Dział, w którym omawiane są konkretne kondycje, oraz ich wpływ na i współzależności z efektami środków psychoaktywnych.
ODPOWIEDZ
Posty: 169 • Strona 1 z 17
  • 337 / 66 / 0
Witam serdecznje wszystkich użytkowników hejpa po długiej przerwie. Tęskniłem za wami. Na wstępie przepraszam za długiego posta ale nie umiem pisać zwięźle gdy chce coś dokładnie zobrazować

To tyle tytułem wstępu. Chciałbym w niniejszym temacie poruszyć problem utraty emocji z kilkoma nieprzyjemnymi "dodatkami", który mnie niestety dotknął i podejrzewam, że nie tylko mnie. Były tu kiedyś podobne tematy i uważam że poświęcono im zbyt mało uwagi, bo emocje to życie i bez nich nic nie ma sensu, można równie dobrze zakończyć egzystencję, bo jesteś jak maszyna.

Mam 26 lat i z problemami, o których wspomniałem borykam się mniej więcej rok-dwa lata. Pisalem tu już o swoich problemach z prokastynacją i akatyzją. Czesci się pozbyłem ale doszły nowe.

Otóż od pewnego czasu zauważyłem zubożenie emocjonalne i coś co porównałbym do kurczenia się mojego świata. Zawsze byłem wrażliwą jednostką o głębokim przeżywaniu rzeczywistości, błahostek i wydarzeń. Ewenty wywoływały ekscytację i spontaniczną radość. Miałem mocno rozwiniętą wyobraźnię i niski próg wyzwalania ekscytacji. Niestety dostawałem również w życiu wiele razy po dupie, ale nie wiązałbym tego ze swoją przypadłością, gdyż dochodziłem po tym do siebie po krótkim długim czasie i ruszałem dalej. Potem żyłem dalej szczęśliwy jak dawniej.

Niestety nie pamiętam już jak to jest przezywac coś podobnego. Ekscytować się czymś i czuć naturalną radość. Zaczęło się to od około dwóch lat i jest coraz gorzej. Przeraża mnie, że to się już będzie posuwać tylko w tym kierunku. Być może z wiekiem słabnie odczuwanie rzeczywistości i radość z życia, ale czy to normalne, że taki spadek miał miejsce w ciągu dwóch lat, skoro wcześniej posiadałem tak silna wrażliwośc? Nie. To nie może być normalne. Do takiego niskiego pułapu powinienem dojść w wieku 90 lat, a nie w ciągu dwóch lat mlodosci. Pomyśleć, że kiedyś gdy byłem raniony marzyłem o tym, żeby nie czuć. Co to był za debilizm...No i problem jest taki, że nie potrafię wskazać czynnika odpowiedzialnego za ten stan, bo w moim życiu zawodowym, finansowyn i prywatnym wszystko się ostatnio poprawia i jakoś kompletnie nie idzie to w parze z poprawą samopoczucia psychicznego. Chciałbym żebyście przyjrzeli się czynnikom, które podejrzewam o możliwość spowodowania tego stanu. Oto cała biografia.

1. Brak nałogowego zażywania substancji psychoaktywnych (jedynie kilkakrotne spróbowanie ich kilka lat temu na studiach, kilka razy mj, DXM i raz mefedron i po tym nie było żadnych problemow). Jedyny problem to spożywanie znacznych dawek kofeiny od lat (czy to może być to? Czy są tu kofeiniarze którzy mogliby powiązać ten problem jakoś z moimi przypadłościami?)

2. Minfulness, medytacja i relaksacja, praktykowana przez kilka lat poprzedzających okres w którym to się zaczęło. Zastanawiam czy nie przyczyniło się to do spłycenia emocjonalnego, odcięcia się od emocji. Medytowalem naprawdę duzo, godziny dziennie i nie wiem czy to mogło mieć jakiś wpływ na ten problem z emocjami i spowodowac przestawienie czegoś w mózgu.

3. Zubożenie relacji z ludźmi, nuda, wygasanie kontaktów towarzyskich i eventów ze znajomymi. Przeraża mnie to co się dzieje, wszyscy biorą śluby, rozjeżdżają się po kraju, wiele osób utknęło w domach i nie da się ich już wyciągnąć na nic. Ja nie chcę żyć w ten sposób, przeraża mnie to. Chcę skorzystać z prawa jakie mi dało życie, by zostać dzieckiem z fantazją na zawsze. Nic nikomu do tego, każdy ma prawo wykorzystać zycie jak chce.

4. Być może jakieś inne nieuświadomione problemy, stresy, nerwica. Tylko że ja nie mam tego zbyt duzo. Ani w pracy ani w życiu prywatnym.

5. Ostatni typ winowajcy. Elektronika i przeglądanie gówien. For o niczym, memów, artykułów i gównostronek. Może ta elektronika programuje nas na warzywa. Nie wiem. Przeskakuje ze stronki na stronkę, bezproduktywnie, już bardziej z nawyku i lekkiego przymusu niż ochoty. Coraz bardziej mnie to nudzi a i tak przeglądam

Dodam ciekawostke że żadnego znacznego spadku libido nie zauważyłem przez cały ten czas.

Podsumowując to sytuacja jest ciężka. Mam wrażenie i poczucie, że nic już mnie dobrego i niezapomnianego nie spotka, że gdziekolwiek bym nie poszedł i co nie zrobił to i tak nic nie poczuje. Może bym się z tym pogodził, ale mam 26 lat, a nie 90 a czuję jakby już wszystko co było najlepsze było za mna. Rzeczy które kiedyś dawały mi ogromną satysfakcję to kompletnie jej nie dają. Kiedyś za każdym rogiem czekało coś ciekawego i tajemniczego. Nie chce iść do psychiatry i skończyć na SSRI, które jeszcze tylko stepią mi emocje do końca, a tutaj potrafią tylko to przepisywać.

Nawet jakby mi dali coś na dopaminę to jest to droga na skróty i po odstawieniu będzie jeszcze gorzej. Chcę dotrzeć do sedna problemu i wrócić do naturalnego pułapu.



