...czyli jak podejść do odstawienia i możliwie zminimalizować jego konsekwencje
ODPOWIEDZ
Posty: 7275 • Strona 533 z 728
  • 16 / 1 / 0
Kilka dni temu założyłam konto na tym portalu, jednak już dużo wcześniej śledziłam wiele wątków tutaj i opiszę tu swoją historię i poproszę o radę. A więc od początku:
Przygodę z trawą rozpoczęłam około 2,5 roku temu. Pamiętam jak dziś kiedy to chyba z 3-4 pierwsze razy w ogóle mnie nie robiły i totalnie nie kumałam co w tym fajnego skoro nie czułam żadnej różnicy w stanie umysły po zapaleniu :huh: Zaczęło się od jointów, czasem jakaś lufa, ale zdecydowanie rzadziej (za mocno paliło w gardło, zresztą do dziś jestem mięczakiem, jeśli chodzi o wielkość buchów, ale to poruszę dalej w temacie ;-) ). Zaczęło się popalenie dosyć częste, kilka razy w tygodniu, w ciągu dwóch tygodni - akurat, gdy zaczęłam palić rozpoczął się okres wiosenki także wyjścia nad jeziorko temu sprzyjały i towarzystwo również. Po tych kilku pierwszych razach palenia coś w końcu zaczęłam czuć, ale to wciąż nie były jakieś przezabójcze fazy o których często mówili znajomi, że są mega spizgani. Największe co miałam podczas tego palenia to było przeogromne gastro, gdzie osóbka mojej postury (50 kg) potrafiłam kg jedzenia w siebie wpakować :-p Dodam, że zapaliłam i dosłownie po 15-30 minutach już było grane jedzonko. W taki oto sposób minęło około pół roku. Skończyły się wakacje, powrót na uczelnie itp. itd., w międzyczasie poznani nowi znajomi, którzy również okazało się, że smolą nieźle i tak od tam tego czasu zaczęło się troszkę więcej palenia można powiedzieć, że prawie codziennie z jakimiś tam może przerwami dzień/dwa. Dalej były to jointy, dalej nie upalałam się jakoś mega mocno, dalej wszyscy mówili jak to są zajebani, a ja po 30 minutach zawsze chciałam palić kolejnego jointa. Po jakich 3 miesiącach od momentu powrotu na uczelnie i prawie codziennego palenia. Zaczęłam palić z bonga, jednak z początku nie przekonało mnie to do końca i byłam wierna jointom, twierdziłam, że nic na mnie tak nie działa jak joint i koniec kropka. Po jakimś roku od takiego palenia co po 30 minutach było grane jedzonko, pierwszy raz zapaliłam i nie zjadłam po 30 minutach, a po jakiś 2-3 h i dopiero wtedy PIERWSZY RAZ poczułam co to znaczy się naprawdę zaje.bać. Od tam tej pory jedzonko odeszło na minimalnie dalszy plan, bo jednak paliłam i nie jadłam, bo chciałam, żeby fazka trwała jak najdłużej. W międzyczasie zamieszkałam ze swoim kolegą z którym już się znałam wcześniej ze wspólnych znajomych, który też palił i to od daaawna. I tak sobie mijały kolejne dni codziennego palonka wieczorkami, czasem popołudniu i tak sobie czas mijał. On studiował, ja studiowałam. Żadne z nas niczego nie zawalało przez trawę. Zaczęłam palić w międzyczasie tylko bongosy, bo od jointów było mi niedobrze (zawsze mieszane z tytoniem, ja nie palę i zaczął mi mocno przeszkadzać tytoń), a że bongosik podobno zdrowszy no to przecież jeszcze lepiej, wiadomo. W skutek zafascynowania się trawą całkowicie odstawiłam alkohol, nigdy nie piłam szczególnie dużo i często, ale odkąd paliłam to zdecydowanie wolałam się najarać niż napić i praktycznie w ogóle nie piję alko. W międzyczasie pojawiła się jeszcze nowa używka w moim życiu, cukierki, których zawsze chciałam spróbować, ale strach był zbyt wielkim. Jednak koniec końców kilka przygód z cukierkami się zdarzyło (mogę nawet zliczyć, że było ich razem łącznie chyba 5). Wszystko fajnie, wiadomo na początku fascynacja, jednak zdarzyła się jedna mocno dziwna faza, która całkowicie odepchnęła mnie od tej substacji ze względu na strach, że może się coś takiego powtórzyć (nie będę się tu wywodzić na temat tej historii, ale gdyby ktoś był ciekawy