Liczy się po pierwsze naturalne wczucie w sytuację, jakby to z mojej klatki było, a przede wszystkim styl tego reportażu, który pamiętam fotograficznie. Bardzo surowy, wręcz siermiężny reportaż, telewizja te 15 lat temu mocno odbiegała od dzisiejszych standardów, a i wielka płyta nie jest zbyt fotogeniczna. Przekaz w stylu: skurwysyny gówniarze sobie zabawy urządzają (jakby wepchnęli na tę windę najstarszego mieszkańca bloku razem z wózkiem inwalidzkim, psem perełką i rybkami), kręcony był jak Blair Witch Project. Najpierw zmroziło mnie jak chłopak musiał kwiczeć miażdżony o sufit na marmoladę, nogi i łapy powkręcały mu się w liny i połamały jak słoma, reporter nie skąpił szczegółów. No i ta marmolada jeździła kursowała całą dobę, nieraz w związku z tym podziwiałem szczelność dachów polskich wind, bo nie przeciekła ani kropla krwi.
Ale dopiero teraz zaczął się właściwy reportaż: reporter był strasznym gnojem, wpadał do mieszkania jak policja, operator majta betacamem jak podczas sztormu, biedni, zastraszeni jak zwierzątka prości rodzice nie umieli zupełnie się przeciwstawić, usuwali się na bok, a jeden z ojców w szale wyciągnął swojego syna z mieszkania jak szmatę i dosłownie rzucił pod stopy operatora. Z klatki cały czas dobiegał ryk płaczu, sodoma i gomora. Wjazd do pokoju smarkacza, ten się chowa pod kocem, wyciągają go jak policja, opuchnięty, zapłakany ryj do kamery, "CZEMU ZABILIŚCIE MARCINA? KTO WAM POZWOLIŁ JEŹDZIC NA WINDZIE, ZGINĘŁO DZIECKO, NIE ROZUMIESZ". Ja pierdolę, ci kolesie w ogóle nie ogarniali, byli kompletnie oszołomieni (co za małolata po takim stresie i nieprzespanej nocy jest zupełnie zrozumiałe), mieli regularną banię. Wszystkich wywlekli na klatkę przed oczy rodziców zabitego, którzy wyglądali jakby gar grzybów opierdolili pod moklobemid, ciągłe wycie matki niosące się przez blok. Uuuu.
W każdym razie, teraz to się wydaje idiotyczne, ale dla nie w pełni samodzielnego mentalnie nastolatka 12-14 lat to jest przerażająca sytuacja i dokładnie pamiętam, że po wielokrotnym przemyśleniu wolałem być na miejscu tego, co zginął i ma już wszystko w chuju, niż tych, co zostali.
Tutaj taka uwaga, że miałem bardzo niesympatycznego tatę, który by mi ciężko wpierdolił i co gorsza wszedł na psychę jak buldożer. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że najpierw skatowałby reportera, podobnie postąpiłaby większość sąsiadów czy rodziców kolegów, i sam również WYBRAŁBYM CZYSTĄ PRZEMOC. To jakaś nieogarnięta część kraju była, cięższa część zaboru rosyjskiego czy nie wiem co. A dziennikarz kurwa straszna, dzisiaj by coś takiego w wiadomościach nie przeszło.
Puenta jest taka, że ci kolesie mieli fazę jak nic, prawdziwego bad tripa, po prostu psychozę. JEDNAK NIE MA CO DUŻO GADAĆ, BARDZO BRAKOWAŁO TAM NARKOMANII Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA!
