Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 6 • Strona 1 z 1
  • 14 / 6 / 0
Witam wszystkich!

Na wstępie tej wiadomości chciałbym się po krótce przedstawić. Mam na imię Piotrek, mam 28 lat i jestem uzależniony od alkoholu oraz wielu innych substancji psychoaktywnych oraz zachowań typu seks - nie ma sensu tego wymieniać, lista byłaby długa lecz nie chodzi mi o to aby pokazać jak można zniszczyć sobie życie lecz wskazać, że jest nadzieja aby podnieść się z głębokiego szamba.

Ta wiadomość może okazać się nadzieją dla wielu osób poszukujących pomocy. Ja wszędzie jej szukałem gdy zrozumiałem że mam ogromny problem. Korzystałem z różnych form pomocy, chodziłem na terapie, grupy samopomocowe typu "Anonimowi Alkoholicy", wchodziłem głęboko w religie. Będę często wspominał o Bogu dlatego proszę Cię - bez względu na to w co wierzysz daj sobie szansę na przeczytanie do końca tej wiadomości. Sam na początku miałem z tym problem - byłem zatwardziałym agnostykiem dotykającym dna. Dzisiaj piszę ten list jako zupełnie ktoś inny - szczegóły niżej.

Będzie to obszerna wiadomość, dlatego jeśli masz chwilę czasu, poświęć 15 minut aby dokładnie przeanalizować to co zostanie tutaj przedstawione. Zacznę od samego początku czyli od dzieciństwa, będę opisywał jak wyglądało moje życie od najmłodszych lat, spróbuję się streszczać na tyle ile to możliwe, będę zatrzymywał się przy ważnych faktach - traktuj tą wiadomość jako opis doświadczenia.

Jako dziecko zostałem wychowany w wierze katolickiej, już od najmłodszych lat sprawiałem problemy swoim rodzicom, nie wiadomo z jakiego powodu często ciągnęło mnie do złych rzeczy. Jako dzieciak kradłem mamie pieniądze z portfela aby kupić sobie zabawki w sklepie, podpalałem pola i uczestniczyłem w bójkach z rówieśnikami. Był to okres 5-8 lat, często zostawałem bez opieki sam w domu co pozwalało mi na dużą swobodę. Kradzieże to był mały pikuś - robiłem o wiele gorsze rzeczy których ze względu na anonimowość nie opiszę, gdyby ktoś mnie rozpoznał mogłoby to spowodować szereg wydarzeń i niepotrzebne krzywdy których dzisiaj nie ma. W moim życiu pojawiały się elementy wiary, jak wspomniałem byłem wychowany w wierze katolickiej. Jakiś czas służyłem jako ministrant w kościele i na tamten moment wierzyłem w Boga tak jak zostało mi to pokazywane w kościele.

Moi rodzice mieli problemy finansowe oraz małżeńskie, często zmieniali miejsce zamieszkania - bywało tak, że mieszkałem z dziadkami kilka miesięcy a oni (rodzice) przyjeżdżali do mnie na 2 dni w weekend i tak wyglądało moje życie. Uciekałem w świat wirtualny, aby zaspokoić moje "potrzeby" kupiono mi konsolę PlayStation, potem grałem na komputerze i w taki sposób radziłem sobie z samotnością. W swoim rodzinnym mieście ukończyłem 3 lata podstawówki i przeprowadziłem się do rodziców. Było mi trudno, w środowisku rówieśników nie byłem akceptowany, często wyśmiewany z powodu mojego ubioru i tego, że nie dbam o siebie. Powodowało to, że jeszcze więcej czasu spędzałem przed komputerem i tam było moje życie. Miałem dostęp do internetu, więc i szybko poznałem co to pornografia oraz masturbacja. Robiłem to nałogowo.

Miałem trudności z nauką, nie byłem głupi, ale z lenistwa oraz pożądliwości świata wirtualnego olewałem szkołę - często zdarzały się wagary, okłamywałem rodziców że jestem chory i dzięki temu miałem czas aby przesiadywać przed monitorem. Moi rodzice mieli problemy małżeńskie, to też wywoływało u mnie nieprzyjemne emocje, wykorzystywałem tą sytuację aby dostać coś od rodziców. Gdy miałem 12 lat ukończyłem szkołę podstawową i przeniosłem się do miasta rodzinnego z moim tatą. Mama od nas odeszła. Nie będę oceniał czy było to dobre zachowanie czy złe. Mi było wpajane że matka jest nie dobra. Byłem manipulowany przez ojca co skutkowało że matki nienawidziłem - z tego też powodu nie chciałem utrzymywać z nią kontaktu oraz jej rodziną. Zacząłem uczęszczać do tutejszego gimnazjum, nauka nie szła mi aż tak źle - częściej dziadkowie opiekowali się mną niż mój tata. Dziadkowie to zagorzali katolicy i często słyszałem, że mam chodzić do kościoła. Jak było bierzmowanie to słyszałem, że jak nie będę bierzmowany to nie będę wnuczkiem mojej babci. Wiara była mi wpajana na siłę lecz ja byłem odsunięty od Boga, tak jak wtedy on mi się wydawał nie chciałem tam chodzić. Wolałem się obżerać, siedzieć przed komputerem grając w gry online, do tego porno pod nieobecność dorosłych. Na któreś święta dostałem od ojca komputer na gwiazdkę i to mnie radowało.

