Dział poświęcony licznej grupie pochodnych katynonu, oraz jemu samemu. Podstawą ich budowy jest 2-amino-1-arylopropan-1-on.
Więcej informacji: Beta-ketony w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 1655 • Strona 145 z 166
  • 3455 / 557 / 2
Ja waliłem przez ponad rok głównie 3mmc czasem wpadały inne RC głównie stimy. Zero skutków ubocznych. O dziwo. No może jeden nadciśnienie tętnicze leczę lekami of course.
Uwaga! Użytkownik Mefistofeles1945 jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3619 / 598 / 1
Mylisz się, @Mefistofeles1945 ja u Ciebie widzę wyraźny ubytek intelektualny, tak coś na granicy zasięgu komunikacji z normalnymi ludźmi. Spytaj forumowiczów.

Egoizm, egoizm,
"Znów się śmiałem, co było dla mnie >dziwne<"
Powrót do normalności...
Dziewczyna poszła z najlepszym kumplem
Drobne długi, nie poczuwa się by oddać...

Zezwierzęcenie ketonowe.
Straszne.
Najgorsze pierwsze dwa tygodnie
"Które dragi brać, żeby nie musieć brać żadnych dragów?"

"Rutyna to rzecz zgubna "
  • 3455 / 557 / 2
@Retrowirus Stary nie dziw mi się ją zarzywam półtora grama psychotropów dziennie, nie jestem w stanie opisać co robiłem dwa dni wstecz (po prostu nie pamiętam) i tak tu się zgodzę - jest to duży ubytek, ale to przez psychotropy nie beta ketony, od beta ketonów ubytku intelektualnego nie mam to od leków.

/

Edited 12:00:

Ja byłem bardzo inteligentnym dzieckiem do 6 klasy szkoły podstawowej miałem same 5 test na zakończenie podstawowa (wtedy było 6 podst. 3 Gim next technikum liceum)
Zdałem na 6

Moje problemy z pamięcią pojawiły się przy pierwszym kontakcie z amfetaminą wakacje po 6 klasie szk. Podstaw.

Wtedy odrealnienie na zejściu uaktywnienie schizofreni oraz psychozy pierwszy pobyt w ośrodku.

Wyleczony dzięki rispoleptowi.

Kolega przepisywał mi zeszyty ja w psychiatryku miałem szkołę z ocenami. 1 Gim więc zdałem.

2 3 Gim znaczna poprawa intelektualna poznawcza pamięć wróciła.

Koniec Gim wakacje pierwsze trawki pierwsze eksperymenty.

Technikum niezdarne bo jeździłem zamiast na lekcje do baru i się upijalem piwem.

Przepisałem się do słabszej szkoły zdałem technikum. Do matury i technika informatyka nie podchodziłem miałem inne perspektywy od dziecka chciałem kopać kilofem w kopalni.

Zaocznie zrobiłem technika górnika egzamin zdany na 80%.

No i poszedłem na kopalnie. Robiłem 5 lat na dole czasem przewijała się amfa czasem blant po robocie czy kodeina ale płynąć zacząłem ostro na beta ketonach różne RC czyste prosto z labu.

Trochę spadł intelektualnego. I tu masz rację.

Nie jestem inteligentny fakt kiedyś pisałem logiczniejsze posty. Teraz krócej lakonicznie. @Retrowirus
Uwaga! Użytkownik Mefistofeles1945 jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1121 / 153 / 0
Jak ktoś wali ponad rok bK to ciężko mi uwierzyć że "mu nic po takim maratonie nie było", mówię tutaj o pierwszych dniach, a nawet tygodniach.
"Nieśmiertelny jak Ciro Di Marzio"