tutaj wg mnie wielu interesujących i zgelbiajacych pokrewne tematy ludzi, którzy lizneli sporo psychologii, psychofarmakologii, psychiatrii i biolki molekularnej, dlatego cenie wasze uwagi i...nie oszukujmy się...gdzie jak nie tu znajdę problem. Pragnę by tacy ludzie jak wy spojrzeli na to z innej perspektywy, bo trudno być sedzią we własnej sprawie i pełno iluzji może przesłaniać Ci prawdę. Wskaże objawy i może podzielicie się co myślicie. Może ktoś ma podobny problem.
  • 335 / 116 / 0
Cześć! Doskonale kojarzę Twój przypadek, czytałem wcześniej Twoje posty i wszystkie te historie mocno mnie interesowały głównie z uwagi na duże podobieństwo z własną sytuacją życiową (problemy z dopaminą, silna prokrastynacja etc.).
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
1. Brak nałogowego zażywania substancji psychoaktywnych (jedynie kilkakrotne spróbowanie ich kilka lat temu na studiach, kilka razy mj, DXM i raz mefedron i po tym nie było żadnych problemow). Jedyny problem to spożywanie znacznych dawek kofeiny od lat (czy to może być to? Czy są tu kofeiniarze którzy mogliby powiązać ten problem jakoś z moimi przypadłościami?)
Rozumiem, że kofeina zawsze Ci pomaga - poprawia nastrój, uspokaja, zwiększa motywację - jest taką brakującą cząstką życia, która musi być obecna, aby móc przez nie w miarę normalnie przechodzić. To bardzo typowe w przypadku zaburzeń ze spektrum ADHD/ADD. Działanie kofeiny jest wtedy znacząco inne niż u innych "normików". Zamiast nadmiernego pobudzenia i nerwowości, jest bardziej wyciszenie, uspokojenie myśli, ułatwienie skoncentrowania się na obowiązkach. Większość osób mających problemy z dopaminą, jest także mocno zależna od kofeiny, gdyż kofeina jako powszechnie dostępny, naturalny stymulant, wyraźnie podnosi poziom dopaminy w naszym OUN. Znam to doskonale z autopsji.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
2. Minfulness, medytacja i relaksacja, praktykowana przez kilka lat poprzedzających okres w którym to się zaczęło. Zastanawiam czy nie przyczyniło się to do spłycenia emocjonalnego, odcięcia się od emocji. Medytowalem naprawdę duzo, godziny dziennie i nie wiem czy to mogło mieć jakiś wpływ na ten problem z emocjami i spowodowac przestawienie czegoś w mózgu.
Nie wiem, ale nie jest to wykluczone. Ja osobiście zawsze trzymałem się z dala od tego typu praktyk. Ze swoim ADHD i trudnościami w usiedzeniu dłuższy czas na miejscu w bezruchu i bezczynności, nigdy nie byłem w stanie tego skutecznie praktykować - i to mimo tego, że naczytałem się wiele o potencjalnych korzyściach i pozytywnych konsekwencjach. Osobiście mam takie zdanie, że celowe wprawianie się w tego typu stany nie jest do końca naturalne. Gdy mam wolną chwilę, zdecydowanie bardziej wolę zrobić jakiś intensywny trening czy posprzątać chatę - to też dobrze działa na psychikę, człowiek się trochę zmęczy i upregulują receptory dopaminowe.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
3. Zubożenie relacji z ludźmi, nuda, wygasanie kontaktów towarzyskich i eventów ze znajomymi. Przeraża mnie to co się dzieje, wszyscy biorą śluby, rozjeżdżają się po kraju, wiele osób utknęło w domach i nie da się ich już wyciągnąć na nic. Ja nie chcę żyć w ten sposób, przeraża mnie to. Chcę skorzystać z prawa jakie mi dało życie, by zostać dzieckiem z fantazją na zawsze. Nic nikomu do tego, każdy ma prawo wykorzystać zycie jak chce.
Jesteś pewien, że w tym temacie cokolwiek ma związek z Tobą i Twoim podejściem? Niestety, w wieku 25+ wszyscy się hajtają, robią dzieciory, i dawne relacje towarzyskie wygasają. Jeśli sami się nie ohajtamy i nie staniemy w kolejce po 500+, to staniemy się trochę outsiderami, wyizolowanymi ze społeczeństwa i otaczającej rzeczywistości. Trzeba sobie jakoś z tym radzić, mimo iż wiem, że nie jest to łatwe.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
4. Być może jakieś inne nieuświadomione problemy, stresy, nerwica. Tylko że ja nie mam tego zbyt duzo. Ani w pracy ani w życiu prywatnym.
Przy zaburzeniach gospodarki dopaminowej w mózgu bardzo często pojawiają się właśnie silne stresy i objawy przypominające nerwicę - zwłaszcza w obliczu cięższych zadań, wymagających obowiązków, ambitnych wyzwań intelektualnych etc. Gdy tylko nasz układ nagrody nie otrzyma tego, czego chce, zaczyna uruchamiać lawinę negatywnych, toksycznych emocji, mających za główny cel zmuszenie Cię i nakłonienie do tego, abyś robił to, co nie jest słuszne i dobre, ale co daje natychmiastową gratyfikację. W porównaniu z innymi "normikami" daje się tu zauważyć ogromną reaktywność, wrażliwość, silne przełożenie różnych bodźców i nagród na bieżący stan psychiczny.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
5. Ostatni typ winowajcy. Elektronika i przeglądanie gówien. For o niczym, memów, artykułów i gównostronek. Może ta elektronika programuje nas na warzywa. Nie wiem. Przeskakuje ze stronki na stronkę, bezproduktywnie, już bardziej z nawyku i lekkiego przymusu niż ochoty. Coraz bardziej mnie to nudzi a i tak przeglądam
Moim zdaniem to w dzisiejszych czasach jest jedna z głównych przyczyn zaburzeń motywacji, koncentracji, stanów lękowych, depresyjnych itd. itp. Naprawdę absolutnie nie zdziwiłbym się, jakby się okazało, że te uzależnienie od cyfrowych mediów powoduje i wzmacnia w Twoim przypadku tę znieczulicę emocjonalną. Mózg dostaje sygnał, że otrzymał już tak dużo silnych i natychmiastowych gratyfikacji, że można się bez problemu odciąć od wszystkiego, popadając w swego rodzaju letarg. Tak niestety to działa, a przyczyna leży w biologii ewolucyjnej. Im ktoś w większym stopniu ma problemy z dopaminą (czyli chociażby wspomniane ADHD/ADD), tym bardziej cierpi z tego tytułu.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Rzeczy które kiedyś dawały mi ogromną satysfakcję to kompletnie jej nie dają. Kiedyś za każdym rogiem czekało coś ciekawego i tajemniczego. Nie chce iść do psychiatry i skończyć na SSRI, które jeszcze tylko stepią mi emocje do końca, a tutaj potrafią tylko to przepisywać.