Gdy miałem 15 lat zginął w tragicznym wypadku mój tata. Świat się zawalił, przyjechała mama i oboje to przeżywaliśmy - ta nienawiść gdzieś zniknęła i na jakiś czas zbliżyłem się do mamy. Nie radziłem sobie ze śmiercią, w mojej klasie wspierali mnie moi koledzy dobrym słowem, w tym wieku poznałem też co to alkohol. Zacząłem imprezować razem ze znajomymi. Na wycieczkach szkolnych wspólnie piliśmy wódkę, inni rówieśnicy palili marihuanę oraz kupowali dopalacze które były dostępne w sklepach ale zawsze się tego bałem i od tego stroniłem - wolałem alkohol. Ukończyłem gimnazjum z dobrymi wynikami i przeniosłem się do mamy aby kontynuować naukę w szkole średniej. Padło na technikum informatyczne.

Był to okres 16-18 lat, pojawiły się pierwsze zauroczenia, zawody miłosne, prowadziłem imprezowy styl życia. Często się upijałem, wymiotowałem, traciłem przytomność, chciałem sprawić wrażenie osoby towarzyskiej ale słabo mi to wychodziło. Znajomi mieli mnie za wariata, nie zachowywałem się jak normalna osoba, bardziej jak jakiś opętany. Popadłem w depresje, miałem myśli samobójcze, wtedy też trafiłem pierwszy raz do szpitala z powodu przedawkowania alkoholu - miałem silne lęki wywołane zawodem miłosnym. Z tego też powodu zmieniłem szkołę, osoba która tak mi się podobała chodziła razem ze mną do klasy. Nie byłem w stanie tego uciągnąć - do tego dochodziły częste konflikty z moją mamą oraz jej partnerem którego nie byłem w stanie zaakceptować.

W trakcie pierwszego roku wróciłem do rodzinnego miasta. Po zakończeniu pierwszego roku zacząłem naukę w tutejszym ogólniaku. Jakiś czas mieszkałem z dziadkami. Mama wyszła drugi raz za mąż, kupiła z mężem DOM i wprowadziłem się do nich. Zacząłem palić marihuanę, na początku tylko ze znajomymi, potem już regularnie sam i na tamten moment rzadko tykałem alkohol. Często upalałem się mocno, miałem do dyspozycji całe piętro więc zdarzało się tak że zapraszałem kilkanaście osób i wspólnie robiliśmy "wielkie jaranie". Mama z ojczymem to widzieli. Nie było to akceptowane, co też często przekładało się na kłótnie. Rodzina nie miała kompletnie wpływu na moje działania. Nie widziałem w tym nic złego - każdy przecież palił, w domu puszczałem filmiki propagandowe aby przekonać rodzinę do tego, że palenie nie jest wcale takie złe. Kupiłem nawet nasiona i posadziłem roślinę - była jak moje oczko w głowie. Nie byłem uczciwą osobą, w takim trybie życia okłamywałem rodzinę, często obgadywałem aby podnieść swoje ego i poczuć się na chwilę lepszym. Po ukończeniu 18 lat dostrzegłem, że nie mogę przestać palić. Gdy nie paliłem czułem się ze sobą źle, jak nie miałem pieniędzy na kolejną działkę to piłem alkohol aby uśmieżyć swój ból, często ten alkohol nie był mój - z szafek znikały butelki które nie należały do mnie. Byłem w głębokiej depresji, gdy nie miałem co wypić lub zapalić to czułem się zezłoszczony, rozgoryczony, nigdzie nie mogłem znaleźć swojego miejsca. W szkole miałem problemy z ocenami, w drugiej klasie zdawałem egzamin komisyjny bo często uczęszczałem na wagary i nie uczyłem się. Jakimś cudem udało się przejść dalej.

Lecz mój problem jeszcze bardziej się pogłębił, niedługo po ukończeniu 18 lat spróbowałem dopalaczy, był to mefedron oraz jego pochodne. Potem szło już z górki, pojawiły się eksperymenty z amfetaminą, opiatami, lekami, syntetycznymi kannabinoidami, często też mieszałem te substancje aby mieć lepszą "bombę". Z dużymi problemami ukończyłem szkołę, zdałem maturę z poprawką i poszedłem do szkoły zaocznej jako informatyk. Oczywiście nie chodziłem na zajęcia, wolałem ćpać i pić. Szkoła służyła mi jedynie za źródło finansowe - za uczęszczanie dostawałem rentę z powodu śmierci ojca. Zawsze bywało tak że te pieniądze musiałem zwracać przez co popadałem w problemy finansowe. Stan też utrzymywał się kilka lat. Gdy wyrzucano mnie z domu to szedłem mieszkać u dziadków i na odwrót. Zdałem sobie sprawę, że mam ogromny problem. Nie potrafiłem utrzymać prostych zdrowych relacji z dziewczyną - zawsze byłem osobą która szybko się zakochiwała, taka chora miłość, lecz bardziej była to pożądliwość ciała niż miłość, zależało mi na seksie i żeby się zabawić niż na głębszych relacjach. Psychicznie nie wytrzymywałem, zadawałem się z niegodziwym towarzystwem, w których były dramaty życiowe podobne do mojego. Czysta patologia i destrukcja. Po stymulantach zaczęły się pierwsze psychozy, uczucia że ktoś mnie śledzi, na moje szczęście nie trwało to długo i po jakimś czasie puszczało.