Chcesz coś ważnego ode mnie? Jestem mniej na forum, zajmuje się raczej tylko "moderacją", masz coś ważnego? to zapraszam PW, czad
  • 8 / 4 / 0
@WRB
a co masz na mysli mówiąc o tych skutkach ubocznych maratonów? nie chodzi o wyglad, ale bardziej o zachowanie.
ja mialam takich sporo za sobą i jestem ciekawa czy cos u mnie w znaczący sposob się pogorszyło, bo nie zauważyłam nic takiego u siebie (na razie)
  • 1121 / 153 / 0
@pocieklalezka
Skoro wypierdalasz z siebie serotoninę, dopamine itd., to później nie dochodzisz do siebie? W sensie w pierwsze dni nie odczuwasz obniżonego nastroju? Nie masz problemów z koncentracją? W pracy jesteś tak samo efektywna jak zawsze?
"Nieśmiertelny jak Ciro Di Marzio"

Chcesz coś ważnego ode mnie? Jestem mniej na forum, zajmuje się raczej tylko "moderacją", masz coś ważnego? to zapraszam PW, czad
  • 804 / 463 / 0
Dawno mnie tu nie było, ale mam dobrą informacje dla wszystkich wjebanych. Jak najbardziej da się z tego wyjść. W moim przypadku po 5msc całkowitej abstynencji w osrodku odwykowym, w którym nadal przebywam i jak na razie nigdzie się nie wybieram. Powoli wraca nadzieja, marzenia, chęć zycia, chęć do przebywania z ludźmi i cała gama emocji związanego z tym. Jebane chlory pozbawiają wszystkiego. Jeśli ktoś tutaj wyżej pisze, że trzaska rok i nie odczuwa żadnych skutków ubocznych z mojego punktu widzenia jest siebie całkowicie nieświadomy, jego postrzeganie rzeczywistości od zawsze jest ograniczone. Na razie tyle. Wrócę tutaj jeszcze może kiedys i rozwine temat bardziej.
Panie Boże jeśli teraz nie umre nigdy nie przypierdole krechy.
  • 48 / 14 / 0
12 maja 2023Ketoniarz1234 pisze:
Spowiedź (niedoszłego) narkomana.

Być może ktoś zastanowił się nad nagłówkiem dlaczego pojawiło się słowo "niedoszłego", więc należą się wyjaśnienia. Ćpałem mefedron i MDMA (rzadziej) do tego alkohol zasadniczo krótko, biorąc pod uwagę historie innych ludzi którzy walą latami. Nagłówek ma zmusić do refleksji ludzi którzy zasadniczo są jeszcze w stanie tego wyjśc bez większych konsekwencji jak długi do końca życia. Celowo nie podaje na wstępie długości czasowej brania aby zwrócić uwagę czytelników na to jak wielkim problemem są dopalacze. Tym bardziej uważam że ta lektura będzie dla wielu wartościowa ponieważ zdaje sobie sprawę że po latach uzależnienia od dopalaczy nie są w stanie tak naprawdę w 100% opisać swojej historii, oczywiście nie umniejszając ale taki ciąg niszczy całkowicie i ja np sobie nie wyobrażam być w miejscu tych ludzi i jestem pełny podziwu tego że w ogóle wyszli.