Niedługo później, gdy zgłębiałem kolejne wymiary bani i częstych w tym wieku krzywych jazd, wielokrotnie odtwarzałem sobie ten medialny lincz, na zasadzie opowieści z krypty (płyty), dosypując do fabuły konkretne środki. Oj tych dragów bardzo do szczęścia brakowało. Po pierwsze, wina tych co przeżyli była nie większa od tego, co miał pecha, i lincz był zupełnie niesprawiedliwy. Chłopak zginął na miejscu, więc to, że się od razu nie przyznali niczego nie zmienia. A dodawszy narkotyki, mmm, kolesie już nie byliby dziećmi, obywatelami, ludźmi; niestety mogę sobie tylko wyobrażać inwencję chorego reportera. On wyraźnie nie panował nad sobą, może zmusiłby najsłabszego, żeby zeżarł na ich oczach wszystkie dragi
Tak więc przepraszam, że bad trip skończył się na cmentarzu, a nie u medyka, a przede wszystkim, że była to naturalna bania, ale proszę wysilcie wyobraźnie, dosypcie vegety, a wspaniały świat zła i paranoi stanie dla Was otworem.
To ja wrócę do tematu i to z grubej kurde rury:
Opole, lata 90te. Popularną miejscówką jest most kolejowy, na który można się wspiąć i przytulonym do przęsła przeżywać pęd przejeżdżających pociągów. Duża, około dziesięcioosobowa grupa nakwasiła łby i poszła na rzeczony most zrobić sobie FAZĘ. Każdy przykleił się do swojego przęsełka, śmichy chichy, czekanie na lokomotywę, fazaaaaa, pęd powietrza zrzuca czapki. Niestety nie tylko. Proszę sobie filmowo wyobrazić, że pośród podekscytowanego zgiełku ktoś zauważa, że chyba jest ich mniej niż było. Liczą w te i we w te, wyliczają - nie ma trzeźwego, który zagwarantowałby prawidłowe rozpoznanie sytuacji. Tu mogło by być bardzo śmiesznie, gdyby okazało się, że koleżka Marcin, którego się nie doliczyli, w ogóle z nimi tego dnia nie był. Albo że jest cały czas z nimi, ale tak wszedł w fabułę, że się nie ujawnił.
Niestety Marcin był, choć precyzyjnie rzecz biorąc już go nie było. Albo co lepsze było go więcej: zmultiplikował się na x kawałków marcinowego mięsa. Pół biedy z Marcinem: dziewięciu chłopaków kurczowo ściska przęsła mostu i pogrąża się w paranoi. Zgroza. Nikt nie odważył się nawet rozejrzeć, żeby nie zobaczyć flaków czy uciętego łba; o zejściu z tego samego powodu nie było mowy. I tak tkwili, rzekomo kilka godzin - piękna sytuacja na spektakl, sam Ionesco nie pogardziłby jej okrutną dziwacznością.
W końcu otrzeźwieli nieco i zeszli. Marcin faktycznie nie wyglądał najlepiej.
Typowe urban legend: lsd + tragedia, tyle że to miało miejsce, przy czym nie przeceniajmy roli narkotyku - tam i trzeźwy mógł się omsknąć. W każdym razie towarzysze zabawy przeżyli rzetelne bed tripisko.
[Skoro post zostaje, to kasuję epitety. Ale proszę ostrożnie wklejać historie, w których się nie brało udziału. Jacok]
Rok 2003, grudzien. Sklepy internetowe z róznychmi używkami są dostępne, niema jeszcze jebniętych dopalaczy. Czytam czytam, zamawiam salvie susz 50 g i 25 nasionek LSA najkurwniejszej hawajskiej odmiany. W tygodniu przylazi przesykla a w weekend dwa dni klepy. Jako iż chodzilem do liceum tak własnie wyglądał plan zajęc. W tygodniu zabawa na czysto, nauka i czytanie o narko w weekendy testy.
