Syn pani G. jest uzależniony od dopalaczy. Co jakiś czas znika z domu i wraca po kilku godzinach odurzony. Na haju potrafi wyczyścić lodówkę z całej zawartości, tylko po to, by za chwilę zwymiotować wszystko, co zjadł. Nieraz znajdowała go leżącego półprzytomnie na podłodze. — Nie żyje? — pytała samą siebie z przerażeniem i nasłuchiwała jego oddechu. Bezsilna tarnogórzanka od kilku lat szuka pomocy dla syna. Poruszyła niebo i ziemię, jednak pełnoletni już chłopak, wzbrania się przed leczeniem. Jakiś czas temu pojawiło się światełko nadziei. Syn podpisał zgodę na terapię. Ma ją rozpocząć za dwa miesiące. Matka tylko odlicza dni. — Czy nie rozmyśli się do tego czasu?
Pani G. (dane do wiad. red.) wychowywała samotnie dwóch synów. Ojciec nie utrzymywał z nimi kontaktu. Jeden z chłopców jest już samodzielny. Skończył szkołę, zdobył zawód, wyjechał. Z drugim, bardziej wrażliwym, od kilku lat są problemy. Wszystko zaczęło się w gimnazjum. Tam wpadł w złe towarzystwo i zaczął wagarować, nie przechodził z klasy do klasy. W końcu przyznano mu kuratora.
Wtedy jeszcze nie zażywał żadnych środków odurzających. Miał, choć nieczęsty, kontakt z psychologami. Myślałam by umieścić go w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Kurator jednak odradziła mi tę myśl, twierdząc, że to może pogorszyć jego sytuację. To jednak stało się i tak. Syn nie skończył nawet gimnazjum, odciął się od świata, nie ma żadnych znajomych. Jakimś cudem ma za to kontakt z dilerami w Tarnowskich Górach
mówi G.
Matka ma żal do służb publicznych. Twierdzi, że gdy syn zaczął się odurzać dopalaczami był jeszcze niepełnoletni. Sąd mógł wówczas skierować go na przymusowe leczenie odwykowe. Tak się jednak nie stało. Teraz zmusić go można jedynie, jeśli pod wpływem narkotyków złamie prawo.
Syn bywa agresywny wobec domowników. Kiedy wyrzucam resztki znalezionych w domu dopalaczy, wpada w furię
mówi kobieta. Chłopak mobilizowany przez matkę, był już w wielu okolicznych instytucjach świadczących pomoc uzależnionym: w Tarnogórskim Ośrodku Terapii Uzależnień, w Stowarzyszeniu Pomocy Uzależnionym i ich Bliskim "Falochron", w gliwickiej Familii i Domu Nadziei w Bytomiu. Przez dłuższy okres nie chciał słyszeć o leczeniu. Terapię podejmowała więc matka, jako tzw. osoba współuzależniona, co było bardzo pomocne, szczególnie, że w trudnej sytuacji odwrócili się od niej wszyscy znajomi.
W międzyczasie kobieta, gdy tylko uznała, że trzeba, wzywała do domu policję.
Służby kazały mi zgłosić, że syn nie stosuje się do domowych zaleceń, że jest wulgarny. Po jednej z interwencji zatrzymano go na kilkanaście godzin w areszcie. Dostał dozór policyjny, a sprawę skierowano do sądu. Liczyłam, że trafi na przymusowy odwyk. Tymczasem sąd chyba nie do końca zrozumiał sprawę, bo kazał mu odbyć leczenie antyalkoholowe...
twierdzi matka.
Wiem też, że, skoro jest pełnoletni, mam prawo go wyrzucić z domu. Jednak nie chodzi mi o pozbycie się problemu. Chcę pomóc synowi
dodaje.
Kiedy kilka tygodni temu kurator postraszyła chłopaka perspektywą rocznej odsiadki w więzieniu za znęcanie się nad rodziną, uzależniony wreszcie się wystraszył. Zgodził się na leczenie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to czeka go roczna terapia w specjalnym ośrodku dla takich osób jak on. Tymczasem chłopak uczęszcza na spotkania grup, których członkowie borykają się z tym samym problemem.
Uzależniony kilkakrotnie lądował na odtruciu w okolicznych oddziałach psychiatrycznych. Stale przyjmuje leki psychotropowe, które mają go wyciszyć, by nie miał sił wychodzić i szukać narkotyków. Dlatego młody mężczyzna połowę dnia przesypia.
Nie wiem skąd się biorą ci ludzie, którzy mu to sprzedają. Zapewniam, że dopalacze można kupić nawet w szpitalach psychiatrycznych
mówi G. Zażywanie dopalaczy rujnuje zdrowie młodego mężczyzny. Miewa bóle serca, drętwieją mu kończyny. Jednak racjonalne argumenty do niego nie docierają.
Pilnowałam swoje dzieci, czasem nawet aż za bardzo. To i tak nic nie dało, bo jeden z synów i tak popadł w niebezpieczny nałóg. Kilka tygodni temu zobaczyłam w "Gwarku" zdjęcie opakowania po dopalaczach, które widziałam też u mojego syna. Zapragnęłam opowiedzieć o mojej sytuacji, by zaalarmować innych rodziców.
Komentarze