Zacząłem szukać pierwszej pomocy. Po raz kolejny rodzina wystawiła do mnie rękę, załatwiła mi terapie i pojechałem na 8 tygodni w wieku 20-21 lat. Na terapii przyznałem się, że jestem alkoholikiem oraz narkomanem, mam również inne uzależnienia. Pisałem prace na temat swojego życia. Terapie ukończyłem i trwałem w abstynencji przez 7 miesięcy. Mój problem nie został rozwiązany, chodziłem na mityngi Anonimowych Alkoholików oraz Narkomanów, lecz zamiast szukać tam rozwiązania swojego problemu często się użalałem. Wróciłem do kościoła katolickiego i uczestniczyłem w mszach, sprawiałem wrażenie osoby pobożnej, przyjmowałem komunię, chodziłem do spowiedzi i tam wydawało mi się, że jest Bóg. Nadal grałem w gry i był to mój świat. Był to okres gdy po kilku miesiącach łamałem trzeźwość a następnie miałem okresy abstynencji. Nie czułem się z samym sobą dobrze, miałem lęki, stany depresyjne, przyjmowałem leki SSRI oraz neuroleptyki aby zmniejszyć napięcie dnia codziennego. Na chwilę pomagał sport oraz dieta - ćwiczyłem na siłowni oraz biegałem. Ale po czasie pojawiła się jeszcze większa destrukcja niż w latach poprzednich. Robiłem co chciałem, wolna amerykanka. Ćpanie, seks, alkohol, kradzieże, leki - totalne zepsucie i obłęd, stany psychotyczne i pobyty w szpitalach psychiatrycznych. Było to przerywane okresami terapii długoterminowych. W jednym ośrodku wytrzymałem 6 miesięcy i uciekłem. W drugim ukończyłem terapię po 9 miesiącach i poszedłem mieszkać na hostel. Wytrzymałem miesiąc i znowu piłem. Cały czas czułem się ze sobą źle, ja wszystko wiedziałem, miałem wiedzę z tych wszystkich terapii - niektórzy mówili mi że sam mógłbym już być terapeutą lecz ta wiedza nie była w stanie powstrzymać mnie od grzesznego życia. Była to totalna rozpusta, gdy do mojej ręki wpadły jakiekolwiek pieniądze marnowałem to na swoje destrukcyjne zachcianki.

Na jakiś czas oczy otworzył mi zakład karny. Miałem 25-26 lat. Gdy byłem na zejściu trafiłem do więzienia. Do tego miałem silną psychozę, przyjąłem jakiś dopalacz przez który zmarło wiele osób. Nie mogłem spać 3 dni i do tego więzienie. Osoby które były w zakładzie karnym wiedzą jak tam jest i jak są traktowani narkomani. Z początku był to koszmar. Po kilku miesiącach udało mi się wcześniej wyjść. Zapragnąłem zmienić swoje życie. Na jednym z mityngów AA podeszła do mnie osoba i powiedziała że istnieje coś takiego jak "Program 12 kroków". Na każdym mityngu było to czytane ale nie czułem potrzeby, aby się w to zagłębiać. Dowiedziałem się, że alkoholizm (również inne uzależnienia) są chorobą nie tylko psychiczną i ciała, ale również ducha. To była odpowiedź na moje problemy, dlatego tak fatalnie czułem się z samym sobą, dlatego tak często czułem złość i rozżalenie. Mój duch był chory a JEDYNYM ratunkiem było przeżycie doświadczenia duchowego. Pracując razem ze sponsorem (osoba, która przekazywała program 12 kroków) dowiedziałem się, że wszystko co wydarzyło się w moim życiu było wywołane moim działaniem. Nie było winnych, winnym byłem tylko i wyłącznie ja sam (często winę zwalałem na wszystkich innych - mamę, dziadków, kolegów że mi dawali narkotyki itp.). Jakaś dziwna siła przez całe życie mną kierowała i nie wiedziałem dlaczego. Nie kontrolowałem swojego życia, czułem się bezsilny. Program otworzył mi oczy, zyskałem świadomość że wszystko co się dzieje wychodzi ze mnie, ale to nie rozwiązało do końca mojego problemu. Szukałem Boga.

Program sugerował poszukiwania innych dróg rozwoju duchowego, był to tylko wstęp do dalszej drogi. Przyjaciel zasugerował mi, abym zaczął czytać Pismo Święte lecz wywoływało to u mnie niechęć. Całe Pismo Święte kojarzyło mi się z kościołem katolickim - skutecznie zniechęcało mnie to po sięgnięcie po Biblię ze względu na to że widziałem tam pełno ciemności i fałszu - ludzie mówili tam o Jezusie i że trzeba być dobrym a na co dzień nie wyglądało to na dobroć, raczej udawanie dobrego człowieka, nie widziałem tam szczerości płynącej z serca i chęci pomocy drugiemu człowiekowi a chciwość wśród kapłanów którzy dzięki "wiernym" zbijali grubą kasę. Za to zainteresowałem się religiami wschodu. Czytałem o hinduizmie, buddyzmie, zacząłem medytować, rozwijać czakry itp. Miałem uczucie wszechogarniającej miłości, pozmieniały mi się kolorki. Stan nieraz przypominał ten, który dawały mi psychodeliki. Czułem się jak naćpany ale bez narkotyków. Nie było to nic dobrego, pogubiłem się, faszerowałem się stekami bzdur od starożytnych kosmitów do reptylian zarządzających ziemią razem z plejadianami. Po jakimś czasie nie wytrzymałem napięcia. Było tyle tych informacji, jedna zaprzeczała drugiej. Dzisiaj wiem że był to czysty okultyzm. Zapiłem. Straciłem wiarę w to co robię, nie wiedziałem gdzie jest prawda. Stan ten trwał jeszcze jakiś czas, wróciła z powrotem jeszcze większa destrukcja niż w przeszłości.