SSRI to ostatnia grupa leków, która mogłaby Ci cokolwiek pomóc. Prędzej by zaszkodziły i jeszcze bardziej zobojętniły, osłabiły motywację do życia.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Nawet jakby mi dali coś na dopaminę to jest to droga na skróty i po odstawieniu będzie jeszcze gorzej. Chcę dotrzeć do sedna problemu i wrócić do naturalnego pułapu.
Bzdura. Tak jest w przypadku osób zdrowych, które biorąc stymulanty de facto nadmiernie podnoszą swój poziom dopaminy w mózgu, doprowadzając do różnych przykrych negatywnych konsekwencji - często np. zarywają kilka nocy z rzędu i nadmiernie obciążają swój organizm. U osób z zaburzeniami najczęściej się okazuje, że stymulanty jedynie przywracają mózg do stanu normalności. Wzmacniają domyślnie osłabioną transmisję dopaminergiczną, chociażby w płacie czołowym - czyli obszarze mózgu odpowiedzialnym za skupianie się, motywację, kontrolę zachowań, siłę woli i wiele innych, tych najwyższych cech człowieczych. Dłuższe stosowanie leczniczych dawek stymulantów może wręcz trwale wzmocnić tę transmisję dopaminergiczną i po prostu naprawić, wyleczyć człowieka. Mózg jest bardzo plastyczny, jest tu duży potencjał zmian.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Pragnę by tacy ludzie jak wy spojrzeli na to z innej perspektywy, bo trudno być sedzią we własnej sprawie i pełno iluzji może przesłaniać Ci prawdę. Wskaże objawy i może podzielicie się co myślicie. Może ktoś ma podobny problem.
Moja sugestia to znaleźć dobrego, podkreślam _dobrego__ psychiatrę, opowiedzieć o problemie i zasugerować rozpoczęcie terapii z wykorzystaniem niewielkich dawek stymulantów - a bardziej stymulanta, gdyż poza kofeiną, jedynym legalnym tego typu środkiem w Polsce jest metylofenidat (nazwy handlowe: Medikinet, Concerta). Adderall co najwyżej w ramach importu docelowego, szansa na legalne załatwienie raczej bliska 0.
Czytałem praktycznie wszystkie Twoje posty, pisałeś wielokrotnie np. o tym, że pomimo bardzo dużego potencjału intelektualnego, nie jesteś w stanie sprostać większym wyzwaniom i np. miałeś duże problemy na studiach. Problemy z natłokiem awersyjnych emocji, utrudniających skupienie uwagi i skutecznie sabotujących jakiekolwiek produktywne działanie w dłuższej perspektywie czasu - to bardzo typowe.
  • 337 / 66 / 0
18 lipca 2018[quote=Ptaszyna pisze:
5. Ostatni typ winowajcy. Elektronika i przeglądanie gówien. For o niczym, memów, artykułów i gównostronek. Może ta elektronika programuje nas na warzywa. Nie wiem. Przeskakuje ze stronki na stronkę, bezproduktywnie, już bardziej z nawyku i lekkiego przymusu niż ochoty. Coraz bardziej mnie to nudzi a i tak przeglądam
Moim zdaniem to w dzisiejszych czasach jest jedna z głównych przyczyn zaburzeń motywacji, koncentracji, stanów lękowych, depresyjnych itd. itp. Naprawdę absolutnie nie zdziwiłbym się, jakby się okazało, że te uzależnienie od cyfrowych mediów powoduje i wzmacnia w Twoim przypadku tę znieczulicę emocjonalną. Mózg dostaje sygnał, że otrzymał już tak dużo silnych i natychmiastowych gratyfikacji, że można się bez problemu odciąć od wszystkiego, popadając w swego rodzaju letarg. Tak niestety to działa, a przyczyna leży w biologii ewolucyjnej. Im ktoś w większym stopniu ma problemy z dopaminą (czyli chociażby wspomniane ADHD/ADD), tym bardziej cierpi z tego tytułu.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Rzeczy które kiedyś dawały mi ogromną satysfakcję to kompletnie jej nie dają. Kiedyś za każdym rogiem czekało coś ciekawego i tajemniczego. Nie chce iść do psychiatry i skończyć na SSRI, które jeszcze tylko stepią mi emocje do końca, a tutaj potrafią tylko to przepisywać.
SSRI to ostatnia grupa leków, która mogłaby Ci cokolwiek pomóc. Prędzej by zaszkodziły i jeszcze bardziej zobojętniły, osłabiły motywację do życia.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Nawet jakby mi dali coś na dopaminę to jest to droga na skróty i po odstawieniu będzie jeszcze gorzej. Chcę dotrzeć do sedna problemu i wrócić do naturalnego pułapu.
Bzdura. Tak jest w przypadku osób zdrowych, które biorąc stymulanty de facto nadmiernie podnoszą swój poziom dopaminy w mózgu, doprowadzając do różnych przykrych negatywnych konsekwencji - często np. zarywają kilka nocy z rzędu i nadmiernie obciążają swój organizm. U osób z zaburzeniami najczęściej się okazuje, że stymulanty jedynie przywracają mózg do stanu normalności. Wzmacniają domyślnie osłabioną transmisję dopaminergiczną, chociażby w płacie czołowym - czyli obszarze mózgu odpowiedzialnym za skupianie się, motywację, kontrolę zachowań, siłę woli i wiele innych, tych najwyższych cech człowieczych. Dłuższe stosowanie leczniczych dawek stymulantów może wręcz trwale wzmocnić tę transmisję dopaminergiczną i po prostu naprawić, wyleczyć człowieka. Mózg jest bardzo plastyczny, jest tu duży potencjał zmian.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Pragnę by tacy ludzie jak wy spojrzeli na to z innej perspektywy, bo trudno być sedzią we własnej sprawie i pełno iluzji może przesłaniać Ci prawdę. Wskaże objawy i może podzielicie się co myślicie. Może ktoś ma podobny problem.
Moja sugestia to znaleźć dobrego, podkreślam _dobrego__ psychiatrę, opowiedzieć o problemie i zasugerować rozpoczęcie terapii z wykorzystaniem niewielkich dawek stymulantów - a bardziej stymulanta, gdyż poza kofeiną, jedynym legalnym tego typu środkiem w Polsce jest metylofenidat (nazwy handlowe: Medikinet, Concerta). Adderall co najwyżej w ramach importu docelowego, szansa na legalne załatwienie raczej bliska 0.
Czytałem praktycznie wszystkie Twoje posty, pisałeś wielokrotnie np. o tym, że pomimo bardzo dużego potencjału intelektualnego, nie jesteś w stanie sprostać większym wyzwaniom i np. miałeś duże problemy na studiach. Problemy z natłokiem awersyjnych emocji, utrudniających skupienie uwagi i skutecznie sabotujących jakiekolwiek produktywne działanie w dłuższej perspektywie czasu - to bardzo typowe.
[/quote]

