Świat jest strasznie skomplikowany

by Nagash

Anonim

Kategorie

LSD

Odsłony

4528

Wstęp
Uważam się za dość uduchowioną osobę, zawsze też fascynowały mnie psychodeliki. Niemal "od zawsze" chciałem spróbować kwasa, w międzyczasie miałem styczność z zielskiem (miłe), amfetaminą (niezbyt miłe) i ecstasy (dość miłe). Ale tak naprawdę, naczywaszy się trip reportów, zawsze czekałem na okazję, by zjeść kwarka. I mimo, że wszyscy mówili mi, jak potężna to rzecz, nic, kompletnie nic nie mogło w pełni przygotować mnie na to, co przeżyłem.

T 0:00 - 20:00
Wychodzę z domu na imprezę sylwestrową, wrzucam 1/2 papierka pod język. Zastanawiam się, jak to będzie, bo impreza duża, a ja do tego, w jakim będę stanie, mogę przyznać się najwyżej 2-3 osobom. Cóż, no risk no fun ;)

T+1:00 - 21:00
Dorzucam drugą połówkę (nic się nie dzieje)

T+1:30 - 21:30
Gdy patrzę na poduszkę czy drewnianą podłogę przez dłuższy czas widzę, jak cała zaczyna falować, przesuwać się i rozciągać. Myślę - fajne, ale delikatne. Postanawiam wcielić w życie resztę mojego planu - wrzucam 1 pixę (białe Zorro).

Przez następnych kilka godzin, do 1-2 nad ranem, kontrolę przejęła piguła. Byłem zbyt nią zajęty, by doszukiwać się efektów kwasa, choć zanim weszła wyraźnie czułem, że jestem pod jego wpływem - takie dziwne "coś", nieco inne postrzeganie. Bawiłem się świetnie, w międzyczasie wciągnąłem kreskę białego i prawie zapomniałem, jaki był pierwotny plan wieczoru. Ostatecznie czego więcej można spodziewać się w kilka godzin po wrzuceniu papiera? Można, oj, można ;)

