Miliardy dolarów płyną na rynek marihuany, w miarę jak jej legalizacja otwiera nowe możliwości dla inwestorów. Czy to nowa, „zielona gorączka”?
Z roku na rok rośnie społeczna akceptacja dla marihuany. Do użytku „rekreacyjnego” została już legalnie dopuszczona w Kanadzie, Gruzji, RPA i Urugwaju, a także w 11 stanach USA. We wrześniu do tej listy dołączył, jako pierwszy w Australii, stołeczny region Sydney. Inne kraje, takie jak Holandia czy Hiszpania, dopuszczają ograniczony obrót konopnymi wyrobami. Jeszcze szersze możliwości mają pacjenci używający marihuany medycznej – korzystanie z niej jest legalne już w ponad 20 krajach w różnych częściach świata, w tym w Polsce. Przejście plantatorów i przemysły przetwarzającego konopie do strefy legalnej działalności stwarza nowe możliwości – nie tylko dla użytkowników marihuany, ale też dla inwestorów, którzy chcieliby zarobić na rozwoju tej nowej branży.
Dlatego miliardy dolarów od inwestorów płyną na rynek marihuany medycznej i rekreacyjnej. Za gigantami z branży tytoniowej czy napojów podążają inwestorzy indywidualni. Czy jesteśmy już świadkami „zielonej gorączki”? Czy zaangażowanie w konopne spółki to racjonalna decyzja inwestycyjna?
– To nie jest jeszcze zielona gorączka, ale przy inwestowaniu trzeba być selektywnym i ostrożnym – mówi w rozmowie z MarketNews24 Łukasz Wardyn, dyrektor CMC Markets na Europę Wschodnią. – To nie jest tak, że warto inwestować w każdą spółkę, bo przypomnijmy, że gdy w USA zniesiono prohibicję, nie wszyscy producenci chmielu na tym zyskali i mieli się fantastycznie.
O licznych, notowanych na giełdzie spółkach z branży konopnej niewiele wiemy. I nie każda z nich będzie notować doskonałe wyniki finansowe. – Na przykład, w stanie Kolorado w USA, który ma 5 milionów mieszkańców, jest zarejestrowanych ponad 1,4 tys. licencji na uprawy i produkcję marihuany. A są stany, w których wydano tylko po kilka licencji. Lepiej mieć w portfelu akcje tych spółek, które działają w miejscu, gdzie tych licencji jest mniej, ponieważ mają one mniejszą konkurencję – tłumaczy Łukasz Wardyn.
Inwestorzy powinni rozważyć również inne rozwiązania niż kupowanie akcji lub zajmowanie pozycji na kontrakty CFD na konkretne spółki, takie jak zaangażowanie w produkty inwestycyjne o charakterze koszykowym, które pozwalają dywersyfikować ryzyko. – Powstają różnego rodzaju indeksy giełdowe agregujące notowania tego typu spółek czy fundusze ETF. Spektrum dostępnych instrumentów finansowych jest duże, więc środki płyną na ten rynek. Z roku 2017 na rok 2018 to był 4-krotny wzrost inwestycji – dodaje ekspert CMC Markets.