Cytuję częściowo, żeby nie zawalać miejsca, ale odpowiem całościowo.

Jeśli chodzi o kofeinę to takie działanie jak opisujesz nie jest u mnie widoczne. Tj. spokój, skupienie itd. kofeina działa na mnie euforycznie przez pierwsze 10 minut działania w(ostatnio to działanie zanikło) potem jak się rozkręca to właśnie powoduje podenerwowanie,
niepokój,akatyzjęę i bezproduktywny multitasking. Chyba, że wypije słabą kawę z jednej łyżeczki. Jednego stymulantu spróbowałem raz i to wiele lat temu z kumplami i podziałało to na mnie najsilniej ze wszystkich, doznałem takiej euforii, że musieli mnie ciągle pilnować bo chodziłem, zaczepiłem ludzi i krzyczałem.

Generalnie bardzo często doznawałem naturalnej euforii z jakichś eventów, zabaw i wypadów. Najbardziej ze wszystkich dookoła mnie to podniecało i cieszyło. Od wspomnianych dwóch lat nie pamiętam już jednak tego stanu. Coś poszło nie tak w pewnym momencie i nie wiem co.

Wiem natomiast co powoduje, że wraca mi ten naturalny stan sprzed lat. Ostatnio po latach przerwy spróbowałem odświeżyć sobie DXM, bo stwierdziłem, że skoro nic już mnie nie cieszy to chociaż może to da mi parę godzin radości (w swoim ubóstwie doświadczeń z substancjami DXM zjadłem najwięcej razy, tak z 10 tripów i prawie za każdym razem dawało mi to nieziemski trip i euforię i to na pierwszych dwóch Plateau) teraz po latach całkowitej przerwy postanowiłem odświeżyć sobie deksa z nadzieją że coś się ruszy, ale euforii ani widu ani słychu. Wszystkie pozostałe efekty ok. Za to na drugi dzień po tripie odczuwałem przez cały dzień efekty które chciałem uzyskac. Czułem się tak jakbym chcial. Wróciły emocje sprzed lat, muzyka grała piękne. Właśnie tego mi brakuje.

Ostatnio staram sie prowadzić autoterapie i pozwalać sobie na uwolnienie emocji, które być może po prostu stlumilem, bo zawsze starałem się nie pokazywać ludziom co czuje. Staram się też budować nowe relacje z ludźmi, bo przez długi czas byłem odludkiem wyalienowanym, który skupił się na kasie.

Jeśli chodzi o te stimy i nasilenie neurotransmitsji dopaminy w mózgu to bez obrazy Obrazobórco :-D :-D :-D :-D :-D ale czy możesz to podeprzeć jakimś doswiadczeniem, badaniami? Po pierwsze mówię o desensetyzacji receptorow dopaminowych. Co będzie wiele miesięcy, lat po skończeniu kuracji? Bo co ja zauważyłem to specyfika działania stymulantów i układu nagrody jest taka, że zażywanie tych substancji jest trudne do kontroli i wywołuje ciśnienie na dalsze zwiększanie dawek. Nawet z przepisu lekarza.

Na razie spróbuje zadziałać naturalnie, zmiana diety (nie jest z tym dobrze, obzeram się jak świnia i nie mogę nad tym zapanować, a mam taki metabolizm, że i tak jestem szczupły i umięśniony, tylko wpierdalam tyle co trzech ludzi i mam już tego po prostu dość, ale mam taki apetyt) odbudowa kontaktów społecznych, sport i odpoczynek, bo ostatnio dużo pracuje.

Udało mi się już ustalić, że za moje wcześniejsze problemy z akatyzją i niepokojem psychoruchowym odpowiadała kofeina, która uruchamiała u mnie ten samonapedzajacy się mechanizm, nie pamiętam jak to się nazywa, ale jest to uniewrazliwianie na jakiś związek w organizmie który hamuje działanie hormonów stresu i przez to wydziela się ich coraz więcej i powoduje to ciągle tkwienie w reakcji walki ucieczki, to jest błędne koło u lekowcow. Jestem prawie na bank pewien, że to wina kofeiny i być może również to odpowiada za te problemy z emocjami, bo długotrwałe uwalnianie tych hormonów stresu mogło zrobić mi kuku w mozgu.

Co do stronek i internetu to nienawidze z całego serca tego gowna, które bezproduktywnie marnuje mój czas. Niestety też się w to wjebalem i godzinami siedzę z nosem w smartfonie jak większość tego pokolenia zombie, ale już staram się to ograniczać i zapala mi się ostrzegawcza lampka.

Na wyleczeniu prokastynacji mi już nie zależy, bo udało się skończyć studia, dobrą pracę znaleźć więc to schodzi na drugi plan. Chce odzyskać emocje i przeżywanie rzeczywistości. To jest najważniejsze.

Zauważyłem też że nie potrafię tworzyć więzi emocjonalnej z innymi ludźmi. Nic nie czuję do prawie wszystkich. Może z wyjątkiem paru osób. Gadam z ludźmi i przebywam z nimi, ale są dla mnie jacyś obojętni, przyćmieni, odlegli, coś jakbym nie mógł się z nimi połączyć. Nie mam też empatii i nie umiem wczuć się w ich obecne emocje, nie odczytuje ekspresji ich emocji w mimice, tonie i zachowaniu. Robiłem sobie jakis czas temu taki test gdzie pokazywali zdjęcia ludzi i trzeba było odpowiedzieć co wyrażaja ich twarze i jak się czują. To wyszło mi, że mam niska empatię i wszystkich w dupie %-D
  • 335 / 116 / 0
21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Jeśli chodzi o kofeinę to takie działanie jak opisujesz nie jest u mnie widoczne. Tj. spokój, skupienie itd. kofeina działa na mnie euforycznie przez pierwsze 10 minut działania w(ostatnio to działanie zanikło) potem jak się rozkręca to właśnie powoduje podenerwowanie,
niepokój,akatyzjęę i bezproduktywny multitasking. Chyba, że wypije słabą kawę z jednej łyżeczki.
Tak czy inaczej, działanie kofeiny jest u Ciebie wyraźnie inne niż u większości zwykłych ludzi. Zazwyczaj nikt nie doświadcza euforii po kofeinie, więc jeśli taka reakcja się pojawia, to już może to być jakimś przejawem nietypowych zmian w funkcjonowaniu neuroprzekaźników. Żeby nie było - odczuwam to także, z tym że euforia trwa nieco dłużej ;)
Co do objawów rozdrażnienia, niepokoju i akatyzji - zapewne kofeina w Twoim przypadku mocno podkręca noradrenalinę i z tego to się bierze. Gdyby nie było takiego wjazdu na noradrenalinę, to czułbyś się po kawie zdecydowanie lepiej. Ja np. musiałbym wypić naprawdę dużo, aby odczuć nieprzyjemne objawy fizyczne - dopóki nie wjeżdża na ciało, to wjeżdża tylko na umysł, ale pozytywnie - euforycznie, uspokajająco, wywołuje bardzo miłe samopoczucie.
21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Jednego stymulantu spróbowałem raz i to wiele lat temu z kumplami i podziałało to na mnie najsilniej ze wszystkich, doznałem takiej euforii, że musieli mnie ciągle pilnować bo chodziłem, zaczepiłem ludzi i krzyczałem.
Jakiego stymulanta, w jakiej dawce? Nie dziwi mnie to absolutnie, że po czymś takim mogą załączać się dziwne jazdy, zwłaszcza w przypadku osoby odczuwającej różne zaburzenia psychiczne. Zupełnie czym innym jest jednak działanie stymulantów w niewielkich dawkach terapeutycznych, które żadnej euforii nie wywołują i nie powinny wywoływać. Gdy po środku stymulującym latamy w euforii, to znaczy, że to już nie jest wspomaganie mózgu, a zwyczajne jebanie układu nagrody - i w ten sposób faktycznie więcej się sobie zaszkodzi niż pomoże.

