Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 124 • Strona 12 z 13
  • 1676 / 106 / 0
To napisz serialowcowi ze nie hulało.
tez miałem raz nie hulajacy sort i potem gut.
Tak stąd domniemania o nieco mniejszej szkodliwosci.
brak strucia czy deprechy, ale i krótsze działanie.
Uwaga! Użytkownik randomuser118 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 195 / 6 / 0
Temat Pokolenie RC dlaczego mamy takie pokolenie?
Bo narkotyki sa zdelegalizowane,
Bo za duze wymagania nam rzucaja.
Srodowisko jest zniszczone energia ta jest mniejsza znaczy sie zanieczyszczone pokarmy dostarczaja ja nam z powrotem czyniac nas slabszymi wszystko z ketonow na wzor katynonu z czuwaliczki znalezionej w Etiopi i jemenie galazki khat
Wzial sie za to Izraelczyk chemik cala linie wypuscil ,w latach 1980r pewien muzyk w Nowej Zelandi postanowil legal highs zrobic tez wypuscil.
  • 293 / 41 / 0
Stacjonarki, mam mieszane uczucia sięgając do nich pamięcią. Niby było śmiesznie, łatwo, szybko, policja bezradna, nikt znajomy się nie przekręcił.
Wpierw podchodziłem do wszystkich tych wynalazków z dystansem. Znajomi zajarani strasznie. Z trawy większość przerzuciła się na maczanki.
Osobiście, jedyne na co przy wybuchu BOOMU stacjonarek dałem się namówić to szałwia, ale to nie RC, więc się nie liczy ;-)
Wyjechałem z kraju na parę miesięcy. W międzyczasie z tego co sobie przypominam poszedł BAN na szałwie własnie, a większość hulała nadal.
Po powrocie nie miałem z kim palić trawy, każdy jarał syntetyki.
Dałem się skusić na mefedron. No i się zaczęło %-D. Wiecie jak to jest kiedy zasmakuje wam to draństwo.
Ryj się nie zamykał, euforia wyśmienita, zjazdów praktycznie zero. Tylko ta ochota na więcej, więcej i więcej... Przez dwa miesiące na samego mefa wydałem parę tysiaków.
Towar przyjeżdżał o każdej porze dnia i nocy, gdzie tylko chciałeś. Szybciej niż pizza

Z drugiej strony, nie obyło się bez ofiar. Równocześnie z bezradnością policji szła bezradność służby zdrowia.
Ludzie nie wiedzieli co zażywali, prócz nic nie mówiącej nazwy handlowej. Mimo iż nikt ze znajomych się nie przekręcił, dochodziły mnie słuchy o napadach duszności, utratach przytomności, ostrych paranojach. Głównie po maczankach. Krajobraz się zmienił na mieście od kiedy pojawiły się stacjonarki.
Dzieciaki z oczami jak talerze wynoszące fanty z domu wprost do stacjonarek. Typy z pianą w kącikach ust błagający o jeszcze coś na kreskę....

Osobiście wolałbym opcję - apteki bez recepty, kupujesz to na co masz ochotę - niż RC'ki (kto by nie wolał? :nuts: )
Zawsze bezpieczniej brać coś, co jest na rynku od pokoleń niż jakieś przedchwiląstowrzonęchujwieco. To oczywista oczywistość.
Od czasu do czasu czytam o efektach danego RC (temat alfa - wasze paranoje, wygrywa ! %-D) , sprawdzam oferty vendorów.
Korci prostotą transakcji, odkąd zdelegalizowali stacjonarki razy tylko któreś MMC zamówiłem.
Jak za parę lat będzie wyglądał świat dzieci RC, ich dzieci ? Czas pokaże. Mądre głowy zewsząd apelują o szkodliwości RC w porównaniu do "klasycznych" dragów.
Ja zostaje przy aptece
Uwaga! Użytkownik CristianoTramaldo jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1009 / 42 / 0
Nie wiem jak się wysyła privy.
Sprawdź mail.
Wszystkie moje posty to zwykła fikcja literacka i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością!
  • 1180 / 103 / 0
Artykuły prasy mainstream'owej


maj 2010 r.
Chińskie dopalacze w Polsce. Nikt nie wie, jak działają
Marcin Pietraszewski

Na lotnisko w Pyrzowicach coraz częściej przylatują przesyłki z dopalaczami, których skład jest nieznany polskim laborantom. A skoro tak, to takiej substancji celnikom nie wolno rekwirować.
Dopalacze to legalnie sprzedawane pigułki, kapsułki i zioła, które - zdaniem specjalistów - działają jak narkotyki. Większość z nich zawiera BZP, czyli benzylopiperazynę, którą Rada Unii Europejskiej uznała za substancję psychotropową. Posłowie, którzy chcą powstrzymać sprzedaż dopalaczy, kilka miesięcy temu znowelizowali ustawę o zapobieganiu narkomanii i wpisali BZP na listę substancji zabronionych. Teraz nie wolno już sprowadzać jej do Polski ani handlować nią. Do listy dopisano także 16 roślin, m.in. szałwię czarownika (działa jak antydepresant), kratom (stymulant), powój hawajski (psychodelik) oraz syntetyczny JWH-0-18 (ma działanie podobne do marihuany). Te specyfiki też były wykorzystywane do produkcji dopalaczy.

Okazuje się, że rozszerzenie listy substancji niebezpiecznych na niewiele się zdało. Handlarze dopalaczami zmienili dostawców i teraz sprowadzają z Azji używki, które zawierają specyfiki, których nie ma na liście substancji zakazanych.

Przesyłki z nowymi substancjami w ilościach hurtowych przylatują na lotnisko w Pyrzowicach. Badający je celnicy proszą o pomoc antynarkotykowych agentów Centralnego Biura Śledczego. Okazuje się jednak, że wykorzystywane przez policję narkotestery nie potrafią ustalić składu przysyłanych z Chin preparatów. - Jeśli nie wiemy, co zawierają, wysyłamy je do analizy do naszego laboratorium we Wrocławiu - mówi Aldona Węgrzynowicz, rzeczniczka prasowa Izby Celnej w Katowicach. Niestety, w wielu przypadkach nowe dopalacze zawierają składniki nieznane polskim laborantom. A skoro nie figurują na liście substancji zakazanych, celnicy nie mają prawa ich rekwirować. Po badaniu muszą je zwrócić odbiorcom, którzy legalnie sprzedają je młodym ludziom.

Zdaniem inspektora Krzysztofa Abratańskiego, dyrektora śląskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego, sprawa jest bardzo poważna. - Nikt nie wie, jak działają te specyfiki. Mogą być bardzo niebezpieczne - mówi oficer CBŚ.

Dzięki informacjom przesyłanym przez policję Ministerstwo Zdrowia przygotowuje teraz kolejną nowelizację ustawy o zapobieganiu narkomanii. W jej efekcie lista substancji zakazanych zostanie rozszerzona o te, które są obecnie wykorzystywane do produkcji dopalaczy. Celnicy i policjanci nie mają jednak złudzeń, że samo rozszerzenie listy niewiele zmieni. Ich zdaniem jedynym sposobem walki z dopalaczami byłby całkowity zakaz ich sprzedaży. Na taki krok kilka dni temu zdecydowały się m.in. władze Irlandii. - Chińscy chemicy są bardzo zdolni i zanim się obejrzymy, wyprodukują kolejny złoty środek, którego nie będzie na nowej liście - mówią celnicy.

Piotr Domański, rzecznik prasowy firmy World Wide Supplements Importer, właściciela większości polskich sklepów z dopalaczami, nie chciał rozmawiać z "Gazetą".



wrzesień 2010 r.
Dopalacze: czujesz oddech śmierci
Wojciech Staszewski

[ external image ]
[ external image ]
Tzw. dopalacze są dostępne w internecie, niebawem producenci z dilerami maja otworzyć sklepy w polskich miastach. 'Devils' - przejażdżka jakiej nie da Ci żadna ekstaza' - czytamy w internetowym opisie produktu.

Dopalacze niczym nie różnią się od narkotyków - alarmuje dr Piotr Burda, szef Biura Informacji Toksykologicznej. - Tyle że są legalne

We wtorek szóstka licealistów z Białegostoku zatruła się dopalaczami na szkolnej wycieczce, dzień wcześniej dwóch trzynastolatków zabrano tam na OIOM. Tego dnia zatruło się dwóch gimnazjalistów w Bydgoszczy, a wczoraj radni uchwalili zakaz handlu dopalaczami w mieście. W niedzielę w Łodzi powiesił się 26-latek, który od tygodnia intensywnie brał dopalacze. W zeszłym tygodniu szpital w Kielcach przyjął siedem osób po dopalaczach. Od wtorku dwóch nastolatków leży w szpitalu w Mielcu.

Relacje "użytkowników" (nie nazywają siebie narkomanami) są straszne. "Nieustający kontakt z piekielnymi postaciami, na plecach czułem oddech śmierci. Zwidy, halucynacje, myśli euforyczne. Pociłem się, temperatura ciała 43 stopnie, ciśnienie 255/220, puls 190. Taki stan się utrzymywał przez około 5 h. Po takiej nocy człowiek sobie uświadamia, co zrobił, po co mu to było. Ale zaraz myśl: kuuurde, to mnie nie zabiło, to jestem niezniszczalny".

- Do czego jest ta saszetka? - pytam w sklepie z dopalaczami.

- To się snifuje - mruga sprzedawczyni.

- Co robi?!

- No... kolekcjonuje się przez nos. Ja nie wszystko mogę mówić, rozumiecie. Czasami kolekcja się utrzymuje do czterech godzin i może nie spadać tak, jak by się chciało. Wtedy zaleca się mieszanki ziołowe, żeby uspokoić całą kolekcję.

W Polsce jest już ok. 500 sklepów z dopalaczami. Sprzedaje się je jako "produkty kolekcjonerskie", "nie do spożycia przez ludzi". Zastrzeżenia te zwalniają producenta od odpowiedzialności. Ale każdy uczeń wie, że "ziółko" się pali, a "sole do kąpieli" wdycha. A zdegradowani narkomani wstrzykują, widziałem.

Ten biznes jest w natarciu. Dopalacze są modne na imprezach nastolatków, dają odlot jak narkotyki, a rodzice nie wyczują. "Dopalacze można wziąć w pokoju, zamknąć drzwi, przeżyć pięciominutową jazdę i koniec. Wychodzisz, rozmawiasz ze starymi i nie ma problemu" - piszą mi w anonimowej ankiecie licealiści. "Wiele razy widziałam, jak znajomi dostawali po tym głupawki, szaleli jak małpy w zoo, widzieli wielkie chodzące parówki albo uciekali, bo goniły ich krety".

Rząd próbuje zakazywać narkotycznych substancji do produkcji dopalaczy. W sierpniu zdelegalizowano m.in. mefedron (stymulant podobny do amfetaminy), ale producenci zastępują go mefedronem modyfikowanym, brefedronem, bufedronem lub metylonem.

- Inwencja twórcza chemików prześciga proces legislacyjny - mówi dr Piotr Burda, szef Biura Informacji Toksykologicznej. - Można np. zamiast bromu wstawić do wzoru jod i już mamy legalny związek.

Pomysł rządu jest taki: kiedy wchodzi na rynek nowa substancja podejrzana o szkodliwość - zawieszać ją na 18 miesięcy, a przez ten czas wykazać, że jest groźna, i zdelegalizować. Wymaga to zmiany ustawy o zapobieganiu narkomanii; projekt jest już w Sejmie.

Aby jednak rozszyfrować skład chemiczny nieznanego związku, trzeba - mówi dr Burda - wielomiesięcznych testów. I nie wszystko można zdelegalizować. - Ludzie wąchają klej, ale konsekwencje społeczne delegalizacji kleju byłyby niewspółmierne do zysków zdrowotnych - mówi Dawid Chojecki z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.

- Przegrywamy - przyznają specjaliści. A narkoman z 15-letnim stażem (na odwyku, odurza się dopalaczami, bo nie wychodzą w testach) opowiada mi, że otworzy sklep. Za złotówkę będzie można skorzystać z toalety i wstrzyknąć sobie towar na miejscu.



październik 2010 r.
Imperium na dopalaczach
Marek Górlikowski, Sławomir Sowula

[ external image ]
Dworzec Centralny w Warszawie. W Polsce działa około 400-500 sklepów w dopalaczach

[ external image ]
2 października, 2010. Sanepid i policja kontrolują w ramach ogólnopolskiej akcji sklep Dopalacze.com w Białymstoku - miniatura

Dawid B. okrzyknięty "królem dopalaczy" to co najwyżej mały książątko tego biznesu. Prawdziwymi królami są twórcy marki Dopalacze.com. Polską stolicą tych używek nie jest Łódź, lecz Poznań
Rynek dopalaczy w Polsce zaczął się w internecie. Przyznaje to nawet Dawid B. (prokuratura postawiła mu środę zarzut dwukrotnego wprowadzenia do obrotu substancji zakazanych przez Głównego Inspektora Sanitarnego) z Łodzi, 23-letni właściciel sieci Smartshop sprzedającej te specyfiki od dwóch lat, a okrzyknięty w ostatnich dniach przez media "królem dopalaczy".


- To właściciele Dopalacze com. byli pierwsi. Ich sklepy działały przed moimi, handlowali też w internecie, zanim ja zacząłem - mówi B.

