leopatra pisze:mieliśmy. a dokładniej miałam wrażenie że cały układ pokarmowy mi spuchł, lekarz mi powiedział że to nieżyt żołądka. jeśli bardzo ci to dokucza to udaj się do lekarza, być może to coś poważnego.
przestań go brać przez jakiś czas, wtedy objawy miną.
prawdopodobnie. to tylko moje przemyślenia niczym nie poparte. poczytaj o alternatywnym stosowaniu Acodinu. w końcu to lek na kaszel.
prawdopodobnie. to tylko moje przemyślenia niczym nie poparte.
DXM rozszerzają naczynia krwionośne, ale...GARDŁO?? Węzły chłonne??
-Obrzęk twarzy (5% -20%). Może mieć to związek z uwalnianiem histaminy, jednak nie ma poważnych konsekwencji.
I najważniejszy punkt: JEŚLI NAWET PO TYGODNIOWEJ ABSTYNENCJI OBJAWY NIE USTĘPUJĄ, TO SKONTAKTUJ SIĘ Z LEKARZEM.
Leopatra: jeśli nie masz pojęcia o substancji X, to się nie wypowiadaj.
amfetaminy - drastyczny spadek odporności, pogorszenie kandydozy układowej, lęki i nerwice wegetatywne
mef - zaburzenia seksualne, fioletowe paznokcie, duszności, dyskomfort w sercu i gardle, ucisk głowy
marihuana - amotywacja, ciągłe zmęczenie
Psychodeliki z rozjebanym organizmem kończyły się bad tripami, co nasilało lęki, brak pewności siebie etc.
Ćpać już nie mogę. Nawet jednego bucha mj czy głupią filiżankę kawy. Organizm emeryta.
Mija kilka tygodni od ostatniej fazy - mój stan poprawia się bardzo powoli. Z sercem to chyba coś poważniejszego, szykuję się na ekg.
Nie tykam już nic.
Okres tragiczny (listopad 2011 - marzec 2012):
Po odstawieniu zaczęły się jakieś dziwne lęki, a jak ich nie było, byłem strasznie nakręcony, nie mogłem usiedzieć w miejscu, nie było to przyjemne, bo trudno mi było to ukryć przed ludźmi, ale dawałem radę. Do tej pory takie podekscytowanie nawet mi nie przeszkadzało, ale teraz to było masakryczne. OK, wziąłem się za siebie, zdrowy tryb życia, zacząłem nawet biegać. Podczas jednego biegu poczułem nagły ból pod mostkiem, myślałem że coś z żyłami, w dodatku maskarycznie bolała mnie lewa ręka, wylądowałem kilka razy na pogotowiu. Sytuacja się pogarszała, a objawy w tym okresie były następujące:
pisk w uszach,
szczypanie/parzenie skóry na udach i ramionach,
potworne zawroty głowy, problem z utrzymanie prostego toru chodu, jazdy
wysokie ciśnienie
derealizacja (funkcjonowanie za szybą), depersonalizacja - musiałem udawać sam siebie, swoje poczucie humoru itd. (przy tym zmiana głosu zarówno w postrzeganiu moim, ale i w rzeczywistości - głos stał się cieńszy)
kupa innych dolegliwości
Wylądowałem u kardiologa z arytmią i bardzo wysokim pulsem, dostałem bisoratio. Wcześniej zażywałem też aspirynę, bo bałem się że mam zakrzepy (ból ręki i pod mostkiem). Po bisoratio miałem bardzo niski puls, stopniowo go odstawiłem na własną rękę aby puls się podwyższył, wyczytałem że powoduje depresję. Sprawy sercowe poza wysokim ciśnieniem trochę się unormowały. W tym tragicznym okresie zdazało mi sięprowadzić auto i zjeżdżać na pobocze tylko po to, żeby auto jadące za mną wyprzedziło mnie. Poza tym nie wiem jakim cudem udało mi się zamaskować te objawy w pracy (podejrzewam że część ludzi poznała mnie jednak jako osobę strachliwą, co jest bolesne, bo do tej pory taki nie byłem)
Okres przejściowy (marzec 2012 - styczeń 2013):
Pierwszy raz od tamtego czasu upiłem się na imprezie, na następny raz zaskoczyło - derealizacja na minęła (na jakiś czas). Od tej pory bywało lepie, ale i bardzo źle - ciągłe zawroty, lęki. Piski w uszach zniknęły, ale pojawiła się straszna wrażliwość na bodźce, np. obejrzenie teledysku na yputubie czasem bywało męczarnią, dźwięki bolały... Lekarz robiący mi dopplera zasugerował, że ból w górnej cześci brzucha może być od wrzodów. Gastroskopia potwierdziłą tę hipotezę, ale od czego to świństwo? Od spływów? Od magnezu? Aspiryny? Lęku? Kurcze, żeby żołądek był tak wrażliwy? Od tej pory raczej nie brałem żadnych leków, taki był ból żołądka. Byłem u neurologa i na tomografii (pani doktor, mam zawroty głowy i ogromne, ale to ogromne problemy w koncentracji). Tomografia ok, dostałem nootropil, nie wiem czy pomógł.
