Trzeźwość narko od 11 wrzesznia 2006
http://www.feta.blog.onet.pl
-...wie ze musi wejść na wieżę,od tego zależy jego życie i nie może,dotknięty lękiem wysokości...
Jean Cocteau
NiViX pisze:Kiedys z qmpelm pposzlismy do "SPOLEM" po jakies antidotm na gastrofaze ja ludzie raktycznie nie bylo ja stalem za kasami aqumpel kupowal i gdy chcial wyciagnac kase z kieszenie razem z dycha wywalil worek z MJ
Kumpel chce wyciągnąć kase i zaplacic - niestety, z kieszeni wypada lufa i samara. Lufa upadając na płytki w sklepie narobila hałasu - wszyscy ludzie patrza na kumpla, to na lufe.
Myslalem, ze sie posikam ze śmiechu, a nic akturat nie jaraliśmy! :-D
dwa miesiace temu stara wysłał mnie po ziemniaki do sklepu,. nie chciało mi sie isc bo przez dwa dni piłem i cpałem, poza tym dobrze sie lezało przed telewizorem, dopiero jak stara zaczela strzelac zdupy o tym ze nic w domu nie robie i sie nadaje co najwyzej do tarcia chrzanu to dopiero wtedy sie ruszylem, wzialem siatke i wyszedłem z domu- to był błąd
przyszedłem do sklepu, wogole po drodze tysiace jakiś pojebanych mysli, w zasadzie uśwaidomiłem sobie ze z poprzednich dwóch dni nic nie pamietam, wstałem dopiero godzine temu, miałem sie skontaktowac z ziomkami zeby mi cokolwiek przewineli co sie działo bo dziura wgłowie a niej jakieś dziwne uczucie ze cos znowu nawydupcałem. ale nic...
wszedłem do tego sklepu, chciałem jak najszybciej to kupic i wrócic ale oczywiscie przedemną stałą jakas babura która nie mogła sie zdecydować jakie rodzynki kupic do ciasta, w sumie nie naleze do osób jakis szczególnie nerwowych ale jej 10 min. wybieranie i wzajemne usmiechy, oraz lizanie sie po cipach z ekspedintka powoli doprowadzały mnie do szału, w końcu nie wytrzymałem i mówie lekko zirytowanym tonem- moze by tak pani wkoncu kupiła te rodzyny zapakowała do siateczki, zapłaciła i poszła w cholere bo ja nie mam całego dnia, mama czeka na ziemniaki, ja czekam na obiad, piłem dwa dni i nie mam nastroju na sterczenie i słuchanie biadolenia... na to ekspedientka bo baba wybauszyła oczy i nic- a cos pan taki nerwowy? troche kultury...nie zdazyła dokończyć... ta baba co tak wybauszyła ślepia bynajmniej jak sie za chwile okazało nie spowodu mojejgo bulwersa weszła w jej zdanie zdanie cedząc przez zęby - to ty! to ty chamie! i cap mnie za rękaw- tyś wczoraj tak moja córke wyklinał od kurw szmat i jeszcze zes ja wytargał za włosy, czekaaaaj.. ja znam twoja matke, cos ty myslał ze co? że ci to drabie ujdzie na sucho... itp itd.. ja stoje, error jak skurwysyn, zdazenia niepamietam, ta drze morde no to wyszedłem ztego sklepu i ide.. ata zamna idzie i mnie wyzywa, ludzie na ulicy sie patrzą, cyrk... wkoncu i tak było mi wszytkojedno wiec sie obracam i mówie - weże zdupcaj kaflaro chuj mnie to interesuje, skoro pocisnałem pani córce to znaczy ze jej sie nalezało... w tym momencie baba dostała spazmów zrobiła sie na mordzie czerwona i zaraz potem purpurowa, zaczeła charczeć przewróciła sie i nie oddycha ekspedientak słyszac krzyki moje wyszła ze sklpeu i widzi jak baba leży a ja nad nią- zaczeła krzyczec i zdupcyła do sklepu ja kurwa zbladłem i zamaist to wytłumaczyc zacząłem spierdalać, biegłem przez jakies chaszcze potknałem sie zaryłem zebami o glebe uklęknąłem i zaczalem sie modlić wtedy z nieba zstąpił anioł i powiedział- Synu nie lękaj sie, masz tutaj łopate i kop, nic nie mówiąc wziałem łopate i zaczałem kopać, kiedy wykopałem spory dołek anioł kazał mi tam wejsc a kiedy to zrobiłem to mnie zasypał. za dwa tygodnie odkopała mnie dopiero mama wygladałem jak ogromny ziemniak, zaniosła mnie do domu, obrała ugotowała, i zezarła wraz z ta babą ze sklepu, ekspedientką i zbesztaną córką. podobno byłem niesmaczny ja natomiast czułem sie w ich żołądkach zdeka chujowo dlatego tak parłem im na jelita ze mnie wkoncu obie wysrały... to co wysrały kanałami poszło w glebe i za dwa miesiace wyrosła ze mnie całkiem zdrowa jabłonka
Piszcie kiedykolwiek
Wszystko co napisałem na tym forum to prawda; opisywane sytuacje miały miejsce..
