...czyli jak podejść do odstawienia i możliwie zminimalizować jego konsekwencje
ODPOWIEDZ
Posty: 587 • Strona 43 z 59
  • 1957 / 230 / 0
Po prostu wszyscy chlali, i się bawili. Wszędzie alkohole, kreski, topy. Dziwne byłoby gdyby w takiej sytuacji nie wpadła do do głowy myśl "a może jednak, tylko dzisiaj, przecież jest sylwester i trzeba świętować".
Uwaga! Użytkownik MartwyNarkoman nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 989 / 76 / 0
@Limitbreaker

Lęk przed czym? I czy te stany nie męczą? Te nie do pomyślenia stany. Ile razy przychodziła mi do głowy taka myśl, że zamiast palić jakieś prochy przy okienku wolałbym zwyczajnie popijać herbatę i patrzyć na zachód słońca czy coś w tym rodzaju. Normalnie sobie żyć.

@Serotonin

To trochę inaczej działa. Kiedy postanowiłem, że nie będę ćpał to w pierwszy dzień swojej abstynencji siedziałem z ludźmi, którzy chlali, ćpali i się bawili i potrafiłem się powstrzymać. Kręciłem dla nich lolki, robiłem maczanki, nalewałem wódki, sypałem kreski. Potem zarzuciłem takie towarzystwo i dopiero wtedy, kiedy zostałem sam poczułem się głodny. Bo nagle nie przynależałem do żadnej grupy. Taki przechrzta, ni to ćpun, ni to przykładny obywatel, nie-wiadomo-co. Nie miałem dokąd pójść, nie miałem z kim porozmawiać. To pewnie w takich chwilach się to wszystko nakręca. Dobrze pisał Blu, żeby nie siedzieć w samotności, w izolacji, żeby wyjść do kogoś, robić coś, cokolwiek. Bo nie tylko narkotyki ciągną, te bagno ciągnie, ten "światek" ciągnie, ci "ludzie" ciągną. I łatwiej wrócić do starego świata niż zrobić sobie nowy.
Egoista, ale miły.
Narcyz, ale nie ostentacyjny.
Kłamca, ale wrażliwy.
Miło mi Cię poznać.
  • 501 / 7 / 0
Boję się tego pytania, bo zaczynam coraz bardziej wątpić że rzucę definitywnie wszystkie dragi.
  • 3206 / 175 / 0
Lęk przed czym? I czy te stany nie męczą? Te nie do pomyślenia stany. Ile razy przychodziła mi do głowy taka myśl, że zamiast palić jakieś prochy przy okienku wolałbym zwyczajnie popijać herbatę i patrzyć na zachód słońca czy coś w tym rodzaju. Normalnie sobie żyć.
Lęk to lęk. W przypadku dragów jako ucieczki nie ma znaczenia fragmentaryzacja lęku.

A co do tej myśli, mam identyczną, w tym jesteśmy podobni. Przychodzi mi ona coraz częściej, i bardzo mi się podoba, bo nie jest tak, że przychodzi po fakcie - perspektywa zrobienia czegoś zamiast ćpania staje się wystarczająco kusząca, by dragi nie tyle odrzucić, co po prostu świadomie wybrać to, co sprawia więcej radości. Samo odrzucenie czegoś, negacja - "nie będę ćpał" - nie rozwiązuje problemu. Staram się skupiać na tym, co chcę robić, a nie czego mam nie robić. Między wierszami zdarza mi się mówić ludziom tak jak teraz piszę, jednak w rzeczywistości robić coś innego.

I tak czasem myślę, a czasem robię, że jednak zamiast pójść kupić sobie kodę, zioło, metkata czy cokolwiek, wybieram łóżko, herbatę i książkę.

