Ćpajcie, ale nie nudźcie.

Wielka Brytania: Czy zarejestrować marihuanę?

Anonim

Kategorie

Źródło

Polityka nr 32/2001 (2310)
ADAM SZOSTKIEWICZ

Odsłony

5136


Wielka Brytania: Czy zarejestrować marihuanę?

Tonący chwyta się brzytwy. Po tęgim laniu wyborczym brytyjscy konserwatyści nie mogą przyjść do siebie. W sukurs sfrustrowanej partii ruszyli dwaj popularni politycy: Michael Portillo i Peter Lilley. Zróbmy coś, co zdejmie z nas odium ludzi oderwanych od spraw, którymi żyje społeczeństwo - przekonywali działaczy - przestańmy w kółko wałkować euro, odbierzmy lewicy monopol na reformy społeczne, zainicjujmy poważną dyskusję o legalizacji marihuany.

Gwiazdy brytyjskiej prawicy wyrwały się przed szereg. Portillo przegrał wewnętrzne wybory na lidera partii; Lilley, jego poplecznik, agituje w mediach samotnie. Ale libertariańskie ziarno zostało posiane. Poważne i wpływowe gazety prawicowe z londyńskim "Daily Telegraph" na czele otwarły łamy dla poglądów jeszcze niedawno zupełnie dla nich nie do przełknięcia. Prasa liberalna, jak dziennik "The Independent" czy tygodnik "The Economist", od lat prowadząca kampanię na rzecz legalizacji marihuany z zadowoleniem powitała liderów prawicy w swym obozie. A rządząca Partia Pracy premiera Blaira z niepokojem śledzi przychylne reakcje na wypowiedzi rywali i sama zapowiada korektę polityki państwowej w sprawie "trawy".

Miłośnicy konopi indyjskich nie mają na Wyspach łatwego życia. Wielka Brytania poszła wzorem twardej, represyjnej polityki antynarkotykowej made in USA. Od 30 lat obowiązuje ustawa zabraniająca posiadania, uprawy i sprzedaży marihuany. Osoba, której policja skonfiskuje nawet drobną ilość konopianej żywicy czy liści, może zostać ukarana wyrokiem do pięciu lat więzienia i grzywną. Dane policyjne i obserwacja socjologiczna dowodzą jednak, że brytyjska wojna z narkotykami nie przyniosła spodziewanych efektów. Coraz bardziej nabiera ona cech orwellowskich: politycy i szefowie policji chwalą się sukcesami, a tak zwane miękkie narkotyki, do których zalicza się marihuanę, są coraz popularniejsze, natomiast liczba zarejestrowanych narkomanów wzrosła z 3 tys. w 1971 r. do 43 tys. obecnie.

Co dwudziesty Wyspiarz wypalił skręta przynajmniej raz w życiu. Według badań kryminologów, z narkotykami zetknęło się 25 proc. Brytyjczyków w wieku od 16 do 59 lat - czyli miliony. Wyraźnie zmienia się też społeczne nastawienie. Wprawdzie dziś 51 proc. ankietowanych nie chce legalizacji marihuany, ale 37 proc. jest za (reszta nie ma zdania). Szeregi zdecydowanych przeciwników legalizacji stopniały w ciągu zaledwie pięciu lat o 15 proc., liczba zwolenników wzrosła o 11 proc.

Demograficznie jednak liberałowie są w natarciu. W grupie wiekowej 16-34 lat mają oni już przewagę nad przeciwnikami: 45 do 43 proc. Na dodatek za legalizacją jest spora grupa (29 proc.) osób, które nigdy po miękki narkotyk nie sięgnęły. Co jeszcze ciekawsze, aż 85 proc. zwolenników legalizacji marihuany jest jednocześnie przeciwko legalizacji twardych narkotyków - heroiny czy kokainy. Młodsza część społeczeństwa po prostu odrzuca doktrynę, że marihuana jest szkodliwsza dla zdrowia niż legalne alkohol czy tytoń. Te socjologiczne fakty są twardym orzechem do zgryzienia dla polityków i prawodawców.

Tendencja wydaje się bowiem taka, że legalizacja nie zejdzie z wokandy w przewidywalnej przyszłości. Więcej, legalizacja wydaje się nieuchronna. Jak bronić ustawy, która coraz większą grupę obywateli czyni potencjalnymi przestępcami? Jak bronić prawa, które przestaje działać, czyli kompromituje państwo w oczach obywateli? Jak przekonać społeczeństwo, że rosnąca grupa państw europejskich, które odrzuciły amerykański model wojny z narkotykami, nie może być żadnym punktem odniesienia dla Brytyjczyków?

