sytuacji, gdy ten człowiek nie popełnia jednak żadnego przestępstwa, jest to raczej problem społeczny, a nie kryminalny. Nie ma podstaw, żeby go zatrzymać. Z naszych ustaleń wynika, że potrzebuje on po prostu pomocy medycznej. Kontaktujemy się w tej sprawie z MOPS-em, rozmawiamy też z jego rodziną.
Komentarze