Jego firma Golden Union startuje latem 2008 r. Dawid B. ma wtedy 21 lat. Jak sam mówi, zakładał ją pod okiem ojca, gdy wrócił z emigracji w Szkocji, gdzie pracował w barach. To tam miał podejrzeć biznes dopalaczowy.

"Król dopalaczy" chętnie udziela wywiadów, ale prawdziwi założyciele biznesu dopalaczowego skrzętnie ukrywają się przed mediami.

Liberałowie z dopalaczy

Strona Dopalacze.com bije po oczach sumą pieniędzy, które straciła firma (do wczoraj. ok. 18,5 mln zł) i które stracił skarb państwa pozbawiony podatku (ok. 6,3 mln zł). Tak jest od ubiegłej niedzieli, kiedy Donald Tusk oświadczył, że zamknie wszystkie sklepy z dopalaczami.

Jest też oświadczenie: "Działania rządu (...) prowadzą do zniszczenia legalnie istniejącego i przemyślanego przedsięwzięcia gospodarczego. (...) Prawie 1000 sklepów zostało wyłączonych z rynku, ponad 5 tysięcy pracowników pozostało bez pracy. (...) Przychody do budżetu państwa z tytułu opodatkowania obrotów tego typu produktami sięgają 600 mln zł rocznie".

Latem 2008 r. po raz pierwszy w artykułach o dopalaczach pojawia się nazwa spółki World Wide Supplements Importer Ltd. Rzecznik WWSI i jednocześnie marki Dopalacze.com Piotr Domański twierdził, że spółka ma siedzibę w Manchesterze. Według informacji pochodzących z brytyjskiego rejestru handlowego firma rzeczywiście została założona w październiku 2007 r. pod adresem 6 Bexley Square Salford w Manchesterze i nie przedstawiła żadnych raportów księgowych. Rozwiązano ją 16 lutego 2010 r. Jedynym prezesem i udziałowcem jest poznaniak Maciej Fiedler. W 2007 r. wniósł do firmy udział w wysokości 100 brytyjskich funtów.

W tym samym czasie co WWSI w Manchesterze w Poznaniu przy ul. Spacerowej 16 Hubert Bagiński zakłada spółkę Konfekcjoner. Ma się zająć dystrybucją dopalaczy w Polsce.

Fiedler i Bagiński, kiedy wchodzą w ten biznes, nie mają jeszcze 30 lat. Ale zanim znaleźli eldorado, wcześniej wspólnie prowadzili w Przeźmierowie firmę Delta Netair oferującą tzw. radiowy dostęp do internetu. Była to jednak mała firma w porównaniu z obecnym interesem.

Dziś nikt z sieci Dopalacze.com nie rozmawia z mediami. Nie wiemy więc, dlaczego WWSI powstała w Anglii, a Konfekcjoner - w Polsce. Możemy się tylko domyślać, że to, co WWSI sprowadzało do Polski, Konfekcjoner mógł pakować i dystrybuować.

Maciej Fiedler odpowiada w mailu: "Proszę tylko nie podawać moich danych, bowiem nie zgadzam się na ich upublicznienie. Oprócz sklepu z dopalaczami hostujemy i obsługujemy jeszcze kilkudziesięciu inny klientów, którzy niekoniecznie muszą podchodzić do sprawy tak liberalnie jak my".

Udało nam się namówić do rozmowy jednego z chętnych do prowadzenia sklepu z dopalaczami, który w połowie 2008 r. przyjechał do siedziby Dopalacze.com w Poznaniu.

- Wynająłem pomieszczenie i po wielu próbach dotarcia do dystrybutora towaru udało mi się w końcu go znaleźć na przedmieściach Poznania. W willi na parterze było biuro, recepcja, gdzie czekało się na towar. W piwnicy panie pakowały w kartony zamówione przez mnie artykuły. Nie było na nich wtedy tych nalepek z polskimi napisami - opowiada Andrzej z Rzeszowa.

Andrzej wyszedł z siedziby Dopalaczy.com z paczką wielkości telewizora.

- Nawet się zdziwiłem, że za taką paczuszkę zapłaciłem im 20 tys. zł - mówi.

Nasz rozmówca szacuje, że w jej siedzibie mogło wtedy pracować kilkadziesiąt osób - sekretarki, ochroniarze, księgowe, pakowacze.

- Odbyłem też coś w rodzaju szkolenia. Ani razu nie padło tam słowo "narkotyki", choć każdy wiedział, z czym ma do czynienia i po co przyjechał - opowiada Andrzej. - Za to wyczulano nas, by pod żadnym pozorem nie mówić klientom, że są to wyroby do spożycia, tylko do kolekcjonowania. Mieliśmy grać w tę grę, nawet jakby przyszła matka dziecka, które się tym zaćpało. Usłyszałem, że mam się nie bać nalotów policji, że mam oddawać grzecznie, kiedy będzie chciała zarekwirować towar, albo im odesłać, a oni przyślą coś nowego. Jak wycofany zostanie jeden specyfik, to pojawi się następny.

Andrzej nie musiał mieć żadnego doświadczenia w biznesie, nie musiał wykazać się posiadaniem konta.

- Zapłaciłem te 20 tys. zł z ręki do ręki. Policzyli taką maszynką jak w banku, dostałem chyba jakiś dokument i towar - mówi Andrzej. - Paczka miała starczyć na miesiąc w mieście, które ma powyżej 100 tys. mieszkańców. Miałem mieć z tego co najmniej sto procent zysku.

Twierdzi, że sieć nie robiła problemu, kiedy ktoś chciał otworzyć sklep nie pod marką Dopalacze.com. Płacił jednak wtedy wyższą cenę za towar, ale mógł go też sprzedawać bez narzuconej przez poznaniaków marży.

- Ale pamiętam, że jakby co, to nie miałem się przyznawać, skąd dostałem towar. To był warunek, pod którym mogłem otworzyć sklep pod własną marką - opowiada.

Wojna, król zatrzymany


Andrzej, podobnie jak Dawid B., twierdzi, że Dopalacze.com już od 2006 r. sprzedawały towar w internecie. Takich portali jest na świecie setki. Można w nich kupić gotowe produkty lub półprodukty do wyrobu używek.

W 2008 r. firma zaczyna wchodzić w handel detaliczny i hurtowy. Powstają pierwsze sklepy: w Sopocie, Kwidzyniu, Krakowie, Rzeszowie. Firma zatrudnia rzecznika Piotra Domańskiego, który chwali się w mediach, że do końca roku powstanie 50 sklepów i kolejnych 50 w 2009 r.

Dopalacze.com rzeczywiście kwitną. Prasa podaje, że w styczniu 2009 r. biznes przenosi się do nowej sortowni.

Jednocześnie cały czas trwa cicha wojna z państwem. Delegalizowane są coraz to nowsze produkty. Do sieci sklepów wpadają policyjne i urzędnicze kontrole. Rekwirują towar.

WWSI wynajmuje renomowaną kancelarię prawniczą z Warszawy. Jeden z jej współwłaścicieli to były wysoki rangą urzędnik w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, autor opracowań prywatyzacyjnych, ekspertyz z dziedziny prawa europejskiego.

Kancelaria reprezentowała WWSI w sporze z Wojewódzkim Inspektoratem Inspekcji Handlowej w Szczecinie, który w styczniu 2009 r. nakazał wycofanie produktu Sence i Aromatic Platinum Cones ze sklepów Dopalacze com. Jako powód wycofania podano brak na opakowaniach opisu w języku polskim. Inspektorzy stwierdzili, że klient, nie znając składu i właściwości produktu, może być narażony na niebezpieczeństwo.

Dziś inspektorzy zostaliby pewnie pochwaleni, ale w maju 2009 r. adwokaci WWSI w imieniu Huberta Bagińskiego i nowego wspólnika Michała Rodziewicza odwołali się od tej decyzji do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i wygrali.

UOKiK uchylił decyzję inspektorów, uzasadniając to naruszeniem kodeksu postępowania administracyjnego, "ponieważ w uzasadnieniu [inspektorów] nie wykazano w sposób dostateczny, na podstawie jakich przesłanek organ stwierdził, że zmiana przeznaczenia produktu zagraża bezpieczeństwu konsumentów". Krótko: prezes UOKiK uwierzył, że to bezpieczne produkty kolekcjonerskie.

W styczniu 2009 r. na stronie Dopalacze.com ukazuje się oświadczenie, że nowym właścicielem sieci jest firma Rancard Trading z Cypru. Umowa z nią została podpisana pół roku wcześniej. Nowy właściciel na stronach Dopalacze.com zapowiada, że chce zainwestować w polski rynek do połowy roku 25 mln euro, wprowadzić nową serię napojów energetycznych, stworzyć pierwsze w Polsce laboratorium chemiczne zbudowane zgodnie z najbardziej restrykcyjnymi przepisami unijnymi, "dysponujące certyfikatami umożliwiającymi badanie najbardziej skomplikowanych substancji". Kto jest właścicielem Rancard Trading? Nie wiadomo.

Latem Hubert Bagiński wycofuje się z zarządu WWSI i Konfekcjonera, ale pozostaje prokurentem tych spółek. Maciej Fiedler z żoną rozkręca biuro rachunkowe Eurotax. Obaj przygotowują kolejny biznes. W maju 2010 r. razem z trzecim wspólnikiem prowadzącym internetową sprzedaż e-papierosów zakładają w Poznaniu firmę Colorental. Z wpisu do KRS wynika, że będzie to deweloper. Siedziba firmy mieści się pod tym samym adresem co siedziba dopalaczowego interesu. Oficjalnie z dopalaczami nie ma już nic wspólnego.

Fiedler pytany o swój udział w biznesie dopalaczowym milczy.

Na celowniku mediów i państwowych służb pozostał Dawid B. Zostaje okrzyknięty "królem dopalaczy". Jest pewny siebie, szybko więc staje się wrogiem publicznym nr 1. Jego sklepy też tracą; przyznaje, że ma ich 130. - Przez dwa pierwsze dni akcji straciłem 400-500 tys. zł - mówi B.

W środę zatrzymuje go policja, bo próbował sprzedawać towar mimo zakazu głównego inspektora sanitarnego.

Tego nie da się wyprodukować w wannie


Mimo że towar jest sprzedawany w Polsce, prawdopodobnie większość jest u nas tylko konfekcjonowana. B. pytany, kto i gdzie produkuje towar, odpowiada: - Wszędzie i nigdzie. Prowadzę legalny biznes, a dostawcy to moja tajemnica handlowa.

Być może część produktów pochodzi z Holandii lub Wielkiej Brytanii, gdzie powstała spółka WWSI. Dziennikarze BBC próbowali prześledzić drogę półproduktów, z których produkowane są dopalacze sprzedawane w Anglii w sieci Legal High (Legalny Odlot). Okazało się, że większość substancji produkuje się na Dalekim Wschodzie i sprowadza do Wielkiej Brytanii jako produkty do badań chemicznych lub nawozy, żeby obejść ograniczenia dotyczące sprzedaży produktów farmaceutycznych.

Brytyjskie sklepy internetowe kupują te produkty hurtowo z Chin i nie wszystkie są nawet świadome, że łamią prawo. Twierdzą, że dostają odpowiednie gwarancje od swoich dostawców i nie wiedziały, że w składzie produktów jest coś innego, niż zamawiały.

- W Polsce też są fabryki dopalaczy, do których sprowadzano legalnie niezakazane substancje chemiczne. Takie same jak do produkcji nawozów sztucznych albo jakichś proszków do czyszczenia, ale potem są wykorzystywane do robienia dopalaczy. Oczywiście część dopalaczy jest sprowadzana już jako gotowe produkty - mówi rzecznik komendanta głównego policji młodszy inspektor Mariusz Sokołowski.

Ile jest takich fabryk i gdzie się one znajdują?

Sokołowski: - Nie robiliśmy takiego rozeznania, ponieważ był to legalny biznes. Były takie punkty, które miały zarejestrowaną produkcję i sprzedaż dopalaczy. Sam pan z Łodzi mówi, że to produkuje. W ramach legalnej działalności nie mogliśmy prowadzić takiej inwigilacji, ale teraz to się zmieniło.

Kryminalistyczne czasopismo "Forensic Science International" opublikowało w 2009 r. raport naukowców z politechniki w Brunszwiku pod znamiennym tytułem "Spice: a never ending story?". Wynika z niego, że nowa generacja syntetycznych dopalaczy sprzedawanych w brytyjskich sklepach Legal High jest dostarczana przez zorganizowany przemysł chemiczny, o wysokim poziomie zaawansowanej technologii, który jest gotowy na wyzwania związane z umieszczaniem kolejnych substancji na liście zakazanych. Autorzy piszą wprost, że to nie są narkotyki, które można wyprodukować w "wannie". Powstają w wyrafinowanych laboratoriach po badaniach nad receptorami znajdującymi się w mózgu.

Dopalacze duposracze


Już asortyment pierwszych sklepów, które powstały w Polsce w 2008 r., był bardzo bogaty. Sole, proszki do wciągania, pigułki, mieszanki ziołowe. Salvia czyli popularna szałwia, albo takie używki jak Spice czy Smoke robiły furorę. W jointach kosztowały tylko 25 zł, a do tego były legalne.

