[spisane przez Stanisława Lema w 1970 roku]
Amerykański sąd apelacyjny uznał, że prokuratura federalna nie ma prawa ścigać osób, które hodują i rozprowadzają medyczną marihuanę, jeśli robią to zgodnie z prawem stanowym. To pierwsze takie rozstrzygnięcie na poziomie sądownictwa odwoławczego.
Amerykański sąd apelacyjny uznał, że prokuratura federalna nie ma prawa ścigać osób, które hodują i rozprowadzają medyczną marihuanę, jeśli robią to zgodnie z prawem stanowym. To pierwsze takie rozstrzygnięcie na poziomie sądownictwa odwoławczego.
Trzyosobowy skład orzekający nakazał Departamentowi Sprawiedliwości wykazanie, że w przypadku 10 toczących się postępowań w Kalifornii i Waszyngtonie (gdzie hodowla i dystrybucja medycznej marihuany są legalne) naruszone zostały przepisy stanowe. Jeśli nie, to zdaniem sędziów apelacyjnych powinni umorzyć wszystkie sprawy.
Rozstrzygnięcie to odnosi się tylko zachodnich stanów i terytoriów, które obejmuje jurysdykcja sądu apelacyjnego w San Francisco (9th U.S. Circuit Court of Appeals). Może jednak wpłynąć na orzecznictwo innych sądów.
Mimo że marihuana pozostaje nielegalne w świetle prawa federalnego, dwa lata temu Kongres zakazał administracji wydawania środków publicznych w sposób, który uniemożliwiałby stanom regulowanie kwestii używania i sprzedaży konopi. Departament Sprawiedliwości usiłował przekonać sędziów w San Francisco, że oznacza to jedynie tyle, że rząd federalny nie ma prawa podejmować kroków prawnych przeciwko władzom stanowym. Nadal może jednak ścigać konkretne osoby, jeśli w jego ocenie naruszyły one federalne prawo antynarkotykowe. Sąd apelacyjny odrzucił ten argument, twierdząc, że prowadzenie postępowań dotyczących zażywania czy uprawy marihuany jest równoznaczne z ograniczeniem prawa stanów do regulowania spraw leżących w zakresie ich kompetencji.
Sędziowie podkreślili jednak, że Kongres może w każdej chwili zmienić zdanie i uchwalić przepisy autoryzujące wydawania środków publicznych na ściganie sprzedawców marihuany.
Obecnie jest ona legalna w 25 stanach i Dystrykcie Kolumbii. Kolejnych 10 stanów zamierza poddać tę kwestię pod referendum w listopadzie.
Wszystko zaczęło się, gdy miałem 14 lat. Rap jako muzyka ćpunów, buntowników i degeneratów od zawsze promował narkotyki, ale to wtedy uderzyła w niego moda na purple drank. Momentalnie zaczarował mnie ten fioletowy płyn w jednorazowych kubeczkach na teledyskach. Sam wygląd tego płynu sprawił, że chciałem jak najszybciej tego spróbować.
Nastawienie bardzo pozytywne, duża ciekawość, pusty dom wieczorem, delikatne oświetlenie.
Godzina 16, poniedziałek po pracy. Będąc bardzo ciekawym znalezionej niedawno w internecie substancji, wybrałem się do lekarza po coś na moje (poniekąd prawdziwe) "problemy ze snem". Pierwszy w kolejce, wchodze do lekarza, mówię co trzeba (nie mogę spać, nie pomagają ziółka, budzę się w nocy po kilka razy) i dostaję receptę. Kilka minut później jadę do domu z paczką 20 tabletek upragnionego "Nasenu". To była moja druga wizyta u lekarza, za pierwszym razem dostałem hydroksyzynę, która nie sprawdziła się ani nasennie ani rekreacyjnie.
Tym razem zwiekszylem troche dawke - czyli
polknalem trzy piguly po 10mg.
Zaczal sie ladowac juz po pol godzince.
Bardzo sympytycznie i powoli (troche jak
grzyby). Czulem delikatne laskotanie w nogach,
w palcach rak. Czulem ze cos mnie wypelnia
powolutku - trwalo to jakies pol godziny.
I nagle jest - zaczelo dzialac.