21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Generalnie bardzo często doznawałem naturalnej euforii z jakichś eventów, zabaw i wypadów. Najbardziej ze wszystkich dookoła mnie to podniecało i cieszyło. Od wspomnianych dwóch lat nie pamiętam już jednak tego stanu. Coś poszło nie tak w pewnym momencie i nie wiem co.
To bardzo typowe w przypadku zaburzeń gospodarki dopaminowej w mózgu - z jednej strony możemy mieć do czynienia z nadwrażliwością i nadmierną ekscytacją wszystkim, a z drugiej strony - stępienie emocji i anhedonię. Mózg naturalnie broni się przed nadmiarem bodźców i ekscytacji właśnie poprzez znieczulenie się, desensetyzację receptorów. Jak sięgnę pamięcią wstecz, to miałem dużo więcej zainteresowań i rozmaitych życiowych podniet - jednak w wyniku wieloletniego nadużywania rozmaitych substancji i przesadnej stymulacji układu nagrody, wiele z tego stało się dla mnie obojętne. Wydaje mi się, że zmniejszenie natłoku bodźców (chociażby tych płynących z Internetu) mogłoby pomóc w Twojej sytuacji.
21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Jeśli chodzi o te stimy i nasilenie neurotransmitsji dopaminy w mózgu to bez obrazy Obrazobórco :-D :-D :-D :-D :-D ale czy możesz to podeprzeć jakimś doswiadczeniem, badaniami?
To, co pisałem, dotyczy oczywiście osób z zaburzeniami, a nie osób zdrowych. Zdrowy, normalny człowiek nie odniesie żadnej długotrwałej korzyści z stosowania środków stymulujących OUN. Natomiast w sytuacji osób z deficytami, okazuje się, że stymulanty wyrównują pewne braki i trwale, w długiej perspektywie czasu poprawiają funkcjonowanie. Chcesz badania?
Ciekawy materiał (wraz z odnośnikami do rozmaitych badań) znalazłem, o dziwo, na polskiej Wikipedii w artykule o amfetaminie:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Amfetamina
Sekcja "Używanie" -> Medyczne
21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Po pierwsze mówię o desensetyzacji receptorow dopaminowych. Co będzie wiele miesięcy, lat po skończeniu kuracji? Bo co ja zauważyłem to specyfika działania stymulantów i układu nagrody jest taka, że zażywanie tych substancji jest trudne do kontroli i wywołuje ciśnienie na dalsze zwiększanie dawek. Nawet z przepisu lekarza.
Mylisz dwie kwestie. Zupełnie czym innym jest zażywanie niewielkich dawek terapeutycznych, które nie powodują żadnej euforii ani ciśnienia na dorzutki, a czym innym jest zwyczajne ćpanie. Trochę rozumiem Twój tok myślenia, gdyż do niedawna jeszcze sądziłem dokładnie tak samo. Tak jednak nie jest, w przypadku leczenia nie ma mowy o jakimś nadmiernym pobudzaniu układu nagrody - były także prowadzone badania, niestety za cholerę nie mogę znaleźć teraz do nich linka :/ , gdzie badano mózgi osób chorych przyjmujących długoterminowo stymulanty i nie wykazano żadnych wyraźnych zmian w ośrodkach odpowiadających za reakcję uzależnienia.

Zupełnie czym innym jest też desensetyzacja receptorów w układzie nagrody, a czym innym receptorów w płacie czołowym chociażby. Znowu zaznaczam to samo - używane dawki są na tyle niskie, że nie doprowadzą do silnej i trwałej desensetyzacji. Niby dlaczego w przypadku brania metylofenidatu w celach medycznych prawie w ogóle nie zachodzi wzrost tolerancji? Problem pojawia się w przypadku ćpania i zażywania dużo większych dawek stymulanta.
21 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Co do stronek i internetu to nienawidze z całego serca tego gowna, które bezproduktywnie marnuje mój czas. Niestety też się w to wjebalem i godzinami siedzę z nosem w smartfonie jak większość tego pokolenia zombie, ale już staram się to ograniczać i zapala mi się ostrzegawcza lampka.
Jeśli z tym sobie nie poradzisz, no to będzie słabo - moim zdaniem samo to gówno może mocno stępić i uniewrażliwić człowieka na różne inne bodźce. Długotrwała stymulacja układu nagrody nowościami i ciekawostkami z globalnej sieci, jest zajebiście szkodliwa dla naszych mózgów - i niestety dalej mało kto sobie zdaje z tego sprawę.
  • 4603 / 2178 / 1
[mention]Ptaszyna[/mention]
Zderzyłeś się z dorosłością. Późno, ale wreszcie uświadomiłeś sobie, że życie takie jak opisywałeś że miałeś wcześniej już sie skończyło. Na tym to polega, że dorastając przestajemy zajmować się pierdołami, emocjonalnie podchodzić do świata, odczuwać wartości wyższe itd. Z wiekiem zmieniają się priorytety. Tak ludzie biorą śluby! Szok prawda? Ludzie mają dzieci! Kolejny szok. Wraz z wejściem w dorosłość ludzie odczuwają to, co opisujesz w inny sposób, a co najważniejsze korzystają z innych wartości i innych czynników które ich stymulują. Już nie mój rozwój jest kluczowy - a rozwój mojego dziecka. Nie moje wakacje są najważniejsze, a rodzinny wyjazd. itd itd...

Mam wrażenie, że dalej chcesz żyć tak jak w ogólniaku, choć już wyrosłeś z tego wieku, a co najważniejsze twoje otoczenie wyrosło. To co opisujesz jest charakterystyczne dla społeczeństw państw wysoko rozwiniętych. Spóźnione dorastanie stanowi główny odsetek zaburzeń społecznych tamtych społeczeństw.

Najprostszą drogą jest ućpać się czymś - tak aby odrzucić problemy. O wiele trudniej uświadomić sobie w czym tkwi sedno problemu.

Dużo by pisać i tłumaczyć. Zacznij od przyswojenia sobie pojęcia "pokolenie snowflakes". Twój opis pasuje doskonale. Jak doczytasz co to itd. Poszukaj na amerykańskich stronach opracowań na temat "urealniania" snowklakesów. Tylko nie tych opracowanych przez "liberalnych myślicieli" który dalej będą wam wmawiać, że jesteście wyjątkowi i jedyni. A raczej tych bardziej konserwatywnych, którzy wytłumaczą wam na czym polega życie. Jakie są jego priorytety, jak się stawia przed sobą wyzwania, jak je realizuje i jak pracuje nad własną samooceną.

