Jem mięsa ogromne ilości, raczej nigdy go nie smażę, nie piekę i nie gotuję. Po prostu na surowo z solą.

A mięsną fazę przeżyłam po około 13-14 mg 2C-P. Ogólnie to było trochę za dużo, jak na to, że w pokoju obok byli starzy chłopaka, których jeszcze przyprowadził do pokoju jak leżałam na peaku. Na żyrandolu przewiązałam wcześniej czerwoną arafatę, coby ciemniej było i przez całe 12 godzin leżenia pod nią na łóżku nie mogłam na to patrzeć... Przypominało mi to na przykład jakąś obleśną morską mątwę, albo polipa jakiegoś, a to znów obstrzępiony kawałek ścierwa. Widok TEGO powodował u mnie wielkie fale nudności. Potem, jak już się wymęczyłam i próbowałam odpocząć, ponodować, nie dało się, bo cevy to były albo splątane macki, albo demony, jelita, krew i flaki. Nie podoba mi się już 2cp, łatwo przesadzić z resztą.

Jedzenie mięsa na psychodelikach to fascynujące przeżycie. Rozmyślasz nad sensem życia istoty, którą teraz pożerasz, tańcząc dance makabre. Czujesz, że z każdym kęsem twoja energia życiowa rośnie. Takie jazdy to krok do kanibalizmu i szaleństwa. Budzą pierwotne, brutalne instynkty rządzące człowiekiem. Wychodzi z nas to czego najbardziej się obawiamy w swoich urojonych wizjach. To jest piękne.

Bycie wegetarianinem obniża poziom testosteronu a mniejsza ilość testosteronu oznacza słabszego tripa.

Jestem wege, mój testosteron wypierdala razem z tripami, lol

A to czemu?

W wątku o grzybach czytałem ale nie mam w tej chwili źródła.

Chodzi chyba o to że niski poziom testosteronu podwyższa prolaktynę a ta obniża dopaminę która podwyższa poziom serotoniny. Tak jak na SSRI za mocno nie potripujesz.

Nie jem mięsa od 7 lat, a mam często bardzo mocne tripy na psychodelikach po komicznie małych dawkach.

No właśnie u mnie podobnie, dlatego zapytałem.

Raczej pierdoły, teoria bez pokrycia.

Pragnę wskrzesić temat. Jak wiemy, wiele osób donosiło o mięsnych wizjach po bromoważce. Ja z kolei miałem potężnie mięsne wizje po amanicie, zebranej i przyrządzonej godnie. Zastanawia mnie, czy znajdzie się ktoś, komu przytrafił się mięsny trip podczas gdy był już osobą mięsa niespożywającą.

Nie wiem jak interpretować ten tytuł, ale jedyne co mi do głowy przychodzi to jak po angielskim kwasie (sorry ale do tej pory nie wiem co-ile było na blotterze ale był good acid) ziomuś współlokator miał taki trochę ciężkawy okres finansowy tj. stracił prace i marudził ale pamiętam, że za ostatnie £10 kupił da nas po jakimś tikka kebabie - tak mnie ten fakt poruszył, że mi się włączyły rozkminy o jałmużnach, głodzie i wg jaki to szlachetny gest dzielenia sie posiłkiem, że aż łzę uroniłem i mu oddałem za te kebaby

Chociaż z drugiej strony jak to później jeszcze próbowałem rozkminić, to mógł mnie lekko w chuja zrobić bo mieliśmy na tyle pozytywnie-przyjacielskie relacje od lat i mógł wiedzieć, że po kwasie będę bardziej uczuciowy na takie sprawy i po prostu postawie te kebaby jak dobrze mnie podejdzie psychologicznie no ale to tak abstrahując - pomijam fakt, że ten kebs na kwasie smakował bardzo dziwnie to nie nadwyrężając jego dobrej duszy miałem jeszcze chytry plan zejść do niego do salonu dosłownie na 5 minut oskubać go trochę z zielska tzn skręcić jointa z jego tematu. Plan trochę nie wypalił bo zasiedzialem się tam z pół godziny i upierdoliłem połowe stołu w okruchach po zielsku i tytoniu cośtam sobie kminiąc w bani i śmiejąc pod nosem. Ziomek pyka na konsoli i wyraźnie podirytowany, że się na niego cały czas gapię zapytał mw tak:
Kurwa, jak jebłem śmiechem z tego tekstu to mi sie znowu bletka z tematem rozjebala na stole i koniec końców ziom mi pomógł skręcić tego bata ale stwierdził, że jestem jebanym ćpunem i mam wypierdalać do siebie bo go już wkurwiam