Brałem głównie "mefedron" czy inny chlor nawet nie wiem czy to był mef ale tzw "kryształ", tak naprawdę do końca nikt nie wiedział co tam jest a każda następna partia była inna pod kątem zapachu czy koloru, niezmienne było tylko działanie jedno kopało mocniej drugie lżej ale mianownikiem była euforia, złudzenie pewności siebie, stawanie w miejscu Boga. Stan w którym nie liczyło się nic poza własnymi potrzebami ale potrzebami pierwotnymi, instynktownymi a nie tymi którymi żyjemy na codzień. Egoizm był tak wielki że nie interesowało czy kogoś ranie czy ten ktoś w ogóle ze mną chce rozmawiać, to ja rozdawałem karty - przynajmniej tak mi się wydawało. Ja byłem najlepszy a ludzie wokoło mnie nie znali się lepiej na niczym ode mnie mimo że nie miałem w danej dziedzinie nawet kawałka doświadczenia. Stan ten powodował oczywiście na drugi dzień zjazd który w zależności od dnia był mocniejszy lub lżejszy, zaobserwowałem również w środowisku to że każdy przeżywał go inaczej - u mnie to był tzw "moralniak" kac po tym jak spływało do mnie jakie brednie gadałem. Stan ten był na tyle przygnębiający że trzeba było zapić to setka żołądkowej gorzkiej tradycyjnej kupionej w żabce. "małpeczka" w tym stanie smakowała w zasadzie jak soczek, przepalone gardło 12 godzinnym walenia czegoś na wzór działania chemicznego z odplamiaczem do ubrań skutecznie zabijało smak, po wypiciu na zjeździe alkohol w pewnym stopniu pomagał i… Przedłużał te "pozytywne" działanie dopalaczy. Faza sprzed paru godzin na chwilę wracała. Po tym oczywiście włączał się głód i tęsknota więc zaczynał się następny dzień rozmowy z kryształem a że to dopiero sobota to jeszcze można pofazować z kolegami, bo czemu nie? Bo pracuje w tygodniu więc mi się należy itd… Nie interesowało to że w niedzielę można było iść do rodziców czy też zająć się własną kobietą. O właśnie kobieta! Gdyby ona jeszcze nie brała a że brała ze mną to i tak było poczucie wypełnienia obowiązku partnerskiego w sposób wątpliwy dla normalnego człowieka. I tak mijał weekend, w tygodniu nie brałem gdyż nie było sensu nie było kolegów z którymi można pogadać oraz kobiety z którą seks był nadzwyczajny i trzeba było wracać do (wtedy uważałem) szarej rzeczywistości pracy i obowiązków. Do wtorku dochodziło się do siebie więc w zasadzie poniedziałek był tylko dniem na przetrwanie i wymyślanie wymówek w pracy na zapytania współpracowników:
"ale żeś chyba po imprezował na weekend?"
"nie no co ty parę piwek w sobotę ale tak się jakoś od wczoraj źle czuje, pogoda i wszędzie te choroby, cały czas coś nas bierze"
Wtorek w moim przypadku był najlepszy bo się czułem dobrze ale w środę już przychodziły myśli "ale w piątek polece z tematem", wątpliwi koledzy od tego dnia również już się kontaktowali co robimy na weekend, co tylko potęgowało tęsknotę za kryształem i butelka whisky… czyli 5 w ciągu 2 dni.
Do czasu było złudne poczucie kontroli, do momentu kiedy wypadła mi sobota w pracy a że to w sumie tylko 6 godzin a kierownictwa nie ma tego dnia, to dlaczego by w piątek nie wziąć? Się jakoś przeżyję, kupi się krople do oczu i nikt z klientów się nie zorientuje. To był już początek degradacji życia bo faktycznie plan bycia naćpanym w pracy się udał - żadnych negatywów skutków, ba wręcz przeciwnie… Tego dnia pamiętam miałem 3 klientów których nakrecilem na całkiem sensowne zakupy które w zasadzie ustawiły mi miesiąc. Oczywiście nie zostało to przeze mnie przyjęte w sposób dla każdego normalny czyli - "chłopie ogarnij się, miałeś po prostu farta" a włączyło się myślenie "gdybym był na trzeźwo na pewno bym klientów tak nie zagadał" czego skutkiem było oczywiście powtórzenie tego wyczynu ale już w tygodniu i znów uszło na sucho, nawet rozmowy z szefem nie zdemaskowały tego że latam nafutrowany więc uznałem że to ja kontroluję narkotyk a nie on mnie, co dodatkowo budowało moje ego. Jak się pewnie domyślacie po tygodniu już miałem temat w kieszeni i dobrą miejscówkę w kiblu do brania w trakcie pracy.