Zaczęła się nierówna walka organizacji antynarkotykowych z biznesem dopalaczy. Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii była cały czas zmieniana poprzez delegalizowanie coraz to nowszych produktów. W marcu 2009 r. zdelegalizowano obecny np. w mieszance ziołowej Spice kannabinoid JWH-018, który przypomina pod pewnymi względami THC zawarte w marihuanie. Tego samego dnia przestała być legalna słynna BZP, czyli benzylopiperazyna, którą z pewnymi domieszkami w sklepach z dopalaczami można było kupić w pigułkach, a działa bardzo podobnie jak amfetamina czy ekstazy.

W sierpniu br. Polska dołączyła do 25 państw, które w ostatnich dwóch latach zdelegalizowały bardzo silny mefedron, który w odpowiedniej mieszance działa też jak amfetamina albo nawet kokaina.

Właściciele sklepów z dopalaczami natychmiast wycofywali zdelegalizowany towar, by wprowadzić nowe produkty o lekko zmienionym składzie z hasłem jak na stronie Dopalacze.com: "U nas produkty odradzają się w błyskawiczny tempie. Polecamy".

Walka ustawodawcy z tym biznesem przypomina gonienie króliczka. Klienci jednak, tak jak organizacje antynarkotykowe, nie nadążali za zmianami asortymentu, ale od początku działania sklepów z dopalaczami odpowiedź na wszelkie pytania można znaleźć w internecie. W sieci na wielu forach zażywający narkotyki z całego świata dzielą się swoimi doświadczeniami.

Jednym z bardziej popularnych jest Hyperreal.info. To skarbnica wiedzy o klientach sklepów z dopalaczami i o narkotykach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto brał nowy towar. Poleci go lub odradzi.

Kiedy Dopalacze.com wprowadziły ostatnio mieszankę ziołową Tajfun, ci, którzy mieli wątpliwości, czy to kupić, mogli u jednego z forumowiczów przeczytać: "To syf, nie warto na niego wydawać kasy. Spaliłem trzy lufy i małego jointa i nic specjalnego nie poczułem. Konsystencja i zapach prawie identyczne jak jagodowe sensation i działanie dość podobne, raczej słabsze".

- Największa jazda zaczęła się w sierpniu po ostatniej nowelizacji ustawy, kiedy zdelegalizowano mefedron. Biznes dopalaczowy jakby zwariował. W sklepach pojawiło się mnóstwo dziwnych mieszanek nikomu nieznanych, jak właśnie Tajfun. Dzieciaki zaczęły się truć, a lekarze nie wiedzieli, jak im pomóc. To nie to co znane zatrucia po amfie. Ostatnio towar jest też pakowany w gorszą konfekcję. Zwykłe przezroczyste folie, a nie odjazdowe torebeczki. Podejrzewam, że robiono to na szybko i gdzieś w Polsce - mówi dawny pracownik Dopalacze.com.

Nawet prawdziwi "znawcy tematu" zaczęli się obawiać nowych towarów i tego, że dodawane są do nich uzależniające opiaty. Na forum Talk.hyperreal.info trzy tygodnie temu ukazał się taki wpis:

"Tak, jest to możliwe i z punktu widzenia interesów sieci duposraczowych bardzo korzystne z biznesowego punktu widzenia. Ten, kto wymyśli najsilniej uzależniającą mieszankę, zyska bardzo wielu stałych klientów - oddanych aż do usranej śmierci. Rządzi tutaj chłodna kalkulacja. Stały klient = mocno uzależniony klient = stale wzrastające zyski".

Dopalacze a mafia

W oświadczeniu zamieszczonym na stronie Dopalacze.com czytamy: "W następstwie działań polskich władz przychody te przejmie podziemie narkotykowe".

Dawid B.: - Oczywiście, że zabieramy podziemiu rynek handlu narkotykami. I myślę, że to mafia cieszy się najbardziej z tego, co teraz się dzieje z naszymi sklepami. Ja jestem normalnym biznesmenem, mam spółkę zarejestrowaną w kraju. Zatrudniam 100 osób, w mojej sieci jest 130 sklepów. Tu płacę podatki. Niemałe. Nigdy nie miałem żadnych kłopotów z prawem.

Ci, którzy mafię ścigają, są jednak innego zdania.

- Nie wydaje mi się, by dopalacze to była jakaś konkurencja dla podziemia narkotykowego. Klienci tych sklepów to jednak inny target, raczej studenci, młodzież, a nie klienci, którzy od lat mają swoich dilerów. Oferta w tych sklepach jest skierowana do ludzi, którzy boją się podejść w dyskotekach, pubach do dilera, boją się kupić coś nielegalnego, bo albo ktoś ich złapie, albo oszuka. Natomiast podziemie biznesowi dopalaczy wiele zawdzięcza, bo na pewno więcej ludzi zaczęło brać narkotyki - uważa prokurator z gdańskiego wydziału przestępczości zorganizowanej.

- To nie jest konkurencja dla mafii, może to być raczej jeszcze jedno miejsce do zainwestowania - twierdzi Mariusz Sokołowski.

Ma pan na to jakieś dowody?

- W raporcie CBŚ za rok 2009 po raz pierwszy pojawia się informacja, że jest podejrzenie, że świat przestępczy jest zainteresowany inwestowaniem w dopalacze. Szczegółów nie podam, bo to informacje operacyjne - dopowiada Sokołowski.

Dziś organom ścigania bardzo zależy na tym, by biznesmenów dopalaczowych powiązać ze światem przestępczym, ale dowodów na to nie ma. Prokurator ścigający podziemie narkotykowe zwraca uwagę na inną kwestię: - Mamy co chwila informacje, że ktoś się zatruł dopalaczami, ale nie mamy informacji, gdzie te dopalacze kupił. Dlaczego? Nie wykluczam rynku wtórnego dopalaczy. Kiedy całe lobby dopalaczowe wie, że lada moment zostanie zmieniona ustawa o przeciwdziałaniu narkotykom, musi się pozbyć towaru. Moim zdaniem przychodzi wtedy "miasto" i go wykupuje, dając dobrą cenę. Potem trafia to na czarny rynek.

Prokurator jednak przyznaje, że nigdy nie prowadził takiej sprawy.

Zalegalizować marihuanę


Kilka przecznic od domu Donalda Tuska w Sopocie gram marihuany, a właściwie 0,8 grama, bo ważone jest z opakowaniem, kosztuje 30-35 zł. Działka haszu, czyli 2,6-2,7 grama - 100 zł. To ceny z podziemia narkotykowego.

A jak jest w legalnym biznesie? Trzy gramy spice'a na stronie Dopalacze.com można było kupić za 66,99 zł. Tak było do 2009 r., kiedy spice został uznany za nielegalny. Jointy kupowane w sklepach z dopalaczami kosztują 25-27 zł.

A koszt jointa z marihuany?

- Zależy, jaki to joint, ale cena może być podobna. Nie o pieniądze tu chodzi, a o legalność i bezpieczeństwo zakupu. To bezcenne. Dlatego tak popularne są sklepy z dopalaczami - mówi Rysiek, prawnik, menedżer dobrze prosperującej firmy w Trójmieście. Pali marihuanę od 20 lat.

Spotykamy się w poniedziałek, dzień po oświadczeniu premiera, że likwiduje sklepy z dopalaczami. Programy informacyjne pełne są fachowców od narkotyków.

- Pokazówka, a problem jest poważny. Boję się, że za szybko i na kolanie to jest robione. Jak powstały sklepy, to oczywiście spróbowaliśmy z kolegami coś legalnie zapalić po tylu latach czajenia się, ale szybko zrezygnowaliśmy, bo albo coś nie działało w ogóle, albo tak, że dostawałeś arytmii serca. Wśród ludzi siedzących w temacie od lat, mało jest klientów tych sklepów. Myślę, że naprawdę można by było im dokopać po zalegalizowaniu małych ilości marihuany, jak w Czechach - opowiada Rysiek.

Podobne zdanie ma Polska Sieć Polityki Narkotykowej zrzeszająca osoby uzależnione, prawników i pracowników Monaru. W ich oświadczeniu czytamy:

"Nie ulega wątpliwości, że popularność dopalaczy nie jest wynikiem nadzwyczajnej ich atrakcyjności, ale raczej surowości obowiązującego prawa i praktyki jego stosowania przez organy państwowe. Badania pokazują, że po dopalacze sięgają osoby głównie pragnące znaleźć legalne odpowiedniki narkotyków. W takim razie szybkie zmniejszenie popytu na dopalacze osiągnąć można poprzez zmniejszenie represyjności niesłychanie surowego prawa, gdzie za samo posiadanie narkotyków na własne potrzeby grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech. Wykluczenie karalności posiadania niewielkich ilości narkotyków (do kilkunastu gramów, sztuk) jest rozwiązaniem powszechnie stosowanym w Europie, o dowiedzionej naukowo skuteczności. Stanowi też postulat większości środowisk zajmujących się problematyką zwalczania narkomanii w Polsce".

Prokurator do spraw narkotykowych: - Kiedy kazano mi robić studentowi sprawę o kilka jointów, robiłem wszystko, by to umorzyć. To przecież łamanie życia za raczej głupotę niż za wielkie przestępstwo.



październik 2010 r.
Totalny zakaz na dopalacze
Aleksandra Pezda, tobi, os, dw, stan

- Grzywna nawet w wysokości miliona złotych grozić może producentom i handlarzom dopalaczy - zapowiedział wczoraj premier
- Nie zwalczymy całego zła na świecie - mówił premier Donald Tusk po posiedzeniu rządu - ale doprowadzimy to tego, że dopalacze będą traktowane jak narkotyki. I zniknie ten bezczelny handel, który powoduje, że setki dzieci kupują w sklepach to świństwo.

Rząd przyjął wczoraj projekty nowelizacji dwóch ustaw - o przeciwdziałaniu narkomanii i o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Zapisał w nich metody walki z dopalaczami: zakaz handlu dopalaczami oraz zakaz reklamy i promocji środków spożywczych poprzez sugerowanie, że mają właściwości środków psychotropowych lub odurzających.

Pierwszy ma polegać na zakazie wytwarzania i wprowadzania do obrotu "jakichkolwiek substancji lub produktów niezależnie od ich stanu fizycznego, źródła pochodzenia, w tym roślin, grzybów i ich części, które mogą być używane jako środki odurzające lub substancje psychotropowe" - czytamy w komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu. Wyroby te zostały określone jako "środki zastępcze". Jak tłumaczył premier, ponieważ zastępują czy "udają" narkotyki albo psychotropy.

Złamanie zakazu ma grozić grzywną w wysokości od 20 tys. zł do miliona. Kary mają nakładać inspektorzy sanitarni.

- Towar będzie konfiskowany - zapowiedział premier.

Co ważne, kary będą wymierzane natychmiast.

- Automatycznie po wejściu inspektora do sklepu, hurtowni czy producenta - mówił premier. - Takie wejście ma wynikać z poważnych przesłanek. Na przykład takich, że my wiemy i wy wiecie, że w sklepie sprzedawane są dopalacze.

A jeśli okaże się, że niesłusznie? - Pieniądze będą zwracane - mówi premier.

Zagrożenie tak wysoką grzywną, według Tuska, ma działać również prewencyjnie. Ścigana będzie też sprzedaż w internecie. Skonfiskowany towar, jeśli nie będzie wcześniej znany czy też nie będzie na liście "środków zastępczych", zostanie poddany badaniom. Mogą trwać nawet do półtora roku. Kosztem badań również zostanie obciążony producent albo handlarz. - Jeśli substancja okaże się czysta, poniesione koszty będą zwracane - mówił premier.

I deklarował: - Państwo przestaje być bezsilne.

Bronisław Muszyński, adwokat Krzysztofa Bratki z Łodzi, właściciela prawie 130 sklepów z dopalaczami w całej Polsce: - Substancje, które mogą być używane jako środki odurzające, to także klej, benzyna i domestos. Rozumiem intencję rządu, ale tak szeroka definicja wydaje się niekonstytucyjna i niedająca się normalnie egzekwować. Jeśli to ma być recepta na dopalacze, to będzie potrzeba jeszcze wiele pracy, żeby wypracować skuteczny przepis.

Sklepy Bratki zostały zamknięte w ramach akcji rządowej. Adwokat chce uchylenia tej decyzji i będzie się domagał odszkodowania.

Tusk przyznał, że spodziewa się kontrofensywy handlarzy dopalaczami, których nazwał "handlarzy śmiercią". Według premiera nowe przepisy mają obowiązywać już za miesiąc.

Do boju z dopalaczami włączyła się też minister edukacji Katarzyna Hall. Zaleciła szkołom "przygotowanie i przeprowadzenie spotkań i rozmów z rodzicami uczniów, które pomogą im w poznaniu problemu, oraz wskazywanie im miejsc, w których mogą uzyskać dodatkowe informacje". Na stronie MEN są gotowe scenariusze takich spotkań.

Wczoraj też europarlamentarna komisja zdrowia i środowiska, której wiceszefem jest Bogusław Sonik (PO), zwróciła się do Komisji Europejskiej o pilne zajęcie się problemem dopalaczy w UE. Chce zarówno zakazów ich produkcji oraz sprzedaży, jak i wspólnej akcji informacyjnej o ich szkodliwości w całej UE.

