Drogie dzieci hyperreal.info, moje kochanice i kochanki. Piszę całkowicie na trzeźwo (niestety), chyba jestem w stanie łagodnej manii. Jak wiecie mam chorobę afektywną dwubiegunową (Mania-Depresja), schizofremię paranoidalną z komplikacjami wywołanymi uzależnieniem od leków. Ale dość o mnie. Znajoma, która tłumoczy z norweskiego na polski dla repozytorium hyperreal.info stwierdziła, że hyperreal odwiedzają chyba same dzieciaki, jeszcze z mlekiem pod nosem, sądząc z zawartości i języka komentarzy i faktu, że mało kto się podpisuje ksywką. Ekipa zachęca do *jakiegokolwiek* podpisu, ciężko odnosić się do komentarzy wprowadzonych przez Mr. Anonima, nie ma żadnego niebezpieczeństwa ze strony Policji - nigdy nie udostępnimy żadnych materiałów organom ścigania, a główny serwer znajduje się w bunkrze w Czechach, poza granicami jurysdykcji polskiego policji. Postanowiłam napisać coś o języku propagandowym. Ponieważ rząd stosuje propagandę, by "odstraszać" młodych od brania narkotyków, my musimy prowadzić czarną propagandę, a propaganda to przede wszystkim język (nie stać nas na plakaty na billboardach na jakie stać pierdolonych politruków). Uprasza się Czytelników forum i głównej strony hyperreal.info o nieużywanie wyrazów typu ćpun czy ćpać. Zamiast tego używajmy "użytkowik substancji psychoaktywnych", "substancja zmieniająca świadomość", "lek rozszerzający świadomość", "jakiś (konkretny!) empatogen" "jakiś entheogen", "jakiś stymulant", "jakiś depresant". Bądźmy *precyzyjni* i promujmy pozytywne spojrzenie na środki zmieniające lub rozszerzające świadomość. Przemilczajmy negatywne skutki brania dragów, podkreślajmy ich lecznicze właściwości. Nie martcie się, sumienie nie będzie Was dręczyć, wymienianiem wad zajmie się druga strona (rząd). Zauważyliście, że rozmawianie o lekach zmieniających świadomość jest tak samo trudne w Polsce jak rozmawianie o seksie? Po prostu brakuje słow! A więc wynajdźmy te słowa! Możemy to zrobić! Dzisiaj dowiedziałam się czegoś niesamowitego, otóż mój ukochany ojciec nie wie nawet co to jest "soma" czy "grzybki psylocybki" (stały pokarm adminek i adminów hyperreal.info). Nie mam pojęcia jak udało mu się dożyć wieku lat 65 i nadal nie posiąść żadnej w ogóle wiedzy na temat środków pobudzających centralny układ nerwowy. W jego edukacji jest straszna czarna dziura. W młodości nawet nie palił wcale trawki ani nie wdychał kleju, pił tylko alpagi za pięć złotych (co mu zostało na starość, ale teraz jest abstynentem, z wyboru, gdyby zaczął jak sam mi powiedział, skończył by dopiero po dwóch tygodniach pijaństwa :-)). Ja natomiast pochodząc z rodziny żarliwych komunistów nie miałam w sobie ani krzty duchowości (nadal trzeźwo patrzę na świat) i nie brakowało mi tego. Mój zachwyt nad Astarte, Kroczącej Po Gwiazdach, pojawił się po serii wizji, które miałam w szpitalu psychiatrycznym, gdzie wylądowałam z powodu gwałtownej psychozy wywołanej nadmiernym użyciem leków psychoaktywnych i przeczytaniem o jeden za dużo tekstów okultystycznych. Szkoda, że nie mogę Wam pokazać filmu z tego co widziałam jak tam byłam, relanium i glukoza kapiące w moje żyły przez kroplówkę. Nigdy tych wizji nie zapomnę. To było doświadczenie zmieniające moje życie. Warto było nawet odsiedzieć rok w psychiatryku. O, przy okazji - nie piszcie nigdy "narkotyk", piszcie "lek" - to tłumaczenie angielskiego "drug" jest tak samo uprawnione jak to pierwsze, używane przez nasze opłacone przez agencje rządowe media, a nie jest obciążone negatywnymi konotacjami jak poprzednie. Jak widać "przęśla" (Ephedra) jednak ma właściwości wizyjne - dawne ludy używały jej jako domieszki do halucynogennych napojów. Nie wiem tylko czemu autor artykułu przedrukowanego w Gazecie.pl określa stan po efedrynie jak stan po kilku piwach. Może dlatego, że ma ekstremalnie małe doświadczenie z psychodelikami i nic innego nie przyszło mu do głowy, gdy pisał artykuł. Po moim ostatnim przeżyciu z przęślą (jak to miło, że jest taka swojska polska nazwa, zapraszam do datków na tłumoczenia!), ustawiłam tapetę na pulpicie mojej Mac na Brittany Murphy. Będzie nowym sigilem. Otrzymałam pochwałę od wielu wiedźm za moje przedstawienie rytuałów Astarte zawartych w poście na moim blogu pod tytułem "Zapach Tamaryszku". Nic dziwnego, że wielu z hyperrealnych mężczyzn poczuło erekcję czytając ten artykuł, to było dzieło magiczne i stworzone w natchnieniu w aspekcie gwieździstej nocy, uwodzicielki. Podsumowując: nie "ćpun", a "użytkownik substancji psychoaktywnych" lub "użytkownik". Nie "ćpać" tylko "zażywać substancję psychoaktywną" lub "wprowadzić do organizmu lek psychoaktywny". Wiem, że to więcej pisania (LOL), ale jak inaczej mamy zmienić świadomość społeczeństwa, które alergicznie reaguje na nawet wspomnienie słowa "narkotyk" i od razu im się ono kojarzy z włóczęgą na dworcu i nieszczęsnym Monarem. Dbajmy o język jakim się posługujemy, to nasze narzędzie ***wojny informacyjnej*** z środowiskami sponsorowanymi przez rząd. Może uda się nam dotrzeć do polskich lekarzy i zaprotestują oni razem z nami przy okazji najbliższej parady na cel uwolnienia miękkich narkotyków. Oczywiście celem ostatecznym jest całkowite uwolnienie wszystkich narkotyków, ponieważ jednostka jedynie jest odpowiedzialna za jej własne ciało i jest przygotowana cierpieć wynikające z tego konsekwencje. Karta tarota na dziś to "The Temperance" (Umiarkowanie), w pozycji normalnej.
Komentarze
Z jednej strony rozumiem że wolicie żeby nazywać takei rzeczy bardziej...przystępnie ale szczerze nie potrafie jakoś stosować takiego nazewnictwa.
Kiedy przyjmuje lek albo narkotyk to sma myśle o tym jak o ćpaniu( nie oczywiście jako negatyw przyjęty przez społeczeństwo ale jako skrut myślowy znaczący "przyjęcie substancji która ma za zadanie poprawić mi chumor bądź doprowadzić do pewnych oczekiwanych[bądź nie] rezultatów"), no ale cóż uszanuję i postaram się przestrzegać na tyle ile mogę(co będzie dośćciężkie będąc nietrzeżwym lol)
Pozdrawiam - nowy urzytkownik :)