Dokończmy to, co zaczął Kalita

Sławomir Sierakowski wspomina i apeluje: "Dokończmy to. Nie zmarnujmy tej śmierci."

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Narkopolityka
Sławomir Sierakowski

Odsłony

245

Od legalizacji medycznej marihuany jesteśmy daleko, ale bliżej niż przed zabraniem w tej sprawie głosu przez Tomka Kalitę.

Nie pamiętam już, kiedy poznałem Tomka Kalitę. Pamiętam, że byłem mocno nieufny, bo Tomek był z SLD. A to u każdej innej lewicy wywoływało automatyczny dystans. Kłopot był tylko z jego wiekiem. Jak na komucha z PZPR to jednak był o 15 lat za młody. No ale wtedy można było powiedzieć, że postkomunizm to nie biografia, ale poglądy. I w sumie racja, ale nie wobec wszystkich. Jego postawę rozumiem tak: zachowywać się przyzwoicie tam, gdzie się jest i nie szukać na siłę alternatyw.

Prawie do końca byłem nieufny. Gadaliśmy, wiadomo było, że jest sympatycznym gościem, ale zawsze raczej sobie „dogadywaliśmy”. Tak brzmiało przynajmniej pięć pierwszych zdań. Po nich zaczynała się inna rozmowa, choć wiadomo było, że do niczego się nie przekonamy. To w sumie była niezła podstawa do bezinteresownego pokomentowania polityki i tego, co się dzieje w kraju i poza nim.

Tomek chciał być i tu i tu: w polityce głównonurtowej, takiej, jaka była i jest, ale też w świecie idei. Dlatego założył Centrum im. Ignacego Daszyńskiego. Aktywność polityczną rozpoczął, gdy SLD było już na równi pochyłej, więc większych szans na rozwinięcie skrzydeł tak naprawdę nie miał. Nie można powiedzieć, że miał szczęście w polityce. Ale dawał radę z entuzjazmem. Nie narzekał, robił swoje.

Później zachorował. Nic o tym nie wiedziałem, bo się nie przyjaźniliśmy. Pamiętam tylko jedną scenę, gdy spotkałem go gdzieś na mieście, był z żoną na kolacji. I na szczęście bez „dogryzania” sobie tym razem, podszedłem i przybiliśmy piątkę, wymieniając życzliwe uśmiechy. Nic więcej.

Gdy dowiedziałem się o chorobie, zadzwoniłem. Tomek zaprosił mnie na wieczór kawalerski. Przyszedłem i razem z Andrzejem Morozowskim, Maćkiem Knapikiem i innymi kolegami i koleżankami bardzo dobrze się bawiliśmy. Tomek miał szczęście, bo żenił się ze wspaniałą osobą. Annę Monkos znałem skądinąd, bo co najmniej dekadę temu kilka razy wywiadowała mnie dla „Dziennika” i innych mediów.
Tomek Kalita umarł, bo ten rak był najpewniej nieuleczalny. Dobrze, że zaczął własną kampanią za legalizacją medycznej marihuany. Tu okazał się skutecznym politykiem. Skuteczniejszym bardziej niż ktokolwiek z jego pokolenia, bo zalegitymizował w pojedynkę temat medycznej marihuany. Już zawsze będzie on kojarzony z jego nazwiskiem. I już nigdy nie będzie można tego zignorować. Nie będzie można załatwić medycznej marihuany pruderyjnym prychnięciem, że narkotyki i w ogóle nie ma o czym mówić.

Od legalizacji medycznej marihuany jesteśmy wciąż daleko, ale już bliżej niż przed publicznym zabraniem w tej sprawie głosu przez Tomka Kalitę. Dokończmy to. Nie zmarnujmy tej śmierci. Tomek tak bardzo chciał być politykiem i tak nim został.

Oceń treść:

Average: 9.7 (3 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Hydroksetamina
  • Hydroksetamina
  • Pierwszy raz

Dom, wolne, lekki wkurw

15:10

Odważam 5 mg, wciągam. Pachnie trochę kiszonymi ogórkami, smak jeszcze niezbyt mi się wyklarował. stawiam na po syntezie. Może dałbym radę wyczyścić acetonem ale nie mam pewności czy to zadziała i nie mam tez najmniejszej ochoty czekać choćby i sekundy dłużej. 

15:16

Wydaje mi się, że czuję pierwsze, delikatne efekty w postaci mrowienia w głowie i lekkiej, neutralnej dysocjacji. Możliwe placebo. 

15:20

  • Marihuana


Ludzie, nawet nie wiecie....


Nawet nie wiecie jaka jazde sobie mozna zrobic.


Oh, men...

  • Marihuana


Substancja: rzecz jasna marihuana:)

Gdzie: szkoła:)

W jakim celu: rekreacyjnym:)

Wczesniejsze doświadczenia: marihuana wiele tysięcy razy, pare razy amfa


  • Etanol (alkohol)
  • LSD-25
  • Marihuana
  • Pierwszy raz

Pozytywne nastawienie do nowej substancji, wycieczka do lasów z dwoma kumplami - jednym dobrze obeznanym - B i jednym nowicjuszem próbującym po raz pierwszy tak jak ja - W. Większość podróży w otoczeniu natury, wiosna, maj, przez cały czas lekko padał deszcz. Spontaniczna, niezaplanowana podróż.

Należałoby zacząć opis od tego, że raport pisany jest po upływie około 2,5 roku od podróży. Niestety część rzeczy już zapomniałem a same odczucia też nie są "na świeżo", ale zdecydowałem się na spisanie tego co mi wciąż pamiętam zanim wszystko wywietrzeje mi z głowy. Zdaję sobie sprawę, że TR jest trochę przydługawy, ale początkowo pisałem go raczej dla siebie i osób uczestniczących w tripie po prostu na pamiątkę. Opisywaną podróż uważam za swoje pierwsze psychodeliczne doświadczenie z prawdziwego zdarzenia.