Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 63 • Strona 4 z 7
  • 1455 / 592 / 0
To jest wszystko w glowie , percepcja kreuje "rzeczywistosc" . Stan sie bardziej subtelny , naucz sie cieszyc nieoczywistymi rzeczami , piekno jest wszedzie jesli potrafisz je znalesc .
Życie jest zdrojem rozkoszy; ale tam, gdzie pije zeń motłoch, zatrute są wszystkie studnie.
  • 496 / 99 / 0
Ostatnio miałem kłótnię z kumplem, który medytuje, praktykuje autohipnoze itp.

Jego stanowisko było takie, że dobre samopoczucie to kwestia pracy nad sobą i nastawienia. Od lat tak gada.

W końcu powiedziałem, że moim zdaniem to jego dobre samopoczucie i wieczne zadwolenie wynika w 90 procentach z tego, że wylosował dobre geny i ma taki układ nerwowy, a w 10 procentach z tej jego pracy nad sobą i nastawienia.

Nie wiem czy tak jest, ale mam najczarniejsze obawy, że to jest jak ze wszystkim, że genetyka to jest 75-90 procent sukcesu. Widziałem to u kumpli, którzy przychodzili do mnie trenować, bo mam siłkę na chacie. Jeden kumpel miał wybitnie antytalent do tego, ręce cieniutkie jak witki, drobne kości, nie szło mu w ogóle.

Myślę, że problem globalny jest taki, że osoby, które mają dobre geny, albo biorą silne wspomagacze wmawiają tym, którzy mają gorsze warunki, że wszystko są w stanie osiągnąć. Sami włożyli w coś znacznie mniej pracy, bo mają geny, ale z ich perspektywy to było ciężko.

Jaka jest szansa, że koleś 170 wzrostu będzie grał w ekstraklasie kosza?

Albo tak jak przystojny koleś 190 będzie miał zawsze powodzenie u lasek i będzie myślał, że to kwestia jego dobrej, ciężko wypracowanej bajery i sztuki uwodzenia.Znalem takiego co wszystkie laski leciały tylko na jego atrakcyjność fizyczną, a ten debil serio wierzył i tkwił w iluzji, że to wszystko kwestia jego ciężkiej pracy i kunsztu, wypracowanej bajery. On i ciężka praca to oksymoron xD. Koleś dłużej niż 5 minut nic nie robił nigdy chyba, bo się męczył.

Tak samo według mnie jest ze szczęściem i poziomem energii, nastawieniem do życia. Są osoby, które mają taką ekspresję genów, profil hormonalny i pulę receptorów, że będą zawsze tryskać pozytywnoscią i też będą przypisywać zasługę swojej pracy, ale nie widzą jak w chuj ciężej pracuje ktoś inny i nie ma ułamka tych efektów.

I tak mi się wydaje, że są osoby, które będą miały całe życie skłonności do pesymizmu, dystymii, chujni przez zjebany, nadwrażliwy na negatywne doświadczenia układ nerwowy i wiadomo, że tutaj będzie się mówić, że się przećpali i to ich wina (może być w tym prawda, ja nie mówię że nie) ale u niektórych równie dobrze jakby nie mieli kontaktu z dragami to stan samopoczucia byłby dziadowski.