Okres lepszy (styczeń 2013 - do teraz)
Wiele objawów minęło. Niestety ciągle pojawiało się napięcie w udach (już nawet nie parzenie czy pieczenie, potworne napięcie). Potworne drżenie głowy, jak przy parkinsonie, napięcie twarzy, dziąseł, brak możliwości zrobienia poztywnej miny (nie wiem jak to wytłumaczyć). Wykręcanie stóp i ogromne skoki dużych partii mięśni sprawiło, że ponownie spróbowałem z magnezem, tym razem o większą dawką chelatu. POMOGŁO! Jaki lekki oddech, jaki miękki brzuch! Jaka jasnośc umysłu, głowa nie boli. Pomyślałem matko, chodziło tylko o niedobór magnezu? (wcześniej podejrzewałem niedobór b12, magnezu, potasu itd., ale odrzuciłem tę hipotezę). Niestety magnez jak szybko pomógł, tak szybko przestał działać. Podobna sytuacja była z wapniem (calperos 1000), a obecnie B compositum.
Suplementy te najpierw działają, potem przestają. Nie zmienia to faktu że używane w różnych konfiguracjah przynoszą czasem pozytywny skutek - o dziwo jestem na nie bardzo wrażliwy. Łykam i przechodzi (lub nie). Obecnie największą skuteczność mają:
magnez (najczęściej dojelitowy ze względu na żołądek, czasem chelat lub magnefar)
wapń (calperos)
B compositum (kiedy dwa tygidnie łyknąłem, przeszedł ból żołądka, odebrałem to jako wskazówkę, w końcu stany zapalne żołądka pojawiają się przy niedoborach wit. z grupy B)
czasem potas chelatowy, deprim
kompleks witamin (np. vitrum)
czasem dziurawiec do parzenia (na nerwy fizycznie działa podziałał super regenerująco, ale czasem chyba powoduje nerwowość, niepokój)
Obecne objawy:
zawroty głowy, ucisk z tyły głowy, ból górnych chrząstek/kręgow szyjnych, depersonalizacja, lęk, czasem nerwobóle, napięcie nóg, dziwny stan, jakby stan zapalby organizmu, ból ciała przy zamykaniu szafek, zmiany biegów w aucie, jakiś czyrak odnawia mi się czasem w nosie. Czasem uda się te objawy zbić niczym gorączkę i udało mi się nieraz przez tydzień być w 80-90% zdrowym. To naprawdę postęp w porównaniu z tym, co było wcześniej. Ale objawy wracają, i co teraz? W końcu 1,5 roku żyję zdrowo. Dojrzałem nawet do wizyty u psychiatry (wcześniej wypierałem chorobę psychiczną, zresztą bałem się tej wizyty jak ognia, chciałem sam wygrać..), ale widzę po wpisach, że typ może mi przepisać coś co mi zaszkodzi, albo wkręci mnie jeszcze bardziej w chemię, z której się nie wykaraskam. Jeśli jesteście jednak w stanie polecić jakiegoś kumatego doktora w okolicach Katowic, może uda mi się przełamać. A może spróbować jeszcze jakichś rzeczy na własną rękę? Pisaliście o jakimś wynalazku ruskim, widziałem też wpisy o l-dop, ale dla mnie to czarna magia. Może organizm naje się wkońcu mikroelementów i sam się zregeneruje, a może to częściowo tężyczka? W końcu mam już czasem przypływy normalności. Zaznaczę , że najczęście w okolicach 9.00 wypływam na dobre wody, najgorzej jest od godz 14:00 - tak więc z pracy wracam zamiast zmęczony i wyluzowany jak kiedyś, to zmęczony i zeschizowany, z uciskiem z tyłu głowy, zawrotami i średnim lękiem. Czasem do wieczora uda się zbić ten stan, a czasem nie...
Mając do wyboru kurwienie organizmu SSRI przez kilka miesięcy, wpierw spróbowałbym grzybów. Badania potwierdzają ich niekiedy zbawienny wpływ na nerwicowców. Być może pomoże, a pod okiem opiekuna nie zaszkodzi.
