Kolekcjonowanie kaktusów to u mnie rodzinna tradycja - mówi pan Andrzej
Hinz, właściciel rumskiej hodowli. - Już w latach 50. ktoś 1 przywiózł mojemu dziadkowi z zagranicy nasiona kilku odmian kaktusów. Dziadek zrobił
rozsady i zaczął je doglądać, k Tak narodziła się pasja, która przeszła na
mojego ojca, a potem na mnie. Tutaj, w Rumi, mieszka wielu marynarzy. Kiedy dowiedzieli się o hodowli, zaczęli przywozić nam z całego świata
nasiona i rośliny. W czasach PRL-u nie było to do końca legalne, teraz
można sprowadzić wszystko bez problemu.
Pod koniec lat 50. kaktusy z Rumi trafiły do trójmiejskich kwiaciarni.
Stało się to trochę przez przypadek. - Odwiedziła nas znajoma kwiaciarka,
zobaczyła te rośliny i poprosiła o kilka na wystawę - opowiada pan
Andrzej. - Po kilku dniach zadzwoniła i mówi: „dawajcie więcej,
wszystkie mi wykupiono, idą jak woda". Tak się zaczął ten biznes. Mam
teraz bez wątpienia największą hodowlę w Polsce, a może i w Europie.
Największy boom na kaktusy odnotowane no w Polsce w latach 70. i
później, w 90.
- Jak ludzie mają pieniądze, to upiększają sobie życie. Za Gierka ludzie
mieli pieniądze i kupowali, podobnie było w latach 90. Teraz jest już
trochę gorzej - dodaje pan Andrzej.
Rumska hodowla pana Hinza mieści się w trzech szklarniach wypełnionych po
brzegi kaktusami i sukulentami. - Różnica między nimi jest taka, że każdy
kaktus jest sukulentem, ale nie każdy sukulent jest kaktusem. Generalnie i
jedne, i drugie są roślinami długo przechowującymi wodę
- wyjaśnia pan Andrzej.
Rośnie tu około dwóch milionów roślin, które są przedstawicielami ponad
siedmiu
tysięcy gatunków i odmian. Na całym świecie jest jednak ok. 15 tysięcy
odmian kaktusów. - Na dodatek hodowcy tworzą cały czas nowe odmiany. Takie
jest zapotrzebowanie rynku. Ludzie już nie chcą zwykłych zielonych
kaktusów, chcą mieć czerwone, żółte albo niebieskie. Ja sam też kilka
takich wyhodowałem - mówi Andrzej Hinz. - U nas jednak częściej ludzie
pytają o peyotl.
Peyotl to słynny meksykański kaktus, dla południowoamerykańskich Indian
„święta roślina", z którego uzyskują halucynogenny narkotyk,
wprawiający w ekstazę dzięki zawartej w nim meskalinie.
- Przez peyotla to ja miałem już tu kilka włamań, wybitych szyb - mówi pan
Andrzej. - To mit. Peyotl wyhodowany pod szkłem, nie w naturalnych
warunkach, zawiera śladową ilość meskaliny. Nie można się nim odurzyć,
wywołuje tylko wymioty. Poza tym dojrzewa przez trzydzieści lat.
W swojej szklarni pan Andrzej ma specjalne miejsce, gdzie trzyma lupy i
pincety do wyjmowania kolców kaktusów. -* Ja cały jestem pokłuty, ale
nauczyłem się z nimi obchodzić - mówi pan Andrzej. - Dla laika może to być
jednak bardzo niebezpieczne. Mam tu na przykład kaktusa o nazwie fotel
teściowej. Indianie używali go do tortur. Człowiek, który nadzieje się na jego kolce, nie ma szans. Próba uwolnienia spowoduje, że wyrwie sobie cały
płat skóry. Kiedyś pewien złodziej próbował obrabować ogród botaniczny w
Niemczech i nadział się na niego. Skończyło się tragicznie.
Często klienci kupują też aloes, ze względu na jego lecznicze właściwości.
Pan Andrzej sprzedaje jego liście w kawałkach - można przyrządzać z
miodem. W przyszłym roku planuje jednak zmniejszyć hodowlę. - To za drogo
kosztuje, szczególnie ogrzewanie - mówi pan Andrzej. - Te rośliny muszą
mieć odpowiednią temperaturę, minimum pięć stopni. A tu węgiel zdrożał,
VAT poszedł w górę, a hipermarkety też wycofują się ze sprzedaży kaktusów.
Będę musiał to wszystko sprzedać. Jedną szklarnię jednak na pewno
zostawię. Nie wyobrażam sobie życia bez tych roślin. Wiosną, jak zaczynają kwitnąć, przychodzimy do szklarni z żoną i po prostu chłoniemy ich piękno.
Można dostać wtedy oczopląsu.
podesłał: Prorok
Komentarze