Stosześćdziesiąt

by Error78

Anonim

Kategorie

Odsłony

3076

Zastanawiam się trochę nad sensem pisania tego trip-reportu ale postaram się spróbować coś sklecić z tego co mi w głowie zostało, trochę dziwnie się czuje bo fakt faktem większość tripu to moje własne, wyjątkowo osobiste przemyślenia którymi raczej nie mam ochoty się dzielić, podejdę wiec do tematu bardziej -technicznie- i przedstawię z tego co zapamiętałem trochę rzeczy które działy się niejako na zewnątrz mnie a działo się aż za dużo.

psychodelik: Grzybki z lokalnej łączki :)
dawka: 160 sztuk, z czego 100 świeżyzny prosto z łąki i 60 świeżo co ususzonych.

Od jakiegoś miesiąca przygotowywałem się do tego tripa, sezon powoli się zaczynał, zaczęliśmy trochę jeździć po naszych tajemnych łąkach i zbierać to co najlepsze jesienią :), w końcu nadarzyła się okazja, wolny weekend, żadnych obowiązków, żadnych zbędnych myśli w głowie i wyjątkowo jak na jesień ładna pogoda. W sobotę rano wyjrzałem przez okno i już wiedziałem że to dzisiaj. Doszedłem do wniosku że to będzie samotny trip bo od jakiegoś czasu brakowało mi tego a raczej znudziło mnie tripowanie z moimi chemicznymi kolegami bo nigdy do końca nie mogłem się `wyłączyć` tak jakbym chciał i przez to zawsze miałem jakiś taki niedosyt. Na miejsce wybrałem sobie naszą ulubioną tripową górę, wrzucaliśmy tam już kilkakrotnie...jest to miejsce położone jakieś może dziesięć minut drogi od miasta (hmm, miasteczka :). Lubię tam tripować bo jest wszystko co potrzebne do udanej jazdy, świetny widok na całe lokalne pogórze z jednej strony i widok mojego miasteczka z drugiej strony do tego całkowity spokój, można być pewnym że się nikogo nie spotka w najmniej oczekiwanym momencie. Wrzuciłem jakoś koło godziny 15:00, trochę ciężko było mi było wepchać w siebie te 160 grzybów (a zwłaszcza te niezasuszone 100, trochę dużo tego było do przełknięcia) zapijałem tylko napojem pomarańczowym ale jakoś poszło, usiadłem na kamieniu i zacząłem czekać. Nie wiedziałem w zasadzie czego się spodziewać bo w sumie pierwszy raz zjadłem 160, wcześniej zjadłem max. 140 i już wtedy mnie nauczyło doświadczenie, że wystarczy zwiększyć dawkę o 20 sztuk i już wkraczamy w inną jakość, nie miałem jednak z tego powodu żadnych lęków, w ogóle byłem w wyjątkowo dobrym humorze tego dnia.