Półtora roku temu kierowałem samochodem pod wpływem narkotyków oraz alkoholu. Na trasie straciłem przytomność na kilka sekund. Obudził mnie trzask rozbitej głowy o szybę samochodu. Na początku szok, niedowierzanie, rowerzysta leży na drodze, leje mu się krew z głowy - próbuję reanimować, na pomoc przybiegają tutejsi mieszkańcy. Wzywam karetkę i przyjeżdża pomoc. Poszkodowany (biedak niestety nie przeżył) zostaje zabrany do szpitala helikopterem, a mnie zabiera policja - na alkomacie 0.24 w wydychanym, policjanci pytają się czy coś brałem. Przyznałem się, że paliłem dzień wcześniej marihuanę lecz dopiero aresztowano mnie, gdy testy wykazały że faktycznie to zrobiłem. Trafiłem na dołek, jakimś cudem firma w której pracowałem wynajęła mi adwokata, wyszedłem i mogłem odpowiadać z wolności. Lecz ta sytuacja wcale nie zmieniła mojego postępowania. Wiecie, nie byłem uczciwym człowiekiem, życie w tamtym momencie stało się dla mnie udręką, byłem wyśmiewany, plotkowano o mnie, żartowano sobie z tego wypadku - nie wytrzymałem napięcia i zmieniłem pracę. Sam nie wiem czemu tak postąpiłem, coś zaczęło mną kierować i pokazywać mi nieprawidłowości w moim życiu. Często w mojej głowie padały pytania, dlaczego to mnie spotkało, po co to wszystko? W nowej pracy zdarzały się kradzieże produktów spożywczych. Kradzież dawała mi na chwilę zastrzyk dopaminy, lecz zaraz pojawiał się lęk czy ktoś czasem mnie nie zauważył. Dodam, że ja tutaj nic nie robiłem. Te myśli uświadamiające moje postępowanie przychodziły do mnie same, tj. były kierowane z góry, na tamten moment nie widziałem tego, myślałem że to jest moje. Z dnia na dzień przestałem kraść. W głowie siedziały mi słowa Jezusa Chrystusa "Prawda Was wyzwoli". Nie wiem czemu, ale z dnia na dzień przestałem kłamać. Zdarzały się jakieś drobne niedopowiedzenia, ale w porównaniu do tego co było jeszcze niedługi czas wcześniej kierowałem się zupełne innym tokiem myślenia. Cały czas piłem, ćpałem, grałem, w głowie miałem świadomość która została mi obdarowana dzięki pracy na Programie 12 kroków i przez to nie byłem w stanie całkowicie zagłuszyć bólu egzystencjalnego, który siedział głęboko zakorzeniony. Wszystko działo się we mnie. Nawet jak piłem to nie byłem w stanie oszukać swojego umysłu. Ta prawda wracała i nie dawała mi spokoju.

Coraz częściej spędzałem czas sam w swoim duchu, pozwalałem na przeżywanie emocji. Pamiętam moment, że położyłem się do łóżka i przypominałem sobie wszystkie obrzydlistwa, których dopuściłem się przez całe swoje życie. Długo płakałem, zabrało mi to wiele energii ale poczułem się troszkę lepiej z samym sobą. Zaczął się pewien proces, którym NIE JA kierowałem, to nie było ze mnie, bo jak coś było ze mnie to tylko niszczenie. Wypadki, krzywdy, kradzieże, kłamstwa - JA złamałem wszystkie przykazania jakie dał Bóg, to ja grzeszyłem, ze mnie nie było w stanie wypłynąć nic dobrego, dlatego tak mocno podkreślam że nie ma tutaj żadnej mojej zasługi, która spowodowała rozpoczęty proces. Na tamten moment nie widziałem tego. Chciałem znaleźć sobie kobietę. Podobała mi się pewna dziewczyna ale ze względu na to, że piłem i ćpałem nie chciałem wchodzić w bliższą relację. Stwierdziłem, że zmienię swoje życie, może na początku dla niej? W głębi siebie wiedziałem, że będzie to słaba motywacja, doświadczenie pokazało mi, że jak robię coś dla drugiej osoby a jej zaczyna brakować w moim życiu to wszystko się wali i też w tej sytuacji się nie pomyliłem. Stopniowo zacząłem odstawiać ciężkie narkotyki, potem też alkohol, jedynie paliłem marihuanę i grałem. Nie jadłem mięsa, chciałem schudnąć żeby się bardziej podobać. Powiem Wam, że odczuwałem dziwne stany emocjonalne, czasem przychodziło coś do mnie co można nazwać miłością bezwarunkową. Był to stan podobny do tego, jaki dawały grzyby halucynogenne, lecz to uczucie było prawdziwe. Zalewały mnie takie "fale", czasem nie mogłem przez to spać, skoro jestem w stanie pokochać kogoś bezinteresownie to czy kocham siebie?