Blu - objawy nerwicy lękowej mam na pewno. Psychoterapia dobra rzecz. Tylko niestety obawiam się że niekoniecznie może mi pomóc, nie na tyle żeby rozwiązać problem, jakąś samoświadomość posiadam więc oświecenia nie będzie, szukałbym bardziej w chemii mózgu, hormonów, elektrolitach. Chciałbym pójść na psychoterapię ale w celu rozwoju. Zresztą żona wysyła mnie na psychoterapię, ale ona w ogóle nie kuma jak to jest, nie zrozumie mnie tak jak to forum, ona myśli że problem jest tylko psychologiczny (bzdura). Chętnie poszedł bym na terapię nawet i teraz, z tym że to kosztuje, a czuję że będę miał wydatki i tak... Same suple wychodzą mnie kupe kasy tygodniowo. Wyciszania próbowałem, może jogi sprobuję (próbowałem już metod relaksacji Jacobsona i metody Schultza - nie jest to złe, ale w moim przypadku raczej jedynie jako wspomaganie leczenia). Jak już pisałem, najlepsze efekty dawał u mnie magnez, b-compositum i wapń, z tym że organizm tak jakby nie umiał tego przyswoić do końca. Jeśli to nie jest tak, że niedobór powoduje nerwicę i te jazdy, to znaczy że te jazdy powodują że mam niedobór (stres wypala we mnie te mikroelementy stąd i tak i tak trzeba je uzupełnić, ale wolałbym tę pierwszą teorię). Wersja optymistyczna moim zdaniem - organizm i mózg się regeneruje, jest to proces długotrwały, najgorsze mam zasobą (epizody wręcz schizofreniczne o ile się nie mylę, nieumiejętność patrzenia ludziom w oczy, nawet na zdjęciach itd.), a do zregenerowania nerwów i mózgowia potrzebuje dużo materiału, witamin, magnezu, tlenu itd. Cieszy mnie że coraz częściej mogę bystrzej myśleć, nie mam już tych najcięższych jazd, w najlepszych stadiach mam nawet dobre skojarzenia - nie wiem jak to wytłumaczyć, czuję klimat jakiejś sytuacji, tej w której jestem i którą mogę się delektować, lub snuć jakieś wyobrażenia. np. kiedyś dawniej miałem tak, że siedząc przed komputerem w pracy np. w styczniu, czułem wiosnę - mózg tworzył jakieś tam przyjemne projekcję, często było tak podczas zmęczenia, jakby się regenerował i szukał ukojenia, myślę że tak właśnie ma zdrowy, zmęczony mózg). Szkoda że tych chwil jest jeszcze teraz tak mało, a większość czasu mam nawet nie tyle obojętność (to by było ok), tylko podkręcenie i bardzo złe samopoczucie, fizyczne, mentalne.
Boję się, że długo jeszcze nie będę mógł iść ulicą i mieć w******ne na wszystko. Kiedyś widziałem po twarzach ludzi na ulicach, że mają jakieś schizy, a teraz sam tak mam. A niestety czeka mnie dużo wyzwań w pracy, wystąpienia publiczne, które są niemożliwe do zrealizowania (czeka mnie to jesienią), więc może jeszcze tego lata przejdę się do jakiegoś chopa w fartuchu. Chusajn, może i masz rację (próbowałem z mj ale to było rok temu kiedy nie byłem jeszcze na to gotowy, zbyt ostre stadium jeszcze miałem, tragedii po tym nie było ale dobrze też nie), no i trochę bym się cykał ;) temat jest mi obcym, tak czy siak nie mam dostępu. Ogólnie całe moje dotychczasowe życie to po prostu fajny klimat (moze czasem melancholia), wkręcanie sobie zajawek, mam pasję, wątpię żebym się czegoś mógł wystraszyć, czy coś tam sobie wkręcić. I wiecie co, ten cały lęk jest jakby sztuczny, w sensie nie psychologiczny, życiowy, tylko max fizyczny, z dupy wzięty (zresztą pierwszy objaw po odstawieniu - leżę na kanapie oglądam 007, chill na maxa, i nagle dup coś się dzieje, podlatuję do okna, nei wiem o co chodzi, panika - dokładnie tak było 1,5 roku temu, a w późniejszym okresie już fizyczne odczuwanie nieprzyjemności, problemy z motoryką, wysławianiem się). Stąd instynktownie ciągnie mnie bardziej do "odbudowy" fizycznej łba i układu nerwowego. W sumie kurde, fajnie że tu napisałem, jakaś tam ulga jest.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/mjleaves.jpg)
Polska zmaga się z "treatment gap". Psycholog: etykieta ćpuna blokuje dostęp do pomocy
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/aptekadyzurna.jpg)
Rewolucja w receptach na opioidy przyniosła skutek? Przepisy miały uderzyć w receptomaty
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut.jpg)
Biały popiół vs. czarny popiół: Prawda o wskaźnikach jakości konopi
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/medmjaustralia.jpg)
Medyczna marihuana długoterminowo poprawia jakość życia pacjentów
Australijscy medycy mówią, że pacjenci, którym przepisano medyczną marihuanę, mogli liczyć na poprawę ogólnej jakości życia związanej ze zdrowiem, a także zmniejszenie zmęczenia i zaburzeń snu przez okres jednego roku. Lęk, depresja, bezsenność i ból również ulegały osłabieniu.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/thcliquors.jpg)
Ten napój to hit w USA. Sprzedaż rośnie jak szalona, alternatywa dla drinków
Rewolucja na rynku napojów trwa – Amerykanie coraz częściej sięgają po napoje z THC zamiast po alkohol. To już nie nisza, a branża warta setki milionów dolarów, która zmienia oblicze rynku spożywczego i wywołuje poruszenie wśród regulatorów.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/jelitko.jpg)
Częste używanie konopi ma związek ze zwiększoną śmiertelnością pacjentów z rakiem jelita grubego
Osoby z rakiem jelita grubego i udokumentowaną historią częstego używania konopi były ponad 20 razy bardziej narażone na śmierć w ciągu pięciu lat od diagnozy w porównaniu z osobami bez takiej historii - informuje pismo „Annals of Epidemiology”.