Na tym etapie zauważyłem że już nie istnieja dla mnie zainteresowania i hobby, nawet przestałem je rozumieć dlaczego w zasadzie one się pojawiły w moim życiu. Ale i to oczywiście z mojej strony znalazło "logiczne" wyjaśnienie - "dzięki kryształowi poznałem siebie i to jaki naprawdę jestem" krytyczne podejście do siebie przestało istnieć. Na tym etapie zauważyłem również to że zacząłem olewać pewne sprawy i zapominać o drobnych lecz istotnych dla mojej pracy detalach, pojawiły się także napady agresji wobec ludzi mi bliskich, oczywiście i na to znajdowałem wymówki w postaci przepracowania i tego że to ja jestem najlepszy. Z czasem zaczęły dochodzić problemy rodzinne które zabijałem kryształem. Doszło nawet do tego że po śmierci babci oczywiście nafutrowany pojechałem do jej domu gdzie jeszcze leżała (30 minut po śmierci byłem na miejscu), Babcia była dla mnie bardzo ważna ale potrafiłem w kiblu kiedy ona jeszcze leżała wziąć kreskę tłumacząc sobie że mi ciężko. Zdarzenie które powinno być dla mnie punktem zwrotnym w moim zatraceniu pchało bardziej w przygodę z "Krystyna". Śmierć babci przypadła w nocy z czwartku na piątek, wracałem do domu około 3 w nocy i zamiast w ciszy spędzić tę noc, zadzwoniłem do kolegi który podobnie jak ja walił non stop i poszedłem do niego. Tematu nie brakowało i tak do 10 godziny "opłakiwałem" śmierć kobiety która kocham. Na 11 do pracy, nie wziąłem wtedy zapasu ze sobą więc po paru godzinach doszło do mnie co wydarzyło się w nocy, zjazd i przybicie spowodowało przedłużenie cyklu z mefedronem aż do niedzieli. W ten weekend już szły ilości zaporowe i to był początek końca mojego normalnego życia. Wspomniałem o babci ale 2 dni wcześniej odszedł też mój wujek którego pogrzeb przypadł na sobotę, po 2 nocach nieprzespanych i mega wystrzelony poszedłem na pogrzeb na który… prawie się spóźniłem. Moja partnerka była ze mną ale również i ona była ze mną w narkotykach więc w żaden sposób nie pomagała mi w żałobie. Oczywiście po pogrzebie mała stypa na którą poszliśmy i z której wyszliśmy a żeby dalej ćpać w zaciszu domowego ogniska i z grupą znajomych mimo śmierci dwóch bliskich osób. To pokazywało że narkotyk mną zawładnął i że zasad już nie mam ale mimo to wtedy tak tego nie odbierałem. Ludzie którzy byli wokół mnie nie postrzegałem jako gości a swego rodzaju rodzinę bo u mnie w mieszkaniu w zasadzie byli co chwila, a nasze posiedzenia nie były przeze mnie traktowane jak kolejna impreza a coś oczywistego i codziennego. Na tym etapie poleciałem już całkiem, zaczęło się olewanie już wszystkiego a nawet długu wobec wymiaru sprawiedliwości co w zasadzie finalnie uratowało mi życie ale o tym później. Tutaj też pojawiły się częste kłótnie z kobietą mojego życia, nie było hamulców ani w kłótniach ani w innych aspektach życia co powodowało niszczenie rzeczy czy nawet przepychanki. Do głosu zaczęły też dochodzić wcześniejsze mefedronowe jazdy i seks i masturbacja przy porno i orgie w trojkatach (tak były), seks przestał nas interesować bo w zasadzie mi przeszła ochota bo po prostu się tym znudziłem bardziej szukałem innych wyszukanych fantazji do których na szczęście nie doszło. To było ciężkie i to bardzo gdyż w zasadzie nie miałem już żadnych zasad, hamulców, poszanowania do ludzi mi bliskich - ich potrzeby nie były dla mnie ważne a moja partnerka tego nie rozumiała bo też brała, nie było nikogo kto mógłby to błędne koło zamknąć gdyż rodzina nie wiedziała a znajomi poza pracą wszyscy brali. W końcu olane problemy zaczęły wracać - miesiąc wcześniej partnerka straciła pracę i nie podjęła się nowej wiadomo dlaczego, zaczęło brakować pieniędzy na rachunki ale na imprezy już się znajdowały co było całkiem dziwne - wtedy pamiętam że zacząłem dostrzegać problem i zacząłem w zasadzie nawet walczyć. W tym momencie odezwał się wymiar sprawiedliwości którego byłem dłużnikiem - nie podjąłem zasądzonych godzin społecznych co skutkowało zamiana wyroku na rok więzienia. To nie spowodowało że nie brałem a dało wymówkę - wiedziałem że problemów jest mnóstwo ale tłumaczyłem sobie to tym że nie daje sobie rady. Wziąłem adwokata który finalnie mnie nie wyratował. Po miesiącu od wydania postanowienia sądu aresztowała mnie policja podczas ciągu który obwitował w narkotyki i wiecznie kłótnie. Udało mi się wyjść całkiem szybko bo po 1,5 miesiąca gdyż działał na zewnątrz adwokat aby to odkręcić. Straciłem pracę i kobietę mojego życia której robiłem jazdy i która poszła do jakże inaczej "kolegi" który był jednym z tych co traktowałem jako "rodzinę" tak samo wkręcony jak ja. Partnerka jest z nim i dalej bierze. Z tego co wiem to ma tak mózg rozwalony ze nie ogarnia co się wokoło niej dzieje - z normalnej ogarniającej życie kobiety nie może znaleźć pracy od 6 miesięcy, grozi jakimś swoim koleżankom. Siostra ich widziała w sklepie to ten dilerek nakurwial jakieś przysiady przy kasie a ona wykrzywiona do granic możliwości liczyła drobniaki parę minut jakby conajmniej przeliczała miliony.