I pytanie co jest gorsze w przypadku takich osób. Całe życie się męczyć czy chociaż na chwilę zaznać radości i posmyrać receptorki?
  • 683 / 305 / 0
Stan na trzeźwo podobno jest stanem normalnym. Wtedy jest ta Równowaga tzn. bywają dni wesołe oraz bywają dni smutne. Biorąc narkotyki czy pijąc alkohol codziennie mamy wrażenie że jest super i taki stan chcielibyśmy zawsze zachowywać. Niestety czym lepiej się czujemy po używkach tym gorzej się będziemy czuli kiedy je odstawimy, organizm wraca do równowagi bardzo powoli. "Czym wyżej polecisz, z większym hukiem zlecisz". Czym wyższy skok w górę tym boleśniejszy upadek i powrót do normalności. Wystarczy sobie przypomnieć jak się czułem kiedy jeszcze nie znałem ani alkoholu ani narkotyków. Przecież każdy żył i nie wierzę że to było tylko cierpienie. Było normalnie. Trzeźwi ludzie z którymi utrzymuje kontakt mówią mi że nie można być całe życie szczęśliwym, że normalny zdrowy człowiek bez uzależnień miewa gorsze i lepsze dni. Ćpając i pijąc jesteśmy na fali. Potem organizm musi sobie to odebrać, a to zwykle boli. Używki wypłukują z nas pozytywne emocje. Używki zabijają uczucia. Choć dobrze wiem na swoim przykładzie że ciężko bez nich się obejść. Miewam czasami wzloty i upadki. Uważam również że coś mi się czasami od życia należy, lecz z wiekiem, z kolejnym "bolesnym" doświadczeniem dociera do mnie że potem za to muszę zapłacić. Nie można być całe życie szczęśliwym ćpunem i alkoholikiem. No chyba że zamierzamy żyć bardzo krótko i przy okazji zrujnować życie swoim bliskim osobom.
Bóg rozdaje karty.. diabeł je miesza...
  • 35 / 16 / 0
Po dniu chwały jest dzień zwały. Poza tym chodzi tu głównie o pogoń za euforią lub całkowite znieczulenie. Należy sobie jednak uzmysłowić iż ta euforia to kolorowy motyl, który nie będzie wiecznie siedzieć na ramieniu i tak szybko jak się pojawił, tak samo szybko odleci.
Odleci, zostawiając człowieka który od tej pory wypatrywać będzie tylko kolorowych motyli.
Sam byłbym duszę sprzedał za krótki numerek z panną Euforią. Było minęło. Ta pani tylko zabiera i szepcze bajki, które nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Trzeźwość, pokora, ciężka praca i dyscyplina, to są filary szczęścia i szlachetnego charakteru, ale komu się dzisiaj chce. Lepiej się szybko ogłupić, obejrzeć pornoska, zapalić papieroska z suszem konopnym i skoczyć do sklepu po czetropak.
Tylko miejmy świadomość, że nie rozwijając siebie, nie narzucając sobie choćby odrobiny dyscypliny, marnujemy życie. Człowiek jest stworzony do tworzenia. Nie ważne czy rysuje, rzeźbi w glinie, układa płytki podłogowe. Zacznijcie coś tworzyć a zobaczycie, że chęć odurzania się spadnie o kilkadziesiąt procent. Zresztą to nie ten temat.
Uwaga! Użytkownik chlopaczekzewsi nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 0 / / 0
Chyba do końca musielibyśmy zdefiniować pojęcie trzeźwości,czy osoba która np z wysiłku lub po udanym seksie odbiega swoim szczęściem od normy. Czy to uznać jako stan trzeźwy ? Bo jeżeli tak to nie jest wcale dziadowskie bo dostarcza taka ilość szczęścia i samozadowolenia jak dobra porcja mefedronu. Dla niektórych zarabianie pieniędzy, dla niektórych pomaganie innym daje takie samo doznanie jak na haju. A co z osobą co zażywa testosteron, jest energiczna,zadowolona, pozytywna, ciesząca się życiem,nie zażywająca żadnych narkotyków, czy jest osobą trzeźwą?
  • 311 / 43 / 0
Jeśli substancja zmienia ci stan świadom to nie jesteś trzeźwy bo dzięki tej substancji np testosteron masz lepszy humor
To co wymieniłeś wyżej zarabianie pieniędzy czy pomaganie innym działa na tych konkretnych ludzi też jak narkotyk więc nie są trzeźwi

Trzeźwości bliżej do depresji niż zadowolenia z życia
  • 496 / 99 / 0
@Up

Według mnie to jest uproszczenie, ale najbliżej byłeś tu prawdy.

Ja uważam, że stan na trzeźwo zależy od genów (w 75-80 procentach), wieku i czynników środowiskowych.

Dostajemy jakieś tam predyspozycje, najlepiej czujemy się za dzieciaka i jak jesteśmy młodzi, a potem to spada stopniowo, ale jak ktoś wylosował dobre geny i nie ma jakichś dramatycznych, pechowych wydarzeń w życiu, wielu traum, nałogów to będzie się w miarę ok czuł przez większość życia aż do końca.

Jak ktoś wylosował dziadowsko to jego temperament, charakter i stan wyjściowy będzie większość czasu do dupy. Coś tam może zrobić, ale generalnie to jego stan będzie dziadowski przez większość czasu nie z jego winy.

Jak ktoś jest z natury np. flegmatycznymi, pesymistycznym melancholikiem to się raczej nie zmieni. Tak jak pozytywnego, wyluzowanego dresa nie zmienisz w romantycznego, kulturalnego, członka mensy, analityka medycznego w fartuchu, albo naukowca.

Geny mają w chuj znaczenie, ale wszyscy mając na myśli geny patrzą na te cechy fizyczne, widoczne tylko na pierwszy rzut oka, a nasz układ nerwowy, mózg itd tak samo kształtują geny.

Dlatego ja najbardziej nienawidze tych ludzi, którzy poerdolą, że każdy ciężką pracą może wszystko zrobić. Nie kurwa. Nie może.