Zaczęło się dość szybko, pierwsze efekty odczułem już jakieś 20 minut po wrzucie...klasycznie, najpierw lekkie mulenie w żołądku i uczucie lekkości a później stopniowe wchodzenie w banie z tym że działo się to wyjątkowo szybko, na tyle szybko że nawet nie zauważyłem kiedy przestało mnie mulić i zacząłem przechodzić na drugą stronę. Byłem w stanie jeszcze pilnować zegarka ale wytrzymałem może jeszcze z 10 minut i zapomniałem o nim. To co działo się dalej można określić (a przynajmniej ja tak to sobie nazwałem) jako totalny kontrolowany obłęd, sprowokowana choroba psychiczna czy coś takiego :) dałem się temu ponieść całkowicie, nie hamując żadnych myśli ani nie bojąc się tego co mnie czeka... na szczęście jako tako byłem w stanie nad tym panować a w zasadzie to wmawiałem sobie tylko jedno - nigdzie się z miejscówki nie ruszać bo to może się źle skończyć. Początek tripu był maksymalnie ostrą psychodelą wizualną jakiej jeszcze nie przeżyłem...rzeczywiście 20 więcej okazało się przejściem w zupełnie inną jakość. Klasyczne fraktale i `oddychanie` zaczęło być zastępowane przez całkowicie realno-nierealne halucynacje, nie wszystko pamiętam, nie wszystko jestem w stanie opisać tak aby mogło to oddać w jakiś sposób swój wymiar i to jak to było przeze mnie postrzegane. Kilka przykładów - konkretne OEVki zaczęły się od widoku zwykłego ciągnika jadącego po polu a raczej to w co się zamienił, wyglądał jak malutka zabawka, koła obracały się tak jakby miały zaraz poodpadać, były wielkie i nieregularne, jechał do przodu podskakując i wygibując się na wszystkie strony a za traktorem biegło coś z długimi nogami i zaczęło uderzać w tą zabawkę patyczkiem, pomyślałem że to traktorzysta goni swój pojazd który mu najnormalniej uciekł :), najlepsze było to że odniosłem wrażenie jakby ta zabawka [traktor] w ogóle się nie przesuwała do przodu tylko łąka a raczej zielono fioletowa płaszczyzna po której jechał przesuwała się pod nim, wydawało się że przejazd ten trwał strasznie długo, w końcu przestałem zwracać na to coś uwagę a potem znikło. Później jazda przybrała jeszcze ostrzejszego wymiaru...nagle wszystko co zacząłem widzieć wydawało się jak nie z tego świata, trudno opisać wygląd tego świata...miasto z daleka wyglądało jak z jakiegoś filmu s-f z tym że wszystko tak jakby do siebie nie pasowało (np. droga wyżej od budynków itd.), wszystko zlane w jedną masę w białym kolorze z małymi jednakowymi okienkami, drzewa - z daleka coś takiego z patyczkiem i idealnie okrągłą kopułką, z bliska fioletowe i powyginane albo ułożone w całości z małych sześcianików połączonych w tym wypadku w strasznie logiczną w całość, wszędzie pojawiająca się i znikająca mgła w niektórych miejscach przechodząca w gęsty dym (prawdopodobnie widziałem dym z komina, jakieś 300 metrów dalej stoją domki jednorodzinne z tym że nie napewno) ciągle przemieniający i układający się w różne cósie...głównie duże szare głowy wylatujące jedna za drugą widziane z profilu rozpływające się dalej w przestrzeni, każda była inna i każda w trakcie zmieniała na różne sposoby swój wyraz twarzy. Zaburzenie postrzegania przestrzeni znane z mniejszych ilości...czyli małe wgłębienie na płaskim terenie przybierało postać potężnej dziury no i momentami całkowite pojebanie rzeczywistego trzeciego wymiaru, wszystko nagle potrafiło stać się płaskie i różnica w odległości i ułożeniu w przestrzeni zależała od tego gdzie jest ciemniej a gdzie jaśniej etc. Moja ślina (bo glut dał o sobie znać strasznie) zielona, wypluta na ziemie w całości wypełniona była małymi główkami, główkami jakichś ufoków z dużymi czarnymi oczami które na mnie patrzyły, główki te potem znikały a ciecz zaczynała żyć i uciekać jak jakieś rozpełzające glizdy na wszystkie strony. Moje ręce były fioletowe, wrażenie bardzo cieniutkiej skóry na rękach przez którą wszystko było widać a widać było ciągle mieszające się ciemno zielone po purpurowe płyny (coś jakbym trochę był podgnity ;), wszystko to falowało pod skórą i delikatnie uwypuklało ją, baaardzo długie i grube palce, gdybym siebie ujrzał całego pewnie zobaczyłbym coś jak napompowanego ludzika z reklamy opon Michelin. W oddali inna płaszczyzna i znowu dym tym razem przesuwający się w dół płaszczyzny, tańczący i wyginający swoje jęzory na wszystkie strony a zza niego przesuwająca się razem nim dziwna monumentalna katedra, którą w końcu całkowicie przesłonił dym i zniknęła...dokładnie widać było tylko wieże ponad dymem, reszta przesłonięta. Horyzont momentami rozdzielony na warstwy kolejnych odcieni od koloru ziemi po kolor nieba. Chmury na niebie tak jak i wspomniany dym...ciągle przemieniające się w kolejne przeróżne motywy i wrażenie jakby wszystkie chmury znajdowały się na wyciągnięcie ręki, metr ode mnie, w końcu popatrzyłem co się znajduje dokładnie nade mną, było czyste, idealnie niebieskie i strasznie przytłaczające niebo i z niego nagle zaczęły wyłaniać się kolejne twarze, w środku największa, twarz starca a naokoło kilka mniejszych już młodziej wyglądających, nic do mnie nie mówiły, przyglądały się tylko moim poczynaniom (opisałem to kumplowi z którym często tripuje i powiedział że to pewnie bóg mnie obserwował, hehe :). Ze strony widoku na pogórze wszędzie szaro-zielona jednolita masa poukładana na płaszczyźnie (las ??? ;) gdzieniegdzie wystające trochę ponad tą masę pojedyńcze kikuty - drzewa, z masy tej ciągle wydobywały się jakieś dzwięki, głównie przypominające wrzask małp czy coś w tym stylu, na łące (gdzie prawdopodobnie jakiś chłop z pobliskiej wiochy pasie