Londyński "Times" przypomina, że w krajach, które nie karzą więzieniem za posiadanie marihuany na użytek osobisty - w Hiszpanii, Portugalii (która ostatnio zdekryminalizowała też heroinę), Włoszech, wielu landach niemieckich, Belgii, no i naturalnie pionierskiej Holandii - konsumpcja tego narkotyku jest niższa niż na Wyspach. Wśród piętnastolatków na przykład w Wielkiej Brytanii spróbowało konopi aż 41 proc., podczas gdy w Holandii 24 proc. Młodzi ludzie w Europie Zachodniej coraz rzadziej reagują na oficjalne kampanie przeciwko marihuanie. Wzruszają obojętnie ramionami: wiemy swoje, to tak jak z tymi opowiastkami o zgubnych skutkach pewnych praktyk seksualnych.

W Europie otwartych granic coraz większe poparcie zdobywa pragmatyczna polityka narkotykowa. Nie oznacza ona bynajmniej rządowego błogosławieństwa dla narkomanii ani dla brudnych narkotykowych interesów. Europa chce skupić wysiłek na walce z producentami, szmuglerami i handlarzami. Ich ofiarom zaś chce oferować skuteczną pomoc medyczną i społeczną. Podobny pragmatyzm - a nie kryptoreklama "trawy" - kierował dwoma wspomnianymi torysami (tradycyjna nazwa brytyjskiej partii konserwatywnej). Peter Lilley, były wicelider torysów i szef resortu opieki społecznej, powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że ani sam nigdy marihuany nie palił, ani nie chciałby, by paliła ją jego córka. Uważa natomiast, że obecna ustawa antynarkotykowa jest nie do utrzymania i nie do wykonania.

Zaproponował system zezwoleń na sprzedaż ograniczonej ilości marihuany w specjalnych punktach osobom z ukończonym 18 rokiem życia. Obrót produktami z konopi podlegałby opodatkowaniu, towar musiałby mieć napisy ostrzegające przed skutkami dla zdrowia. Publiczne palenie "trawy" byłoby zakazane - w londyńskim Soho nie zaroiłoby się więc od kafejek z marihuaną i haszyszem w stylu holenderskim - ale państwu wara od tego, co ludzie chcą palić w zaciszu swych domów. - Czas skończyć z chorą sytuacją - argumentuje Lilley - w której marihuanę, ponieważ jest nielegalna, zdobywa się tymi samymi kanałami co twarde narkotyki. W ten sposób państwo wpycha przygodnych palaczy marihuany w łapy dilerów. Lilley, powołując się na renomowane brytyjskie czasopismo medyczne "The Lancet", podkreślił, że umiarkowane używanie marihuany nie ma poważnych negatywnych skutków zdrowotnych. Odrzucił też teorię, że palenie marihuany musi po pewnym czasie prowadzić do zażywania twardych narkotyków.

Michael Portillo, były szef konserwatywnego gabinetu cieni i minister obrony, poprzestał na ogólnikach o potrzebie nowego myślenia i nowej twarzy swojej partii. Ale i on powiedział, że jego osobistym zdaniem za legalizacją marihuany przemawiają silne argumenty wynikające z faktu, że można ją traktować na tej samej zasadzie co alkohol i tytoń i że młodzież kupuje ją od ludzi parających się jednocześnie bardzo niebezpiecznym handlem innymi narkotykami.

Balon próbny wypuszczony przez Lilleya i Portillo poszybował wysoko, ale ścisła czołówka konserwatystów do niego nie wsiadła. Najwyraźniej są przekonani, że otwarte poparcie Lilleya czy Portillo to samobójstwo w konserwatywnym elektoracie. Konkurenci Portillo do stanowiska lidera partii zgodzili się jedynie, że potrzebna jest narodowa dyskusja. Za to Ann Widdecombe, odpowiedzialna w torysowskim gabinecie cieni za bezpieczeństwo publiczne, żądała niedawno jeszcze surowszych kar za posiadanie marihuany: 100 funtów grzywny na dzień dobry. Jednak "zero tolerancji" proponowane przez Widdecombe też okazało się hasłem zbyt radykalnym. Tym bardziej że kilku politycznych kolegów pani Widdecombe z gabinetu cieni przyznało się prawie natychmiast potem, że zdarzyło im się w przeszłości puścić dymka z marihuany.

Rzeczników "inteligentnej" polityki narkotykowej nie brak i w innych brytyjskich partiach politycznych, włącznie z rządzącymi laburzystami. Za legalizacją marihuany są niektórzy politycy lewego skrzydła Labour Party, lider liberalnych demokratów Charles Kennedy - proponuje on ostrożnie, ale bardzo po angielsku, powołanie specjalnej wielkiej komisji królewskiej do wyczerpującego zbadania sprawy - skrajnie lewicowy przywódca szkockich socjalistów Tommy Sheridan. W ubiegłym roku wiele szumu wywołał raport brytyjskiej Fundacji Policyjnej. Wynikało zeń, że prohibicja i ściganie miękkich narkotyków czyni z Wysp "narkotykowy ściek Europy", a traktowanie wszystkich narkotyków jako równie niebezpiecznych wprowadza zamęt w opinii publicznej i chaos w działaniach policji.