Nie oznacza to, że mamy się poddać i leżeć, trzeba grać kartami jakie mamy i maksymalizować to co możemy, ale couchowie i w chuj innych ludzi porownują wszystkich do siebie.

On jest zdrowym prostym bykiem z wiecznym bananem na ryju to myśli, że z analitycznego melancholika da się zrobić to samo absurd.

Powiem więcej, można mieć wymieszane chujowe cechy z dobrymi, naturalnie.

Tak jak ja np. jestem dobry w podnoszeniu dużych ciężarów, a do dupy w bieganiu. Wiem, że z łatwością dojdę do ciężaru, z którym ktoś się będzie męczył latami i nie dźwignie, ale z kolei mógłbym z siebie flaki wypruwać, a moje wyniki w bieganiu będą przeciętne.

Z cech psychicznych to moim minusem jest to, że jestem analityczną stuleją, która ma skłonności do melancholii i boi się zmian, wchodzić na nieznane tereny, za bardzo analizuję, za mało działam, potwornie łatwo się poddaję, szybko porzucam każdy projekt wymagający długiej, żmudnej pracy. Przejmuję się w chuj konsekwencjami i analizuje jak stuleja wszystkie problemy jakie mogę mieć(dlatego nigdy nie wjebałem się w ciągi i uzależnienia, bo zawsze gryzłem paznokcie ze strachu, że jak stracę kontrolę, swoje zasady to już mi obraz konsekwencji stawał w głowie).

Z plusów, które mam to jest to, że w chuj szybko spływają po mnie traumy. To co ludzie latami męczą i jątrzą po mnie spływa w 10 minut. Jestem trudny do doprowadzenia do tego, żeby załamać się do końca. Nawet jak miałem pasmo porażek i życie mnie kopało tak, że wszystko po kolei się sprzeniewierzało przeciw mnie to i tak mnie nie złamało.

Także wy też na pewno macie jakieś mocne i słabe strony róbcie z tym co się da, ale nie oszukujmy się. Jak macie gdzieś deficyt genowy to cudów nie będzie w tej sferze, możecie ją uczynić trochę mniej chujową.
  • 120 / 31 / 0
Sama nieoczekiwanie zażywam ponad 10lat.
Nie rujnuje się, wyglądam na młodszą przeglądając się w lusterku.
RUCHAM KAŻDĄ DZIWKĘ
  • 0 / 1 / 0
To filozofowanie czy tam skłonność do pesymizmu to nie wpływ genów tylko sposób radzenia sobie z trudnymi emocjami. Robiłam tak przez naście lat, wszelkie formy terapii odrzucałam, bo zawsze czułam, że jest to kolejny narzucany mi model myślenia, ale parę lat temu trafiłam na fajną terapeutkę, która za każdym razem kiedy wchodziłam w swoje nihilistyczne wywody pytała się mnie jaką mam z nich korzyść, po co mi ten smutek itd. Z początku wybijało mnie to z rytmu, z czasem załapałam, że takie roztrząsanie bezsensu egzystencji pomaga mi odwrócić uwagę od tego, że czuję się źle ze sobą, że jestem zła, smutna, zawiedziona tym jak żyję, ale wchodząc w depresyjne myśli wchodzę w taki stan pustki. Stan dzięki któremu nie zwracam uwagi na prawdziwe problemy, nie muszę nic zmienić, mogę tylko tkwić w swojej projekcji bezsensu i czuć ulgę, bo skoro było tak beznadziejnie to mogłam dać sobie prawo do bycia beznadziejną bez wyrzutów sumienia.
Z czasem świadomość tego mechanizmu, przestała przynosić korzyści, nie dawało mi to już ulgi i mogłam zacząć zwracać uwagę na to co dzieje się wokół mnie, przeżywać realne problemy, a jednocześnie zaakceptować siebie, samodzielnie oceniać jakość swojego życia wg swoich kryteriów, a nie wg tego jak ocenili by mój standard inni.
Wcześniej podobnie jak Ty nad wyraz dobrze przechodziłam przez wszelkie ciężkie sytuacje i myślałam, że jestem bardziej odporna, bo często słyszałam od znajomych, że mnie podziwiają za to jak dobrze radzę sobie pomimo trudności. Po terapii wiem, że to niestety nie było radzenie sobie z problemami, a udawanie, że ich nie ma i zakłamywanie rzeczywistości, bo nie miałam "narzędzi" do radzenia sobie z trudnymi emocjami, dlatego je wyłączałam.
Obecnie czuję się wyleczona z tego zadręczania, wcześniej myślałam, że życie teraźniejszością będzie jakieś takie płytkie, bo to tarzanie w żalu daje poczucie przeżywania czegoś ekstremalnego i bardzo głębokiego, jednak jest zupełnie odwrotnie i zamykając przeszłość, czując się dobrze ze sobą wchodzi się na jakby wyższy poziom świadomości. Życie bez tej szamotaniny emocjonalnej staje się naturalne i przyjemne do tego stopnia, że przeważnie rezygnuję z ćpania, bo szkoda mi rozregulować organizm żeby było tylko trochę lepiej. No i to akurat jest minus o którym uczciwie wypada wspomnieć, przy tak dobrym samopoczuciu testując większość używek nie działają tak dobrze jak kiedyś, bo nie potrzebuje czuć żadnej ulgi.
No albo może to zwyczajnie starość i dragi przestały klepać więc dorobiłam do tego piękną ideologię :p
  • 368 / 110 / 0
Po 8 miesiącach w dość sporym ograniczeniu używek ( 3-4 razy coś było przez ten czas) mam wrażenie że w sumie nie za dużo się zmieniło, chodzę na terapię, biorę leki, nie czuję się jakoś bardzo źle , ale jakoś super dobrze też nie , w sumie wrócił mi stan z przed powiedzmy kilku lat, nie za bardzo cokolwiek mnie obchodzi, trochę zjebał mi się plan na życie , ale to też jakoś mocno mnie nie ruszyło (co jest akurat plusem), aczkolwiek dało jakieś negatywne emocje i bardziej w tym wszystkim wkurza mnie to że muszę wchodzić w interakcje z innymi ludźmi, generalnie mi jakoś takie normalne życie to nigdy przyjemności nie dawało a co za tym idzie nie dawało też poczucia sensu . Bardziej traktowałem każdy dzień jak przetrwanie i odliczanie czasu do końca życia . Minusem takiego życia na trzeźwo na pewno jest to że negatywne sytuacje dają negatywne emocje na pewno bardziej są odczuwalne niż pozytywne i działają dłużej . Przy braniu używek ma się chociaż coś co rekompensuje te negatywne uczucia (nawet mimo tego że branie zwiększa ilość i siłę nieprzyjemnych emocji ).