krowy) dziwne zwierzęta, coś jak ameby, niesfornie i niekontrolowanie przemieszczające się w różne strony, czasami dwie zlewające się w jedną całość, lub kilka zlewających się w całe skupisko czegoś żywego i brązowego, jednolitą galaretę bez konkretnego kształtu. Kiedy słońce zaczynało powoli zachodzić zacząłem to obserwować, miliony mieniących się żywych kolorów, czułem się jak pod jakimś olbrzymim sklepieniem, kolory wylewały się od śłońca i rozpływały po tym sklepieniu układając się zazwyczaj w olbrzymie potężne ogniste jęzory, wszystkie zawsze powykręcane regularnie w którąś stronę, rytmicznie i jednocześnie wykręcające się w drugą...nieprawdopodobny widok. Wspomnieć muszę jeszcze o CEVach, najczęstszym widokiem było pomieszczenie o łukowatych kształtach z tym że trudno określić było jego granice i wielkość, na wszystkich ścianach wylana faktura ułożona z łukowatych wzorków mieniąca się niebiesko-fioletowymi kolorami, wrażenie jak gdybym stał na środku tego pomieszczenia i lśniło ze mnie lub raczej zza mnie czyste białe światło bo widać było delikatnie odbijający się mój cień falujący na czarnej podłodze, lub też innym razem widoki dziwnych budowli których jednak nie widziałem z daleka bo zwykle stałem przy nich blisko i najczęściej oglądałem wydobywające się z różnych miejsc owych budowli jaskrawo zielone światła. Powoli zaczęło robić się ciemno tu najbardziej niesamowita okazała się oddalona o parę kilometrów droga i wrażenie spływającej po niej rzeki światła. Widok miasta (owej białej masy) i pozapalanych bardzo błyszczących żółtych świateł w oknach (śliczne), wyglądało to wszystko strasznie baśniowo-cukierkowo. Wspomnieć muszę jeszcze o dźwiękach - mnóstwo pisków i dziwnego chrobotania, od czasu do czasu słyszane rozmowy z niewiadomo skąd i w których nie wiadomo o co chodzi; śpiewy, w jednym wypadku wyraźnie aż do bólu słyszałem śpiewy indiańskie, zdarzało mi to się już we wcześniejszych tripach. Później powoli haloony zaczęły się kończyć ustępując powoli miejsca już nareszcie w całości spokojnym i wywarzonym przemyśleniom na temat samego siebie, życia i generalnie mocno osobistych rzeczy, uwielbiam tą spokojną część każdego tripu, pokora i zrozumienie i odwieczna chęć wyprostowania i uleczenia całego świata, i odwieczne pytanie bez odpowiedzi - dlaczego i po co my ludzie tak sobie komplikujmy to nasze życie...zauważyłem tylko że po którymś tam tripie nic nowego już w tej części nie odkrywam, dochodzę do tych samych wniosków co zawsze, co najwyżej znajduje w sobie jeszcze jakiś szczegół który mógłbym ulepszyć, znajduje coś co robiłem źle i znajduje odpowiedź na to jak to naprawić, tak czy inaczej zawsze dobrze na nowo to wszystko odkryć bo za każdym następnym razem coraz bardziej uświadamia mnie to w przekonaniu, że to jak chcę żyć i do czego dążyć jest najlepszym wyjściem aby nie przestać być sobą i co najważniejsze - nie przestać być prawdziwym człowiekiem. No a to co się działo wcześniej z moim mózgiem, w czasie głównego natężenia można by opisać tak zrobiłem to wcześniej - jako obłęd...miliony myśli przepływających przez głowę, bardzo dziwnych przemyśleń...momentami dziwnie bezsensowno-sensowynych głównie jednak pozytywnych lub neutralnych...jedyny na szczęście chwilowy schiz jaki mnie lekko zdołował w czasie tego pędu mózgu to myśl że w sumie po tym tripie nie chcę już wracać do miasta które widziałem (do białej masy z okienkami, tak to postrzegałem wtedy) i generalnie życia takiego jakie jest...na szczęście umiem sobie radzić na bani z takimi schizami. No i jedna dziwna rzecz w trakcie szczytu bani to totalne rozdwojenie a może nawet roztrojenie jaźni, uczucie że mózg myśli osobno a reszta ciała osobno - mózg myślał wysyłając mi myśl, ciało myślało a myśl była przekazywana przez mowę, zacząłem do siebie mówić i odpowiadałem myśląc i na odwrót...niby nic w tym dziwnego z tym że wszystko się działo jakby beze mnie, pytania i odpowiedzi krążyły we mnie a ja się temu przyglądałem z boku jednocześnie wiedząc że wszystkie te myśli dotyczą mnie...było to trochę przerażające, nie powiem...tym bardziej że nie wiedziałem co zapyta mózg a co ciało na to odpowie i odwrotnie, i czego się będę jeszcze musiał dowiedzieć :).
Charakterystyczna rzecz to bardzo wyczulony dotyk i to do tego stopnia że kiedy łupnęło mnie już nieźle to miałem cały czas uczucie że wszystko czego bym nie dotknął przykleja mi się do rąk, najbardziej do zauważyłem biorąc w łapy butelkę z której zapijałem grzyby, przyklejała się :) no i inna klasyczna rzecz to glut, jego nadmiaru musiałem pozbywać się ciągle i ciągle było go we mnie pełno, do tego zdawało mi się że cała twarz jest ciągle mokra no i z oczu prawie cały czas lekko wyciekały łzy, chyba że mi się zdawało.
Tak to bardzo pobieżnie wszystko wyglądało. Około godziny 21:30 byłem już na mieście i pierwsze co zrobiłem to poszedłem do ziomala napić się herbaty...jest zawsze fantastyczna po tripie. Ogólnie rzecz biorąc, bez względu na to jak bardzo fajne może się to wydawać i jak wielkiej ochoty ktoś może potencjalnie nabrał na przeżycie czegoś podobnego, naprawdę nikomu NIE POLECAM wrzucać sobie takie działki, sam bym się nie zdecydował na razie chociaż minęły już prawie dwa miesiące (no może w przyszłym sezonie 2003 :), no a zanim się ktoś już na to zdecyduje - trzeba naprawdę dobrze poznać wcześniej siebie żeby po prostu nie zrobić sobie krzywdy a prawda jest taka, że od setki w górę kończy się zabawa i rozrywkowa bania dla śmiechu a zaczyna coś nad czym może się okazać nie umiemy zapanować.