Powodzenia!
  • 116 / 17 / 0
Ja tutaj widzę niestety to, co dotyka coraz więcej 2x-latków. Wszyscy wiemy czym jest kryzys wieku średniego, ale mało kto mówi o kryzysie ćwierczwiecza. A ja tu takowego się dopatruję. W nieco bardziej rozbudowanej formie.
A więc już na wstępie troszę sobie sam odpowiadasz:
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Zawsze byłem wrażliwą jednostką o głębokim przeżywaniu rzeczywistości, błahostek i wydarzeń. Niestety dostawałem również w życiu wiele razy po dupie, ale nie wiązałbym tego ze swoją przypadłością, gdyż dochodziłem po tym do siebie po krótkim długim czasie i ruszałem dalej.
Nasz mózg jest tak zaprogramowany, że gdy otrzymuje zwiększoną ilość czegokolwiek - bodźców, substancji, neurotransmiterów, wspomnień etc. - najzwyczajniej w świecie zmniejsza swoją czułość na owe impulsy. Zobojętnia się. Jeśli mówisz, że z początku intensywnie przeżywałeś emocje, po każdym kopnięciu w rzyć twój mózg po prostu uniewrażliwiał się. A fakt, że szybko dochodziłeś do siebie i żyłeś dalej wcale nie oznacza, że owe "kopniaki" zostały odpowiednio przez ciebie przetworzone i odstawione na swoje miejsce. Najzwyczajniej w świecie mogłeś je tylko lekko odrzucić, przysypać, co by nie było ich widać i udawać, że nic się nie stało. Mimo tego, że te złe emocje wciąż gdzieś tam, mimo, że ukryte, dalej były i podświadomie dalej znieczulały Cię.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
w moim życiu zawodowym, finansowyn i prywatnym wszystko się ostatnio poprawia i jakoś kompletnie nie idzie to w parze z poprawą samopoczucia psychicznego.
Skończyłeś studia, masz dobrą pracę, karierę, whatever. Piszesz natomiast, że "nie potrafię tworzyć więzi emocjonalnej z innymi ludźmi. Nic nie czuję do prawie wszystkich." Zatem domyślam się, że na chwilę obecną jesteś singlem. Tak to rozumiem - popraw jeśli się mylę. Więc karierę masz odklepaną, ale gdzie tu szczęście w życiu prywatnym? Bo nie ważne jak banalnie to brzmi, ale ciężko iść przez życie ciągle samemu i patrzeć jak wszyscy ciągle przychodzą i odchodzą, wnet przelatują ci przed oczami. Dorastają, zakładają rodziny, angażują się tam, a ty schodzisz na boczny tor i zostajesz sam. Błacho to brzmi, ale gdy patrzymy na to jako proces długofalowy, uświadomenie sobie tego (a raczej gdy jest to w naszej podświadomości i zanim nas "oświeci") może być przytłaczające.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
1. Brak nałogowego zażywania substancji psychoaktywnych (jedynie kilkakrotne spróbowanie ich kilka lat temu na studiach, kilka razy mj, DXM i raz mefedron i po tym nie było żadnych problemow)
Brak nałogów jako przyczyna emocjonalnego zoobojętnienia? Ciekawe, chociaż jednak obstawiałbym odwrotnie - nałogowa, ponadprzeciętna stymulacja dragami prowadzi do zoobojętnienia w życiu codziennym, gdy impulsów brak. Druga sprawa, że "ja tylko raz czy dwa" trochę jest bez znaczenia. Są takie jednostki, którym styki przepalają się i po pierwszym razie, nigdy nic nie wiadomo.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
2. Minfulness, medytacja i relaksacja, praktykowana przez kilka lat poprzedzających okres w którym to się zaczęło. Zastanawiam czy nie przyczyniło się to do spłycenia emocjonalnego, odcięcia się od emocji. Medytowalem naprawdę duzo, godziny dziennie i nie wiem czy to mogło mieć jakiś wpływ na ten problem z emocjami i spowodowac przestawienie czegoś w mózgu.
Pytanie o twoje intencje podczas medytacji. Bo "wyciszenie się" to dość ogólne pojęcie. Jedni w ramach odcięcia się, uspokojenia się czy ucieczki od "problemów życia codziennego" relaksują się przy piwie, inni noddują przy kodzie, poszerzają świadomość na grzybach, a inni medytują. Jedno to te wszystkie rzeczy mają wspólnego to to, że wszystkie wpływają, mniej lub bardziej, na działanie naszego mózgu. Medytacja, niczym psychodeliki, przenosi nas w inny stan świadomości. Świadomość, wbrew pozorom, nie tylko wtedy nie śpi, ale wręcz pracuje na pełnych obrotach. Wskazują na to zapisy i regularność fal alfa. ** Wallace, R.K.: „Physiological effects of transcendental meditation",
Pamiętajmy, że nas mózg niczego nie zapomina. Pewnych wspomnień nie możemy sobie przypomnieć, bo są w niedostępnym normalnie obszarze mózgu - jak pisałem wcześniej niektóre z nich celowo sami "przysypujemy" i celowo ukrywamy. Równomierność pracy mózgu podczas medytacji sprawia, że znikają wewnętrzne bariery i wszystkie dobre i złe wspomnienia mogą być dostępne. Napotykamy na niej tyle starych napięć i wewnętrznych konfliktów, ile tylko jesteśmy w stanie znieść. Ale samo przywoływanie dobrych emocji i świadomość, że czynniki je powodujące już raczej w naszym życiu się nie pojawią, co za tym idzie, i przeżywanie tych dobrych emocji nie wróci wiąże się z jeszcze większym uniewrażliwienia.
Powodem medytowania (mniej lub bardziej świadomym) jest zamiar przeprowadzenia doświadczeń z własną świadomością i przeniesienia się w sferę transcendentalną. Problem nie leży w samej medytacji, lecz w świadomości tego, kto ją uprawia. W dodatku ciężko jest sobie przyswoić sobie nową sferę świadomości i nie zostać przez nią zdominowaną. Jednym słowem - można sobie zrobić jeszcze większe kuku.
Jestem dzieckiem lęku. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem.
  • 116 / 17 / 0
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
3. Zubożenie relacji z ludźmi, nuda, wygasanie kontaktów towarzyskich i eventów ze znajomymi. Przeraża mnie to co się dzieje, wszyscy biorą śluby, rozjeżdżają się po kraju, wiele osób utknęło w domach i nie da się ich już wyciągnąć na nic. Ja nie chcę żyć w ten sposób, przeraża mnie to. Chcę skorzystać z prawa jakie mi dało życie, by zostać dzieckiem z fantazją na zawsze. Nic nikomu do tego, każdy ma prawo wykorzystać zycie jak chce.
Jednym słowem chcesz mieć ciągle 18 lat! No fajnie, coż za optymizm, jednak cóż: czas nie chuj - nie stoi. Tu odpowiedź jest tylko jedna: im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej.
Ćwierćwiecze to taki czas, kiedy niestety trzeba spojrzeć na to, co się ma już za sobą, dokonać bilansu zysków i strat. Jednak jednak jego wynik może spowodować ogromną frustrację. W dodatku tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Czy walczyć o pracę i lepszy byt? Czy marnować młodość z tą jedną zamiast bawić i "wykorzystwać życie jak chce"? Ten okres w życiu jest jak wizyta w sklepie odzieżowym - wybór jest tak wielki, że dostajemy oczopląsu, chcemy wszystko przymierzyć mieć, ale na niewiele nas stać. Po parogodzinnym miotaniu się ostatecznie wychodzimy z niczym, przygnębieni.
Jednak kryzysy mają to do siebie, że są często punktami zwrotnymi w naszym życiu, w którym bierzemy się w garść i rysujemy swoje życie na nowo.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
5. Ostatni typ winowajcy. Elektronika i przeglądanie gówien. For o niczym, memów, artykułów i gównostronek. Może ta elektronika programuje nas na warzywa. Nie wiem. Przeskakuje ze stronki na stronkę, bezproduktywnie, już bardziej z nawyku i lekkiego przymusu niż ochoty.
Pracowałem w mediach przez dłuższy czas. I uwerz mi - nie ważne, czy są to fora o niczym, głupie memy, śmieszne filmiki z kotami czy informacje i poważne artykuły - każdy przesyt jakąkolwiek treścią szkodzi. Szczególnie, jak w przypadku głupot z internetu, gdy jest niespójna, nieusystematyzowana, śmieciowa informacja na tzw. "5 sekund". Treści w internecie są tak tworzone, aby zwrócić twoją uwagę i jak nadłużej zapaść ci w pamieć. To ci zapycha i spowalnia głowę. A nadmiar informacji i impulsów - uniewrażliwenie. We wszystkim najważniejszy jest umiar.
18 lipca 2018Ptaszyna pisze:
Nie chce iść do psychiatry i skończyć na SSRI, które jeszcze tylko stepią mi emocje do końca, a tutaj potrafią tylko to przepisywać.
O nie, broń się boże ręcyma i nogyma. Pierwsze i najważniejsze - psychoterapia. Radziłbym znaleźć dobrego terapeutę (co swoją drogą też może nie być łatwe i przez to frustrujące). Musisz przejść przez proces powolnej podróży wstecz, bo to tam najprawdopodobniej gdzieś jest przyczyna, a jak nie przyczyna to początek tej twojej wszechobecnej teraz anhedonii. Samemu nie ma co szukać - potrzebna jest osoba, która wie, co robić, gdzie szukać, o co pytać. Dlatego tak ważne jest znalezienie terapeuty, u którego dobrze się będziesz czuł, z którym będziesz mógł się można powiedzieć zakumulować. Inaczej nie otworzysz umysłu na tyle, by znaleźć problem.