Wracając jednak do tego lęku, moja odpowiedź nie była wyczerpująca. Lęk przed życiem. Odpowiedzialnością, która jest na mnie, ponieważ jestem człowiekiem. Nie mam perspektyw ani pomysłu na życie, nie interesuje mnie życie w otaczającym mnie społeczeństwie w pracy 9-17, nie mam pomysłu na studia ani na siebie, nie chcę wyjeżdżać od dziewczyny za granicę na dłużej (potrzebuje mnie tak samo jak ja potrzebuję jej; może miesiąc byłby w porządku, ale nie odczuwam w ogóle takich potrzeb jak posiadanie pieniędzy bo nie jestem w sytuacji, w której koniecznie muszę coś robić, żeby przeżyc), po prostu zero, null, void, nic, próżnia, limbo myślowe. Gdy przypominam sobie to wszystko, odczuwam lęk, przestaję żyć.
Uwaga! Użytkownik ItvH2erPPPWR nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3169 / 363 / 0
Limitbreaker pisze:
Nie mam perspektyw ani pomysłu na życie, nie interesuje mnie życie w otaczającym mnie społeczeństwie w pracy 9-17, nie mam pomysłu na studia ani na siebie, nie chcę wyjeżdżać od dziewczyny za granicę na dłużej (potrzebuje mnie tak samo jak ja potrzebuję jej; może miesiąc byłby w porządku, ale nie odczuwam w ogóle takich potrzeb jak posiadanie pieniędzy bo nie jestem w sytuacji, w której koniecznie muszę coś robić, żeby przeżyc), po prostu zero, null, void, nic, próżnia, limbo myślowe. Gdy przypominam sobie to wszystko, odczuwam lęk, przestaję żyć.
Masz jakieś marzenia? Jeśli tak to zrób sobie listę na kartce papieru i zacznij je realizować, zaczynając od tych najłatwiejszych. Życie bez aktywnego dążenia do jakichś celów i marzeń jest puste i bezsensowne, czy to na haju czy na trzeźwo.
Ja zawsze miałem marzenia, nawet jak brałem ale tylko marzyłem, nie kiwnąłem nawet palcem żeby zacząć je realizować. Wmawiałem sobie że te większe są za trudne i nigdy mi się nie uda a te mniejsze, które byłbym w stanie zrealizować bagatelizowałem. W ten sposób nie musiałem ruszać dupy i miałem wygodną wymówkę do ćpania.
Jeśli skupisz się na konkretnym działaniu to reszta sama się ułoży, będziesz się czuł silniejszy a poczucie pustki i bezsensowności będzie mniej dokuczliwe.
  • 989 / 76 / 0
Chyba gdzieś pisałeś, że jesteśmy podobni do siebie. I mnie się tak zdaje, kiedy ciebie czytam. Bo... mam tak samo jak ty. Może nie wszystkie punkty się "zgadzają", ale potrafię ciebie zrozumieć. Tak mi się w każdym razie wydaje.

Czyżby zaburzenia adaptacyjne? Taka myśl mi przeszła przez głowę. Nic nie sugeruję. Tak tylko porównuję. U mnie to stwierdzono, ale tak jak kiedyś obsesyjnie myślałem o prawidłowej diagnozie i o tym "Co ze mną, kurwa, jest nie tak?", tak teraz wolę niedookreślenie, bo obsesyjne szukanie słówek mnie określających prowadzi do hipochondrii.

Mam pytań kilka. Młody jesteś? Po szkole średniej, z jakąś pracą, na jakichś studiach? Masz tak, że jest trudno dokonać jakiegoś wyboru, a jak się już go dokona to przechodzą myśli przez głowę, że to jednak nie to, że powinno być inaczej? Że ty powinieneś być gdzieś indziej, robić coś innego?

Lęk przed życiem i odpowiedzialnością. To. Czuję, wiem co to jest, rozumiem.

Najpierw odkryłem Boga, który tulił mnie szorstko i jemu życie oddałem, potem go straciłem i nie wiedziałem gdzie się udać i co robić, jak żyć, a na koniec jeszcze kazali studia wybierać, pracy szukać. Jakie studia, jaka praca, jakie życie? A potem co? I czy właśnie tak?