/e78

Komentarze

Utr (niezweryfikowany)

ciekawy trip. niemniej myślę, iż tak naprawdę to nie ma znaczenia (chodzi mi o opanowanie) czy jest to powyżej setki czy mniej. Psylocybina jest dość silną neurotoksyną, żeby cie zaskoczyć..., no a do tego te wszystkie wejścia i wyjścia... nigdy nic nie wiadomo, lub licho nie śpi jak mawia mój dziadek...
pozdrawiam.

heaven (niezweryfikowany)

moze sie skusze !

error78 (niezweryfikowany)

btw. minely 3 miesiace i nadal nie sadze zebym narazie mial ochote na taki trip...mozliwe ze wystarczy to przezyc raz.

shahid (niezweryfikowany)

btw. minely 3 miesiace i nadal nie sadze zebym narazie mial ochote na taki trip...mozliwe ze wystarczy to przezyc raz.

Zajawki z NeuroGroove
  • Amfetamina
  • Heroina
  • Marihuana
  • MDMA (Ecstasy)

by The Mouse Army

  • Grzyby halucynogenne

Ten wieczor zaczal sie calkiem niewinnie. Siedzialem upalony, saczylem

browarek i pisalem list do kumpla. W trakcie pisania (moze dlatego, ze

niejedno zjedlismy z tym kumplem) wpadl mi do glowy pomysl, coby sie dobrac

do grzybow, ktore czekaly w szufladzie. Mialem paczuszke ok. 100. Rozsypalem

je na teczce obok siebie i zaczalem pogryzac jak chipsy do piwka. Zwykle

jadam


ok. 50 i tak tez chcialem zrobic tym razem. Na skutek rozkosznego i

  • LSD-25

oka wkręciuem sie w klimat i postanowiuem przedstawic opis wlasnych doswiadczen z LSD ;) całość podzieliuem na 3 czesci - bo byly to 3 różne jazdki... moja pierwsza, jedna ze środka i ostatnia.

myślę że da to jakiś obraz całości i pomoże wam chociaż w cześciowym zrozumieniu tematu...

  • Powoje

Set & Setting : Woodstock, trochę niewyspany i lekko zmęczony, ale z wielką nadzieją na ekscytujące doznania.

Dawkowanie: 6 kapsułek Druid Fantasy

Wiek: 21

Doświadczenie: Mj, Dxm, Bzp, Lsd, Hasz, gałka muszkatołowa, przeróżne mieszanki ziołowe, kolekcjonerskie sole do kąpieli