Gdy przeżywałem zawód to zapiłem, na następny dzień refleksja. Był to okres gdy chodziłem do lasu na grzybobranie. Tam też podjąłem decyzję, że zrobię coś w rodzaju "Wielkiego Postu". Gdy wróciłem do domu odłączyłem komputer, w kiblu spuściłem resztki marihuany, nie piłem, nie ćpałem, nie obżerałem się - byłem ciekaw co się wydarzy. Trafiłem do swojego przyjaciela (do tego, co wcześniej mówił że czyta Biblię), kilka dni byłem czysty - wszystkie rzeczy które dawały mi ulgę, nie było ich. Zasugerował mi czytać Pismo Święte, mówił, żebym zaczął szukać Boga. Mam z nim rozmawiać, w duchu, na głos, ma być obecny przy każdej mojej czynności. MA być dla mnie przyjacielem, mentorem, nauczycielem, ojcem i tak też robiłem. Czytałem List do Rzymian. Zapragnąłem Chrystusa, który był opisywany w Biblii jako mój zbawiciel. Szukałem prawdy i pytałem Pana "Czym jest prawda?". Pewnego dnia w lesie usłyszałem głos wydobywający się z mojego serca: "Chrystus jest prawdą". Kilka dni nie piłem i takie rzeczy dzieją się w moim życiu - to nie halucynacje ani omamy, inne osoby (które odnalazł Bóg) z którymi rozmawiałem miały podobne doświadczenia.

Mija miesiąc (lub może więcej od tej sytuacji), miałem bardzo kiepski dzień, wracałem do domu w smutnym nastroju. Płakałem, ta dziewczyna nie dawała mi spokoju. Pytałem "Boże, gdzie jesteś?", "Przyjdź, proszę, bo nie dam rady". Gdy wróciłem to położyłem się do łóżka, było około 20. Leżałem tak 4 godziny, patrzyłem się w sufit, płakałem, byłem bez energii, nie chciało mi się żyć. W duchu i na głos modliłem się z całych sił. Prosiłem Go aby do mnie przyszedł, żeby przyszedł Ten Chrystus. Jak wychodziłem do łazienki to dziwnie patrzyła się na mnie rodzina - chyba słyszeli że gadam sam do siebie ale nie wstydziłem się tego. To były szczere pragnienia odnalezienia Boga. Gdy już resztkami sił błagałem Go aby do mnie przyszedł, groziłem nawet że sobie coś zrobię. W pewnym momencie pękła zasłona, odeszły wszystkie smutki. Było około godziny 23 lub może później. W moim umyśle pojawiła się nieopisana wolność, a następnie poczułem jak kamienne serce pęka i wlewa się tam czysta miłość. On przyszedł, Bóg mnie dotknął i od tamtego momentu jestem już z nim. Pisząc to nie ma już mnie, to nie ja pisze, to On chce żeby ludzie tacy jak ja w przeszłości dowiedzieli się, że jest nadzieja i że Chrystus jest jedyną prawdą która może ocalić każdego z najgorszego rynsztoku. Dzisiaj żyję, mam energię, gdy się budzę to On ze mną jest, jak Jego słucham to wszystko jest w porządku, nie ma żadnych problemów ale gdy odzywa się chore ego natychmiastowo demoniczna siła chce mnie zwieść (i tak nie jest w stanie, jestem pod Jego opieką). To nie jest tak, że stałem się idealny i jestem całkowicie bez wad charakteru. Dzisiaj Chrystus daje mi światło, ludzie chętnie ze mną rozmawiają, coś ich do mnie przyciąga. Jestem w radości, obfitości, nie oceniam ludzi - bardziej im służę i pomagam, jestem całkowitym przeciwieństwem człowieka, który jest opisany kilka akapitów wyżej. Sprawy materialne rzadko wzbudzają moje zainteresowanie. Przez 25 lat żyłem w totalnej nędzy i rozpaczy, to nie było życie. Dzisiaj Chrystus jest dla mnie jedyną drogą, prawdą i życiem - bo dzięki Niemu odzyskałem wolność i mogę żyć w miłości.
  • 3455 / 555 / 2
Temat zawiera sporo niespójności, ale jest napisany poprawnie ortograficznie, krok po kroku przez co przechodziłeś, ciekawy temat do rozmowy. Wstępnie zaakceptowałem, jeżeli któryś moderator się z tym nie zgadza, proszę o poprawkę.




Odnośnie tematu:
Kryzys po śmierci ojca dał Ci ogromny skok na głęboką wodę w hektolitry alkoholu. Zmień to u siebie, a wyjdziesz na prostą.
Uwaga! Użytkownik Mefistofeles1945 jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3245 / 617 / 0
Bo wiele osób ma przeświadczenie że jego przypadek nie jest stereotypowy, i wybijający się ponad każdy inny, i jeśli ktoś znalazł ukojenie w swoim zrozumieniu prawideł to stereotyp patologii swojej ma odniesienie do każdego innego podobnego przypadku...............ale to jest jak najbardziej normalne, coś trzeba analizować.
Uwaga! Użytkownik Verbalhologram nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 14 / 6 / 0
Z dnia 06.02.2023
Łukasza 5:30‭-‬31 UBG
A uczeni w Piśmie i faryzeusze szemrali, mówiąc do jego uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Jezus zaś im odpowiedział: Nie zdrowi, lecz chorzy potrzebują lekarza.
Większość ludzi, bez względu na swój wiek, płeć oraz pochodzenie ma jakieś problemy. Często, przed nierozwiązanymi sprawami towarzyszy ludziom uczucie niepokoju, lęk - osoba boi się przyszłości oraz konsekwencji. Ludzie nie chcieliby zmagać się z trudnymi sytuacjami, dlatego chcąc uniknąć tych nieprzyjemnych emocji pragną poczuć ulgę.