T+5:00 - 01:00
Wszyscy pijani idą spać, więc i ja, wyzbywszy się pigułowej euforii, chcę się wyluzować - biorę jakieś 8 buchów ładnie pachnącego zielska. I trrrrrrrrach! Zdążyłem wrócić do środka domu i dojść do połowy schodów kiedy poczułem, że muszę usiąść. Wpadłem w kompletny stupor, zapomniałem chyba nawet mrugać oczami, słyszałem głosy ludzi, ale nie skupiałem się na odcyfrowaniu ich słów. Po kilku minutach poczułem, że dzieje się coś dziwnego. Na tle jasnej ściany zaczęły pojawiać się kolorowe, tańczące mroczki. Gdy się na niej skupiłem i wyobraziłem sobie wodę widziałem, jak po ścianie płyną krople. Ale najbardziej niesamowite były poręcze - stalowe druty rozcinające moje pole widzenia na pasy. Dokoła nich widać było tęczowe, helisowate zwoje, cały drut jakby załamywał światło powodując rozmycie obrazu w jego pobliżu. Powoli całe pole widzenia zamieniało się w teatrzyk światła i cieni. Wizuale były tak silne, że miałem problemy z ustaleniem położenia, kierunku czy rozpoznaniem twarzy. Gdy zamykałem oczy widziałem fantastyczne, fraktalne kształty, przelewające się z jednego w drugi, powiększające się i rodzące coraz to nowe figury. Z jeszcze jako-tako przytomnym umysłem udałem się do małego, ciemnego pomieszczenia (kotłowni), gdzie nikt nie musiał mnie widzieć ani przeszkadzać. Od tej chwili pojęcia czasu i przestrzeni tracą definitywne znaczenie. Nie mogłem określić, kiedy na pewno mam zamnknięte powieki, a kiedy otwarte. Po powierzchniach tańczyły piękne, mieniące się różnymi kolorami punkciki, uciekające do góry jak bąbelki gazu. Dwuwymiarowe obiekty nabierały trójwymiarowości, gwiazdy (widoczne przez okno) otaczało drżące, tęczowe halo. W pewnym momencie pole widzenia zaczęły przecinać jaskrawe, świecące linie, dzieląc je na siatkę. Poczułem, że te żyłki łączą mnie z jakąś energią, z resztą Wszechświata, czułem się wspaniale, byłem zafascynowany tym, co przeżywam. Obraz rozpryskiwał się na elementarne części, niektóre z nich tworzyły feerię fantastycznych obiektów, wśród których podróżowałem, jak przez tunel. Dokoła mijałem swoje myśli. Nie byłem pewien, co przedstawiają, bo mijały mnie z ogromną prędkością, ale każda miała swoją wyraźną wizualną reprezentację, kolor, oraz słowo z obcego, dziecięcego języka (które przychodziły mi do głowy, gdy miałem jakieś 10 lat), jakie ją określało. Zdarzało się, że nie potrafiłem nazwać po Polsku takich rzeczy, jak łazienka :) Za sprawą MJ w ogóle moje zdolności przetwarzania i pamięci były dość ograniczone, ale to wcale nie zniknęło w ciągu następnych godzin, więc to chyba także efekt działania kwasu. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła koleżanka, nie mając pojęcia, co się ze mną dzieje. Próbowałem jej wytłumaczyć, że nie ma ze mną większego kontaktu, ale nie zraziło jej to i usiadła obok. Była pijana ;) Rozmawialiśmy przez kilka godzin, do ok. 3 rano. A raczej ona tłumaczyła mi po 15 razy różne rzeczy, a ja za każdym razem mówiłem, że tego nie rozumiem i że to zbyt skomplikowane. Przyziemne troski kompletnie straciły dla mnie sens. Czasem wydawało mi się, że coś myślę, a w rzeczywistości to mówiłem. Dobrze, że żadne straszne rzeczy :) Bardziej zajęty byłem tym, co widzę. Zdarzało się, że obraz rozjeżdżał mi się jak w filmie DivX, tzn. dokoła ruszających się obiektów pojawiały się odbarwione obszary (artifacts), np. dokoła twarzy mojej rozmówczyni. Ale nie bardzo mnie to przerażało. Czasem widok tracił kolory i cały pokój był nagle np. w odcieniach sepii. Ale każda cząstka obrazu składała się z tęczy kolorów, które dopiero w efekcie dawały jednolitą barwę. Fantastyczne wrażenie robił na mnie ogień w piecu. Zdarzało się, że to, co uważałem jako odniesienie (widok pokoju) zwijał się do jakiejś figury geometrycznej, oddalał, a ja wystrzeliwany byłem wiele tysięcy lat świetlnych dalej wzdłuż owych pulsujących, energetycznych nici do innego miejsca, gdzie znów widziałem, to "rzeczywistość", to zdarzenia z mojego dzieciństwa, to wytwory mojej wyobraźni (np. dom z domownikami w rzucie izometrycznym, każdy z nich wypełniający określone zadanie i działający według zdefiniowanego wzorca). W ogóle przez cały czas miałem wrażenie, podobnie jak po MJ, a może głównie przez MJ, że większość osobowości jest ucieleśnieniem jakiegoś archetypu zachowania. Stąd przyszło mi do głowy, że wszyscy jesteśmy wysłannikami pierwotnej, fantastycznej, pulsującej energii, z jaką właśnie obcuję. Zostaliśmy obdarzeni inteligencją, by świadomie wnosić światło w nasze życie, a ciemność i zło odsyłać w niebyt. A będąc uosobieniem owej pierwotnej Siły Stwórczej, czyniąc dobro w sobie, czynimy je także dokoła nas i w całym Wszechświecie. To była moja definicja celu życia (nas, ludzi i jako takiego) i jedno z lepszych przemyślen tripa (albo jedno z niewielu, które pamiętam, bo wiem, że nie pamiętam za wiele).