Rynkiem dopalaczy zajmuje się m.in. unijne Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii w Lizbonie, do którego kraje powinny zgłaszać ostrzeżenia o nowych dopalaczach i narkotykach. Jednak jedne uznają dopalacze za substancję medyczną, inne - za narkotyki.


październik 2010 r.
Dopalacze do podziemia? Błąd
Ewa Siedlecka

Kibicuję rządowi w walce z dopalaczami. Nie przeszkadza mi nawet wyraźnie propagandowy rozmach akcji, bo dzięki niej choć do części osób korzystających z dopalaczy dotrze, że nie jest to produkt bezpieczny. Choć wolałabym, żeby rząd reagował dwa lata temu, kiedy substancje o działaniu podobnym do narkotyków wchodziły na rynek.

To, co proponuje rząd, mieści się w granicach demokratycznego państwa prawa: zakaz sprzedaży środków psychoaktywnych dzieciom i obowiązek rejestrowania - po uprzednim poddaniu badaniu - każdej sprzedawanej substancji. Choć zapis zaproponowany w kodeksie karnym jest tak niejasny, że można go z równym powodzeniem zastosować do sprzedaży w większej ilości aspiryny czy np. środka do udrażniania rur kanalizacyjnych. I raczej nie da się na jego podstawie nikogo skazać.

Działania rządu utrudnią życie handlarzom dopalaczami. I dobrze.

Jeśli jednak rząd zmierza do faktycznej delegalizacji dopalaczy, byłby to pomysł fatalny. W takiej sytuacji handel zejdzie do podziemia i państwo utraci nad nim kontrolę. I zupełnie już nie będzie wiadomo, co za świństwo sprzedaje diler w toalecie klubu czy dyskoteki. Także dzieciom.

Ludzkość odurzała się od zarania. W szczególności ludzkość młoda. Nie powstrzymają jej od tego żadne zakazy czy kary. To już przećwiczyliśmy na narkotykach. Dlatego - zresztą zgodnie z najrozsądniejszą polityką dotyczącą środków odurzających, czyli zasadą redukcji szkód - w najlepszym interesie społeczeństwa jest, by państwo mogło kontrolować ich skład, pilnując, by były możliwie najmniej toksyczne i porcjowane w sposób utrudniający przedawkowanie. Jak każdy produkt - kiełbasa czy aspiryna - powinny podlegać surowym normom bezpieczeństwa. Powinny podawać skład, działanie i ostrzeżenie o skutkach ubocznych. Może wzorem papierosów powinny mieć też naklejkę: "Pamiętaj, że wątrobę, serce i mózg masz tylko jedne. Używaj ich tak, żeby starczyły na długie zdrowe życie". A jeśli ktoś dorosły zdecyduje, że chce życia krótkiego, ale za to na odlocie - to jego prywatna sprawa.



listopad 2010 r.
Dopalacze znowu są w Polsce. Atakują z flanki
Robert Zieliński

Jednak z sieci handlujących dopalaczami przeniosła biznes za granicę i wysyła towar do Polski pocztą. Za nią ruszą inne, bo na używkach zarabia się 50 razy więcej niż na alkoholu. Krucjata rządu przeciwko dopalaczom okazuje się pustymi gestami.

Do czasu rozpoczęcia w październiku antydopalaczowej krucjaty sieć HappyShop sprzedawała substancje narkotykowe w internecie, ale przede wszystkim kontrolowała kilkanaście stacjonarnych sklepów na południu Polski. Zostały one jednak oplombowane przez policję. Od ubiegłego tygodnia pod należącym do firmy adresem http://www.pylki.com znów jest dostępny cały asortyment „artykułów kolekcjonerskich”.

Sklep internetowy został sprzedany słowackiej spółce HappyShop s.r.o. (skrót s.r.o. jest słowackim odpowiednikiem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością). Ze słowackiego rejestru spółek wynika, że firma została założona latem tego roku przez jednego z mieszkańców Wrocławia. U naszych południowych sąsiadów może on prowadzić legalną sprzedaż dopalaczy, również jeśli są wysyłane do Polski.

Policja oficjalnie bada sprawę, ale nieoficjalnie przyznaje, że ma związane ręce. Prawo nie jest łamane, a jej kompetencje nie sięgają Słowacji.

Manewr z przeniesieniem Pylki.com na Słowację może wywołać lawinę podobnych przeprowadzek. – HappyShop jest pionierem, ale jego tropem podążą inni. I to szybko – mówi „DGP” osoba związana z branżą „artykułów kolekcjonerskich”. To prawdopodobne, tym bardziej że założenie firmy na Słowacji nie stanowi żadnego problemu. Pośredniczą w tym wyspecjalizowane kancelarie inkasujące za usługę ok. 5 tys. zł. Tyle samo trzeba wyłożyć na obowiązkowy minimalny kapitał założycielski wymagany tamtejszym prawem.

To nic w porównaniu z zyskami, jakie przynosi sprzedaż dopalaczy. Tylko mieszkańcy województwa śląskiego wydali w tym roku na dopalacze ponad 20 mln zł, dwukrotnie więcej niż w całym roku 2009. Jak obliczyła Izba Skarbowa w Katowicach, niektóre sklepy sprzedające „artykuły kolekcjonerskie” zarabiały 50 razy więcej niż monopolowe i 150 razy więcej niż spożywcze.

Nie ma wprawdzie danych, o ile spadła sprzedaż dopalaczy po ogólnopolskiej akcji zamykania sprzedających je sklepów, ale statystyki szpitalne udowadniają, że problem nie został zażegnany, lecz jedynie zminimalizowany. Podczas gdy we wrześniu do szpitali w całym kraju trafiało dziennie około 8 osób z objawami zatrucia dopalaczami, obecnie to średnio dwie. I będzie ich przybywało za sprawą sprzedaży wysyłkowej ze Słowacji. Handel dopalaczami wróci w dawnej skali, i to w pełni legalnie.




luty 2011 r.
Tabletka na kaszel zastąpiła dopalacze
Igor Nazaruk

Młodzi nie biorą już dopalaczy. Mają coś innego. Aptekarze informują o wzmożonej sprzedaży leków bez recepty zawierających substancje psychoaktywne. A lekarze alarmują, że coraz więcej nastolatków ulega zatruciu lekami

Nie tak dawno rząd odtrąbił sukces w walce, jaką wypowiedział producentom i sprzedawcom dopalaczy. W październiku 2010 masowo zamykano sklepy, w których można było je kupić. Handel przeniósł się do internetu, ale młodzi, obawiając się czarnego rynku i konsekwencji związanych z zakupem nielegalnych substancji, przestali kupować dopalacze. Niestety, znaleźli coś innego. Odkryli, że wiele z leków dostępnych w aptekach bez recepty zawiera m.in. opiaty - substancje występujące w maku lekarskim.

- Kosztują 5-6 zł i są znacznie silniejsze od dopalaczy, a działają podobnie jak heroina - ostrzegają terapeuci zajmujący się uzależnieniami.

Na jednym z forów internetowych aGlassOfMilk pisze: - Po godzinie od pierwszej dawki zaczyna mi szumieć i piszczeć w uszach, wzrok mam trochę gorszy, zamazany, wszystko zaczyna trochę wirować (...). Nagle uświadamiam sobie, że właśnie w myślach uśmierciłem swoją matkę, wszystkie trzy dawki działają, jak powinny i zabawa się zaczyna.(...) Po 900 mg doznałem mistycznego objawienia i po rozmowie z Bogiem nie wskakuję już na większe dawki niż 500 mg.

Od początku roku tylko w jednym z łódzkich szpitali odnotowano ok. 20 przypadków zatrucia lekami. Wszystkie były spowodowane świadomym przedawkowaniem preparatów dostępnych w aptekach bez recepty.

- Młodzi biorą je, by się naćpać. Ostatnio mieliśmy 13-letnią dziewczynkę z ostrym zatruciem, nieprzytomna trafiła na intensywną terapię - mówi anonimowo jeden z lekarzy.

- Dociera do mnie wiele sygnałów od lekarzy o coraz młodszych pacjentach zatrutych lekami - mówi Marek Grondas z łódzkiego Monaru. - Słyszałem o nastolatku, który wziął od 120 do 180 tabletek popularnego leku na kaszel. To jest śmiertelna dawka.

Grzegorz Kucharewicz, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej: - Dziś leki można kupić wszędzie, nawet na stacjach benzynowych czy sklepikach. Wiele z nich dostępnych jest bez recepty. A powinny być wydawane z przepisu lekarza.

Niestety, nie ma dokładnych danych o wzroście zatruć lekami. W Polsce nie ma systemu, który by to monitorował. Prof. Piotr Burda, krajowy konsultant w dziedzinie toksykologii klinicznej, od lat apeluje do Ministerstwa Zdrowia, aby przyspieszyło prace nad stworzeniem takiego systemu.

- Mamy sieć ośrodków informacji toksykologicznej [w całym kraju jest ich dziewięć - red.]. Lekarze powinni mieć obowiązek zgłaszania do nich wszystkich przypadków zatrucia. Potem te dane trafiałyby do centralnego ośrodka, który by je analizowałby. Chodzi nie tylko o statystykę, do ilu zatruć dochodzi, ale także jakie są ich skutki. Jeśli zaobserwujemy wzmożony wzrost sprzedaży np. leków zawierających substancje psychoaktywne, system ochrony zdrowia powinien natychmiast reagować. Dziś możemy tylko teoretyzować, że młodzież w wieku 16-18 lat częściej kupuje dany środek. Dopóki nie powstanie taki system, nasza wiedza będzie powierzchowna - wyjaśnia Burda.

Resort zdrowia zapewnia, że pracuje nad projektem nowelizacji ustawy o zdrowiu publicznym, w której ma znaleźć się zapis o stworzeniu systemu informacji. Kiedy projekt powstanie - nie wiadomo.



kwiecień 2012 r.
Sąd dopiekł dopalaczom, ale prawu dał popalić
Ewa Siedlecka

[ external image ]

W tej sprawie cel był szlachetny - walka z "dopalaczami". Ale rozstrzygnięcie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie może wskazać różnym organom władzy drogę do bezkarnego nadużywania prawa. Tak jak nadużyto go przy wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. czy wyrzuceniu Żydów z Polski w 1968 r.

Półtora roku temu premier zapowiadał, że państwo przeciw sklepom z dopalaczami będzie działać "na granicy prawa, ale go nie przekroczy". I był sukces: hurtowo zamknięto wszystkie takie sklepy, dopalacze zniknęły z legalnej sprzedaży. Teraz handel nimi odbywa się - jak narkotykami - w podziemiu albo w internecie. Patrzyliśmy przez palce na poczynania władz, choć wielu prawników ostrzegało, że państwo jednak prawo przekroczono. Myśleliśmy: sądy to wyprostują.

Tydzień temu zapadły pierwsze dwa wyroki w sprawie odwołań właścicieli sklepów od decyzji o ich zamknięciu. Warszawski sąd administracyjny w praktyce zalegalizował to, co wielu prawników oceniało jako bezprawne: zamknięcie wszystkich sklepów z dopalaczami jedną, ogólną decyzją Głównego Inspektora Sanitarnego, z ogólnikowym wskazaniem, które ze sprzedawanych tam produktów GIS kwestionuje.

1400 sklepów zamknąć natychmiast

A było tak: we wrześniu 2010 r. media masowo informowały o licznych przypadkach zatruć dopalaczami. Lekarze są obowiązani do zachowania tajemnicy lekarskiej, więc prawdopodobnie dziennikarzy informowała policja. Przy okazji nagłośniono sprytny wybieg, którego użyli dopalaczowi biznesmeni - by uniknąć kontroli oferowanych środków pod kontem ich szkodliwości dla zdrowia. Otóż sprzedawali je jako "produkty kolekcjonerskie", nieprzeznaczone do spożycia.

2 października 2010 r. Główny Inspektor Sanitarny wydał decyzję o wycofaniu z obrotu "produktu pod nazwą Tajfun oraz wszystkich produktów podobnych mogących mieć wpływ na bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia ludzi". A także nakazał zamknąć "obiekty służące produkcji oraz sprzedaży wskazanych wyrobów". Na podstawie tej decyzji inspektorzy sanepidu zaplombowali jednego dnia 1400 sklepów. I okazało się, że rząd ma już gotowy projekt zmian w prawie, który w ciągu kilkunastu dni niemal jednogłośnie uchwalił parlament. Bitwa była wygrana, opinia publiczna odetchnęła z ulgą.

600 odwołań, GIS zwleka

600 właścicieli sklepów odwołało się od tej decyzji do GIS. Wskazywali, że decyzja, wbrew prawu, nie dotyczyła konkretnej placówki i konkretnego przedsiębiorcy, nie była podpisana (urzędnicy wręczali kserokopię), że nie wiadomo, co to są środki "podobne" do Tajfuna, i jakie są dowody na to, że Tajfun stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia. A przecież decyzja administracyjna musi być podjęta na podstawie konkretnych dowodów i po przeprowadzeniu postępowania.

GIS przez blisko rok odwołań nie rozpatrywał. Przez to właściciele sklepów nie mogli odwołać się do sądu. Ani poskarżyć na bezczynność GIS, bo co jakiś czas wysyłał on zawiadomienia, że sprawę bada. W końcu zaczął odrzucać odwołania. I właśnie pierwsze skargi "odrzuconych" rozpatrzył Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.