Na dodatek do kampanii legalizacyjnej przyłączył się ostatnio nieposzlakowanej reputacji sir David Ramsbotham, emerytowany szef inspekcji penitencjarnej. Według niego, dekryminalizacja marihuany pozbawi zysków narkotykowych magnatów. Rosnąca presja daje się we znaki rządowi Tony'ego Blaira, ale jak dotąd premier nie zmienił swego stanowiska. Rzecznik Blaira wyraził je jasno: - Marihuana jest groźna, powoduje problemy medyczne, raka, halucynacje. Sprzeciw wobec legalizacji czy dekryminalizacji "trawy" podtrzymuje szefostwo policji, kościoły anglikański i rzymskokatolicki. Ale każdy rząd demokratyczny musi się liczyć ze zmianami w opinii publicznej. Za czasów laburzystowskiego ministra spraw wewnętrznych Jacka Straw nie było mowy o złagodzeniu narkotykowej polityki państwa. Minister dał dowód swej niezłomności, nie próbując w żaden sposób kryć własnesgo syna, gdy ten popadł w kłopoty z policją za posiadanie marihuany.

Nowy szef resortu David Blunkett mówi innym tonem. Chce, by policja wydała walkę przede wszystkim heroinie i kokainie i popiera eksperyment w kolorowej dzielnicy Brixton w południowym Londynie, gdzie lokalna policja zamiast wsadzać do paki udziela drobnym posiadaczom marihuany ostrzeżeń na piśmie. Dobrze, ale jak to pogodzić z wciąż obowiązującą ustawą nakazującą karać? Czy to nie kolejny triumf obłudy?

Tak czy owak warto pamiętać, że Brytyjczycy mają jednak większe zmartwienia niż problem marihuany: ot choćby armię samotnych matek na garnuszku opieki społecznej. Dlatego niektórzy publicyści machają ręką: niech tam, jeśli ludzie chcą się zabijać narkotykami, wolna wola. Andrew Marr napisał w prawicowym "Daily Telegraph": "Jestem przeciw legalizacji, bo powiększy ona zastępy nudziarzy, którzy potrafią mówić tylko o swym nałogu - jak piwosze, obżartuchy, majsterkowicze, obsesjonaci gier komputerowych. Ćpajcie jak już musicie, ale przynajmniej nie nudźcie".

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

rumpururum (niezweryfikowany)

Czy my Polacy pójdziemy kiedyś w ślady naszych braci ... :-)
ziele (niezweryfikowany)

Hmmmmm nie słyszałem, żeby ktoś wogóle musiał ĆPAĆ marihuane............. i teraz dochodzimy do takiego momentu gdzie trzeba zadać pytanie: JAK TU ZALEGALIZOWAĆ MARIHUANE, skoro politycy są niedoinformowani o jej działaniu i co najgorsze, nie przyjmują do siebie prawdy. A tymczasem prawda jest taka ze STUFF uzależnia tylko psychicznie (czyli widząc zioło mówie sobie: "Nie muszę palić, ale bedzie niezła klima to sobie zapale " - wogóle czemu mam odmawiać, skoro szkodzi mi to w znacznie mniejszym stopniu niz alkohol czy papierosy co jest dowiedzione - ale to juz inna sprawa) i nikogo nigdy nie oblewały poty, bo musiał to sobie zapalić. I dlatego właskie wkurwia mnie słowo ĆPAĆ w odniesieniu do THC, bo ĆPAĆ to można heroine, kokaine, amfetamine, kwas, albo inne gówna, a JUMA ma akurat z nimi najmniej wspólnego i działą w zupełnie inną stronę........ ale sam nie wiem po co to pisze, bo zasrani politycy i tak zostaną ciemni, pozostaje tylko nadzieja, że pomyśli o tym moje pokolenie, młode i mam nadzieje inteligntniejsze....
złośliwiec (niezweryfikowany)