- Ej brat co jest?
-Nic kurwa, zajebiście jest, zajebiście.
I co tu skwaszonemu kolesiowi odpowiedziec?! no co?! stalismy i sie gapiliśmy.
A brat zaczyna sie rozbierać, moja laska sie odwrocila, a my stoimy i sie gapimy, nawet nie wiemy czy sie smiać czy co.
- Co sie kurwa lampicie, pomóżcie no!
Czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Wreszcie ziomek sie otworzyl, powiedzial co mu lezy na duszy.
- No kurwa nie ma go - i patrzy na swoj interes - nie ma, wchłonął sie i co teraz, co teraz!
- Ziom pewno ci wylecial nie stresuj sie
- Ale co? jak sie wchłonął. - nie moglismy ukryc zdziwienia
- No on, no karton no, no wchlonął sie kurwa, jak mi sie cos stanie, no ej no, wchłonął sie w mój układ erotyczny, i co teraz?! (bardzo dokladnie odwzorowana rozmowa, wręczcytowana, nie zapomne jej chyba nigdy :D)
TAk wyglądała mniej wiecej rozmowa przez najblizsze 20m. wreszcie ziomek sie rozebrał usiadł nago w lesie i beczy. Beczy fhuj. godzina 21, dosyc uczęszczana drózka lesna (ale to był 2002r wiec jeszcze paly tak nie scigaly) a tu skwaszony nagi koleś siedzi i beczy. Wreszcie sie zebrał kolo 21.15 i zaczął szukać kartonika. Kazał sobie zaglądać w odbyt i w ogole bleeeee. Nagle sie ubrał, wysmarkał, otarł twarz, wstał i rzekł.
- Ej, ja go chyba zjadłem.
Usmiecha sie i wyjmuje spod jezyka kawalek zżutego kartonika....
Na następny dzien okazalo sie ze trrzymał go pod napletem ale nic nie czul wiec go zjadł. Fuj...
Pragnę jeszcze napomnieć ze z bratem podobne wixy odpierdalismy(właścieiwe ja razem z nim, ale mnie starzy nie przyjebali do psychiatryka) w chacie np.
wsadzalismy garnek w kilogram ziemniakow i mowilismy starej ze ten garnek nie chce sie gotowac na ziemniakach, albo wsadzilismy psa do lodowki z blizej nie znanych przyczyn. A jak zaczęlismy udawać noge od stołu (tu chyba salvia maczala w tym palce ;) ) to go starzy wsadzili go do psychiatryka, a ja mialem zakaz gadania z nim :D. Ahaha a najlepsze ze jest teraz na 3 roku psychiatrii.
Ale w jednej sprawie są na pewno zgodni
Że trzeba mieć miejsce w którym można się rozjebać
Ostro zabalować a później wszystko sprzedać
Historia tragiczna.
W rolach głównych: ja, R., M., dwie nieznane laski. M. i ja ubrani na czarno, długie włosy. R. dość niski, niezbyt długie włosy, prawdopodobnie ubrany na ciemno.
Jest bardzo ładne, cieplutkie, wczesno lipcowe popołudnie. Dzień minął mi pod znakiem narkotycznego opierdalać-się, czyli pływania na basenie i opalania się pod wpływem THC. Postanawiam nie kończyć udanego dnia i umawiam się z M. oraz R. na piwo do parku. Tam dowiaduję się, że umówili się wcześniej z dwoma ledwo poznanymi laseczkami. Poszło pierwsze i drugie piwo, już myślimy, że się nie zjawią, ale jednak - przybyły z dużą butelką jednego z tańszych około-dziesięcio-procentowych alkoholi. Rozmowa się nawet klei, widoczki w parku bardzo ładne, wszechobecny efekt tyndalla i co jakiś czas leciutka mrzawka. Siedzimy przy stawie, po opróżnieniu trzeciego piwa zachodzi potrzeba zakupienia kolejnych. I w tym klimacie kończymy piąte piwo; rozmowa klei się już bardzo dobrze, a M. przeistoczył ją już nawet w kontakt cielesny z jedną z pań. Ja i R. niezbyt zainteresowani odchodzimy na bok. Oświadczam, że mam coś na podsumowanie wieczoru i wyciągam siano i lufkę. Palimy pierwszą i drugą. Laski muszą się niestety zmywać, ale my jesteśmy w świetnym humorze - palenie dopadło nas bardzo solidnie. M. zorientował się co robimy i postanawia też skosztować, jednak nie sianka, a jedynie opalić lufkę. Warto zaznaczyć, że ostatni raz palił 2 lata temu.