No, ale są marzenia, jak Blu napisał. Może jeszcze jestem za bardzo znieczulony i za krótko trzeźwy, żeby się cieszyć z dążenia do czegoś. Ale to jest to. Bo wątpliwości to chyba są zawsze, jakiś taki niepokój, czy się nie marnuje życia robiąc to co się robi. Jak się tego czegoś nie zrobi to się nie będzie wiedziało czy było warto czy nie.

Jak ćpałem to marzenia sobie leżały zakurzone na półce. A teraz to już właściwie mogę tylko wstawać za każdym razem jak coś spierdolę i zaczynać od nowa, aż z tej półki to marzenie w końcu ściągnę.

Ale smuty, trzym się Limit.
Egoista, ale miły.
Narcyz, ale nie ostentacyjny.
Kłamca, ale wrażliwy.
Miło mi Cię poznać.
  • 3169 / 363 / 0
Blazen pisze:
Może jeszcze jestem za bardzo znieczulony i za krótko trzeźwy, żeby się cieszyć z dążenia do czegoś.
Możliwe. Ja zacząłem odczuwać jakieś tam zadowolenie i motywację do dalszych działań gdzieś po roku trzeźwości. Przez ten rok szczytem wysiłku było zmuszenie się do chodzenia na terapię i utrzymywanie absty.

Nie wiem Limit jak często ćpasz ale może na tyle często, że dragi ci zabierają całą motywację do życia i dopuki ich nie rzucisz całkowicie to nic się nie zmieni.
  • 3206 / 175 / 0
Blu pisze:
Masz jakieś marzenia? Jeśli tak to zrób sobie listę na kartce papieru i zacznij je realizować, zaczynając od tych najłatwiejszych. Życie bez aktywnego dążenia do jakichś celów i marzeń jest puste i bezsensowne, czy to na haju czy na trzeźwo.
Ja zawsze miałem marzenia, nawet jak brałem ale tylko marzyłem, nie kiwnąłem nawet palcem żeby zacząć je realizować. Wmawiałem sobie że te większe są za trudne i nigdy mi się nie uda a te mniejsze, które byłbym w stanie zrealizować bagatelizowałem. W ten sposób nie musiałem ruszać dupy i miałem wygodną wymówkę do ćpania.
Jeśli skupisz się na konkretnym działaniu to reszta sama się ułoży, będziesz się czuł silniejszy a poczucie pustki i bezsensowności będzie mniej dokuczliwe.
Czy marzenia, a cele, to to samo? Do tej pory było tak, że zapisując sobie co chcę zrobić na kartce po krótkim czasie pojawiał się lęk. Nie chciałem już myśleć o tym, co mam zrobić, co chcę, przytłaczało mnie to a kartkę gdzieś wyrzucałem. Potem znów pisałem, znów wyrzucałem. Może tym razem się uda. Jak rozdzielić marzenia od celów? Marzeniami mierzę wysoko, uważam. Nie wiem, jakie Ty masz marzenia Blu - moje wydają mi się za trudne, nie mam środków, żeby je realizować, a moje umiejętności, żeby zdobyć te środki są zerowe. Nigdy też nie chciałem, żeby jakaś część mojego życia była wyjęta z całości - coś było poświęceniem. Wolałbym spełniać marzenia i dobrze sie przy tym bawic. Nie interesuje mnie perspektywa typu "20 lat harowy a potem 20 lat odpoczynku". (znowu cos mi sie zrobilo w linuksie i przestaly dzialac polskie znaki - wyskakuja mi rozne menu zamiast znakow)
Mam pytań kilka. Młody jesteś? Po szkole średniej, z jakąś pracą, na jakichś studiach? Masz tak, że jest trudno dokonać jakiegoś wyboru, a jak się już go dokona to przechodzą myśli przez głowę, że to jednak nie to, że powinno być inaczej? Że ty powinieneś być gdzieś indziej, robić coś innego?
Latek 20. Po licbazie. Poszedlem na studia, po czesci zawalilem je, ponieważ ćpałem, myślę jednak, że gdyby naprawdę mnie jarały, to udałoby mi się je kontynuować mimo wszystko. Jednak nauka w tym systemie edukacji od wielu lat z roku na rok coraz mniej mnie ciekawiła i coraz więcej musiałem kombinować, żeby zmusić się do nauki. Właściwie to mam niesamowite szczęście. Gdy byłem bez wyjścia, owszem uczyłem się, ale nic poza tym. A nawet ta przymuszona nauka czasem mi nie wychodziła i naprawdę miałem tony szczęścia w życiu. Matury (pol podst, mat podst, ang rozsz) zdałem dobrze, rozszerzenie z anglika bardzo łatwo. Bo to łatwe rzeczy są. Tylko nauka trudna.

