W serwisach należących do Facebooka nie ma miejsca dla narkotyków - oświadczyła wiceszefowa ds. zarządzania polityką globalną Facebooka Monika Bickert. Przyznaje, że nie ma na razie metod, by odróżnić wpis o narkotyku od informacji o leku psychotropowym.
- Dołączyłam do Facebooka po pracy w prokuraturze i widziałam na własne oczy zniszczenie, jakie narkotyki sieją w społecznościach i rodzinach. Dlatego chcę zakomunikować to, co oczywiste - w naszych serwisach nie ma miejsca dla narkotyków. Pracujemy ciężko nad wyszukiwaniem i usuwaniem tego rodzaju szkodliwych treści, ale także chcemy pomagać tym, którzy cierpią w wyniku uzależnienia - stwierdziła w środowym (26 września) wpisie na blogu firmowym Facebooka Bickert.
Odniosła się tym samym do artykułu w wydaniu dziennika "Washington Post". Podejmował on temat handlu narkotykami na Instagramie. Według gazety, należący do Facebooka serwis fotograficzny stał się użytecznym narzędziem dla dilerów narkotykowych, którzy docierają do swoich klientów dzięki słowom kluczowym.
"WP" ocenił, że w procederze sprzedaży nielegalnych środków na Instagramie pomaga dilerom również algorytm serwisu, który osobom zainteresowanym tego rodzaju treściami proponuje konta prowadzone przez innych sprzedawców narkotyków, a także kolejne słowa klucze związane z tą tematyką. "WP" zwrócił też uwagę na fakt, że obok nielegalnych treści związanych z narkotykami na Instagramie zaczęły pojawiać się reklamy sponsorowane przez wielkie koncerny, takie jak np. Procter & Gamble, Target czy Chase.
Według wiceszefowej ds. globalnego marketingu w Facebooku Carolyn Everson, zespół serwisu Instagram jest świadomy problemu. W związku z czym firma podjęła już wysiłki zmierzające do jego rozwiązania.
- Nie mamy jednak obecnie metod na tyle zaawansowanych, by móc przeanalizować każdy wpis, pomagający sprzedawać nielegalne narkotyki. Może okazać się, że autor wpisu bierze Xanax (silny psychotropowy lek uspokajający - PAP), bo czuje się zestresowany - powiedziała w rozmowie z "WP" Everson.