Będzie to dość osobiste, jeśli ktoś nie lubi lekko smętnego, za przeproszeniem, pierdolenia, niech sobie odpuści.
(Po 21 piszę czas "na oko", miejsca i osoby pamiętam, gorzej z chronologią i umiejscowieniem w czasie)
Miasto w woj. wielkopolskim opracowało projekt zmian, wymierzony w nowe narkotyki. Teraz ruch po stronie posłów ;)
Miasto w woj. wielkopolskim opracowało projekt zmian, wymierzony w nowe narkotyki. Teraz ruch po stronie posłów.
„Sole piorące", „płyny laboratoryjne", „pigułki kolekcjonerskie" albo po prostu „dopalacze" – pod takimi nazwami oferowane są środki odurzające nowego rodzaju. Pomysł na walkę z tym procederem mają władze Leszna, 60-tysięcznego miasta położonego między Wrocławiem a Poznaniem. W formie petycji wniosły do Sejmy projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która ma umożliwić samorządom zamykanie sklepów z dopalaczami.
Wiceprezydent Leszna Piotr Jóźwiak mówi „Rzeczpospolitej", że z handlem dopalaczami miasto zmagało się od 2015 roku. – Zgłosili się wówczas do nas rodzice i przedstawiciele Monaru, prosząc o zajęcie się tym problemem. Okazało się jednak, że nie mamy żadnych instrumentów prawnych. Nie możemy wysłać nawet straży miejskiej – wspomina.
Dodaje, że Leszno przyjęło dwie uchwały, zakazujące handlu dopalaczami, jednak uchylił je wojewoda. Wywodził, że ustawa o samorządzie gminnym nie daje podstawy do takich działań, a podobne stanowisko zajął sąd. Fiaskiem skończyło się też zawiadomienie do prokuratury w sprawie narażenia życia i zdrowia przez osoby trudniące się handlem dopalaczami.
Wiceprezydent Jóźwiak mówi, że w końcu udało się zamknąć trzy sklepy działające w Lesznie, używając w tym celu prawnego wytrycha. – Zamierzaliśmy dowieść przed sądem, że handel dopalaczami szkodzi wizerunkowi miasta. W efekcie zawarliśmy ugody z właścicielami kamienic, wynajmujących lokale handlarzom – opowiada.
Leszno nie spoczęło jednak na laurach. W ubiegłym roku odbył się tam Ogólnopolski Kongres Zwalczania Dopalaczy, podczas którego władze miasta zaprezentowały projekt zmian w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Opracował je zespół m.in. sędziów, prokuratorów i policjantów. To ten projekt wpłynął właśnie do Sejmu.
Jego najważniejszym elementem jest dodanie do ustawy przepisu mówiącego, że „kto w ramach lub pod pozorem prowadzenia działalności gospodarczej udziela innej osobie środki zastępcze służące do odurzania człowieka, zwłaszcza sugerując inne ich właściwe przeznaczenie, podlega karze grzywny do 100 tys. zł". Inny przepis umożliwiłby wójtowi, burmistrzowi i prezydentowi miasta wydanie postanowienia o powstrzymaniu się od takiej działalności.
Projekt trafi do sejmowej Komisji ds. Petycji, która będzie miała trzy miesiące na jej rozpatrzenie. W lipcu ubiegłego roku Sejm przyjął już jednak inną nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii wycelowaną w dopalacze.
Jej głównym założeniem było zrównanie dopalaczy z narkotykami i ułatwienie wpisywania nowych środków na listę zabronionych substancji. – Ta ustawa działa, co widać po liczbie zatruć, która w pierwszym kwartale tego roku spadła o połowę – mówi rzecznik głównego inspektora sanitarnego Jan Bondar. – Zaczęły znikać też stacjonarne sklepy z dopalaczami, a handel odbywa się głównie za pośrednictwem dilerów i przez internet.