Obecnie poszedłem na florystykę do policealnej, bo inaczej stracę rentę. I tu z tymi wyborami mam tak jak piszesz - po każdym wyborze czułem, że to nie to. Pierwszy mój wybór to było liceum o profilu informatycznym. W gimnazjum pisałem drobne kody, modyfikacje do modyfikacji do Counter-Strike'a. Po 3 miesiącach stwierdziłem, że ja przecież nie chcę siedzieć przed kompem w pracy. Kolejny tego typu wybór to studia. Wmówiłem sobie, że interesuje mnie filologia, byłem szczerze przekonany, że mnie to będzie interesować, będzie fajnie i w ogóle. Na studiach po miesiącu stwierdziłem, że to nie to. Potem był cyrk z dragami, mną, moją dziewczyną i jej rodzicami. Mocna depresja, przestałem chodzić na studia, bo i tak mnie nie rajcowały - ot kolejny stopień systemu edukacyjnego, w którym ja nigdy się nie odnajdywałem i nigdy nie odnajdę. W podstawówce byłem pierwszym pionierem-buntownikiem, który pomyślał, że wcale nie trzeba robić zadań domowych, bo to jest nudne, głupie i nie chce mi się tracić czasu na to %-D

Teraz na początku tego roku szkolnego poszedłem na tę florystykę, bo stwierdziłem, że chcę coś skorzystać z tej szkoły skoro i tak muszę chodzić dla renty rodzinnej, a technik informatyk trwa 2 lata (florystyka 1 rok), i więcej godzin. Wybór poparłem tym, że zainteresuję się tym, bo mama i babcia znają się na florystyce tj. robią ozdoby itp. więc sobie poradzę. Tam trafiłem na rzeczywistość, w której nie potrafię nic zrobić. Nie chodzi o konkretne rzeczy związane z florystyką, czy czymkolwiek: awersja do nauki i wysiłku, lęk i poczucie bezradności. Znów poczułem, że się do tego nie nadaję, powinienem być gdzie indziej itd.

Wraz z florystyką we wrześniu podjąłem pracę na czarno w lokalnym zakładzie szklarskim (tryb pracy 9-17 :D ), ale na początku stycznia rzuciłem tą pracę, bo, again, czułem, że nie mogę tam zostać, że to nie to. Poza tym nie wyrabiałem psychicznie jednocześnie z pracą i szkołą, po pracy nie miałem sił na cokolwiek ambitnego, nic, żadnej książki, filmu, przez miesiące przesłuchałem jeden nowy album muzyczny, stare albumy przestałem słuchać w ogóle, bo nie potrafiłem słuchać muzyki i angażować się w nią, a nie lubię słuchać muzyki dla narkotyzacji, nie licząc komunikacji publicznej.

Mam myśl, pójdę na psychologię na UŚ, ale to są studia jednolite magisterskie. Jak zrezygnuję, to czas zmarnowany, żadnego licencjatu nawet. Ten pomysł zresztą jest i tak z braku innych pomysłów. To właściwie nie jest nawet pomysł. Nie wiem co to jest. Nie wyobrażam sobie siebie na studiach. To przecież nie dla mnie.