Sąd chroni skarb państwa

Gdyby sąd przyznał właścicielom sklepów rację - naraziłby Skarb Państwa na wysokie odszkodowania. Straty zamkniętych sklepów są wysokie: zyski zadeklarowane przez handlarzy do izb skarbowych były znacznie wyższe niż sklepów monopolowych. (Łódzka Izba Skarbowa policzyła, że w Łódzkiem działały sklepy z dopalaczami, które zarabiały nawet 60 razy więcej niż sklepy monopolowe i nawet 150 razy więcej niż osiedlowe sklepy spożywcze. Podaję za "Polska. The Times" z 13 października 2010 r.)

W dodatku, gdyby sąd uchylił decyzję GIS z 2010r., otworzyłby drogę do odszkodowań nie tylko tym, który się poskarżyli, ale wszystkim zamkniętym sklepom.

Sądowi trudno było nie przyznać racji handlarzom, bo decyzja administracyjna musi być skierowana do konkretnego podmiotu, podjęta po postępowaniu, w którym zainteresowany mógł się wypowiedzieć, musi być podpisana. A decyzje doręczone 2 października 2010 r. właścicielom sklepów nie spełniały żadnego z tych kryteriów.

Uchylił decyzję, ale nie tę


Jednak sąd znalazł sposób, by z tej pułapki uciec. Uchylił decyzję GIS - ale nie tę o natychmiastowym zamknięciu sklepów z 2010 r., tylko o rok późniejszą o odrzuceniu odwołania właścicieli 600 sklepów. A więc sklepy nadal pozostają legalnie zamknięte.

Sąd uznał, że GIS nie mógł odrzucić odwołań, skoro nie przeprowadził rzetelnego postępowania: ani Tajfuna, ani innych zarekwirowanych substancji do dziś nie zbadano. Więc nie wiadomo, skąd twierdzenie, że są szkodliwe dla zdrowia i życia.

Ale jednocześnie sąd uznał, że mająca dokładnie tę samą wadę decyzja GIS z 2 października 2010 r. była zgodna z prawem. Jakim cudem, skoro nie spełniała kryteriów decyzji administracyjnej? Ano - według sądu - nie musiała, bo "ma charakter generalnego aktu administracyjnego, którego indywidualizacja nastąpiła po doręczeniu egzemplarza decyzji określonemu adresatowi."

Cudowny akt - raz generalny, raz indywidualny


Taki akt generalny nie musi mieć oznaczonego adresata i nie musi być wydany po przeprowadzeniu postępowania administracyjnego (czyli w tym wypadku badania szkodliwości substancji, których sprzedaży się zakazuje).

Tyle że GIS nie ma uprawnień do wydawania "generalnych aktów administracyjnych". Przepis, na który się powołał (art. 27 ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej), daje mu kompetencje do wydania decyzji wycofującej z obrotu konkretny środek lub do zamknięcia konkretnego "zakładu pracy".

Rozumowanie Warszawskiego Sądu Administracyjnego jest zresztą niekonsekwentne, bo ten sam akt raz jest według sądu "aktem generalnym", a za chwilę "indywidualnym" - w momencie wręczenia go konkretnym osobom. Mimo że na tym akcie, który się "zindywidualizował", nadal nie ma oznaczenia adresata, oznaczenia konkretnych substancji wycofanych z obrotu, poza "Tajfunem" (sąd argumentuje, że "można bez trudu wydedukować", o jakie środki chodzi). I nie ma oryginału podpisu Generalnego Inspektora.

Łamanie prawa w słusznej sprawie nadal jest łamaniem prawa


Można powiedzieć: nie ma się co rozczulać nad "handlarzami śmiercią". I powinniśmy być wdzięczni sądowi, że obronił Skarb Państwa - czyli nas, podatników - przed odszkodowaniami dla nich. Tylko że w państwie prawa nawet w słusznej sprawie prawa łamać nie wolno. A sądy są od tego, żeby władze kontrolować, a nie legalizować jej wątpliwe decyzje.

Tak jak stan wojenny i wyrzucanie Żydów w Marcu '68

Można poszukać analogii historycznych, gdy władza, realizując - w jej ocenie - cel słuszny łamała prawo. Np. stan wojenny w 1980 r. też wprowadzono, powołując się na wyższe wartości, i też naciągając prawo. A jak chodzi o "administracyjny akt generalny": prof. Ewa Łętowska, b. rzeczniczka praw obywatelskich, b. sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego, przypomina, że na podstawie takiego "generalnego aktu" odebrano polskie obywatelstwo osobom, które po represjach '68 roku, deklarując emigrację do Izraela, wyjechały z Polski.

Powoływano się wtedy na uchwałę Rady Państwa z 1958 r. stwierdzającą, że "zezwala się" na zmianę obywatelstwa polskiego na izraelskie osobom, które wyjadą z Polski do Izraela. Tylko że nie wydawano im indywidualnych decyzji, a jedynie uprawniający do wyjazdu z Polski "dokument podróży", w którym było napisane, że jego okaziciel "nie jest obywatelem polskim". W 2005 r. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że "marcowi" emigranci nie utracili skutecznie polskiego obywatelstwa, bo nie można pozbawić człowieka tak podstawowego prawa jak obywatelstwo aktem "generalnym", a jedynie decyzją indywidualną.

Wprawdzie własność i swoboda gospodarowania (czyli to, na co mogą się powołać właściciele zamkniętych biznesów dopalaczowych) to nie to samo, co obywatelstwo, ale to jednak też wartości konstytucyjne. Oczywiście można je ograniczać np. dla ochrony zdrowia publicznego, ale bez łamania przepisów.

No to zamykamy sex-shopy

Można popuścić wodze fantazji, jakie jeszcze palące problemy społeczne prosto i łatwo można by załatwić "administracyjnymi aktami generalnymi", gdyby rozumowanie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie w sprawie dopalaczy się przyjęło. Żeby pozostać już tylko na gruncie uprawnień GIS: mógłby przecież zamknąć wszystkie sex-szopy, w których handluje się rozmaitymi środkami na potencję. W końcu z tego tylko rozwody i niechciane ciąże, a nie wiadomo, co to za świństwo. Zamknąć, pobadać kilka lat.
Ostatnio zmieniony 10 października 2016 przez jan potocki, łącznie zmieniany 4 razy.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Artykuły z prasy mainstream'owej



listopad 2011 r.
Dopalacze: wracamy do gry
Tomasz Kurowski, Anita Karwowska

Takim hasłem w internecie reklamują się sprzedawcy zdelegalizowanych w zeszłym roku dopalaczy. Takich nowych narkotyków jest w Europie coraz więcej - wynika z najnowszego raportu Unii Europejskiej

Gośka poszła ze znajomymi na imprezę. Po paru drinkach znajomy zaproponował jej biały proszek. Mówił, że to legalny środek, bo kupił go w internecie. Zapewniał, że działa trochę euforycznie. Gośka wzięła trochę i poszła na parkiet. Po chwili obraz zaczął się jej rozjeżdżać. Obudziła się prawie dwie doby później na oddziale intensywnej terapii jednego ze stołecznych szpitali. - Lekarz powiedział, że miałam szczęście, bo wybudzili mnie ze śpiączki - dodaje dziewczyna.

Biały proszek z internetu zastąpił zdelegalizowane w zeszłym roku dopalacze, a strony, na których można je było kupić, unowocześniły się. To już nie amatorskie portale ze środkami psychoaktywnymi sprzedawanymi jako "ozdoby choinkowe", ale profesjonalne e-sklepy, które rejestrują swoich klientów, mają promocje, newslettery dla stałych klientów i odsyłacze na Facebooka. Używki można kupować detalicznie i hurtowo. Za niemal 15 tys. zł dostępny jest np. kilogram bufedronu (środek pobudzający podobny w działaniu do amfetaminy). Sprzedawca przekonuje, że jego oferta to "substancje chemiczne do badań naukowych nie do spożycia". I zachęca darmową dostawą na terenie Polski, Czech i Anglii.

Takich polskojęzycznych portali w krótkim czasie znaleźliśmy aż osiem.

- W czasach, gdy działały sklepy stacjonarne, trafiało do nich wielu klientów, którzy po prostu ulegali modzie i byli ciekawi, jak działają te środki. Dziś przede wszystkim sprzedajemy je klientom zagranicznym i hurtowo - napisał nam jeden z właścicieli e-sklepu, zastrzegający anonimowość.

Większość podobnych e-sklepów jest zarejestrowana na obywateli polskich, polskie firmy lub polskie oddziały zagranicznych firm, ale strony znajdują się w Czechach lub Francji.

W opublikowanym wczoraj raporcie Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków internetowych sklepów z dopalaczami doliczono się ich w całej Europie ponad 300. Najwięcej smart shopów działa w Wielkiej Brytanii (ok. 80), Holandii (ponad 40), Niemczech (ok. 25) i Czechach (20). W Polsce wykryto ich dziewięć.

We wspomnianym dokumencie eksperci alarmują, że modyfikacji syntetycznych narkotyków - dopalaczy - przybywa w zatrważającym tempie. Producenci tylko symbolicznie zmieniają ich skład chemiczny, by nikt nie zarzucił im, że sprzedają niedozwolone środki. - W 2010 r. wykryto w Unii ponad 40 takich nowych substancji - mówił wczoraj na konferencji poświęconej raportowi Adam Fronczak, wiceminister zdrowia. Oznacza to, że używki, które pojawiły się na europejskim rynku tylko w zeszłym roku, stanowią niemal jedną trzecią wszystkich, które wykryto w ciągu ostatnich czternastu lat. Łączy je to, że: szybko uzależniają, niektóre zawierają pochodne kokainy, inne stosowane są w weterynarii.

Polska policja przyznaje, że nie jest w stanie walczyć z internetowym handlem dopalaczami, dopóki w e-sklepach nie pojawią się nielegalne w Polsce substancje.

Mimo tego sanepid twierdzi, że zeszłoroczna akcja zdelegalizowania dopalaczy przyniosła efekty. - Sprzedaż internetowa to margines. Jesienią 2010 r. mieliśmy miesięcznie 250 osób hospitalizowanych po zażyciu dopalaczy, a w tym roku zdarzają się dwie. Z punktu widzenia ochrony zdrowia publicznego efekt został osiągnięty - mówi Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego.

Piotr Jabłoński, szef Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii ostrzega jednak przed kolejnym zagrożeniem. W Polsce coraz popularniejsze są także marihuana i haszysz.

- Po latach stabilizacji wzrosła liczba sięgających po te substancje osób - przyznał wczoraj, powołując się na najnowszą edycję nieopublikowanych jeszcze europejskich badań o narkotykach wśród młodzieży.



styczeń 2012 r.
Dopalacze dostępne na www
pap, pen

Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że właściciele 12 stron internetowych na zagranicznych serwerach sprzedają na terenie Polski dopalacze. GIS zapewnia, że sytuacja jest monitorowana, a przesyłki ze specyfikami przejmują celnicy i policja.

W mediach w ostatnich dniach pojawiły się informacje o kilku osobach, które zgłosiły się do szpitali z niepokojącymi objawami po zażyciu dopalaczy.

Rzecznik GIS Jan Bondar powiedział w poniedziałek, że nie ma danych wskazujących na wzrost zatruć dopalaczami.

Z danych GIS wynika, że handlarze dopalaczami próbują sprzedawać te specyfiki na terenie Polski za pomocą 12 stron internetowych, które umieszczone są na zagranicznych serwerach. Uniemożliwia to ich zamknięcie. Służby sanitarne podkreślają, że dzięki współpracy z celnikami i policją udaje się przejmować zagraniczne przesyłki z dopalaczami, które mają trafić do polskich odbiorców.

Rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Sokołowski podkreślił, że prawo zakazuje obrotu dopalaczami w każdej formie, czyli nawet ich bezpłatnego przekazywania. - Policja apeluje, aby informować ją o wszelkich próbach sprzedaży dopalaczy; sprawdzany jest każdy sygnał - zapewnił.

Rzecznik KGP podkreślił, że kupując lub sprzedając dopalacze w internecie, zawsze pozostawia się ślady, chodzi m.in. o zawierane transakcje, przelewy bankowe, a także wskazywanie adresów, pod które te substancje są następnie wysyłane.

Na jednej ze stron internetowych oferujących dopalacze, dostępne są one w dwóch walutach: euro i złotych. Termin dostawy to kilka dni.

Inna ze stron sprzedaje np. dopalacze zawierające mefedron - zakazaną substancję, której efekty działania można porównać do amfetaminy lub ekstazy. Jest to substancja silnie uzależniająca, a jej przedawkowanie stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia.

Na jednej ze stron z dopalaczami oferowane są m.in.: "magiczne płyny", "sole i pudry", "imprezowe pigułki". Oferta dostępna jest w 29 językach, w tym w języku polskim.

Pod koniec listopada 2010 r. roku weszła w życie nowela ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która zakazuje produkcji i wprowadzania do obrotu produktów, które mogą być używane jak środki odurzające lub substancje psychotropowe, czyli np. dopalaczy. Dotyczy to także stron internetowych.

Z kolei w październiku 2010 r., na podstawie decyzji GIS, wydanej 2 października na polecenie ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, sanepid w asyście policji zamknął 1378 sklepów oferujących dopalacze.



lipiec 2013 r.
Widzą szatana, jedzą trawę ... - młodzi po dopalaczach
Sylwia Sałwacka

[ external image ]

Kiedyś pacjenci czytali opracowania lekarzy, by dowiedzieć się, jak eksperymentować z narkotykami. Teraz to my, lekarze, czytamy fora narkomanów - mówi toksykolog Dorota Klimaszyk

Sylwia Sałwacka: Ilu chorych na oddziale toksykologii leży obecnie po zatruciu dopalaczami?