to dodałam wątek na ten temat, pt: "Zasypianie po ecstasy" i z bólem stwierdzę, że nikt mi nie udzielił odpowiedzi na moje pytanie w tam tym poście), ale wracając do tematu. Tak płynął sobie czas z paleniem, powoli zaczęły się pojawiać nerwy kiedy nie było skąd zamotać, pojawiał się stresik kiedy zaczynało być mało i myśli "kurde no trzeba dokupić, bo może zabraknąć" i wewnętrzny spokój kiedy udało się cos skombinować. Czekanie cały dzień na wieczornego buszka, spotkania ze znajomymi poprzedzone ogarnięciem czegoś i tak się wszystko toczyło pomalutku. W międzyczasie zaczęły pojawiać się lekkie schizy: a co jeśli jestem śmiertelnie chora?; na pewno coś mi dolega i umrę przez to trawę (po chwili nie, przecież to tak nie szkodzi, nie palę tak dużo [do dziś uważam, że nie palę tak dużo, opowiem dalej o ilościach]); muszę iść do lekarza, czuję, że na coś choruję. I inne tego typu myśli. Około 8-9 miesięcy temu pewnego pięknego dnia, który niczego złego nie zapowiadał jak co wieczór postanowiłam zapalić wiaderko. Dodam, że jakoś tego samego dnia czytałam sobie coś tam w necie o jakiś chorobach różnych itp itd. no i przyszedł wieczór, i przyjęłam te wiaderko (wiadomo, że niecałe, bo nigdy nie udało mi się zapalić wiadra na raz, ani nawet na dwa razy, zresztą jak niczego innego co palę, kolega współlokator zawsze pomógł dokończyć buszka). No i tak zapaliłam te wiaderko, minęło z 20 min wszystko spoko i nagle BUM :moody: :moody: :moody: . Czułam jakbym miała umrzeć, dosłownie... zaczęły mi drętwięć nogi, ręcę, czułam się nogi odmawiają mi posłuszeństwa, położyłam się, cała się trzęsłam, było mi okropnie sucho w gardle (pamiętam jak dziś, kolega już też dość mocno zeschizowany (też po wiaderku) zeschizowany moim stanem, polecił zjeść mi wafelka i to był najsuchszy wafelek świata jaki jadłam) zachciało mi się wymiatować, poszłam zwymiatowałam. W międzyczasie czasie prosiłam kolegę, żeby wzywał karetkę i to nie na żarty, polecał mi się uspokoić, ale to nic nie dało. Nie było ze mną kontaktu, on mówił co innego ja w amoku prosiłam o lekarza, ogólnie panika i histeria niesamowita do dziś jak opisuję to, aż mam ciarki. Koniec końców pojechaliśmy do szpitala, bo inaczej bym chyba naprawdę umarła. U lekarza schiza nie schodzi, piekło mnie w klatce, myślałam już, że mam zawał. Puls 199, myslalam, że serce wyskoczy mi przez gardło. Przyjęli mnie na salę, zrobili badania krwi, ekg, cisnienie itp. Wszystko w normie, żadnych złych wyników, jedynie mocno wupłukana z witamin. Podali kroplówkę i osłuchali mnie jeszcze, diagnoza: przewlekła angina. 2 tygodnie w domu na antybiotyku... W głowie myśl uff, jednak nie umieram to tylko angina. Od tam tego czasu przez okres tego antybiotyku nic nie paliłam, ogólnie byłam nastawiona mocno anty do trawy. Jednak Po skończeniu antybiotyku znowu wróciłam do palenia, jednak od tam tego czasu dużo ostrożniej. Każdego palenie pomijałam lekkim buszkiem sprawdzić jak reaguję, dopiero jak było lepiej to zapaliłam więcej.
I tu zaczyna się całe sedno historii od tego zdarzenia po dzień dziejszieszy jestem okropnie zeschizowanym człowiekiem.. od momentu tej chorej akcji, zdarzyły mi się jeszcze 2 takie po paleniu, że znowu myślałam, że umeiram jednak tam ta historia nauczyła mnie, że nie mogę tak panikować. Pokonałam tam te 2 stany, walka w głowie niesamowita, ale udało się. Jednak przed każdym zapaleniem mocno się boję, że to się znów powtórzy. Zresztą nie tylko podczas palenia, po prostu pdoczas palenia paranoja się zwiększa. Jednak nawet tak normlanie dzień, nie paliłam, stoję w kolejce w sklepie, jem w domu i nagle coś mi pstryknie w głowie, coś zaboli w nodze, w brzuchu i już koniec dzień zepsuty w głowie myśli, że jak