Cieżko mi się czyta ten opis Twojego samopoczucia, bo w bardzo wielu miejscach widzę sam siebie i chociaż w jakimś stopniu wie, co czujesz.

U mnie apogeum przypadło po wyjeździe za granicę. Oczywiście jeszcze w PL - tu dzieci się rodzą, wszyscy przestają mieć czas na cokolwiek, o zabawach to już w ogóle. A mi przecież nie śpieszno było do wpadania w rytm praca-DOM-przedszkole-sen. To nie ten czas. Ale rzeczywistość była brutalna, więc wybrałem się w podróż, do miasta, które nigdy nie śpi, gdzie na pewno znajdę takich jak ja. Zaczął się okres wielkiego życia, hedonizm pełną gębą. To było to - przynajmniej tak myślałem, o to mi chodziło, nie? Jednak to nie było to, więc rozpaczliwie zacząłem szukać czegoś, co mi te wszystkie radości z życia przywróci. Zaczęło się wtem morze narkotyków przelewać przez moje ciało, chyba psychika rozpaczliwie szukała czegoś, chociaż nie wiedziała dokładnie czego. A uczucie wszechogarniającej beznadziei ciągle wzrastało. W dodatku widziało się tych przyjaciół, którzy wybrali inną drogę i jest im super, a ja jak taka zgubiona owieczka nie wiem, o co w życiu chodzi.

Za co się nie zabrałem - nic mnie nie cieszyło. Niczym nie byłem się w stanie cieszyć, obudzone zainteresowanie czymś gasło szybciej niż się pojawiło. Dotarło do mnie, że stoję w ślepej uliczce lub raczej na rondzie z tysiącem zjazdów. I nie wiem co dalej. Zatem w końcu poszedłem do psychiatry,a ten niczym z automatu SSRI. paroksetyna - 30mg/d. Nie działa? To dajmy Zoloft. Nie? Zarzućmy więc benzo. No cyrk na kółkach. Ciąg dalszy faszerowania prochami - tylko teraz w białych rękawiczkach. Doszła do tego serotoninowa wręcz bezpłodność. Libido do tej pory nawet nie zbliżyło się do stanu przed. Jednak powoli idziemy do przodu. Najważniejsze to zdać sobie sprawę, że coś nam bezpowrotnie mija. Usiąść, zapłakać, godnie to wszystko pochować, przejść żałobę i postawić pytanie - co teraz?

Ja dźebie, ile znaków. Zatem, co ja bym zrobił:

-zawitał do lekarzy - gastrologa, endokrynologa, psychiatry i psychoterapeuty.

Gastrolog - gdyż mówisz, że wpierdalasz, aś chudy. Więc trzeba wykluczyć jakikolwiek schorzenia ze strony układu pokarmowego - tam przecież jest nasz ośrodek produkcji i przechowywania serotoniny. Wnet nasz drugi mózg.
Endokrynolog - taki ekstremalnie szybki metabolizm może być spowodowany np. nadczynnością tarczycy. Jednym słowem kolejne zaburzenie gospodarką, tym razem hormonalną.
Psychiatry - i to jeśli nie masz sprawdzonego to od razu radzę poszukać prywatnie. Patrząc na NFZ i ograniczając się do najbliższej okolicy trzeba mieć naprawdę szczęście, aby trafić na kogoś, kto nie będzie chciał cię zbyć i zrobić kolejne bez emocjonalne warzywo po SSRI.
No i ostatni to już wiadomo.

Ja podczas psychoterapii doszedłem do wniosku, że moim wcześniejszym zachowaniem, tym"poszukiwaniem niewiadomoczego" wcale nie musiałem stać ja. W końcu, to co opisałem to nazywam rzeczy z perspektywy dnia dzisiejszego - wtedy nie były takie oczywiste i logiczne. I gdzieś tam pomiędzy wczytywaniem się we wszystko związane z funkcjonowaniem naszego mózgu, przypadkowo wpadłem na artykuł mówiący, że prawie 90% dorosłych z ADHD jest niezdiagnozowanych. Nie ma bowiem nawet specjalistów, którzy takowymi schorzeniami u dorosłych się zajmowali. Bo do jakiego specjalisty pójdziesz i jak się zbadasz? Mało z nas w ogóle bierze takie zaburzenie pod uwagę, bo z jakiegoś powodu ma ono znamię zaburzenia dziecięcego. Jedyni dorośli leczący się to ci, którzy zostali zdiagnozowani w dzieciństwie, wiadomo - w szkole.

I tak czytając tak stwierdziłem, że może coś w tym jest. Wracając pamięcią do przygód z amfą zawsze widziałem, że wykazywała na mnie inne działanie niż na innych znajomych. Ci byli w pięciu miejscach na raz, klekocząc ze wszystkim co się ruszało. Ja, wiadomo, mocniej pobudzony jednak dziwnie spokojny, w głowie dziwnie uporządkowany. O swoich przemyśleniach powiedziałem terapeucie, on nie odrzucił i nie patrzał na mnie jak na dziwaka, co dało mi impuls. Znalazłem psychiatrę prywatnie, dwukrotnie droższego niż średnia, bo nie chciało mi się bawić w bajkopisarstwo -opowiedziałem, o co mi chodzi i co chcę. I dostałem - Ritalin.