Jak na razie zamierzam pozostać w takim stanie z używkami jak teraz czyli jakiś raz na 2 miesiące , zobaczę po czasie czy coś się poprawi . Generalnie traktuję to jako eksperyment , nie zakładam z góry , że którykolwiek ze sposobów życia jest lepszy z góry, jedynie opisuję dotychczasowe doświadczenia.

W sumie na początku miałem taki efekt wow , ale to raczej było wmawianie sobie , że wszystko będzie teraz szło po mojej myśli . Potwierdza to też moje przemyślenie z kiedyś , że myśl/przekonanie może mieć pozytywny lub negatywny wpływ na człowieka bez związku z tym czy jest zgodna z rzeczywistością.
"Life pain always sexy"
ODPOWIEDZ
Posty: 63 • Strona 4 z 7
Newsy
[img]
Z Brazylii do Europy z kawą i kokainą. Kulisy sprawy drobnicowca Blume

Drobnicowiec Blume, który w 2023 roku obsługiwał transatlantycką trasę handlową pod togijską banderą, dziś stał się symbolem jednego z największych przejęć narkotyków na wodach europejskich. Wydarzenia związane z jego zatrzymaniem obnażają skuteczność współpracy służb międzynarodowych oraz skalę wykorzystywania żeglugi morskiej przez zorganizowane grupy przestępcze.

[img]
Alkohol miał swój udział w powstaniu złożonych hierarchicznych społeczeństw

Alkohol towarzyszy nam od tysiącleci. Używały go wszystkie wielkie cywilizacje. Znali go Majowie, Egipcjanie, Babilończycy, Grecy, Chińczycy czy Inkowie. Odgrywał ważną rolę w ceremoniach religijnych, wciąż jest ważnym elementem spotkań towarzyskich. Był środkiem płatniczym, służył wzmacnianiu i podkreślaniu pozycji społecznej. W najstarszym znanym eposie literackim „Eposie o Gilgameszu” jednym z etapów ucywilizowania Enkidu – który symbolizuje tam dziką naturę, niewinoość i wolność – jest wypicie przezeń piwa.

[img]
Depenalizacja marihuany w Polsce już wkrótce? „Projekt jest już gotowy”

Czy jeszcze w tym roku w Polsce marihuana zostanie zdepenalizowana? Jak dowiedział się reporter RMF FM, poselski projekt ustawy jest już gotowy. Teraz jego autorzy szukają poparcia w innych klubach parlamentarnych.