nie guz mózgu to rak żołądka.. zrobiłam wszystkie badania, wszystko jeest ok, jestem zdrowa. Jednak ciągle szukam choroby w meisjcach gdzie jeszcze mnie nie zbadali, na co jeszcze nie zrobiłam wyników. Nie jest to tak ciągle, jest np. miesiąc, że jest super, nic się nie dzieje, a przychodzi dzień w którym coś sie zadziało i koniec, koeljny tydzień schiza na głowie, że coś mi jest. I tak wkółko.. Juz lekarz rodzinny polecił, że widzi, że coś jednak siedzi w głowie takie schizy i polecił mi poradnię zdrowia psychicznego, jednak na tą chwilę nie chce tam iść, bo przecież nie powiem: "Spoko to od trawy, muszę tylko przestać jarac". Wiem, że polecicie mi odstawić palenie na jakiś czas, też wiem to, że moje paranoje zrodziły się właśnie przez mj. Nie uważam, że jestem jakoś mega uzależniona. Chociaż wiem, że w jakimś stopniu jestem. Nie wspomniałam jeszcze o ilościach, które palę. Zdarzają sie dni, że zapalę ŁĄCZNIE przez cały dzień (jedno nabicie bongosa), ale częściej są takie dni, że palę tylko wieczorem i jest to jeden buch z bongosa, gdzie 3/4 nabitej lufy jeszcze zostaję. Zawsze ze swoim współlokatorem dzielimy sprzęt, więc dla zobraziowania powiem, że jak kupimy 1g to palimy go 2-3, czasem 4 dni. Są owszem dni gdzie zejdzie w dzień, ale to też wiadomo zależy od sprzętu. Dodam też, że NIGDY sama nie zapaliłam, zawsze palę ze znajomymi albo właśnie najczęściej z kolegą ze stancji, który w każdej stresowej sytuacji mnie wspiera i sam zaczyna już powtarzać, że powinnam zrobić przerwę i często mu przytakuję, ale jednak na drugi dzień zdanie zmieniam i jednak zapalę.. Ogólnie potrafię się tez ogarnąć i nie palić, w wakacje 2016 powiedziałąm sobie, że całe wakacje nie palę i mimo tego, że znajomi palili ja calutkie 4 miesiące nic, a nic ani grama. I wracając do tych schiz no to właśnie 3 dni temu zmora znów wrociła.... Zapaliłam normlanie wieczorem bucha z bongosa, wszystko było ok zjadlam itp, coś tam porobiłam ogólnie w domu, zapaliłam drugi raz i po 5 minutach bum znowu schiza znowu trzęsłam się, puls wzrósł i po jakiś 40 mintuach dopiero się uspokoiłam. Pomyslalam ok to chwilowe, nie wróci znowu. Zapaliłam na drugi dzień i bum znowu to samo, tym razem doszły jeszcze wymioty.. Trzeciego dnia już nie paliłam, chociaż biłam się w głowie, bo ochota była, ale stwierdziłam, że w takich chwilach kosztuję mnie to więcej stresu niż przyjemności. Dziś jest ten 4 dzień i chciałoby się zapalić, ale strach jest większy i chyba tego nie zrobię, bo boję się znowu tego schizowania, bo nawet w dzień bez palenia już się bałam, że nie mogę jeść, bo organizm jedzenia nie przyjmie.. chociaż zjadłam normlanei i wszystko jest ok. Nie wiem co chce w sumie od Was usłyszec pisząc ten post. Nie chce po prostu trawy kojarzyć ze stresem z tym, że może mi się coś stać. Jak temu zapobiec? W głowie jest ta myśl, że powinnam odpuścić na jakiś czas i jestem w stanie to zrobić, ale jednak nie chcę tego tak zostawiać w takim sensie, że każde palenie kojarzę ze stresem. Od tej peirwszej schizy w szpitalu każde zapalenie poprzedzam malutkim buszkiem sprawdzajacym czy jest okej, czy nic się nie dzieje. Bywają mniejsze schizy i z nimi sobie radzę jak się pojawią, ale te duże naprawdę zabierają całą radość ze wszystkiego, nie tylko z palenia.
Jeśli dotarłeś/dotarłaś do tego zdania to dziękuję za uwagę i cierpliwość podczas czytania oraz możliwe, że za chaotyczną wypowiedź i błędy. I no proszę oczywiście o radę jak ta sytuacja wygląda z boku i co tu można zdziałać :listen:
Wszystko jest dla ludzi,
ludzi z głową :nuts:
  • 58 / 3 / 0
Szanuję rasowych jaraczy, którzy z tym skończyli samodzielnie.
Sam jestem w sztosie od kilku lat właściwie,
Już jak się kończy występuje niepokój