Dorota Klimaszyk, toksykolog z miejskiego szpitala im. F. Raszei w Poznaniu: Myślę, że połowa, w zasadzie ostatnio nie ma dnia, żebyśmy kogoś takiego nie przyjęli.

Ostatni przypadek?


- Dwudziestolatek, który trafił do nas po zażyciu "Pogromcy wampirów". To dość popularny dopalacz.

Reklamowany jest jako amulet, który chroni przed wampirami. To oczywiście ściema. Co jest w środku?

- Najczęściej etylofenidat, substancja stosowana w przemyśle chemicznym o silnym działaniu psychostymulującym. Ale różnie z tym składem bywa. Przecież nikt nie kontroluje produkcji dopalaczy, zawartość bardzo często się zmienia.

Jakie ma działanie etylofenidat?

- Halucynacje, silnie pobudzające. Powoduje wzrost ciśnienia tętniczego, kołatanie serca, lęki, omamy, ale też niepohamowaną agresję. Dwudziestolatek, który trafił do nas kilka dni temu, twierdził, że jest w Krakowie, za chwilę - że w Łodzi. Robił rzeczy, których nie mógł robić, i widział osoby, których nie było. Miał silne stany lękowe - krzyczał, wył jak zwierzę.

To typowe?

- Jeden z naszych pacjentów - zanim trafił na oddział - tarzał się po ziemi i jadł trawę. Kiedy lekarze próbowali z nim porozmawiać, wpadł w szał. Żeby go zawieźć do szpitala, policjanci musieli zakuć go w kajdanki. Zanim się uspokoił, przez pięć godzin podawaliśmy mu wysokie dawki leków. Po terapii przyznał, że "wciągnął" (zażył) przez nos dwie "kreski" etylofenidatu.

Zaburzenia orientacji, czasoprzestrzeni, omamy - to częste reakcje. Chorzy widzą niestworzone rzeczy, np. ktoś leży na łóżku, ale twierdzi, że jest w domu i obiera ziemniaki. Jedną z młodych kobiet prześladowała groteskowa, pięciocentymetrowa postać męża. To może brzmi zabawnie, ale kiedy mija jeden dzień, potem kolejny, i kolejny, chory wciąż widzi te same obrazy, często straszne, wynaturzone - to przestaje być śmieszne.

Co jeszcze opowiadają ludzie, kiedy wyjdą z zatrucia?

- Że spotkali szatana, i to było straszne, że ktoś chciał ich zabić. Najcięższa psychoza, jaką widziałam, miała miejsce po przedawkowaniu baclofenu, to lek stosowany w celu zmniejszenia napięcia mięśniowego. Pacjentka była przekonana, że lekarze wycinają jej na żywca nerkę, a nad łóżkiem wiszą zwierzęta. Kiedy miała lepszy dzień - zamawiała taksówkę i jechała do Nowego Jorku. Psychoza trwała dwa tygodnie.

I to wszystko powodują substancje, które kryją się pod zabawnymi, wdzięcznymi nazwami: "Pogromcy duchów", "Czarująca magia"...

- Albo "Cherries" czy "Ivory Wave". Ten ostatni specyfik zawiera 2-DPMP, czasem smakuje jak sernik. 2-DPMP to substancja, którą kiedyś próbowano stosować w leczeniu ADHD. Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie opisuje przypadek mężczyzny, który po przedawkowaniu 2-DPMP skoczył z dachu wieżowca. W 2010 r. na polskim rynku pojawiła się metoksetamina, w skrócie MXE. Po przyjęciu niewielkiej dawki występują łagodna euforia i halucynacje, poprawia się humor i samopoczucie, pojawia się widzenie "stroboskopowe", czyli złudzenia optyczne. Ale potem następuje tzw. "zjazd". Paranoje, dezorientacja, kłopoty z poruszaniem się.

Metoksetamina jest bardzo niebezpieczna w połączeniu z innymi substancjami - z tradycyjnymi narkotykami, alkoholem czy lekami. A takie kombinacje są dziś szalenie modne. W Gdańsku jeden z pacjentów zażył MXE i jednocześnie amfetaminę. To doprowadziło do ostrej niewydolności nerek i wątroby. Pacjent trafił do szpitala w stanie śpiączki i zmarł. Po zażyciu jednych środków psychoaktywnych można wpaść w euforię, po innych - zasnąć czy zemdleć. Reakcje organizmu mogą być naprawdę bardzo różne. Dwa lata temu w Poznaniu młody mężczyzna po dopalaczu zabił własną matkę.

To, co nas dziś najbardziej przeraża, to fakt pojawiania się wciąż nowych substancji na rynku narkotykowym, coraz nowych mieszkanek.

Kiedyś pacjenci czytali opracowania lekarzy, by dowiedzieć się, jak eksperymentować z narkotykami. Teraz to my, lekarze, czytamy fora narkomanów. Ludzie zamieszczają tam dokładne instrukcje - co i jak wziąć, by efekt był taki i taki. To porażające, ale właśnie internet jest dziś dla nas najlepszym źródłem informacji.

Są bezpieczne dopalacze?

- Nie. Dopalacze, upalacze i tym podobne specyfiki to różnorodne substancje chemiczne, stosowane najczęściej do produkcji środków czyszczących, piorących, rozpuszczalników do farb i metali. Czy to może być bezpieczne? Podam przykład - składnik tzw. pigułek gwałtu pochodzi z legalnie dostępnych płynów do czyszczenia felg aluminiowych.

Ale ludzie piszą: "od dopalaczy się nie uzależnisz, to nie to samo, co twarde narkotyki".

- Kolejny mit. Niektóre substancje teoretycznie mają niski potencjał uzależnieniowy, ale - jak wynika z naszych doświadczeń - nadużywane prowadzą w końcu do uzależnień. Zatrucia dopalaczami możemy dziś leczyć wyłącznie objawowo. Nie ma na to antidotum. Jeśli pacjent trafia do nas z bardzo wysokim ciśnieniem, próbujemy je obniżyć. Jeśli jest silnie pobudzony - podajemy mu leki uspokajające. Pilnujemy, żeby nie zachłysnął się własnymi wymiocinami. Uzupełniamy gospodarkę wodno-elektrolitową. Bo ludzie odurzeni przez kilka dni nie jedzą, nie piją i odwadniają się. Tyle możemy zrobić na toksykologii.

Ale to zwykle nie koniec leczenia. Po wyjściu z toksykologii chory wymaga zwykle jeszcze długiego leczenia psychiatrycznego. Dopalacze powodują silne zaburzenia psychiczne. Prowadzą do nieodwracalnych zmiany w ośrodkowym układzie nerwowym.

Ustawa przeciw dopalaczom coś dała?


- Znikły z ulic, teraz nie są już tak powszechne, dostępne na wciągnięcie ręki. To dobrze. Ale można je wciąż kupić w internetowych sklepach chemicznych. Legalnie, bo są opatrzone adnotacją - "nie do spożycia" lub "do badań laboratoryjnych". Konieczne jest znalezienie innych rozwiązań prawnych. Tym bardziej że równie niebezpieczne są ogólnodostępne w aptekach leki przeciwkaszlowe, które zawierają dextrometorfan.

Na przykład acodin.


- Zażyty w bardzo dużej ilości ma działanie odurzające. Biorą go głównie gimnazjaliści, 12-, 13-latkowie. Uważają, że to jest superfajne. Daje tyle radości. Nie zdają sobie sprawy, że ten lek też uzależnia i także prowadzi do zaburzeń psychicznych. Mamy taką 18-latkę, która jest uzależniona od dextrometorfanu od pięciu lat.

Tłumaczymy dzieciom: - To nie zabawa! Ale z nastolatkami bardzo ciężko się rozmawia: śmieją się z tego, wzruszają ramionami, nie dowierzają. Czasem jeszcze trudniej rozmawia się z rodzicami. Rodzice myślą o chorych dzieciach: "zamkną go w szpitalu, wróci z niego i będzie jak nowy".

Dopalacze nie dają często żadnych klinicznych objawów, na co zwrócić uwagę?


- Nasz niepokój powinna wzbudzić każda radykalna zmiana zachowania, np. dziecko staje się nagle agresywne, unika kontaktu, zamyka się w pokoju albo znika z domu, ma kłopoty w szkole. To pierwszy sygnał, że coś jest nie tak.

Często zanim pojawią się narkotyki, pojawia się uzależnienie od komputera, komórki, telewizji. Trzeba dużo rozmawiać z dziećmi, obserwować je, bo często kiedy trafiają do szpitali, jest już za późno na wyleczenie.



lipiec 2013 r.
Niebezpieczne RC - dopalacze ze spisem treści
Maciej Orłowski

W sieci można je kupić jako odczynniki chemiczne nienadające się do spożycia. Dlatego zawsze podawany jest ich skład, ale zwykle nie są znane skutki uboczne. Mogą być tragiczne.

"Research chemicals" to substancje psychoaktywne, które formalnie wciąż znajdują się w fazie badań.

Wiadomo, że dostarczają doznań zbliżonych do tych, jakie wywołują klasyczne narkotyki. Od dopalaczy różni je to, że dołączany jest do nich wzór chemiczny i karta zawierająca opis zagrożeń. Ma to chronić sprzedawców przed oskarżeniem o rozprowadzanie zakazanych środków. Składają się z jednej substancji psychoaktywnej, a dopalacze są mieszanką wielu.

- W wypadku dopalaczy standardem jest brak informacji i robienie wszystkiego, by nikt nie wiedział, "co w tym siedzi" - tłumaczy mi użytkownik o nicku "pokolenie Ł.K." z internetowego forum poświęconego substancjom psychoaktywnym. - Dlatego niebezpieczne jest przesiadanie się z dopalaczy na RC. O ile w dopalaczach RC są wymieszane z wypełniaczami i gotowe do zażycia, o tyle przy zakupie RC trzeba mieć choćby dokładną wagę i umiejętność posługiwania się nią, co wielu zainteresowanych przerasta. Z tego powodu część sklepów stosuje selekcję klientów - dla własnego bezpieczeństwa.

Czy podawanie składu chemicznego substancji zwiększa bezpieczeństwo tych, którzy je zażywają? - Nie wiem tego na pewno, być może ludzie, którzy zwrcają uwagę na zawartość przyjmowanych środków, postępują bardziej odpowiedzialnie - mówi Grzegorz Wodowski z poradni Monar w Krakowie. Ale zaznacza: - Trudno jednak mieć pewność, że substancja, którą nabyliśmy, jest rzeczywiście tą, za którą ją podaje sprzedawca. W przypadku zmodyfikowanych narkotyków niewiele też wiemy o ich oddziaływaniu na ludzki organizm w dłuższym okresie.

Podobnie uważa Michał Kidawa z Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii: - Jest wśród użytkowników niezbyt liczna grupa osób, które dysponują profesjonalną wiedzą z zakresu chemii i farmakologii, ale nawet one nie są w stanie określić dokładnie mechanizmu działania czy szkodliwości określonych substancji. Większa część użytkowników nie ma takich kompetencji i nie skupia się na zebraniu wiedzy o używanych substancjach. Poza tym w większości przypadków brak badań czy publikacji naukowych na ich temat.

Pomimo wybiegów stosowanych przez sprzedawców dystrybucja RC jest nielegalna. Zgodnie z "antydopalaczową" nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z 2010 r. zakazane jest wytwarzanie i wprowadzanie do obiegu wszelkich substancji używanych w takich samych celach jak środek odurzający lub substancja psychotropowa. Grozi za to grzywna od 20 tys. do nawet 1 mln zł. Dlatego dilerzy swoją działalność prowadzą z krajów o bardziej liberalnej polityce antynarkotykowej.

- Internet jest sferą bardzo trudną do kontroli - wyjaśnia Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, który pilnuje, by zakaz sprzedaży dopalaczy był przestrzegany. - Ale i tak handel jest dziś o wiele mniejszy niż pod koniec 2010 r. Wówczas działało ponad 1300 sklepów z dopalaczami. Teraz skala zjawiska jest znacznie mniejsza.

Potwierdza to Beata Trześniewska, psycholog z Centrum Zdrowia Psychicznego w Warszawie: - Gdy dopalacze były powszechnie dostępne, przychodzili do nas pacjenci z wywołanymi przez nie psychozami. W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie zgłosił się do nas nikt z takim problemem.

Ilu ludzi zażywa RC? W 2012 r. Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii zbadało, że kontakt z dopalaczami miało 0,2 proc. Polaków powyżej 15. roku życia. Zażywający RC stanowią ułamek tej grupy trudny do oszacowania.



lipiec 2015 r
Wzlot i upadek króla dopalaczy. Zarabiał 5 mln zł, dziś jest na utrzymaniu rodziny
Agnieszka Urazińska, Sylwia Witkowska

[ external image ]
W październiku 2010 r. Dawid B. otworzył zaplombowany sklep przy ul. 6 Sierpnia w Łodzi, sprzedał dwie mieszanki i dał się aresztować (Fot. Marcin Stępień / AG)

- Moi klienci to debile - mówił z uśmiechem Dawid B., chłopak z łódzkiego blokowiska, który założył sieć Smart Szopów i rozkręcił dopalaczowe imperium. Po upadku smażył wątróbkę w knajpie. W zeszłym roku próbował wrócić do biznesu i... zlecił porwanie nieuczciwego kontrahenta.