Rezultatem tego beznadzieizmu jest to, że nie mam sobą nic do zaoferowania, a mam przecież obowiązek wobec świata jako istota ludzka. Nie wiem, czy to rozumiecie. Nie uważam tego za jakiś mój wymysł. Tak po prostu jest, i każdy musi ten obowiązek spełnić dla całości. Każdy na swój sposób. Ja do dyspozycji mam obecnie tylko słowo. Nie zginę? Samobójstwa nie da się popełnić, to ucieczka od obowiązku, ale daremna. Nie da się uciec od obowiązku przeżycia swojego życia najlepiej, jak potrafisz. To wszystko może odbierzecie jako hipisowska pseudooświecona gadka. Może wtedy słowa przeszkadzają w zrozumieniu tego, bo nie da się tego ująć w słowa. Niemniej nie uciekając w przestrzeń astralną - żeby coś zrobić dla siebie i dla świata, muszę zapewnić sobie i kobiecie byt. Marzeniem jest, by było to z dala od systemu, pieniędzy, GMO, polityki, hałasu miast, nieludzkiej pracy, zabijania, wojen, rządu, znów systemu; a blisko natury. Uważam, że nie da się z tym wszystkim walczyć (nie warto zresztą), trzeba stworzyć własne życie.

I teraz chyba się zagalopowałem. Trudno. Po północy włącza mi się coś ala kreatywność. Wierzę jednak w to, co mówię. Są takie rośliny, które potrafią rosnąć w każdym miejscu, w każdych warunkach. Są też takie rośliny, które potrzebują bardzo konkretnych warunków. Albo może to system zasugerował mi ten podział, a ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, czego potrzebują. To nie ma znaczenia.

Blu, masz pewnie rację z ćpaniem. Za krótko to wszystko. Mam poczucie, że skończył mi się czas, i muszę coś zrobić teraz, natychmiast coś wymyślić, mieć jakieś narzędzia, jakiś plan na życie. Tymczasem nie mam ani planu, ani narzędzi. I znów lęk. Błędne koło.

Mam nadzieję, że nie powiedziałem za dużo. Dziękuję ( :heart: ) i dobranoc
Uwaga! Użytkownik ItvH2erPPPWR nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 3169 / 363 / 0
Limitbreaker pisze:
Czy marzenia, a cele, to to samo? Do tej pory było tak, że zapisując sobie co chcę zrobić na kartce po krótkim czasie pojawiał się lęk. Nie chciałem już myśleć o tym, co mam zrobić, co chcę, przytłaczało mnie to a kartkę gdzieś wyrzucałem.
Marzenia są mniej konkretne, bardziej ogólne i złożone. Cel to konkretna rzecz do wykonania typu posprzątanie mieszkania, pojechanie w jakieś konkretne miejsce czy zakup danej rzeczy. Cele pomagają w realizacji marzeń bo je konkretyzują i pozawają ustalić drogę do ich realizacji. Cel ma też jakieś ramy czasowe na jego wykonanie. Przykład:
"Chciałbym zostać kucharzem" - marzenie
"Do końca tego roku uzbieram kasę i zapiszę się na kurs gotowania" - cel
Limitbreaker pisze:
Marzeniami mierzę wysoko, uważam. Nie wiem, jakie Ty masz marzenia Blu - moje wydają mi się za trudne, nie mam środków, żeby je realizować, a moje umiejętności, żeby zdobyć te środki są zerowe.
Błąd. Trzeba mieć też małe marzenia i proste cele, względnie łatwe do realizacji. I nimi zajmować się na początku. Ty sam tworzysz sobie sytuację nie do wygrania. Poprzeczkę ustawiłeś tak wysoko, żeby nie mieć żadnych szans doskoczyć bo gdyby była niżej to byś musiał chociaż spróbować, narażając się na porażkę. A tak to nie musisz w ogóle się z tym mierzyć. Nie mówię żebyś zrezygnował zupełnie z dużych marzeń ale dostosował wymagania to realnej sytuacji. A ta jest taka, że jesteś ćpunem z depresją, zjadanym przez lęki i dopóki tego jakoś nie ogarniesz, musisz pogodzić sie z tym, że teraz wiele rzeczy znajduje sie poza twoim zasięgiem.
Limitbreaker pisze:
Nigdy też nie chciałem, żeby jakaś część mojego życia była wyjęta z całości - coś było poświęceniem.
Życie każdego człowieka jest pełne poświęceń, utraconych szans i porażek. Właśnie dzięki temu sukces tak dobrze smakuje i masz możliwość przeżywania chwil szczęścia - na zasadzie kontrastu. Lepiej się z tym pogódź bo taka jest rzeczywistość. No chyba że wolisz się odkleić i żyć w świecie urojeń podsycanych dragami. Sam zdecyduj.