T+8:00 - 04:00
Ileż można siedzieć w jednym miejscu. Czułem, że trip troszkę słabnie, choć to wciąż raczej były fluktuacje na szczycie, a nie zjazd. Wyszedłem na zewnątrz i unikając współimprezowiczów ( ;-) ) udałem się do kibla. Sikanie trwało chyba z godzinę i bałem się, że cały się wysikam, więc przestałem. A nie przyszło mi to łatwo, bo plusk wody był piękny ;) Potem spędziłem dobrych kilka minut macając ściany i lustro. Zamknąłem oczy i widziałem, jak różne faktury rodzą różne, piękne obrazy w mojej głowie. Załamania powierzchni powodowały określone wizje, powtarzalne do tego stopnia, że pewnie mógłbym sobie tak nakreślić jakąś mapkę pokoiku ;) Bardzo fajna synestezja. Nie miałem regularnych halucynacji słuchowych, ale z różnymi rzeczami kojarzyły mi się różne dźwięki czy słowa, pełne spółgłosek jotowanych, w kompletnie abstrakcyjnym języku. Nacieszywszy się przenikaniem zmysłu dotyku i wzroku wyszedłem na korytarz i tu kolejne zaskoczenie. Ktoś puścił transy ;) Muzyka powodowała niesamowite rzeczy - korytarz to zwężał się, to rozszerzał, potem zaczął tracić teksturę. Znalazłem się w komputerowej przestrzeni a'la film Tron czy holodeck, otoczny czernią poprzecinaną neonową siatką (wireframe). Cała ta siatka drgała, pulsowała w rytm muzyki, który wtedy wydawał mi się jakimś oczywistym wewnętrznym rytmem całego świata. Aż trudno było powstrzymać się od tańczenia. To wszystko było bardzo zajmujące i fantastyczne, ale była już 5 rano, a ja cały czas orbitowałem gdzieś daleko od Ziemi. Zacząłem zastanawiać się, kiedy to ze mnie zejdzie. Na szczęście mogłem już jako-tako rozmawiać z ludźmi (choć moje zdolności logicznego wnioskowania były zerowe). Obraz dalej rozpadał się na kawałki, znów składał, pulsował wszystkimi kolorami tęczy etc. Ludzkie twarze pełne były tańczących pikseli, widziałem obrazy poklatkowe (tracery) i byłem strasznie zmęczony. Czerwony jak burak, z podwiniętą jedną nogawką i rękawem, z wybałuszonymi oczami. W końcu, ok 6 rano, wizuale zniknęły i zacząłem czuć się znów normalny i bardzo szczęśliwy, choć wykończony psychicznie. Zdałem test - to, co widziałem było bajkowo piękne więc uznałem, że i we mnie siedzi głównie dobro. Dla odmiany koleżanka w 2/3 tripa próbowała mi go zepsuć (mówiła, jak sama na ścianach widzała robaki, w ludzkich twarzach trupie czaszki, że będę miał plamy na rękach, że to ze mnie nie zejdzie przez tydzień, etc) -- wielkie dzięki.

Zakończenie
Nie wiem, na ile trip został wygłuszony, a na ile wzmocniony przez MDMA, MDA (metabolit MDMA) i MJ. Zastanawia mnie, czemu wkręcanie trwało tak długo, czy gdybym nie przypalił nie odjechałbym wcale, czy to może 5-HTP, i tak dalej. Niestety, 90% moich możliwości skupionych było na kurczowym trzymaniu się rzeczywistości (żeby nie zrobić czegoś głupiego na imprezie pełnej ludzi), gdybym był sam, na łonie natury czy w domu, ze słuchawkami na uszach, trip byłby niemal na pewno znacznie bogatszy i pełen wniosków. Tymczasem znów uwierzyłem w Boga, że życie ma sens, że nadrzędnym uczuciem jest Miłość, że kocham K., że ludzki umysł, czerpiąc z tego, co w nas i dokoła nas, ma nieograniczone wręcz możliwości i musimy tylko nauczyć się z nich korzystać - ale do tego długa i ciężka droga. Znacznie utrudniamy ją sobie zachodnim determinizmem i redukcjonizmem, ale przecież na wszystko przyjdzie pora ;) Zasnąłem o 9 następnego dnia, ale już od 6 rano walczyłem z opadającymi powiekami. Trip dostarczył mi ogromu wrażeń, jak po żadnym innym środku. Nie zamknął mnie w swojej własnej szklanej przestrzeni, raczej otworzył oczy, pokazał świat. Nie łudził mnie, to, co widziałem, naprawdę jest i zawsze tam było, tylko nie potrafimy tego zdefiniować ani dostrzegać. Co ciekawe, nie miałem typowego (ponoć) dla kwasa napadu śmiechu czy czegoś w tym rodzaju.

Nie mogę doczekać się, gdy znów wezmę LSD. Ale to pewnie dopiero na wiosnę, by poobcować z naturą. Albo może z ukochaną osóbką... Set me free, my LSD :)

Komentarze

wtk (niezweryfikowany)

dokladnie podobnych przemyslen dostarczyly mi grzyby hyhyhyhy

pozdrawiam

mivan (niezweryfikowany)

Bardzo przyjemny raporcik, dobrze ze przeniesliscie go z forum...

kapelusznik (niezweryfikowany)

Dobrze to opisales. Az mi sie przypomnialy moje tripy.

