Maroko: tutaj palą wszyscy

Zapytałem Abdulla, czy nie boi się trzymać przy sobie tak dużej ilości kifu. – Tutaj wszyscy palą, nawet policja. Co najwyżej zapłacę bakszysz - rodzaj haraczu - i sprawa załatwiona – odpowiedział.

Koka

Kategorie

Źródło

wiadomosci24.pl
Szymon Kowalczyk

Odsłony

9458

Zapytałem Abdulla, czy nie boi się trzymać przy sobie tak dużej ilości kifu.

– Tutaj wszyscy palą, nawet policja. Co najwyżej zapłacę bakszysz - rodzaj haraczu - i sprawa załatwiona – odpowiedział.

Abdull jest z północnej części Maroka, dokładnie z Mekki marokańskiej trawy – z gór Rif. Do As – Sawiry przywiódł go festiwal. A fakt, że skończył się dwa miesiące temu, w niczym mu nie przeszkadza – biznes się kręci.

– Widzisz tych Niemców? – wskazuje na dwóch opalających się chłopaków. Wzięli wczoraj ode mnie 10 gramów, płacili w euro. Gram kifu kosztuje 40 dirhamów, haszysz oil – 30 DH a skun 50 DH. Okazuję się, że Abdull jest mechanikiem na statku. Z kieszonki na rękawie jego koszuli wyciąga coś jeszcze.

– Opium prosto z Laosu – uśmiecha się.

Ale to już droższa zabawa. Trzeba wyłożyć 600 DH za może dwa gramy oleistej, ciemnobrunatnej substancji. Abdull zapytał mnie, jak długo zostaję w Maroku. Dowiedziawszy się, że jeszcze około trzech tygodni, szybko przeliczył w głowie ile gramów narkotyku potrzebuję. Mocno się rozczarował, że zamiast proponowanych dziesięciu gramów nie chciałem kompletnie nic. Nie rezygnował jednak. Pokazałem mu garść drobniaków – może 20 DH.

– Więcej nie mam.
– Daj ile masz!

Urwał kawałek czarnego worka i nasypał odrobinę zielonego, intensywnie pachnącego kifu. I tak dobiliśmy targu. Moje pierwsze w życiu kupione narkotyki, choć jeszcze pół godziny wcześniej nawet nie przypuszczałem, że dokonam takiej transakcji. Dostałem od Abdulla adres w górach Rif, niedaleko Szewszawanu.

– Jak będziesz w okolicach to zapraszam na herbatę. Pokażę Ci moją plantację, jak to wszystko się robi – susz, haszysz...

To już ostatni dzień Abdulla w As-Sawirze. Jutro leci do domu. Jego syn idzie do szkoły i musi go wyprawić.

– Książki, zeszyty. To wszystko kosztuje, a skądś muszę brać na to pieniądze – próbuje jakoś usprawiedliwić swoją nielegalną działalność.

Jak głęboko marokańska tradycja przesiąknięta jest oparami haszyszu? Wbrew pozorom haszysz jest nowym wynalazkiem, a w zasadzie technologia jego produkcji. Życie marokańskim handlarzom i plantatorom znacznie ułatwili Amerykanie. Do przetransportowania 100 kg suszu konieczny jest nieco większy samochód. Taka ilość marihuany daje około 150 gram haszyszu pierwszej jakości. A to można już przewieźć bez większych problemów w zwykłej reklamówce bądź plecaku. Setki kilometrów od plaż As - Sawery, w Wysokim Atlasie, miało miejsce moje kolejne, narkotykowe doświadczenie. Niewielki, długi pokój z porozwieszanymi dywanami (ręczna robota) na ścianach. W dzień pełni rolę pracowni, czy też warsztatu tkackiego. Wieczorem jest to salon, gdzie można wygodnie usiąść, przyjąć gości. Hassan wraz z żoną i trójką swoich pociech ugościł nas typową, tradycyjną w okresie Ramadanu kolacją. Tuż po posiłku, Hassan wyciągnął kawałek brązowej, zbitej substancji przypominającej nieco plastelinę.