Lipiec 2015. Na Śląsku - przez wynalazek o nazwie "mocarz" - oddziały toksykologii pękają w szwach. W jeden weekend dopalaczem zatruło się kilkaset osób.

Czerwiec 2015. Po pięciu latach śledztwa do łódzkiego sądu wpływa akt oskarżenia przeciw człowiekowi, który handel dopalaczami rozkręcił do rozmiarów przemysłu.

Rok 2010. Media po raz pierwszy "odkrywają" króla dopalaczy - 23-letniego chłopaka z łódzkiego blokowiska, który w niespełna rok dorobił się lokum w najbardziej ekskluzywnym apartamentowcu, dwóch samochodów porsche i mieszkania na Lazurowym Wybrzeżu. Dawid B. chwali się, że zarabia pięć milionów rocznie. Człowiek sukcesu, biznesmen, pozuje do zdjęć i udziela wywiadów mediom.

- Moi klienci to debile - mówi z uśmiechem dziennikarce TVN.

Niektórzy "debile" - gdy już doszli do siebie i opuścili oddziały toksykologiczne - zaczynają jednak zeznawać w prokuraturze.

Norbert: - Razem z kuzynem kupiłem dopalacz smart shiva. Miałem zaburzenia wzroku, halucynacje, atak padaczki, a w końcu straciłem świadomość.

Kamil (kupił dopalacz meetez): - Na początku miałem dobry humor, po pewnym czasie usnąłem. Kiedy się obudziłem, miałem przyspieszony oddech i krzyczałem coraz głośniej, a później zaczęły się drgawki. Zabrało mnie pogotowie.

Agnieszka (zażyła małpkę): - Miałam świadomość, jakby ciało oddzielało mi się od duszy.

Paweł C.: - Widziałem dziwne stworki, czułem, że powiększa mi się głowa.

Bartosz przez kilka dni brał koko: - Nie jadłem i nie spałem. Zrobiłem się tak agresywny, że rodzice wezwali policję.

Paweł S. wziął dopalacze, a później pił wódkę: - Wpadłem w szał. Zacząłem gołymi rękami niszczyć swój samochód. Uderzałem w karoserię, potłukłem szyby.

Sebastian zabrał voodoo na wycieczkę szkolną i poczęstował nim koleżanki. Wszystkie trafiły na toksykologię. - Nie mogłam się podnieść ani wstać - opowiada jedna z nich.

Jak narodziło się "królestwo"

Dawid B. skończył szkołę średnią. Wyjechał do Anglii, nalewał piwo i smażył hamburgery za sześć funtów na godzinę. Wrócił i założył agencję reklamową. Bez sukcesu. W latach, o których mowa, 2008-10, w Polsce można już było kupować dopalacze - ale tylko przez internet. Dawid założył pierwszy w kraju sklep stacjonarny.

10 tysięcy złotych na rozkręcenie biznesu pożycza od znajomego. Zaczyna w małym lokalu, który nazywa Smart Szopem. Sprzedaje sprowadzane przez internet specyfiki. Biznes idzie tak dobrze, że wkrótce musi się przenieść do większego pomieszczenia i rozpoczyna produkcję własnych wyrobów. "Jeśli chcesz mieć udaną imprezę, przyjdź do nas!" - krzyczą plakaty porozklejane na mieście. Ci, którzy przychodzą do Smart Szopu, mogą się zaopatrzyć w koko cherry, ex-extasy, black widow, mister brain, LZD czy speedoo. Nazwy mają się jednoznacznie kojarzyć z narkotykami.

Ale oficjalna polityka firmy jest inna. - Sprzedajemy produkty kolekcjonerskie, nie do spożycia - zapewnia właściciel. W mieście zaczynają o nim mówić "król dopalaczy".

Po kilku miesiącach ma kilkanaście Smart Szopów w całym kraju, a zapotrzebowanie wciąż rośnie. Tworzy sieć franczyzy: ajenci muszą zainwestować w czarną farbę na ściany i maskotkę szopa z wytrzeszczonymi oczami (znak rozpoznawczy sieci). Wkrótce Smart Szopów jest już w kraju ponad sto.

"Król" tworzy strukturę dla wytwarzania, pakowania i dystrybucji dopalaczy do sklepów. Pracownicy - po kilku miesiącach B. zatrudnia ich już kilkudziesięciu - opowiedzą potem, że gotowe do pakowania mieszanki "wyjeżdżały" z laboratorium dwóch "chemików" - Ireneusza C. i Piotra P.

Towar ma ładnie pachnieć


Piotr P. skończył tylko podstawówkę, ale dopalacze interesowały go od czasu, gdy tylko pojawiły się w sprzedaży. Sam zgłasza się do pracy u "króla". Na rozmowie kwalifikacyjnej B. pyta kandydata, czy chciałby się zająć produkcją. Wkrótce "chemikiem" zostaje także Ireneusz C. ze Śląska, z zawodu dziennikarz. Szperają w internecie w poszukiwaniu informacji o półproduktach potrzebnych do fabrykacji specyfików. Przepisy zapisuje na kartkach Piotr P. Szef akceptuje. Kilka miesięcy później C. zezna w prokuraturze, że "król" akceptował wszystko, pod warunkiem że cena składników nie była wygórowana i nie zawierały substancji aktualnie zakazanych na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

- Kiedy robiłem smart shiva, brałem kilogram proszku o działaniu uspokajającym, później rozpuszczałem go w acetonie i zalewałem tym jakieś zwyczajne zioła. Następnie były one suszone w piecykach próżniowych i pakowane. - Inne produkty, których skład wymyślałem, powstawały z kadzidełek służących do medytacji. Używałem neutralnych ziół, które ładnie pachniały.

Do mieszania substancji psychoaktywnych z ziołami "chemicy" używają często kuchennego miksera. Przy miksowaniu puszczają wodze fantazji: dosypują cukier puder i owocowe aromaty - bo szef sobie życzy, żeby "artykuły kolekcjonerskie" ładnie pachniały. Dlatego pakowanie to cały ceremoniał. Graficy projektują odjazdowe etykiety. Pracownicy kontroli jakości sprawdzają, czy dopalacze są prawidłowo zapakowane, czy mają metki i właściwą gramaturę. Kierownicy produkcji pilnują realizacji zleceń - trzeba zaopatrzyć cały kraj. Kierownicy regionalni nadzorują sklepy - dowożą towar i rekrutują nowych pracowników. W Smart Szopie pracuje nawet kierownik magazynu. A dyrektor generalny przyjmuje pieniądze z całej Polski.

W Smart Szopie pracownikom nie wolno mówić - nawet między sobą - po co ludzie kupują "artykuły kolekcjonerskie". Można za to wylecieć. A jednocześnie "król" wręcza podwładnym próbki nowych produktów do testowania. Muszą później - po zażyciu - wypełniać ankiety satysfakcji.

Niedobra atmosfera


Nastolatek Mikołaj T. wziął dopalacz przed wyjściem na imprezę do łódzkiego klubu OIOM. Znajomi zeznają, że był energiczny, dużo mówił, tańczył, pił. Rano znaleźli go martwego pod klubem. Sekcja zwłok wykazała przekrwienie narządów wewnętrznych, obrzęk płuc i mózgu. We krwi - metaamfetamina, THC i alkohol. Biegli dochodzą do wniosku, że Mikołaj mógł zażyć dopalacz LZD, ale nie ma pewności, czy to właśnie doprowadziło do śmierci.

Jesienią 2010 roku atmosfera wokół dopalaczy gęstnieje. W Bydgoszczy dwóch trzynastolatków poważnie truje się tajfunem. Do akcji wkracza sanepid. W końcu ktoś głośno mówi, że dopalacze są niebezpieczne dla życia. Do punktów sprzedaży w całej Polsce trafiają urzędowe pisma zakazujące sprzedaży tajfuna i jemu podobnych.

- Nie będzie litości dla tych, którzy życie młodych, obiecujących ludzi chcą zamienić w piekło uzależnienia - grzmi premier Donald Tusk.

Kilka dni później Smart Szop w Łodzi zostaje oplombowany i zamknięty. W Sejmie trwa dyskusja o dopalaczach. Ale Dawid B. zaprasza dziennikarzy, zrywa plomby i staje za ladą.

Zanim wyprowadzą go policjanci, zdąży sprzedać tylko dwie mieszanki za 46 złotych.

Powrót do przeszłości

"Król dopalaczy" obwieszcza, że zamknięcie Smart Szopu jest niezgodne z prawem, bo nieprawidłowo doręczono mu urzędniczą korespondencję. Na proces - za narażenie na utratę zdrowia i życia 52 osób, bo tylu zatrutych dopalaczami udało się w końcu śledczym naliczyć - czeka na wolności.

Od czasu do czasu pojawia się w mediach, mówi, że za zamknięcie sklepu państwo zapłaci mu gigantyczne odszkodowanie. Później znika. W 2012 r. media odnajdują go w Toruniu, gdzie w małym barze stoi za ladą i serwuje wątróbkę. Porsche cayenne i porsche 911 turbo zamienił na kilkuletnią skodę.

W 2014 r. próbuje wrócić do biznesu. Zamawia za 81 tys. zł partię chemikaliów - jak sądzą śledczy - do produkcji dopalaczy. Kontrahent nie dostarcza mu towaru i nie oddaje pieniędzy, więc Dawid B. zleca jego porwanie.

Zostaje zatrzymany, wychodzi na wolność po wpłaceniu 60 tys. zł kaucji.


"Urodzony w Łodzi, z wykształceniem średnim, bez zawodu, będący na utrzymaniu rodziny" - tak dziś prokurator widzi "króla dopalaczy". Za "sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób przez produkcję i sprzedaż dopalaczy" grozi mu osiem lat więzienia. Za rozbój, usiłowanie wymuszenia rozbójniczego i pozbawienie wolności - do 12 lat. Wkrótce ruszy jego proces. Na ławie oskarżonych zasiądą także obaj chemicy.



lipiec 2015 r
Państwo z dopalaczami goni w piętkę. Zalegalizujmy posiadanie
Ewa Siedlecka

[ external image ]
Zeszłoroczny protest przeciwko dopalaczom w Olsztynie

Epidemia zatruć dopalaczami w ten weekend to efekt rządowej nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która weszła w życie 1 lipca. Na listę wpisano 114 nowych substancji zakazanych i odtrąbiono sukces. Producenci dopalaczy eksperymentują więc teraz z nowymi. I sprawdzają je na klientach. Za kilka tygodni zapewne udoskonalą "mocarza" oraz inne wynalazki i zatruć będzie mniej. Do czasu, aż rząd i je wpisze na listę jako zakazane.

Blisko pięć lat temu, gdy rząd wypowiedział wojnę dopalaczom, pisałam, żeby nie spychać dopalaczy do podziemia, bo stracimy kontrolę nad ich składem. I tak się stało. Łącznie z przewidywaniem, że zakaz będzie nieskuteczny. Bo handel przeniósł się do internetu i na zlecenia telefoniczne. Na imprezie dopalacze zamawia się jak pizzę z dostawą do domu - im więcej, tym taniej. Ich konsumpcja co najmniej się podwoiła. Tyle wyszło z wojny z dopalaczami.

Miesiąc temu spędziłam kilka godzin na OIOM-ie jako opiekunka starszej osoby. Była środa, nie weekend. W tym czasie przywieziono troje ludzi zatrutych dopalaczami - nie znali się, nie byli z jednej imprezy.

Zapytałam znajome osoby, które rekreacyjnie używają dopalaczy, dlaczego jedzą to niekontrolowane świństwo. Bo w przypadku marihuany, heroiny, kokainy, LSD czy innych "klasycznych" narkotyków przynajmniej wiadomo, czego oczekiwać. Usłyszałam, że gdyby ich zatrzymała policja - np. pod klubem, gdzie regularnie są łapanki - z "klasycznym" narkotykiem, odpowiedzialność karną mają jak w banku. A w przypadku osób wykonujących pewne zawody - także zrujnowaną karierę. Jeśli zostaną zatrzymani z dopalaczami - odpowiedzialność im nie grozi, bo producenci dbają o to, by nie było tam substancji z listy tych zakazanych. A nawet jeśli taka substancja będzie, trudno udowodnić im winę, bo skąd konsument ma znać skład środka, który kupił?

Ludzkość odurzała się od zarania i będzie to robić po swój kres. Niezależnie od tego, czy to legalne, czy nie. Państwo podsuwa alkohol, ale nie każdy go lubi. Podobnie jak nie każdy się uzależnia. To przypadłość mniejszości. I nie jest prawdą, że od legalnego alkoholu uzależnić się trudniej niż od nielegalnych narkotyków czy dopalaczy. O tym decyduje nie substancja, lecz predyspozycje osoby, która ją przyjmuje. A najgroźniejszą pod tym względem używką jest tytoń i zawarta w nim nikotyna. Ona zaś jest legalna, choć palenie tytoniu to jeden z bardziej zabójczych nałogów na świecie.