Naprawdę sam jestem przeciwnikiem bycia na prochach (typu SSRI) przez całe życie jako przepis na udane życie. Bo przecież to niczego nie rozwiązuje, a w szczególności serotoniki. Sceptyczny też byłem, co do jechania całe życie na przecież też leku, tylko działającym w innym miejscu. Ale nie ma co ściemniać. Jeśli nasz układ nerwowy jest lekko przekręcony, czy genetycznie czy w sposób nabyty, on się już nie odkręci. I to, co dla zdrowych ludzi jest normalnym odczuwaniem emocji, dla mnie już nie będzie osiągalne. Nasz sposób myślenia jest przecież zaburzony. Ilość neurotransmiterów nieoderwanie jest połączona z kierunkiem naszych myśli i zachowaniem. Psychoterapia jest moim stałym lekiem, ona jest na pierwszym miejscu - nauczyłem kierować się swoimi myślami w odpowiedni sposób i dzięki temu sam stymuluje się odpowiednio. Nie w każdej sytuacji jednak to wystarczy, w końcu nikt nie stoi nam za plecami i nas nie motywuje. Sami musimy to robić. Wtedy do akcji wkracza Ritalin. Działa on dość specyficznie. Trochę jak amf, ale jakby zdjąć z niej 90% efektów, które z nią się kojarzą. Bez radości, euforii, lepszego samopoczucia. Za to w końcu odczułem coś, co zawsze widziałem tylko u innych - w końcu coś się chce. Może wydawać się to sztucznym wywoływaniem zainteresowania, ale zdrowy człowiek ma naturalnie pogodne myśli i ciekawość. Nie chce stać w miejscu.

Po zdaniu sobie sprawy, że teraz jest nowe etap, musisz znaleźć coś dla siebie, swoje miejsce, swoje zajęcie. Coś do roboty! Ja nigdy nic takiego nie znalazłem, wszystko było do kitu, nie byłem w stanie niczym się zafascynować, bo nic nie budziło we mnie pozytywnych myśli. Nic nie już nawet robić tego, co jeszcze kiedyś miało jakiś sens. Wszystko na nie. Teraz potrafię chwilę nad tym pomyśleć, a gdy to nie wystarczy pomagam sobie Ritalinem. Próbuję. I nie ciągle - tylko na chwile. Najczęściej jak coś zaczynam. Jak zaskoczy to staram się radzić sobie sam. I u mnie nie ma innego wyjścia. Jeśli u ciebie okaże się podobny problem rozwiązanie będzie podobne.

Kuźwa, jaki esej 8-( :finger:
Jestem dzieckiem lęku. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem.
  • 335 / 116 / 0
23 lipca 2018ElliotPL pisze:
Znalazłem psychiatrę prywatnie, dwukrotnie droższego niż średnia, bo nie chciało mi się bawić w bajkopisarstwo -opowiedziałem, o co mi chodzi i co chcę. I dostałem - Ritalin.
Jeśli chodzi o Ritalin, to u mnie bardzo podobna historia - z tą tylko różnicą, że nie prosiłem o to, ale po długim wywiadzie i różnych badaniach, sam dostałem taką propozycję :) Nie jestem w stanie wymienić tego, ile rzeczy w moim życiu się poprawiło/naprawiło, od kiedy zacząłem go regularnie stosować. Coś, co zawsze było trudnością nie do przeskoczenia, albo wyzwaniem wymagającym wręcz heroizmu i ogromnych wyrzeczeń, teraz jest czymś normalnym. W ogóle w krótkim momencie człowiek staje się po prostu normalny. Oczywiście samo branie nie wystarcza, aby były wyraźne efekty - najważniejsze jest chyba to, aby dzięki niemu móc lepiej i skuteczniej mierzyć się z życiowymi trudnościami. Gdy idzie nam lepiej, to zaczynamy się wewnętrznie przeprogramowywać - taka trochę terapia poznawczo-behawioralna. Kiedyś jak próbowałem na siłę podejmować wyzwania, to zgnieciony nawałem toksycznych emocji jeszcze bardziej do wszystkiego się zrażałem. Teraz jest dokładnie odwrotnie - coś wychodzi dobrze, to nabieram więcej ochoty, by działać dalej. Zanika lęk i inne awersyjne odczucia, wcześniej nierozerwalnie kojarzone z pracą, nauką - i w sumie wszystkim wymagającym większego skupienia i dłuższego, umysłowego wysiłku.
Jeszcze do niedawna byłem przeciwnikiem faszerowania się lekami - sam widziałem po wielu osobach, jak niepotrzebnie są szprycowani SSRI czy innymi gównami z byle powodu i do czego to wszystko prowadzi. W pewnym momencie swojego życia doszedłem jednak do wniosku, że zamiast się całe życie męczyć, warto spróbować farmakoterapii. metylofenidat okazał się strzałem w dziesiątkę - poprawa jakości życia jest naprawdę znacząca, a efektów ubocznych czy nadmiernej stymulacji nie doświadczam praktycznie w ogóle.

Patrząc na autora tematu i wiele jego poprzednich postów, dostrzegając liczne podobieństwa, pomyślałem, że warto napisać o ADD i terapii stymulantami. To prawda, że zdecydowana większość dorosłych osób jest niezdiagnozowana - w PL jesteśmy w tym temacie daleko za murzynami.
  • 413 / 5 / 0
Pewnie nie powinienem czuć się jednym z adresatów tytułowego posta, bo nie czuję się aytorytetem, ani kimś kto posiadł tajemną wiedzę, ale, co mi od razu przyszło do głowy po przeczytaniu tej opisującej problem wypowiedzi, to to, że z tym pragnieniem przeżywania jest trochę jak z pragnieniem snu. Im bardziej chcesz zasnąć tym bardziej od snu się oddalasz. To pierwsze. Drugie, to truizm, brzmiący tak, że życie to raczej stan rutyno nudy, przerywany chwilami euforii, gdy np. na świat przychodzi oczekiwane nowe życie itp..Dorosłośc tym różni się od poprzedzających ją okresów, że zwyczajnie nie niesie ze sobą takiej burzy emocji, szału. Pamiętam że jako dzieciak zajebiście cieszyłem się z łikendów, wiadomo, wolne od szkoły, można poszaleć. Budziłem się w taką sobotę naładowany energią, euforią, ale było minęło, teraz łikendów nie lubię, drażnią mnie ale chuj, jestem po trzydziestce, więc cieszenie się do sera zostawiam myszom, a co do tych medytacji, to jeśli jest to zwykłe porządkowanie sobie głowy to spoko, gorzej jak polega to na jakimś nawiazywaniu kontaktów z jakims chuj wi jakim bytem, czy tajemniczą energią, ktora niby jest pozytywna. Takze tak.
  • 335 / 116 / 0
Gdybym miał zliczyć i wypisać wszystko to, czym jarałem się i ekscytowałem mocno jeszcze jako nastolatek, a co teraz mam kolokwialnie, centralnie w dupie - to uzbierałoby się materiału na jakąś tysiąc-stronicową księgę. Takie życie. Dorastamy, dojrzewamy, a im ktoś jest bardziej rozchwiany-wrażliwy, ma jakieś deficyty i anomalia w funkcjonowaniu mózgu, tym bardziej może odczuć różnicę. Kiedyś potrafiłem prawie że skakać ze szczęścia, jak usiadłem wieczorem na kanapie przed swoim ulubionym serialem (którego i tak oglądałem powtórki, n-ty raz z rzędu) z ulubioną kolacją na talerzu (chleb z masłem + parówki z ketchupem) - tyle mi to sprawiało frajdy. Teraz jestem nieco starszy i jednak musi zadziać się coś bardziej znaczącego, bym odczuł wyraźną satysfakcję i zadowolenie :D
ODPOWIEDZ
Posty: 169 • Strona 1 z 17
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.