Projekt ustawy, która miała zalegalizować marihuanę medyczną, nie trafił do Komisji Zdrowia, nie ma numeru druku sejmowego, a prawnicy Sejmu zgłaszają zastrzeżenia. Deklaracje PiS poparcia dla ustawy kończą się na progu parlamentu.
Projekt ustawy, która miała zalegalizować marihuanę medyczną, nie trafił do Komisji Zdrowia, nie ma numeru druku sejmowego, a prawnicy Sejmu zgłaszają zastrzeżenia. Deklaracje PiS poparcia dla ustawy kończą się na progu parlamentu.
Moją ustawę blokuje w Sejmie Marszałek Kuchciński. Poinformował, że przekazał projekt do sejmowej Komisji Zdrowia, a wcale tego nie zrobił. W tym samym czasie Biuro Analiz Sejmowych domaga się przekazania projektu do notyfikacji do Komisji Europejskiej.(Piotr Liroy-Marzec, „Fakt” - 19/08/2016)
BLISKO PRAWDY. PROJEKT LEŻY W ZAMRAŻARCE, KTÓREJ PILNUJE MARSZAŁEK SEJMU.
Piotr Liroy-Marzec „swoją” nazywa ustawę dopuszczającą korzystanie z medycznej marihuany, a właściwie projekt zmiany ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Projekt przygotowała Koalicja Medycznej Marihuany, a złożył w Sejmie 1 lutego 2016 r. klub Kukiz’15. Nowe przepisy mają pomóc m.in. osobom cierpiącym na nowotwór mózgu, padaczkę, stwardnienie rozsiane, jaskrę czy chorobę Alzheimera.
Przychylność legalizacji marihuany medycznej deklaruje część PiS, m.in. Jarosław Kaczyński czy ostatnio senator Jan Maria Jackowski, który zapewnia: „Ta ustawa we wrześniu nabierze tempa i będzie procedowana, tak abyśmy mogli się nią jak najszybciej zająć”. Dotychczasowe działania wskazują na co innego.
Projekt utknął w Sejmie – a dokładnie w Biurze Analiz Sejmowych podlegającym marszałkowi. BAS faktycznie domaga się przekazania projektu do Komisji Europejskiej. Zdaniem Biura jest to niezbędne, bo Polska ma obowiązek informować Unię o wszelkich przepisach, które mogą wpływać na swobodę przepływu towarów i usług w UE. Prawnicy BAS uważają, że przepisy regulujące wytwarzanie marihuany medycznej mogą mieć takie skutki. Według BAS procedura notyfikacyjna nie jest skomplikowana ani czasochłonna i ma zająć ma do 3 miesięcy.
Z tą decyzją Biura nie zgadza się autor projektu, prawnik Jędrzej Sadowski. W rozmowie z OKO.press mówi:
„Projekt został napisany tak, żeby notyfikacji nie wymagał. Marihuana, której wytwarzanie regulują przepisy, nie jest w nim ujęta jako produkt rynkowy i przeznaczona jest tylko do wewnętrznego, zamkniętego systemu zaopatrzenia. Jest jakby częścią świadczenia zdrowotnego, a nie lekiem wprowadzanym na rynek, będącym przedmiotem swobodnego obrotu. Medyczna marihuana nie może więc trafić do aptek czy sklepów ani w żaden inny sposób być przedmiotem transakcji handlowych”.
Decyzja Biura Analiz Sejmowych jest jednak ostateczna – nie ma formalnej możliwości odwołania.
Kwestia notyfikacji to niejedyny formalny problem. Projekt nadal nie ma numeru druku sejmowego, który jest niezbędny, by rozpocząć nad nim prace. Numery nadaje Kancelaria Sejmu – szef Kancelarii podlega bezpośrednio marszałkowi. Liroy oskarża też Kuchcińskiego o nieprzekazanie projektu do Komisji Zdrowia. Projekt rzeczywiście tam nie trafił. Trudno powiedzieć, czy z powodu intencjonalnego działania Kuchcińskiego, jednak to marszałek czuwa nad „tokiem i terminowością prac Sejmu”, a zatem ponosi organizacyjną i polityczną odpowiedzialność.
Równolegle rozpoczęła się zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, a poseł Liroy zainicjował powstanie zespół ds. medycznej marihuany. Dowiedzieliśmy się, że zwrócił się w tej sprawie m.in. do Beaty Kempy.