Kardynalną zasadą nowoczesnej polityki narkotykowej jest redukcja szkód. Pierwsza zasada to nie kryminalizować konsumpcji. Polska robi odwrotnie. Niewiele dało wprowadzenie możliwości, by nie wszczynać postępowania, jeśli ktoś posiada niewielką ilość narkotyku na własny użytek. Bo dla policji i prokuratury taki posiadacz daje łatwą okazję do poprawienia statystyk. Policja nie czatuje pod nocnymi klubami, żeby udzielać pouczeń.

Trwa wyścig państwa z producentami dopalaczy. Wszyscy już wiedzą, że to wyścig przegrany. Owocuje jedynie tym, że producenci wymyślają coraz bardziej trujące mikstury. Jedyną sensowną reakcją na plagę dopalaczy jest dekryminalizacja posiadania wszelkich substancji odurzających na własny użytek. Zdrowiej jest zapalić skręta poczciwej starej marychy, niż wziąć dopalacz.

Zamiast prężyć muskuły, władza powinna zacząć myśleć.



lipiec 2015 r.
"Mocarz" przychodził pocztą. Nadawcy w Warszawie i Poznaniu. Wielka obława w całym kraju
Marcin Pietraszewski

[ external image ]

W niedzielę w Katowicach zatrzymano 18-latkę i 20-latka. Mieli 125 opakowań z dopalaczami. Wśród nich 80 gramów "mocarza" (fot. KWP Katowice)
Śląska policja ustaliła, że trujący dopalacz "Mocarz" wysyłano do Katowic pocztą z Warszawy, a do stolicy - z Poznania. W urzędzie pocztowym przejęto już 12 paczek z tym narkotykiem. - Wszystko wskazuje na to, że produkuje się go w Azji - twierdzą kryminalni.
Od piątku w polowanie na dilerów i dystrybutorów "Mocarza" zaangażowanych jest kilkuset śląskich policjantów zajmujących się zwalczaniem przestępczości narkotykowej. Powód? Do szpitali w całym regionie przywieziono już 247 osób z objawami silnego zatrucia substancjami chemicznymi. Większość z nich przyznała, że paliła "Mocarza". To środek o mocy 800 razy większej niż marihuana. Po jego zażyciu wzrasta jednak agresja i maleje kontakt z rzeczywistością.

Według informacji "Wyborczej" w sobotę katowiccy policjanci ustalili, że głównym sprzedawcą "Mocarza" w mieście jest 59-letnia kobieta wraz ze swoim przyszłym 26-letnim zięciem. - Zatruci pacjenci przyznali, że towar kupowali u niej - mówi jeden z oficerów policji.

Prokurator nie wydał zgody

Śledczy ustalili, że "Mocarz" docierał do kobiety za pośrednictwem poczty, a w głównym urzędzie pocztowym w Katowicach czekają na nią kolejne trzy przesyłki. Funkcjonariusze nie mają uprawnień do zabezpieczania i otwierania paczek, poprosili więc prokuraturę o wydanie stosownego nakazu. - Nie dostali takiego dokumentu, więc poprosili o pomoc celników, którzy mogą zaglądać do przesyłek - mówi nasz informator.

W paczkach adresowanych do 59-latki było ponad 200 gramów dopalaczy, z czego większość to "Mocarz". Jakby tego było mało, w trakcie przeszukania mieszkania kobiety do jej drzwi zapukało dwóch młodych mężczyzn. - Chcieliśmy kupić "Mocarza" - przyznali kryminalnym.

Ku zaskoczeniu wszystkich katowicka prokuratura nie złożyła jednak w poniedziałek wniosku o aresztowanie 59-latki oraz 26-latka. Wszystko wskazuje na to, że prowadzący sprawę prokurator za późno rozpoczął przesłuchania i w efekcie minęło 48 godzin od zatrzymania podejrzanych. W tej sytuacji trzeba było ich zwolnić, objęto ich tylko dozorem policji. Oficjalna wersja prokuratury jest jednak taka, że zgromadzony przez prokuraturę materiał dowodowy nie był wystarczający. - Żal, moim zdaniem materiał był kompletny - mówił generał Jarosław Szymczyk, komendant wojewódzki w Katowicach.

Jolanta Tałaj, szefowa Prokuratury Rejonowej Katowice Północ, podkreśla, że w chwili przesłuchania 59-latki oraz 26-latka materiał dowodowy nie był jednoznaczny. - Sprawa jednak nie jest zakończona, razem z policją ciężko pracujemy i jeśli pojawią się nowe dowody pozwalające na rozszerzenie zarzutów podejrzanym, niewykluczone, że zmienią się też środki zapobiegawcze - mówi.




lipiec 2015 r.
Sąd wypuszcza handlarza dopalaczami. Tylko policja rozumie, co się dzieje
Marcin Pietraszewski

[ external image ]
Policjanci z Katowic zatrzymali dwudziestolatka, który handlował dopalaczami (KMP Katowice)

W chwili, gdy każdego dnia do szpitali przywożone są kolejne grupy młodych ludzi zatrutych dopalaczami, decyzja katowickich sędziów, by wypuścić z aresztu jednego z głównych dilerów, ma prawo wywoływać oburzenie.
Od piątku cała Polska żyje wojną z handlarzami dopalaczami. Zaczęła się na Śląsku, gdzie w ciągu kilku dni do szpitali trafiło ponad 300 osób z objawami silnego zatrucia środkami chemicznymi. Dwie z nich są w stanie ciężkim. Lekarze mówią, że jeśli uda się je uratować, nigdy nie wrócą do pełni zdrowia.

Policja ustaliła, że zatruci pacjenci palili susz o nazwie "Mocarz". To środek 800 razy mocniejszy od marihuany. Silnie uzależnia i wywołuje agresję. Do jego produkcji wykorzystuje się substancje znajdujące się na liście środków zakazanych, bo to narkotyki.

W sobotę minister zdrowia Marian Zembala, zaniepokojony skalą zjawiska, apelował o systemowe rozwiązanie problemu. W poniedziałek wojewoda śląski i kurator oświaty zapowiedzieli produkcję filmiku edukacyjnego. W drastyczny sposób ma pokazywać, jakie są skutki zażywania dopalaczy. We wtorek kierownictwo MSW zdecydowało, że w każdej instytucji odpowiedzialnej za walkę z tymi używkami będą działali pełnomocnicy koordynujący działania.

Prawdziwa walka w tej wojnie toczy się na ulicach

To na razie tylko deklaracje. Prawdziwa walka w tej wojnie toczy się na ulicach. I na razie skutecznie prowadzi ją tylko policja, która ustaliła już pocztowe kanały dystrybucji "Mocarza", przejęła ponad 2,5 tysiąca działek dopalacza i zatrzymała już 12 dilerów. W poniedziałek w ręce policjantów wpadł 20-latek, który miał kontrolować handel "Mocarzem" w aglomeracji katowickiej. Podejrzany przyznał się do handlu substancjami odurzającymi, a prokuratura złożyła wniosek o jego aresztowanie. Sąd w Katowicach wypuścił go na wolność. Uznał bowiem, że wystarczy, jak chłopak będzie meldował się na komisariacie i zapłaci 10 tys. zł kaucji. Trudno to zrozumieć, biorąc pod uwagę, że dzień wcześniej sędziowie z Bytomia aresztowali troje dilerów, którzy mieli tylko kilkanaście opakowań "Mocarza".

Oczywiście sądy są niezawisłe, w Polsce nie obowiązuje prawo precedensu, a każda sprawa jest inna. Jednak w chwili, gdy każdego dnia do szpitali przywożone są kolejne grupy zatrutych młodych ludzi, decyzja katowickich sędziów ma prawo wywoływać oburzenie. Pokazuje, że system nie działa. Zamiast konkretnych działań dostajemy tylko deklaracje polityków.

Decyzja sądu w Katowicach to także sygnał dla dilerów: chcecie robić nielegalne interesy, to róbcie je w Katowicach, a włos wam z głowy nie spadnie.

Zwolniony z aresztu mężczyzna nie ma pracy, utrzymywał się z handlu dopalaczami. Nikt nie da gwarancji, że teraz nie zasypie rynku nową porcją trującego świństwa. Jeśli za kilka dni "Mocarz" w końcu kogoś zabije, na reakcję będzie za późno.




luty 2016 r.
Przegrywamy z dopalaczami
Daniel Flis

W zeszłym roku po zażyciu dopalaczy zmarły 24 osoby, a ponad 7 tys. się zatruło.
Senacki zespół ds. ochrony konsumentów poprosił przedstawicieli służb i instytucji zajmujących się walką z dopalaczami o przedstawienie efektów ich pracy w 2015 r. Okazało się, że mimo częstszych interwencji Głównego Inspektoratu Sanitarnego, policji czy służby celnej i prowadzonych działań profilaktycznych rośnie liczba zatruć. Latem ubiegłego roku była rekordowa. - Walka z dopalaczami zabrnęła w ślepą uliczkę - stwierdził jeden z inspektorów sanitarnych.

1 lipca 2015 r. weszła w życie nowelizacja ustawy antynarkotykowej, która objęła zakazem posiadania i sprzedaży 114 nowych substancji psychoaktywnych, tzw. dopalaczy. Uprzedzeni o tym handlarze w ostatnich dniach czerwca urządzili wyprzedaż zapasów. W konsekwencji w lipcu dopalaczami zatruło się 1966 osób, o 1427 więcej niż w poprzednim miesiącu.

GIS podkreślał, że liczba sklepów z dopalaczami w Polsce spadła z prawie 1,4 tys. w 2010 r. do 170 ujawnionych w 2015 r. Nie oznacza to jednak, że spadło spożycie. - Obecnie handel odbywa się w dużej mierze poprzez dilerów oraz sklepy internetowe, których serwery znajdują się często poza granicami RP, co zapewnia anonimowość i ogranicza lub nawet uniemożliwia nam działanie - mówił Marek Posobkiewicz, główny inspektor sanitarny.

Coraz trudniejsze jest też nadążanie prawa za pomysłowością producentów. W 2015 r. w Unii Europejskiej wykrywano dwie nowe substancje tygodniowo. Tymczasem w Polsce ostatnie rozporządzenie z nowym wykazem substancji zakazanych ukazało się 27 listopada. Część służb zalecała senatorom, by nowa ustawa zawierała listę zakazanych grup związków chemicznych zamiast poszczególnych substancji. - Jeśli będzie wola polityczna, w ciągu trzech miesięcy przygotujemy nowelizację ustawy narkotykowej - zapowiedział Łukasz Mikołajczyk, senator PiS.
Ostatnio zmieniony 10 października 2016 przez jan potocki, łącznie zmieniany 2 razy.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1676 / 106 / 0
mozesz nie wrzucac pierdół ?
dzieki.
Uwaga! Użytkownik randomuser118 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
randomuser118 pisze:
dzieki.
"Kiedys RC zaczęły wchodzić miałem 20 lat. Akurat nie byłem już wtedy za głupi a także siedziałem na forum już chwilę więc miałem dostęp do epicentrum informacji o tych sytuacjach. Więc bodajrze nie było u mnie jeszcze w mieście stacjonarki a ja już zamawiałem rc-ki z neta. Dosłownie, wszystko, wszystko przerabiało się w ilościach nieprzeciętnych. Jestem ciekaw jak taki misz-masz odbije się na naszych zdrowiach w późniejszych latach. Komu z użytkowników na erę boomu na RC przypadła późna młodość i miał podobną historią?"

- napisał Zgienty, który założył temat.

Mógłbyś ruszyć głową i potraktować te "pierdoły" jako tło do lajtmotivu z tematu i materiał do analizy? Dzięki.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1676 / 106 / 0
Nie moge. mam tak przeżąrty łeb, że te artykuły to dla mnie bagno.
Uwaga! Użytkownik randomuser118 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 504 / 108 / 0
jan potocki pisze:
Najcięższa psychoza, jaką widziałam, miała miejsce po przedawkowaniu baclofenu, to lek stosowany w celu zmniejszenia napięcia mięśniowego. Pacjentka była przekonana, że lekarze wycinają jej na żywca nerkę, a nad łóżkiem wiszą zwierzęta. Kiedy miała lepszy dzień - zamawiała taksówkę i jechała do Nowego Jorku. Psychoza trwała dwa tygodnie.
To niezły miała ten baclofen %-D
ODPOWIEDZ
Posty: 124 • Strona 12 z 13
Newsy
[img]
Narcos Holandia. Rekordowa liczba zlikwidowanych laboratoriów narkotykowych

O ponad 10 proc. wzrosła liczba zlikwidowanych laboratoriów narkotykowych – informuje holenderska policja. W 2024 r. wyeliminowano aż 167 takich przybytków. Dla porównania w Polsce w tym samym roku odkryto 85 przestępczych laboratoriów. Wzrasta też liczba składowisk nielegalnych odpadów po produkcji narkotyków, zagrażających środowisku.

[img]
"Bardzo lubiłem amfetaminę". Znany muzyk o narkotykach

Kazik Staszewski opowiedział o swoim doświadczeniu z narkotykami. Muzyk sporo eksperymentował z używkami.

[img]
Marihuana zmniejsza pragnienie alkoholu u osób pijących dużo – Nowe badania finansowane przez rząd

Czy marihuana może pomóc osobom pijącym dużo alkoholu pić mniej? Nowe badanie przeprowadzone w USA sugeruje, że tak – i to z zaskakująco prostego powodu. Osoby, które sięgały po marihuanę tuż przed alkoholem, piły wyraźnie mniej i miały mniejsze łaknienie.