– Dobry haszysz poznać po tym, że po podgrzaniu nie zostawia śladu na palcach.

Ten akurat nie okazał się pierwszej jakości. Chwilę później w powietrzu unosił się specyficzny, lekko ziołowy zapach, a sprawnie skręcony papieros przechodził z rąk do rąk, z ust do ust, jak fajka pokoju. Mimo obecności żony Hassana, palili tylko mężczyźni. Kobiety nie biorą czynnego udziału w życiu towarzyskim Berberów. Jednak trójka dzieci, z których najmłodsze miało 7 miesięcy, najstarsze może 6 - 7 lat nie była przeszkodą by zwinąć i wypalić kolejne skręty. Analogiczna sytuacja narzuca się sama. Polskie imieniny czy spotkanie towarzyskie przy suto zastawionym stole i nieodłączną butelką wódki. Polak od najmłodszych lat przygląda się tej tradycji. Wreszcie nadchodzi moment, kiedy dostaje pierwszy kieliszek do spróbowania. Zamienić tylko alkohol na haszysz i mamy sytuację prosto z berberyjskiego domu gdzieś w niewielkiej, marokańskiej mieścinie, choćby takiej jak Tamtatusz. Wkrótce dosiadł się do nas 20-letni, najstarszy syn Hassana. Jednak obecność ojca wymagała od niego nie lada powściągliwości w zachowaniu. Dlatego też z radosnego, rozgadanego chłopaka raptem zamienił się w spokojnego i małomównego. Hassan wyciągając z folii półtoracentymetrowy kawałek haszyszu, ułamał część i rzucił swojemu synowi, a kilka zdań w języku berberyjskim, rzuconych pośpiesznie znaczyły może:

– Masz, tylko żeby matka nie widziała.

Oceń treść:

Average: 9.7 (3 votes)

Komentarze

RuShak (niezweryfikowany)
Jak to jest możliwe, że ze 100kg kwiatów Cannabis'u powstaje zaledwie 150g haszyku. Co to za absurd! Wynikało by z prostego rachunku matematycznego, że 1g haszu powstaje w tym przypadku z ok 0,6 kg (!!!) Ganji. Gdy robiłem haszyk własnej roboty, ok 4g wyszło z ok 30g bud'ów, i był to dobry w mojej ocenie towar. Chyba wkradł się tu jakiś błąd...
Anonim (niezweryfikowany)
widzisz - bo zapewne troche materiału roślinnego miales w tej plastelince, a oni robia tak że sa same tujomy w tym ;)
Anonim (niezweryfikowany)
150g haszyszu pierwszej klasy, wiecej mozna napewno wyciagnac ale pewnie nie tak dobrej jakosci
Anonim (niezweryfikowany)
marokański hash to największe gówno jakie paliłem. Nie kompie, więc się nie dziwię , że palą to tonami.
Anonim (niezweryfikowany)
i GDZIE TO PALIłEś? W dOMU? to się nie dziw że nie kopie, bo pewnie z haszem nic wspulnego nie miał..
Anonim (niezweryfikowany)
ja mieszkam w rotterdamie, palenie tu maja pierwszej jakosci i mowie tez ze MAROKANSKI HASZ JEST DO DUPY i nie ma to jak zajarac klasyczne white widow czy k2 ziolko to ziolko
blue blood (niezweryfikowany)
Mieszkałem rok w Holandii i faktycznie tam marokański hash nie był tym najlepszym, ale zły też nie był... (tj. działał), ale lepszy znacznie paliłem w Barcelonie kupiony od Marokańczyków na plaży - mięciutki jak plastelina, niedrogi i przyjemny. w Holandii to, czy on się nazywa marokański, tybetański czy kurde polski nie ma znaczenia, bo i tak robią to na miejscu - to tak jak pierogi ruskie ;]
Zeby rekina (niezweryfikowany)
Bzdura ze wystarczy bakszysz. W Maroko jesli jestes turysta, i nie masz znajomych lepiej nie ryzykowac. Na Dzemaa El-Fnaa w Marakeszu wieczorem nie sposob nie przejsc by ktos nie zagadal chociaz raz proponujac stuff. Na polnoc od Gornego Atlasu i w gorach Rif policja wrecz prowokuje szukajac zadnych wrazen mlodych Hiszpanow i Francuzow. Koszt wykupienia sie bez dalszych konsekwencji jest wysoki i praktycznie trzeba to zrobic natychmiast, bo jak sprawa nabiera tempa [czytaj dociera do przelozonych wyzej] to ta cena moze tylko wzrosnac. Dodatkowo nawet marokanska policja musi sie wykazywac wylapywaniem lebkow. Pisze to tylko ku przstrodze. Bedac na wakacjach latwo sie zapomniec. Faktem jest jednak, ze palenie kifu wsrod Marokanczykow to tajemnica poliszynela, i charakterystyczny zapach napewno zakreci Wam sie w nosie jesli odwiedzicie ten piekny kraj.
Anonim (niezweryfikowany)
To samo chciałem napisać. W Maroko trzeba uważać bo często wrabiają turystów w posiadanie i zamiast wakacji można mieć poważny problem. Często na jednym rogu stoji diler a za rogiem jego znajomy policjant. Potem się dzielą dużo większa kasa na pół.
Anonim (niezweryfikowany)
Mnie ciekawi to kiedy ludzie skminą wreszcie że to nie są złe narkotyki, pomiot szatana itp, a zrozumieja ze jest ot tak samo dobre, czy niebezpiecnze jak alkohol...
Maros (niezweryfikowany)
Napewno nas już tu nie będzie.
bysiak (niezweryfikowany)
damn !
Jim (niezweryfikowany)
alko jest gorszy. znacznie gorszy. nie ma co porownywac.
Zajawki z NeuroGroove
  • Dimenhydrynat