;)

kapelutek.

Frugens (niezweryfikowany)

Beautifull :))

BALI (niezweryfikowany)

Mhm...może mi nie uwierzysz, ale podczas głębokiej medytacji, na czysto, pijąc samą wodę, można doświadczyć w podobny sposób Najwyższego, Nienazwanego, Pierwotnego Żródła...o którym możesz poczytać w Wedach.

Polecam książkę Timothy Leary ego "Polityka Ekstazy "

acid (niezweryfikowany)

cóż więcej można dodać, może można może nie, jedno jest pewne to jest po prostu cudowne

CrazyCondom (niezweryfikowany)

swietny raport, hf

paweł YYY (niezweryfikowany)

za kilka dni poraz pierwszy zjem kwacha,mam 21 lat,dragsów niestosuje
potrzebuje tego,zjem a pózniej zetne włosy i mam zamiar zacząć nowe życie
potrzebuje tego,musze się narodzić na nowo
narazie jestem cały czas w uspieniu,ja wegetuje a tego kurwa niecche ,nipodoba mi sie moja sytuacja,i nieweim jak ją zmienic
kwach mi pokaze droge ida kiedunek na przyszłość
poozro

Ja (niezweryfikowany)

Znakomicie :) Wogóle to mozna dojsc do wniosku, ze trip to nie jest zwykly środek psychoaktywny, to coś więcej. Na marginesie to wydaje mi się, że każdy człowiek powinien zjeść chociaż raz w zyciu tripa, mowiąc bardzo zwięźle i prosto: zobaczyłby co tu jest grane ! (z drugiej strony to zależy od psychiki więc...)Zobaczy ten któremu zobaczyc będzie dane ;)
Pozdrawiam

Ja (niezweryfikowany)

Znakomicie :) Wogóle to mozna dojsc do wniosku, ze trip to nie jest zwykly środek psychoaktywny, to coś więcej. Na marginesie to wydaje mi się, że każdy człowiek powinien zjeść chociaż raz w zyciu tripa, mowiąc bardzo zwięźle i prosto: zobaczyłby co tu jest grane ! (z drugiej strony to zależy od psychiki więc...)Zobaczy ten któremu zobaczyc będzie dane ;)
Pozdrawiam

kleofaz (niezweryfikowany)

ciekawe co na taka dawke roznych dragow powiedzial Twoj mozg...

Zajawki z NeuroGroove
  • MDMA (Ecstasy)

  • 2C-P
  • Pierwszy raz

Postanowiłem zajrzeć w głąb siebie, odbyć podróż w nieznane, nie spodziewałem się tylko tego co tam zobaczę. Początkowo wziąłem u kumpla, później byłem wszędzie.

16.15  Wypijam z łyżeczki zbawienną kropelkę, której tak pożądałem. Nie lubię czekania na bodyload, więc włączyłem film z kumplem - Donnie Darko. Po niespełna pietnastu minutach odczuwam zanik kaca z poprzedniego dnia i delikatny ucisk w głowie jak po słabym joincie.

  • Grzyby halucynogenne
  • Przeżycie mistyczne

Chęć doświadczenia Cienia dostrzeżonego podczas poprzedniej podróży. Nie pierwszy raz taka dawka. Środek lasu, dom.

Jest 03.03.2019, 17:56. 

Powykręcanymi z bólu palcami, stawiając czerwone stemple o metalicznym zapachu zaczynam pisać sprawozdanie z podróży. Każde uderzenie w klawiaturę wysyła przez ciało falę ognia i lodu. Smak palonego mięsa i łez, ból w kościach, ogień w płucach.

Zacznę od tego czym kończę podróże, od dialogu z samym sobą.

- Jak myślisz czym to jest?

- Ciężko powiedzieć. Autonomicznym bytem, częścią jakiegoś większego, może całkowicie nieświadomym tworem.

- Wydaje mi się raczej, że to druga strona medalu, yin, brakujące ogniwo...

  • 2C-E

Substancja przyjmowana: 2-ce pod postacią kapsułek o nazwie LZD z Smartszopu (2 kapsułki- ilość bliżej nie określona, według wpisów na forum mogło to być 10-20mg) –pierwszy raz

S&s: las, dom, sklep, dom kumpla, dwór

Wiek: 17

Exp: alko (parenaście razy), mj (bardzo wiele razy), dxm (2 razy), kilka razy różne mieszanki „ziołowe”

randomness