Sprzęt i ładunek wraca do plecaka, a my wyruszamy na wycieczkę po parku. M. cały czas twierdzi, że nic nie czuje. R. zajebany w trzy pizdy, śmieje się, nie wie co się dzieje. Ja obserwuję całą sytuację z uśmiechem. Mija parę minut, M. stwierdza, że trafiło go momentalnie, nie gładko, tak po prostu, bez uprzedzenia. Humor cały czas nas nie opuszcza.
Idziemy po prawej stronie aleji w kształcie odwróconej litery U. Jakieś abstrakcyjne rozmowy, śmiechy, opowiadanie dowcipów... na chwilę odpływam w głąb siebie, myślę o nieważnych rzeczach... ale z błogostanu coś mnie wybudza. W powietrzu wisi jakiś nieprzyjemny nastrój, stres; powrót do rzeczywistości zajmuje mi kilka sekund. R. i M. rozmawiają o czymś nerwowo. Ponoć słyszą jakieś krzyki, nie do końca rozumiem, ale wydaje mi się to śmieszne, zaczynam ich pocieszać, że łapią zwykłego badtripa; nie daje się ich przekonać, wtedy dotarło do mnie - nie chodzi o jakieśtam krzyki, tylko o krzyki skierowane w naszą stronę. Oglądam się raz i drugi. Dopiero parę chwil zajęło mi zorientowanie się. Rozproszona ekipa conajmniej 50 ubranych na sportowo panów. Idą w naszym kierunku. Ciśnienie podskoczyło. Adrenalina też. Wkręta? Nie, przecież nie haluny... ale może jednak? Tylko co jeśli... JEST. Idzie jakaś pani z psem. Opanować się. Podchodzę, nie dbam o wizerunek: pytam czy nas słuch i wzrok nie zawodzi. Niestety. Pani potwierdza. To się dzieje naprawdę. Utrzymuję rozmowę. Jak najdłużej... byle tylko wyjść z parku, a wtedy noga. Idziemy obok miłej pani. Aleja zakręca - zza pobliskich drzew wyłania się wyjście z parku... ale co to? Tętno znowu zmiażdża, uderza do mózgu, adrenalina rozsadza. Panowie nie rezygnują - okrążyli nas z obydwu stron. O uciekaniu nie ma mowy. Z naprzeciwka idzie jeszcze inna pani, ale rzeczy dzieją się w niewiarygodnym tempie. Brak czasu na narady. M. wystrzela agresywnym alkoholowym 'czego chcecie?'. Akcja przyspiesza, panowie zdejmują plecak z R. i łapią go za nogi/głowę. Ja już schizuję, walczę się z myślami co robić. Decyduję się na alarmowy. Straciłem głowę. Gdzie my właściwie jesteśmy? 112, daję babie telefon. Nawija. M. zniknął. W tym czasie sprawy się nawarstwiają, ja głupieję, baba krzyczy coś o policji. Dresy chyba się rozchodzą. Brak mi pewności. Wraca R.. Jest mokry. Wrzucili go do stawu. Nie ma plecaka, ale nikt o tym nie pamięta, wyrywam telefon babie. Wybiegamy. R. biegnie w inną stronę i akurat łapie swój tramwaj. Ja i M. wsiadamy w pierwszy lepszy. Jedziemy. Ewidentny badtrip. Trzeba wyłączyć telefon. Wyłączam. Wysiadamy gdziekolwiek. Wszędzie łysi panowie. Pewnie już wiedzą. Przejście podziemne, M. oznajmia, że trzeba pozbyć się towaru. Badtrip urósł do niespodziewanych rozmiarów, wyrzucam 4 sztuki do kosza MPO i spieprzamy. Ulice pełne podejrzanych ludzi. Wszyscy prowadzą rozmowy przez telefon o nas. Biegniemy przez miasto, nie rozmawiamy. Rozwidlenie, M. idzie w swoją, ja w swoją. Wpadam do autobusu i po paru minutach jestem w domu. Oddycham z ulgą.
Po przebudzeniu rano, wrażenie wyśnienie całego poprzedniego dnia zostało brutalnie zmiażdżone rzeczywistością - R. był już na komendzie w sprawie zaginienia plecaka. W środku był paszport i klucze, płyta dvd i książka. Następnego dnia czekała go wymiana wszystkich zamków w domu. Jakiś czas później musiałem zeznawać także ja i M.. Okazało się później, że plecak znalazł pracownik parku. Oczywiście nie było tam już ani płyty, ani książki. Mimo wszystko, 600 zł za zamki w plecy.