Hmmmmm nie słyszałem, żeby ktoś wogóle musiał ĆPAĆ marihuane............. i teraz dochodzimy do takiego momentu gdzie trzeba zadać pytanie: JAK TU ZALEGALIZOWAĆ MARIHUANE, skoro politycy są niedoinformowani o jej działaniu i co najgorsze, nie przyjmują do siebie prawdy. A tymczasem prawda jest taka ze STUFF uzależnia tylko psychicznie (czyli widząc zioło mówie sobie: "Nie muszę palić, ale bedzie niezła klima to sobie zapale " - wogóle czemu mam odmawiać, skoro szkodzi mi to w znacznie mniejszym stopniu niz alkohol czy papierosy co jest dowiedzione - ale to juz inna sprawa) i nikogo nigdy nie oblewały poty, bo musiał to sobie zapalić. I dlatego właskie wkurwia mnie słowo ĆPAĆ w odniesieniu do THC, bo ĆPAĆ to można heroine, kokaine, amfetamine, kwas, albo inne gówna, a JUMA ma akurat z nimi najmniej wspólnego i działą w zupełnie inną stronę........ ale sam nie wiem po co to pisze, bo zasrani politycy i tak zostaną ciemni, pozostaje tylko nadzieja, że pomyśli o tym moje pokolenie, młode i mam nadzieje inteligntniejsze....
mmm (niezweryfikowany)

juz niedlugo nadejdzie LEGALIZE IT <br>to bedzie piekny dzien mln palaczy wowczas <br>powychodz legalnie zbakani na ulicy miast.;). <br>
Zajawki z NeuroGroove
  • Bad trip
  • Dekstrometorfan

standardowy wieczor w domku

DODAJE RAPORT 4PLATEU DXM BO WIEM ZE NIE JEST ICH TAK WIELE, A ZAPADA W PAMIECI MALY ULAMEK DOSWIADCZEN

Chwile patrzyłem się na różowe kapsułki, upewniając się ze czuje obrzydzenie na myśl o ich słodkawym smaku. Ręce spocone, w sumie to nie mam ochoty - czyli wszystko gra, jest tak jak zawsze. 

W ten sposób 150mg dxm i 50mg dph już spokojnie odpoczywało w moim kwasie solnym. Jak zwykle nie mam nudności, i jak zwykle zajmuje czymś głowę tak aby dysocjacja nastąpiła niespodziewanie. 

(~t1h) - Powoli już odczuwam działanie a wiec czas na 300mg. 

  • 2C-E

Wiek: 20lat

Dawka: ~5mg dożylnie (roztwór alkoholowy) na 60kg masy ciała.

Doświadczenie: etanol, tytoń (fajki i tabaka), herbata, yerba, kawa, konopie, dekstrometorfan, LSD, ecstasy.

S&S: Las, w wystarczającej odległości od cywilizacji, towarzystwo w postaci zaufanego przyjaciela i jego dziewczyny (będę pisał przyjaciółka), całkiem ładna pogoda. Pierwszy raz z 2c-e i pierwszy raz dożylnie -- adrenalinka. :)

  • Kodeina
  • Pierwszy raz

Miasteczko na mazurach, około 20 tysięcy mieszkańców. Nudy że klękaj Stefan, brak słów. Dostęp do substancji psychoaktywnych prawie zerowy, postanowiłem więc spróbować czegoś dostępnego w najbliższej aptece. Padło na kodeinę. Trochę poczytałem o odczuciach, dawkowaniu, sposobach itd. i jako że to miał być mój pierwszy raz jeśli chodzi o kodę wybrałem najprostszą z opcji: Thiocodin do gęby, rozgryźć, zapić. Od rana byłem jakoś dziwnie na to podkręcony a że miałem wolne - postanowiłem to zrobić. Ugadałem się z ziomeczkiem, na potrzeby TR będzie nazywany DDK. Spotkaliśmy się wieczorem, po drodze zaopatrzyłem się w Thio po czym udaliśmy się na poszukiwania jakiegoś buszka. Misja wykonana, siedzimy, czekamy na miejsce żeby móc w spokoju skręcić jointa.

19:30 : wychodzę z domu, idę spotkać się z DDK, po drodze zaopatrzam się w Thiocodin. 10 tabletek, myślę że na początek wystarczy nawet mniej

 

20:15 : siedzimy i czekając na bucha wrzucam do gęby 9 tabletek, rozgryzam je i popijam wodą, smak jest niemiły ale dzięki temu woda smakuje wręcz słodko

20:40 : czekam na efekty, dla zabicia czasu kopiemy piłkę pod blokiem, spalam papierosa.

  • Szałwia Wieszcza

Time: 25 grudnia, popołudnie ok 15.

Experience: mj, #, dxm, efedryna.

Set & setting: positive, oddech po świętach. Palimy z kolegą, mój trzeci raz z SD. Wydanie luksusowe:

bongo i mix z wybornym # made from Jack Herer prosto z Hagi. Jeśli chodzi o dawnowanie, to niestety nie

jestem w stanie precyzyjnie stwierdzić jaka gramatura się zdematerializowała. Zapakowaliśmy 2 pełne

cybuchy, więc myślę, że mogło przejść ok 1,5 - 2g.