Wybór padl na LSA, nasionka zjadłem z moim bardzo dobrym kumplem, nazwijmy go Bolek?. Zalecana dawka przez doświadczonych użytkowników na pierwszy raz wynosiła 4-5 nasion. My oczywiscie niedowiarki zjadły 7 ( pierwszy i ostatni raz nie posłuchałem forumowych porad). Wyszliśmy z domu by dojść do innego zajebistego kolegi, nazwijmy go Stefan?, który miał pokój, a raczej statek kosmiczny do którego uciekało się zawsze gdy była taka potrzeba. Idzie sie tam odemnie z 20 minut i myslalem, ze jebnie nas w drodze. Jednak doszlismy bez efektów. Gadka szmatka, słuchanie muzy normalne spotkanie i rozmowa o motatniu bakania (standardowa weekendowa opcja). Nagle usiadłem na podłodze i oparłem się o łóżko. Wtedy miałęm małe doświadczenie i nie wiązałem pewnych faktów wchodzenia klepy(bodyload, ciezko mi na barkach, ubranie gniecie mocno, a przeciez miałem to już na grzybach). Mówie, że słabe te nasiona. Jest mi dobrze i czuje już ich działanie ale to nie jest to o czym myslalem. W tym momencie bez zapowiedzi ani nic wpada 4rty kumpel nazwijmy go Golem?. Przynosi ze sobą pulchną torbe radości. Był w częstochowie i dorwał jakiś tamtejszy specyfik (biały, zbity jak modelina o zakurwiscie intensywnym zapachu). No nic, nabita lufki i palimy. Stefan, Bolek, Golem i ja wkońcu sciągam 1 bucha. Ja jebie, skurwysyński mocarz, ujebany po jednym buchu to dla mnie standard nawet siejką wiec podaje dalej i mowie, że narazie spoko. Aż tu nagle LSA załadowało się, pewnie po wrzuceniu biegu przez częstochowskie jaranie. Gapilem sie w telefon, poświata z telefonu rozlala sie na lozko tak, że na ekranie nic nie bylo widac. Rozjebany w 3 dupy widze jak kolory z wyswietlacza wlewaja się na caly pokój i tworza mega kolorowy gradient(tak jak w phhotoshopie). Koledzy wciskaja mi lufke - pal dalej, pal - mówi ktoś tam. Ja jebie zawsze to samo, mówie nie ale i tak jaram dalej. Kolejny buch to przesada. Widze jak z ziemi powolutku, wylażą zajebiste różnokolorowe jaszczurki i ze swoich postaci twoża kontury wszystkiego co widze. Bolek zaczna ostro wariować, mówi ze mu duszno i idzie się przejść na zewnatrz. Ja mówie, że w pokoju mi dobrze i zostaje. Siedze tak sam, Bolek nie wraca. Mowie ze musi miec dramat, ja tez mam mocno ale daje rade. Nagle wraca Bolek i mowi ze musi isc do domu (Wtedy tak zrozumialem, naprawde powiedzial - No jestem chlopaki, co tam w domu?). No nic wstaje zaczynam sie ubierac na takiej bani, mowie mu ubieraj sie i idziemy. Wszyscy zrobili lol na ryju ale bez większego halo. Bolek i ja idziemy do domu. Godzina 21 piątek, super. Wracamy praktycznie na kolanach. Na zewnątrz jest taki rozpierdol, że przez większość czasu nie poznaje okolicy. Ale idziemy twardo w prawo i twardą nawierzchnią, taki nasz plan. Nie opisuje bardzo dużo a zarazem bardzo dużo, wkońcu to nie TR :/. Docieramy w okolice mojego domu i widze juz z daleka, że wszędzie w srodku pali się światło. Wyciagam telefon ale niestety czarna dziura, gradient kolorów został u Stefana w pokoju. Dowiadujemy się, że jest 21:40. No kurwa super, wiadomo, że o tej porze moi starzy nie będa spac. Jego zresztą tez nie. Jestesmy w takim stanie, że wracanie do domu odpada. Mysle o skradaniu sie ala Splinter Cell albo Tomb Raider ale po LSA nawet oni wymiękaja to ja pewnie nie dotkne nawet klamki. Genialny pomysl polprzytomnych kolesi pada na chate naszego jeszcze