Nie jestem w stanie wytłumaczyć jak to się stało, że nas nie pobili. Pewne jest jednak, że w naszym mieście nigdy nie czułem się bezpiecznie, a to co się stało tylko spotęgowało moje odczucia. Od tamtej pory wzbraniam się przed braniem narkotyków poza określonymi bezpiecznymi miejscami, ale to już temat na oddzielny wątek.
Inna historia, tym razem całkiem pocieszna.
Spora grupa, upaleni jak świnie i mega gastrofaza. Wchodzimy do McDonalda.
A. - Ziędobry. Będzie jedzenie za darmo?
Pani za ladą - Jak to za darmo?
A. - No za darmo, będzie jedzenie za darmo?
Pani za ladą - Nie rozumiem, dlaczego ma być jedzenie za darmo?
A. i R. (razem) - bo będzie zajebiiiście duże zamówienie.
Razem z kumplem znudzeni paleniem w bezpiecznym domku, w odosobnieniu od świata, doszliśmy do wniosku, że trzeba porobić coś innego pod wpływem thc. Wpadliśmy na pomysł jazdy na rowerku po lesie. Oczywiście po pewnym czasie to też nam się znudziło, wiec wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić taką wycieczkę do lasu, ale w nocy!
Kumpel na początku nie chciał. Mówił, że będzie się bał itd., ale jakoś udało się go przekonać. Ok. godziny 0.00 wjeżdzamy do lasu ujarani. Pierwsza faza to taka, że szukamy uciekających Żydów w czasie wojny (kumpel miał światło w rowerze i świecił nie na drogę, tylko po drzewach - dodatkowo rower skrzypiał jak jakis samochod patrolowy). Teksty: i tak nie uciekniecie żydy!, poddajcie się! i w podobnym klimacie.
Zrobiliśmy postój na "doładowanie konta". Wyciągam lufe, towar i nabijam. W pewnym momencie coś szeleści w krzakach za kumplem. Patrzy na mnie podejrzanym wzrokiem, ja troche się spękałem. On myśli i myśli w pewnym momencie mowi:
-ty chuju! specjalnie mnie namówileś, żeby mnie nastraszyć, a w krzakach łazi Paweł!
- nie, nie mam pojęcia co łazi po krzakach! - na prawde nie wiedzialem
w tym momencie coś zaszeleściło za mną, a kumpel:
- no tak kurwa, Bartek też tu jest!
W tym momencie byłem już spękany jak cholera, we dwóch najarani, ciemno jak skurwysyn, coś łązi po krzakach, a my w samym środku lasu!
Szybko na rowery i wielka ucieczka. Do dziś nie wiem co tam łaziło, ale na pewno nikt z naszych znajomych, pewnie jakieś zwierzaki.
Imiona przykładowe, wszelka zbieżność przypadkowa. ;-)
ps. dzis piewszy raz w zyciu miała zapalic ale nie wyszło:(
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/psiloshrooms25.jpg)
Psychodeliki mogą wspomagać onkologiczną psychoterapię i leczenie alkoholizmu
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/aptekadyzurna.jpg)
Rewolucja w receptach na opioidy przyniosła skutek? Przepisy miały uderzyć w receptomaty
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut_ekranu_z_2025-01-17_11-55-24.jpg)
„Wokół marihuany medycznej wciąż jest wiele stereotypów, a największą bolączką jest dezinformacja”
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/krysztalowycamping_0.jpg)
Baner reklamujący sprzedaż mefedronu wisiał na płocie sopockiego kempingu
Na ogrodzeniu kempingu przy ul. Bitwy pod Płowcami w Sopocie zawisł baner z kodem QR, który po zeskanowaniu prowadził do strony oferującej sprzedaż mefedronu. To kolejny przypadek, po niedawnych doniesieniach z Gdańska, reklamowania sprzedaży narkotyków za pomocą umieszczanych w miejscach publicznych kodów QR.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_news_skrot/mandarynki.jpg)
To nie zgniłe mandarynki. 24-latek niósł w torbie tak zapakowane narkotyki. Wpadł, bo spanikował
"Dzięki czujności, doświadczeniu i doskonałemu rozpoznaniu terenu, policjanci z Wydziału Wywiadowczego Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie kolejny raz skutecznie uderzyli w przestępczość narkotykową."
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/cannabe-a.jpg)
W Sejmie dyskutowano o depenalizacji marihuany. Co wynika z najnowszego raportu?
W Sejmie odbyło się posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Depenalizacji Marihuany. Podczas spotkania zaprezentowano raport „Między potrzebą a kontrolą” dotyczący aktywnych użytkowników marihuany w Polsce. Temat wywołał sporo emocji.