Ulgę można osiągnąć poprzez obżarstwo, zrobienie zakupów, wypicie alkoholu, sięgniecie po narkotyki lub leki, zachowania seksualne, pracę, gry komputerowe, hazard itp. - mechanizm pozostaje taki sam, zmienia się jedynie zachowanie oraz substancja.

Osoba mająca problem, doznaje chwilowej ulgi. Może pojawić się uczucie radości, przyjemności, błogości oraz euforii, lecz prawdziwy problem zostaje zamieciony pod dywan (przykryty). Osoba chcąca od tego uciec, oszukuje samą siebie - popada w iluzję czyli kłamstwo.

Prawdziwym problemem nie są trudne sytuacje, które spotykają ludzi. Prawdziwy problem to brak siły duchowej do zmierzenia się z sytuacjami. Sedno problemu nie leży w zewnętrznych sprawach, kłopotach które spotykają ludzi. Jest to głęboko zakorzenione w mózgu człowieka - najczęściej, ze względu na sytuacje przeżyte w dzieciństwie, traumy, tragedie, wychowywanie się w niepełnej oraz dysfunkcyjnej rodzinie (np. alkoholizm rodziców).

Zaburzenia te odbijają się na codziennym życiu człowieka, widać to w relacjach z bliskimi, stanie swojego samopoczucia, aktywności fizycznej, aktywności umysłowej (nadpobudliwość myślowa). Oprócz chorego ciała (w przypadku substancji), umysłu oraz duszy, choruje również duch.

Objawem chorego ducha jest częste złoszczenie się, niecierpliwość, nietolerancja, częste zamartwianie, uczucie pustki i bezsensu życia, przygnębienie, brak miłości, destrukcyjne życie, lęki, fobie, opieranie życia na sprawach materialnych. Wygląda to tak, jakby ciało żyło a w środku było się martwym.

Istnieje na to lekarstwo. Odnosząc się do swojego przeszłego życia - pomocy szukałem u terapeutów, psychiatrów, wspólnocie AA itp... lecz najlepszym lekarzem okazał się JEZUS CHRYSTUS, który uzdrowił mojego ducha całkowicie i dzięki niemu, jestem dzisiaj zdrowy.

Z dnia 13.02.2023
Rzymian 13:10-13
Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Tak więc wypełnieniem prawa jest miłość. A czyńcie to, znając czas, że już nadeszła pora, abyśmy się obudzili ze snu. Teraz bowiem bliżej nas jest zbawienie, niż kiedy uwierzyliśmy. Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości. Postępujmy uczciwie, jak za dnia, nie w hulankach i pijaństwach, nie w rozwiązłości i rozpustach, nie w sporach ani w zazdrości.
Będąc młodym człowiekiem i wchodząc w dorosły wiek, nie miałem świadomości że mogę uzależnić się od alkoholu, narkotyków i innych destrukcyjnych zachowań. Gdy dorastałem, obserwowałem świat i zastanawiałem się, czy można być szczęśliwym? Czy można nie martwić się następnym dniem, problemami, szkołą? Jak będzie wyglądało moje życie?

Przez prawie całe swoje życie, byłem osobą mocno skrytą, bałem się mówić o swoich problemach. Niechęć do życia powodowała, że uciekałem w destrukcyjne zachowania. Wirtualne życie, które oferował internet było dla mnie czymś normalnym. Ciemność w moim życiu pogłębiła się, gdy zginął w wypadku mój tata. Była to dla mnie tragedia. Nie mając rozwiązania na swoje problemy, szybko uzależniłem się od alkoholu, w niedalekiej przyszłości pojawiły się narkotyki, dopalacze oraz leki.

Jeśli miałbym opisać swoje życie jednym słowem, napisałbym że była to śmierć, ciemność. Nie byłem uczciwym człowiekiem. W swoim sercu bardzo chciałem być tym dobrym, ale w 99% przypadkach nie wychodziło mi to. To bardzo bolało. Nie chciałem wyrządzać krzywdy innym ludziom, nie chciałem kraść, nie chciałem żyć w kłamstwie, nie chciałem pić alkoholu i brać narkotyków. Nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje? Tak bardzo chciałem być dobry, ale czyniłem źle. Dlaczego tak się działo? Co powodowało, że za każdym razem upadałem? Dlaczego brakowało tej siły, dzięki której mógłbym pomagać innym, mówić prawdę, nie zażywać substancji psychoaktywnych?

Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, mogę stwierdzić że w moim życiu brakowało miłości. Owocem mojego ducha była zazdrość, pijaństwo, nietolerancja, niecierpliwość, egoizm, egocentryzm, pycha, arogancja, bluźnierstwo. Nie mogłem inaczej robić, bo w sercu mieszkała ciemność. Coś, co tam mieszkało, było przeciwieństwem życia oraz miłości. Słowo "antychryst" idealnie opisuje, komu służyłem.

W sercu pragnąłem tej zmiany, lecz z własnych, ludzkich sił nie byłem w stanie się zmienić. Szukałem w rozwoju duchowym, w religiach wschodu, kościele rzymskokatolickim, wspólnocie AA itp. Ostatecznie moje problemy rozwiązał Jezus Chrystus, poprzez akt wiary i oddanie jemu swojego życia. Poznałem, czym jest prawdziwa miłość.