Odstaw ćpanie stary bo bez tego będziesz się dalej kręcił w kółko po swojej wydeptanej pętli beznadziei. To jest podstawa. Idź na terapię albo do ośrodka. Nie wiem co by ci tu jeszcze napisać więcej ponad to...
  • 4807 / 266 / 0
Blu pisze:
Marzenia są mniej konkretne, bardziej ogólne i złożone. Cel to konkretna rzecz do wykonania typu posprzątanie mieszkania, pojechanie w jakieś konkretne miejsce czy zakup danej rzeczy.
To chyba dla Ciebie, celem jest też spełnianie marzeń i znam ludzi którzy bardzo dobrze sobie z tym radzą, marzenia odrywają nas od codziennej rutyny którą opisujesz, posprzątać mieszkanie, pojechać do hipermarketu i kupić mopa bo stary zaczął śmierdzieć. Ogólnie myślę że właśnie wiara w marzenia jest niezłym motywatorem do rzucenia nałogu i cel spełnienia jest drogą do uporządkowania lub podporządkowania sobie życia dążąc do realizacji. Skupianie się na codzienności każdego potrafi w gruncie rzeczy dobić bo jest monotonna, a dla uzależnionego nie ma gorszej opcji niż nuda.
Ja otchłań tęcz, a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach
jam błysk wulkanów, a w błotnych nizinach
idę jak pogrzeb z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra, kłębi się rajów pożoga
i słońce, mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
ODPOWIEDZ
Posty: 587 • Strona 43 z 59
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Newsy
[img]
Szympansy biesiadują? Sfilmowano je, gdy dzieliły się owocami zawierającymi alkohol

Ludzie od dawna spożywają alkohol i od tysiącleci odgrywa on rolę we wzmacnianiu więzi społecznych. Nowe badania wskazują, że nasi najbliżsi krewni – szympansy – mogą wykorzystywać alkohol w podobnym celu. Po raz pierwszy udało się sfilmować szympansy, które dzielą się sfermentowanymi owocami, w których stwierdzono obecność alkoholu.

[img]
Przemycają narkotyki w ciałach żywych jałówek. Eksport bydła z Meksyku do USA kwitnie

Meksykańskie kartele wykorzystują żywe bydło do przemycania narkotyków przez granicę USA. Narkotyki zaszywają wewnątrz zwierząt.

[img]
Czy psychodeliki mogą uczynić Cię bardziej moralnym człowiekiem? [Nowe badania 2025]

Czy możliwe jest, że po zażyciu psychodelików stajesz się bardziej empatyczny, troszczysz się o innych ludzi, zwierzęta czy nawet środowisko naturalne? Najnowsze badania opublikowane w Journal of Psychoactive Drugs sugerują, że tak – osoby, które doświadczyły głębokich przeżyć psychodelicznych, wykazują wyższy poziom moralnej ekspansywności, czyli gotowości do rozszerzenia współczucia i troski na coraz szersze kręgi istnienia. Co ciekawe, wzrost ten jest szczególnie silny u osób, które podczas „tripu” przeżyły rozpad ego lub intensywne doświadczenia mistyczne.