Ja po wyjściu powiedziałem sobie ze już nigdy tego nie tknę. Życie skutecznie wybiło mi to z głowy chociaż skutki psychiczne odczuwam to uczę się na nowo żyć. Wracają rzeczy ważne a od pewnego czasu zaczęło wracać do mnie odczuwanie przyjemności bez narkotyków i alkoholu, na nowo zaczynaja mnie pewne rzeczy rozśmieszać co nie było oczywiste podczas ciągu. Wracają wspomnienia z przed romansu z narkotykiem. Czasem wraca tęsknota za "Krystyna" ale wmawiam sobie że prostytutki nie da się kochać i powoli wychodzę na prostą.
Jestem człowiekiem pracującym od lat bez przerwy, miałem dzieciństwo dobre ale nie idealne, było trochę rodzinnych problemów a że jestem najmłodszym jej członkiem to odbijaly się na mnie najmocniej ale generalnie moje życie było udane i wydaje mi się że ze względu na to że mam te pozytywne wspomnienia łatwiej mi z tym walczyć. Ludzie którzy byli wokół mnie którzy dalej ćpają to jednak w większości ludzie z wątpliwą przeszłością, wątpliwa rodzina itp. Nie wiem czy mam rację ale motywuje mnie powrót do poprzednich czasów gdzie mogłem sobie pozwolić na wyjazdy w góry czy jedzenie na mieście otaczając się często ludźmi sukcesu a nie narkomanami. Oczywiście nie umiejszając tym ludziom bo rozumiem że są chorzy i mają spory problem, to przestroga dla innych nie szukajcie w narkomanie przyjaciela czy dobrego kolegi - takie osoby grają ludzi wiernych i uczciwych czy też tzw "prawilniaków" w niektórych środowiskach a nim się człowiek obejrzy a zostanie z nożem w plecach. Mi np ukradli wszystko poza ciuchami, kiedy siedziałem. Moja była partnerka zadłużyła się u moich znajomych (na szczęście na małe sumy) i do dziś nie poczuwa się do tego aby je spłacić, robiła to mimo że już wtedy mnie zdradziła, przywłaszczyła auto i wszystko co bardziej cenne, wymyśliła milion historii na mój temat aby ludzie inaczej ja odebrali, na szczęście te informacje nie doszły do zbyt dużej ilości osób. Osoba która nazywałem "kumplem, przyjacielem" okłamywał mnie nawet kiedy byłem w więzieniu a jak się okazało wprowadził się już w 1 tygodniu mojej odsiadki do mojej partnerki. Można mnożyć takich zachowań mnóstwo które zauważyłem nie tylko u wyżej wspomnianych - kryształ strasznie degraduje życie od myślenia po zdrowie, te osoby nie są racjonalne na ciągach i nie sposób szukać w nich ludzi.