Źródło:
- cytaty z Pisma Świętego, Uwspółcześniona Biblia Gdańska
- doświadczenia związane z moją przeszłością (udostępniam to również na swoim instagramie oraz facebooku)
  • 4317 / 699 / 2117
Większość ludzi, bez względu na swój wiek, płeć oraz pochodzenie ma jakieś problemy. Często, przed nierozwiązanymi sprawami towarzyszy ludziom uczucie niepokoju, lęk - osoba boi się przyszłości oraz konsekwencji. Ludzie nie chcieliby zmagać się z trudnymi sytuacjami, dlatego chcąc uniknąć tych nieprzyjemnych emocji pragną poczuć ulgę.
Ulgę można osiągnąć poprzez obżarstwo, zrobienie zakupów, wypicie alkoholu, sięgniecie po narkotyki lub leki, zachowania seksualne, pracę, gry komputerowe, hazard itp. - mechanizm pozostaje taki sam, zmienia się jedynie zachowanie oraz substancja. Osoba mająca problem, doznaje chwilowej ulgi. Może pojawić się uczucie radości, przyjemności, błogości oraz euforii, lecz prawdziwy problem zostaje zamieciony pod dywan (przykryty). Osoba chcąca od tego uciec, oszukuje samą siebie - popada w iluzję czyli kłamstwo.
Tak. Dlatego szukamy ucieczki do substancji psycho, która zmieni nam stan świadomości. Szukamy ucieczki od aktualnych myśli, od odrealnienia się od aktualnej rzeczywistości. Potem nam się to podoba i staje się nałogiem, bo działa na receptory dopaminy, a jej zbyt wysokie wyrzuty - np. przy stimach albo innych pierdach, działają co raz to słabiej, a my potrzebujemy więcej.
Prawdziwym problemem nie są trudne sytuacje, które spotykają ludzi. Prawdziwy problem to brak siły duchowej do zmierzenia się z sytuacjami. Sedno problemu nie leży w zewnętrznych sprawach, kłopotach które spotykają ludzi. Jest to głęboko zakorzenione w mózgu człowieka - najczęściej, ze względu na sytuacje przeżyte w dzieciństwie, traumy, tragedie, wychowywanie się w niepełnej oraz dysfunkcyjnej rodzinie (np. alkoholizm rodziców).
Zawsze zaczyna się od mózgu i na mózgu kończy. To tam podejmujesz wszystkie decyzje związane z rozwiązaniem problemu i jego początkiem oraz końcem. Decyzja zawsze należy do Ciebie i od Ciebie. A to czy ktoś popłynie - no, to też jego decyzja.
Zaburzenia te odbijają się na codziennym życiu człowieka, widać to w relacjach z bliskimi, stanie swojego samopoczucia, aktywności fizycznej, aktywności umysłowej (nadpobudliwość myślowa). Oprócz chorego ciała (w przypadku substancji), umysłu oraz duszy, choruje również duch.
W każdym dragu odbije się do fizycznie i psychicznie. Nawet przy marihuanie i alkoholu. Nawet podczas jarania sposób komunikacji, czy działanie na mózg będzie zupełnie inne niż normalnie. Zobacz, jak łatwo się stoczyć po alko, a co dopiero po mocniejszych dragach.
Objawem chorego ducha jest częste złoszczenie się, niecierpliwość, nietolerancja, częste zamartwianie, uczucie pustki i bezsensu życia, przygnębienie, brak miłości, destrukcyjne życie, lęki, fobie, opieranie życia na sprawach materialnych. Wygląda to tak, jakby ciało żyło a w środku było się martwym.
Psychicznie zawsze będziemy walczyć. Taki nasz organizm. Wiesz, kiedyś zawsze każdy się w jakiś sposób ogarnia - detoksy itp. Pytanie tylko, na jakim etapie i czy już nie jest za późno. Na to trzeba sobie zawsze odpowiedzieć i mieć to w świadomości. Na wyjście nigdy nie będzie za późno, ale czas powrotu do społeczeństwa i normalnego funkcjonowania mocno sobie wydłużamy, odrzucając problemy na bok.
Istnieje na to lekarstwo. Odnosząc się do swojego przeszłego życia - pomocy szukałem u terapeutów, psychiatrów, wspólnocie AA itp... lecz najlepszym lekarzem okazał się JEZUS CHRYSTUS, który uzdrowił mojego ducha całkowicie i dzięki niemu, jestem dzisiaj zdrowy.
Heh. Cud. Pomocy to my potrzebujemy od kogokolwiek. Czasem głupie wyciągnięcie ręki, albo spotkanie drugiej połówki, którą bardzo pokochamy - potrafi wszystko zmienić. Każdy reaguje na inne bodźce. Dla jednego będzie to osranie się po pachy, dla drugiego strata pracy, dla trzeciego brak płynności finansowej. Każdy ma inny próg wyjścia i ogarnięcia się w danej sytuacji.
https://tiny.pl/dkvnh (Słoń „raper” o [hyperrealu]).
Chcesz wspomóc narkopedię swoją wiedzą? Pisz na — martwamysz/at/tuta.io
Dołącz do Hajpowego Mastodona - kliknij„link na końcu”i dołącz do naszej społeczności! — https://hyperreal.cyou
  • 14 / 6 / 0
II Tymoteusza 3:1-5
A to wiedz, że w ostatecznych dniach nastaną trudne czasy. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, bezbożni;
Bez naturalnej miłości, niedotrzymujący słowa, oszczercy, niepowściągliwi, okrutni, niemiłujący dobrych; Zdrajcy, porywczy, nadęci, miłujący bardziej rozkosze niż Boga; Przybierający pozór pobożności, ale wyrzekający się jej mocy. Takich ludzi unikaj.
W swoim krótkim życiu, często zastanawiałem się czemu w świecie istnieje tyle niesprawiedliwości. Patrząc wstecz, na swoje przeszłe życie, zwłaszcza na fakty, to kim byłem i jak postrzegałem świat, przez ciemność w której byłem nie byłem w stanie dostrzec Boga.