16 sierpnia 2016 r. marszałek Kuchciński osobiście zarejestrował komitet, który formalnie może zbierać podpisy. Na zgromadzenie 100 tys. podpisów ma 3 miesiące. Obecnie ma ich prawie 20 tys. Jest to ten sam projekt, który został w lutym złożony w Sejmie. Prace nad projektem obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej będą postępować równolegle z pracami nad projektem zmiany ustawy w Sejmie. Możliwe więc, że oba spotkają się na jednej Komisji Zdrowia.
Swój projekt ustawy legalizującej marihuanę leczniczą złoży w formie petycji SLD. Po raz trzeci w sprawie legalizacji marihuany napisał do Ministra Zdrowia Rzecznik Praw Obywatelskich – brak legalnego dostępu na marihuany jest przedmiotem wielu skarg, jakie polscy obywatele i obywatelki kierują do RPO.
Model ustawy bardzo podobny do naszej.(Piotr Liroy-Marzec, Twitter, Piotr Liroy-Marzec - 12/08/2016)
PÓŁPRAWDA. PODOBNY, ALE POLSKA USTAWA NIE POZWOLI HODOWAĆ ROŚLINY.
Obie regulacje w zbliżony sposób rozwiązują kwestie podjęcia decyzji o leczeniu i wydawania upoważnień przez lekarzy, ale proponują zasadniczo różne rozwiązania co do pochodzenia leku. Ustawa kanadyjska, która wejdzie w życie 24 sierpnia 2016 r. pozwala na hodowlę rośliny przez pacjentów na własny użytek. Polski projekt tego nie dopuszcza.
Polska ustawa ma wprowadzać rejestr lekarzy i ośrodków, stosujących medyczną marihuanę niedopuszczoną do obrotu jako lek. Rejestr (lekarzy, ośrodków, pacjentów, terapii etc.) prowadziłby Ministra Zdrowia. Lekarz upoważniać będzie pacjenta, który zaopatrywał się będzie w wyspecjalizowanym ośrodku, działającym na podstawie zezwolenia Państwowej Inspekcji Farmaceutycznej.
Regulacja kanadyjska inaczej niż polska rozwiązuje kwestię produkcji i dostępu do leków. To zasadnicza różnica. Kanadyjscy pacjenci korzystający z medycznej marihuany dostaną pozwolenie na hodowlę rośliny na własny użytek. Złożony w Sejmie projekt ustawy nie dopuszcza hodowania marihuany przez pacjentów.
Własne mieszkanie - w samotności, nocą.
Żadne
Rzecz dzieje się już długo po utracie magii. Ostatnie 10-15 "tripów" z dawkami, które kiedyś powodowały mi znane z poprzednich raportów akcje z kosmitami, nie wywoływały żadnych efektów (oprócz ogłupienia i strucia).
Jakiś czas temu głupota znowu wzięła górę i uznałem, że zażyję 300 mg oraz 2 sztuki Aviomarinu, żeby sprawdzić jego cudowne właściwości przeciw nudnościom. Po dwóch godzinach byłem już pewien, że i tym razem nie zadziała ,bowiem czułem już to samo, co ostatnie kilkanaście razy — wrażenie bycia strutym i ogłupienie.
Doświadczenie – jointy od 1 liceum w dużych ilościach , od 2 roku studiów pełne spektrum psychodeli:) extasy, amfetamina, lsd , kokaina
Chciałem wam opisać absolutny szczyt mojego pędu ku samodestrukcji. Totalne apogeum wygrzania, do którego tej felernej nocy z całą świadomością ja i mój przyjaciel dążyliśmy. Imperatyw był jeden zniszczyć się , nie ważne jak i nie pytajcie po co:).
mieszkanie kolegi, ekscytacja, kilka godzin wewnętrznej pracy przygotowującej do wejścia w kontakt z nową substancją....
Opisane wydarzenia miały miejsce około 3 lata temu, po około 8 letnim okresie intensywnej praktyki buddyzmu tybetańskiego, w czasie którego tylko jakieś 2 razy zjadłem grzybki psylocybki i z 3 razy zapaliłem trawkę...
Niespodziewanie okazało się, iż kolega buddysta, który mnie nocuje ma ekstrakt Salvi Divinorum. Wczesniej tego dnia miało miejsce kilka znaczących koincydencji, które jak później zobaczyłem przygotowywały mnie na spotkanie z Boską Salvią.