Do apteki doszedlem przez przypadek. Wracajac z uczelni mialem wstapic do monopolowego po 250,

ale ze akurat jestem na srodkach uspokajajacych,ktore mi sie skonczyly trafilem do farmaceuty.

Kupilem "valeriane" spojrzalem na fundusze, krotka walka z wlasnymi myslami i zakupilem 3

opakowania Aviomarinu-15 sztuk. Pomyslalem, ze moze byc ciekawie jak na pierwszy raz. Wrocilem

do domu , wypilem herbate,pozegnalem sie z rodzina i ruszylem do kumpla. W drodze wszystko

  • Grzyby halucynogenne


Zaznaczam, że tekst ten nie ma na celu namawiania nikogo do zażywania narkotyków ani instruowania jak to robić. Tekst ten służy wyłacznie celom edukacyjnym i doinformowaniu.


  • Dekstrometorfan
  • Przeżycie mistyczne

Prawie wolny kwadrat. Słoneczny letni dzień. Wypoczęty organizm i chęć dotarcia jak najdalej.

Działo się to na jednej z wsi, poza czasem i przestrzenią. W domu była tylko babcia, ale tym jakoś przejmować się nie musiałem. Słoneczny letni dzień czyste niebo, cisza, spokój, godzina 9 rano. Ogółem dzień w sam raz żeby nachlać mordę albo zorganizować miłego, przyjemnego tripa.

  • Ketamina


Ten tekst jest pisany o godzinie 20.20, o godzinie 18.15

zarzucilem ketamine, mam jeszcze resztke fazy. Narazie prawie

nie napisalem niczego, a juz odechcewa mi sie pisac :( (a moze

to syndrom amotywacyjny mnie dopadl :) ). Zauwazylem ze wszyscy

na forum ktorzy chcieli wziasc ketamine zawsze ja probowali

podwedzic itp. Moim zdaniem do weterynarza trzeba podejsc ze

sprytem. Nalezy wymyslic jakas wkrete, np. mowisz ze jestes

randomness