Pomaga wiara w Boga, może narażę się na hejt ateistów ale wierzyłem zawsze w Boga a obecnie jestem bardzo z nim związany, bardziej niż wcześniej.


Lat 30 brałem 7 miesięcy z czego 2 miesiace sporadycznie, 3 miesiące w weekendy i ponad 2 miesiace praktycznie codziennie.
Historia mocna w chuj!, bardzo fajnie się czytało, trudno się nie zgodzić, nasuwa się tylko cytat - "nie dotykaj narkotyków bo cię zmiotą z planszy"
  • 14 / 1 / 0
Czy to normalne, że przy sesji z bk, najpierw mocz się robi taki krysztaliczny z wyglądu, a później już jak schodzi faza to się sika dużo na przezroczysto? Dodam że wcale nie wypijam przy sesji aż tyle, żeby tyle sikać, z czego to wynika?

Fuzja - D5
07 lipca 2023tosieniedzieje pisze:
Dawno mnie tu nie było, ale mam dobrą informacje dla wszystkich wjebanych. Jak najbardziej da się z tego wyjść. W moim przypadku po 5msc całkowitej abstynencji w osrodku odwykowym, w którym nadal przebywam i jak na razie nigdzie się nie wybieram. Powoli wraca nadzieja, marzenia, chęć zycia, chęć do przebywania z ludźmi i cała gama emocji związanego z tym. Jebane chlory pozbawiają wszystkiego. Jeśli ktoś tutaj wyżej pisze, że trzaska rok i nie odczuwa żadnych skutków ubocznych z mojego punktu widzenia jest siebie całkowicie nieświadomy, jego postrzeganie rzeczywistości od zawsze jest ograniczone. Na razie tyle. Wrócę tutaj jeszcze może kiedys i rozwine temat bardziej.
Możesz rozwinąc o jakie skutki chodzi? Albo wypowiedź pod tym kątem rozwinąć po prostu
  • 3 / 2 / 0
12 lipca 2023alibaba1212 pisze:
Czy to normalne, że przy sesji z bk, najpierw mocz się robi taki krysztaliczny z wyglądu, a później już jak schodzi faza to się sika dużo na przezroczysto? Dodam że wcale nie wypijam przy sesji aż tyle, żeby tyle sikać, z czego to wynika?
Też tak mam, z tym że ja zaczynam lać w kosmicznych ilościach jeszcze w trakcie fazy %-D właściwie nic nadzwyczajnego, po wszystkim jestem totalnie odwodniona. Polecam pić elektrolity, oshee i inne takie.
ODPOWIEDZ
Posty: 1655 • Strona 145 z 166
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Newsy
[img]
Palenie marihuany na mrozie: Dlaczego „faza” uderza dopiero po wejściu do ciepła?

Stoisz na balkonie, skulony w kurtce, przestępując z nogi na nogę. Jest minus pięć stopni. Odpalasz jointa, zaciągasz się mroźnym powietrzem i… masz wrażenie, że to nic nie daje. „Słaby temat?” – myślisz. Dopiero gdy wchodzisz do ciepłego salonu i zdejmujesz czapkę, rzeczywistość uderza Cię z siłą pociągu towarowego. Nogi robią się miękkie, a głowa nagle waży tonę.

[img]
Joint przed badaniem. Lider Lewicy zachęca młodych do unikania poboru do wojska

Młodzi mężczyźni, którzy chcą uniknąć poboru, powinni zapalić jointa przed wojskowym badaniem lekarskim – poradził współprzewodniczący partii Lewica (Die Linke) Jan van Aken. Ugrupowanie przygotowuje poradnik, jak uniknąć służby wojskowej.

[img]
Flara wyniuchała narkotyki. Były ukryte w paczce

Ponad pół kilograma amfetaminy przechwycili funkcjonariusze Pomorskiego Urzędu Celno-Skarbowego podczas rutynowej kontroli przesyłek w sortowni w Pruszczu Gdańskim. Narkotyki ukryte w paczce zostały wykryte dzięki czujności psa służbowego Flara.