Podkreśla jednak, że nie można wpadać w przesadny triumfalizm. Powód? W 2018 roku wskutek zatrucia dopalaczami zmarło w Polsce aż 65 osób, ponaddwukrotnie więcej niż przed rokiem. Głośny przypadek śmierci po dopalaczach miał miejsce w Mikołowie w woj. śląskim, gdzie w Boże Narodzenie zmarły trzy osoby. Zdaniem ekspertów wysoka śmiertelność wiąże się z pojawieniem się na rynku nowych substancji z grupy syntetycznych opioidów.
Dlatego Jan Bondar chwali władze Leszna. – Zaangażowanie samorządów jest dla nas bardzo cenne – komentuje. – W przyszłości warto zastanowić się też jednak nad innymi rozwiązaniami. Chodzi przykładowo o możliwość blokowania niektórych stron internetowych.
Chciałem aby ecstasy było czymś, co otworzy mnie na ludzi. Chęć otwarcia.
Będzie to dość osobiste, jeśli ktoś nie lubi lekko smętnego, za przeproszeniem, pierdolenia, niech sobie odpuści.
(Po 21 piszę czas "na oko", miejsca i osoby pamiętam, gorzej z chronologią i umiejscowieniem w czasie)
Własny dom z pozytywnym nastrojem
Zjedzenie acodinka było po eraz kolejny decyzją spontaniczą którą zdeterminowała nuda, zadaje sobie pytanie czy już jestem uzależnionym ćpunem czy tylko osobą która lubi spędzać kreatywnie czas, jednak po zjedzeniu całej paczki trudne pytania odeszły w niepamięć, zjadłem całe świństwo o godzinie 21:00 podczas tripa towarzyszy mi astralnie znajoma którą nazwę E.
Sumienie jednak po zjedzeniu nadal przez chwilę nie dawało mi spokoju "znów ćpunie jeden zamiast narysować coś ładnego na portfolio to bawisz się w jednodniowego turystę, ty chory pojebie..."
Wydarzenia te miały miejsce w październiku 1997. Był dzień nauczyciela więc nie było szkoły i postanowiłem przyjechać do domu. I tak jakoś wyszło że znalazłem się na imprezie u kumpla. Nic nadzwyczajnego, każdy coś pił, leciala muza itp. W pewnym momencie kumpel wyciągnął kilka kasztanów. Rozłupał jednego i spytał czy chce. Nie czekając na odpowiedź zaczął wpieprzać jego zawartość. Skusiłem się i zeżarłem z pół kasztana. Smak był całkiem ok tylko suchość mnie później denerwowała.
Będzie to próba powrotu do wydarzeń, z których część już została przezemnie zapomniana. z tego powodu, to co pamiętam zapisze jako fakty *fakt nr 1 Był to przełom lata/jesieni podwzględem pogody mniej więcej wrzesień/październik? fakt nr 2 Kartoniki były z pewnego źródła z tym czym trzeba(dalajlamy) fakt nr 3 Mój nastrój był wtedy dobry, podobnie jak mojej dziewczyny z tą różnicą, że ona czuła lekki respekt/obawy przed tripem. faktr nr 4 Wmiare jeszcze na "świeżo" nowe otoczenie tj: mieszkanie oraz miasto- przeprowadzka do mieszkania na studia
Po nabyciu kartonów, stoczyłem dyskusje z dziewczyną, kiedy odbędzie się degustacja :) . Postanowiliśmy, że akcja odbędzie sie na pół spontanie czyli w któryś z weekendów kiedy oboje stwierdzimy, że "dziś jest ten dzień".Zanim nastał, z gospodarczą wizytą odwiedzili nas rodziciele Anki. Najedliśmy się trochę strachu, kiedy wkładali jajka do lodówki z foliowym zawiniątkiem, prawie wogóle nie showanym. Ostatecznie sytuacja została zażegnana, a jakiś czas potem nadszedł wreszcie czas na konsumpcję. Ostatnie zerknięcie na zegarek i startujemy! papierki zarzucone jakoś 11:30.