Przed wypką zdarza mi się odwiedzić lombard
/tak sobie kiedyś wyobrażałem helupiarzy/
- zastawiam zawsze zegarek potem odbieram, aczkolwiek
nie jest to taki spacerek w parku, jak by się wydawało
Uwaga! Użytkownik Kodakblak jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 8103 / 907 / 0
Polecam wam taki sposob.2 dni w tygodniu jarania - 2 tygodnie detoxu.Dzieki temu utrzymamy magie marihuany no i dla kieszeni lepiej :D
Lekoman :tabletki:
Nie zapomnę pierwszy nastuk
W wieku lat piętnastu
Później zarzucanie różnych wynalazków
  • 58 / 3 / 0
Kieszeń jest moją główną motywacją w ubiciu tego qrestwa.
Pieniądze w rynsztoku.

Jeśli chodzi o osoby jak np. moja skromna osoba- palące od wielu lat
(ok 12 lat przejaranych człowieku), to myślę że jedyną opcją,
aby wrócić do sportowego trybu jest conajmniej półroczna przerwa

Po takiej podobno można powrócić do trybu np. raz na weekend
Nie potwierdzam empirycznie ale mój ziomek tak wyszedł z nałogu.
Uwaga! Użytkownik Kodakblak jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 12516 / 2427 / 0
do Trybu co weekend można wrócić w każdej chwili. Nie jest to jakiś wielki wyczyn. Cały grudzień paliłem tym systemem i do codziennego palenia wróciłem jakoś w połowie stycznia.
Nie trzeba żadnych "conajmniej półrocznych przerw" : )
  • 58 / 3 / 0
Wiele osób uzależnionych od mj (psychicznie ofc) od wielu lat...
Nie robiąc przerw....Już po 1 worku wpada w cugi.

Sam jestem przykładem powyższego, nadmieniam że palę ponad 10 lat
Kolega w analogicznej sytuacji przeszedł na bieg sportowy,
ale dopiero właśnie po dłuższej przerwie (ok pół roku)
Uwaga! Użytkownik Kodakblak jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1864 / 699 / 0
[mention]Cameliaa[/mention]Przy takich małych ilościach i tak krótkim stażu, to powiem Ci że szybko Cię poryło %-D A ten stan który opisujesz to zwykłe przejaranie i tyle, sama się nakręcasz jeszcze bardziej, zamiast napić się coli np. i położyć, żeby bania sama zeszła. Jak dla mnie to ty masz objawy nerwicy jakiejś i jak nie dasz sobie spokoju z trawą to będzie gorzej, więc wizyta w poradni zdrowia psychicznego jak najbardziej zalecana. Ja paliłem ok 6-7 lat i worka to do filmu robiłem sam, a średnio to tak 2g na dzień %-D i takie akcje miałem przy dłuższy przerwach jak przesadziłem. Hipohondria też niedawno się pojawiła, a jak przestałem na dłużej z małego powodu dostałem ataku paniki całonocnego %-D Psychiatra, nerwica lękowa, bye bye zioło, bo nie potrafię kontrolować baki i prędzej czy później cug, no i przy nerwicy lękowej przez którą biorę SNRI, mj to bardzo zły pomysł, a żyje mi się lepiej bez trawy :-D
"Na nic mi terapia,
mam zatrute złem DNA,
genetyczny krwi sabotaż,
samozwańczy świr..."
  • 16 / 1 / 0
wycięto cytat - polymerase

Zielony kolorek -> smutne, ale chyba prawdziwe w moim przypadku :-( Ja z natury jestem panikarą od zawsze i wszystko bardzo nerwowo i emocjonalnie przeżywam, od wielu znajomych słyszę "Ty nie umrzesz ze starości tylko ze stresu" :-p Ktoś bliski mi nie odbierze ode mnie telefonu 4 razy i w głowie mam już myśl "o boże coś sie stało" i to tak od zawsze, nawet zanim poznałam trawę. Dodatkowo z tą nerwicową lękową jestem obciążona chyba genetycznie, jeżeli jakoś to przechodzi, bo dwie bliskie mi osoby z rodziny niestety taką przypadłość mają, ale już dawno dawno temu po prostu pogodzili się z tym żyć i sobie z tym radzą (te osoby nigdy niczego nie zażywały, starsze pokolenie). Wszystko się zaczęło od tego nieszczęsnego wiadra co tak mi zrył beret, że wylądowałam na pogotowiu od tego momentu stresik niestety został nieodłączonym elementem palenia do momentu, aż nie poczuję, że wszystko ok i nic się dziś akurat nie stanie. A czy te cukierki o których wspomniałam ta jedna akcja co też mi trochę zryła beret mogły mieć wpływ też na te moje lęki aktualne?
Mój podpis w takim razie jest skierowany chyba do mnie samej i niestety tej głowy u mnie brak :cheesy:

A co do tego, że się sama nakręcam i mam się napić coli, i położyć, aż bania zejdzie to staram się tak robić, ale zawsze kiedy to mi się dzieje to się cała trzęsę, po prostu cała latam jak galareta i to jest najgorsze w tym wszystkim. W głowie już czuję spokój, ale ciągle się trzęsę. Wiem, że te drgawki są spowodowane nerwami i zawsze za wszelką cenę staram się je uspokoić i rozluźnić ciało, ale udaję mi się to dopiero naprawdę po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu minutach czasami :scared:
Wszystko jest dla ludzi,
ludzi z głową :nuts:
  • 73 / 16 / 0
A ktoś kradł pieniądze rodzicom , żeby zajarać ? I to nie małe ilości , kiedyś nie wierzyłem ludzią chodzącym po podstawówkach i gimnazjach i opowiadających o kradzeniu pieniędzy na jaranie i cpanie, dziś mam zmienione zdanie co do tego...
  • 73 / 16 / 0
@ Camellia
Lobo ma racie dość szybko i po małych ilościach szybko zryło beret , W rodzinie mam Babcie chorą na schizofrenie podobnie może jak i ty , aczkolwiek nie weszło mi na banie tak szybko jak dobie chodzi mi o sytuacje które opisujesz jakbyś umierała miałem podobnie , zapierdalałem rowerem po towar po wcześniejszych wiadrach gdy się skończyło , wracam ładuje wiadro z kolezką byłem po jakimś czasie zrobiło mi się tak chujowo że ide do domu poprostu nie mówiłem co mi jest a ni nic , nie lubię mowić zbytnio ludzią co mi dolega . Ledwo co wbiłem po schodach do domu uczucie jakbym zaraz miał paść bicie serca, nudności , odętwienie i okropne myśli w głowie , mineło jak poleżałem i wypiłem wody i coś słodkiego , a po minieciu objawów po jakiejś godzince spowrotem wiadro i nic mi już nie było .
Nie chcę się chwalić ale na twoje jedno wiadro wieczorem , u mnie przypadało po 13-15 wiader z samego rana jak chleb , nawet przed chlebem po otwarciu oczów musiało być palenie , ale co najgorsze nie za swoją kasę..
ODPOWIEDZ
Posty: 7275 • Strona 533 z 728
NarkoMemy dodaj swój
[mem]
Newsy
[img]
Alkohol miał swój udział w powstaniu złożonych hierarchicznych społeczeństw

Alkohol towarzyszy nam od tysiącleci. Używały go wszystkie wielkie cywilizacje. Znali go Majowie, Egipcjanie, Babilończycy, Grecy, Chińczycy czy Inkowie. Odgrywał ważną rolę w ceremoniach religijnych, wciąż jest ważnym elementem spotkań towarzyskich. Był środkiem płatniczym, służył wzmacnianiu i podkreślaniu pozycji społecznej. W najstarszym znanym eposie literackim „Eposie o Gilgameszu” jednym z etapów ucywilizowania Enkidu – który symbolizuje tam dziką naturę, niewinoość i wolność – jest wypicie przezeń piwa.

[img]
Depenalizacja marihuany w Polsce już wkrótce? „Projekt jest już gotowy”

Czy jeszcze w tym roku w Polsce marihuana zostanie zdepenalizowana? Jak dowiedział się reporter RMF FM, poselski projekt ustawy jest już gotowy. Teraz jego autorzy szukają poparcia w innych klubach parlamentarnych.

[img]
Polacy robią to w samotności. W domach, nie na imprezach. A królowa jest tylko jedna

Coraz częściej używamy substancji psychoaktywnych w samotności. Szczególnie popalamy. I nie chodzi rzecz jasna o papierosy dostępne w kiosku. O czym to świadczy? – O tym, że te substancje są wykorzystywane do regulacji emocji, takich jak lęk, smutek czy napięcie – dr Gniewko Więckiewicz, psychiatra ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego komentuje wyniki raportu PolDrugs 2025.