Miałem wrażenie, że jeśli istnieje panująca siła to z pewnością nie jest to Bóg, lecz jego przeciwnik zwany Szatanem.W moim życiu wydawało się, że Boga nie ma. Skoro istnieje tyle zła, to czemu Bóg na to pozwala? Czy Bóg jest sadystą? Skoro jest taki Wszechmocny to dlaczego ludzie tak cierpią?

Wracając do swojego alkoholizmu oraz narkomanii, mogę stwierdzić że nigdy nie brałem odpowiedzialności za swoje życie. Mając na sumieniu wiele złych czynów, skrupulatnie starałem się zakryć przed innymi ludźmi swoje grzechy. Świadomość tego, że ktoś mógłby dowiedzieć się co haniebnego zrobiłem doprowadzała do lęku.

Życie w ciągłym strachu nie jest niczym przyjemnym, lęk jest jak zabójca wewnętrzny, powoduje że człowiek jest jak w umysłowym więzieniu. Poczucie winy oraz niskie poczucie własnej wartości doprowadzała do myśli samobójczych. Narkotyki oraz alkohol nie poprawiały mojego stanu, gdy przychodziło zakończenie działania wpadałem w błędne koło i historia się powtarzała.
Nieuczciwość, która wynikała z potrzeby zdobycia pieniędzy na kolejną dawkę niszczyła od środka.Chciwość, zazdrość, bluźnierstwo, samolubstwo - to były wartości, którymi się kierowałem. Na pozór robiłem z siebie dobrego kolegę i przyjaciela, lecz w swoim sercu to ja byłem na pierwszym miejscu, musiałem być najważniejszy. Nie liczyła się dla mnie druga osoba. Czy to w relacjach, w rodzinie - nie miało to znaczenia. Egoizm powodował, że życie kręciło się wokół mnie. Byłem pępkiem świata.

Przed samym sobą, w swoim sercu, zacząłem przyznawać się do tego kim jestem. Mimo że ta prawda bolała, często wpadałem w rozpacz z tego powodu. Rozpoczęty proces spowodował, że powoli zacząłem uwalniać się od swojej przeszłości. Trwało to długo, lecz było warte swojej ceny.

Jedyną osobą którą jestem w stanie zmienić jestem ja sam. Siła do zmiany nie jest ze mnie - wszystko odbywa się poprzez Bożą mądrość, za jego pośrednictwem można świecić w ciemności. To ja byłem przepełniony ciemnością, dlatego wszędzie ją widziałem. Jezus Chrystus jest ostatecznym światłem tego świata i jest w stanie rozświetlić drogę każdemu, jeśli w sercu pojawi się szczera chęć poddania.

źródło:
Cytat z Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej
Słowa mojego autorstwa

scalono Mefisto

Witajcie, wstawiam tutaj linki do moich filmików na youtube. Dzielę się doświadczeniem odnośnie wyjścia z uzależnienia. Mam nadzieję, że może to pomóc osobom, które szczerze pragną zmienić swoje życie.

https://www.youtube.com/watch?v=aSLj2oVMoSk

https://www.youtube.com/watch?v=jMRCJX0fMzo
ODPOWIEDZ
Posty: 6 • Strona 1 z 1
Newsy
[img]
Medyczna marihuana. Przerwa tolerancyjna – prosty sposób, by konopie znów działały lepiej

Choć powszechnie uważa się, że jeśli dawka przestaje działać, należy ją zwiększyć – nie zawsze jest to właściwe podejście. U niektórych osób większa dawka działa wręcz odwrotnie, ponieważ ich organizm rozwinął zbyt wysoką tolerancję. Zwiększanie dawki może osłabić działanie terapeutyczne i zwiększyć koszty leczenia. Przerwa tolerancyjna (tzw. tolerance break) oraz zmniejszenie dawek po jej zakończeniu może zwiększyć korzyści terapeutyczne i obniżyć potrzebne ilości konopi nawet o 60%.

[img]
Do 3 gramów marihuany bez recepty? Poszło pismo z Sejmu do rządu

Legalizacja posiadania marihuany na własny użytek w ilości do 3 gramów - taka propozycja wpłynęła do sejmowej Komisji do spraw petycji. - Obowiązujące przepisy penalizują za posiadanie nawet niewielkiej ilości marihuany. Nie odpowiadają one współczesnym realiom społecznym i ustaleniom naukowym - argumentuje autor.

[img]
Żeby nie dostać mandatu za piwo, próbował przekupić policjantów 70 euro i kokainą

Przyłapany na piciu piwa na peronie sopockiego dworca 33-latek, by nie dostać mandatu, zaoferował policjantom łapówkę: 70 euro i... kokainę.