innego kumpla, kumpla. Wiemy, że go nie ma ale idziemy i tak pod jego chate, ma podwórko na uboczu i swoje własne, więc pomyślimy tam. Docieramy, klepa rozpędza się jeszcze bardziej. Dotykam budy psa i czuje jak się w nią wtapiam. Zamykam oczy ale nie moge znaleźć nigdzie sokoju, w myślach, w zamkniętych oczach, otwartych, w rozmowie w słuchaniu. Widze forum hyperreala i wypowiedzi użytkowinków, czuje, że czytałem już o takich pizdach ale nie wierzylem im, nie myslalem, że może być tak mocno, teraz będe wierzył. Jestem taki zmęczony lażeniem, petardą, że padam na kolana i mówie, że potrzebuje snu. Bolek ma podobnie. Nie rozmawiamy ze sobą bo nikt nie ma siły ruszać ustami, albo wymyślać przystępnych słów, tak aby rozumiała go druga osoba. Ja siebie rozumie doskonale. Obok domu stoi jego napoczęta budowa, ma dach i wszystko, ale jest surowa w środku. Przypominam sobie, że jest tam jakieś łóżko. Pomysł pada, że idziemy spać na budowe (zima 2003, bez okien, bez przykrycia). Wariujemy już dosyć poważnie. Słychać słowa paniki, i od niego i odemnie. Jednak nie ma wzajemnych wyrzutów sumienia. Idziemy na budowe. Myślę o Mario, skacze rozbijam głową murki. Do klepy wchodzą jeszcze grzyby. Super kurwa mario, teraz potrzebne mi są jeszcze grzyby i ciasne pomieszczenia. Nienawidze ciasnych pomieszczeń. Przejebalismy się przez drzwi, tylko na drucik lekko zamknięte ale i tak zajęło to z 10 min. W budowie jak to budowie. Masa porozstawianych rzeczy, betoniarki i inne syfy + brak prądu. 4 minuty siłowania się by dojśc do łóżka które było na 3cim piętrze i nagle moja obawa się urzeczywistniła. Wyciagam ręce do przodu a tam jebana ściana, za mną sciana, wszędzie kurwa ściana. Boje się juz jak chuj i wołam Bolka. Stary zaczasłem się ratuj ratuj. Ale słysze tylko rozpierdalanie metalu i szkła. Bolek pewnie gdzies przekoziołkował, mega panika ja ujebany gdzieś w 4rech ścianach a bolek nie wiem. Jednak dotarł do mnie, okazało się, że jakimś cudem wjebałem się pod taczke. Ehh. Doszliśmy wkońcu do łoża. Gdy tylko położyliśmy się, zaczą napierdalać jakiś pies. Tak głośno, przenikliwie. 10 minut błagania, żeby jednak się zamkną ale nie da rady. Chuj panika co robic, ja jebie nie mam noża żeby zajebać tego psa. Gadka gadka, półprzytomni zaspani wkurwieni przestraszeni. No nic wylazimy stąd. Pies musi zamknąc ryj bo inaczej ktoś zgłosi wpierdalanie sie na budowe i bedzie policja na plecach. Wyłazimy z budowy, stoimy na podwórku. Ja jebie zima doskrwiera, OEV, CEV nigdzie ani chwili spokoju. Mówie bolek, jest śnieg dawaj tutaj wjebiemy się pod drzewko, ja musze spać, musze gdziekolwiek spać nawet na tym śniegu. Tu nas nikt nie zobaczy jutro wstaniemy i pojdziemy do chaty. Przekimamy na zewnątrz (zima 2003) . No i rzeczywiscie położyliśmy się pod drzewko w śnieg jak dwa pojeby. I ostro śpimy. OEV, CEV jadą dalej. Mineło 15 minut i Bolek mówi. Wstawaj, my jesteśmy pojebani jest zima, zamarzniemy kurwa do rana. Mówie, pierdole nigdzie nie ide, nie ma gdzie, dzwon na pogotowie jak masz kase, albo na policje oni nas zawiną do celi i tam sie przekimamy. Przeciez LSA jest legalne, nic nie mammy przy sobie, jak cos to sie zatrulismy alkoholem (tego dnia nie pilismy ;)).Wstawaj kurwa wstawaj i gadaj cos do mnie, cokolwiek nawet jedno słowo, ja tez będe coś gadał i idziemy do Stefana kurwa. No własnie? Dlaczego nie wróciliśmy do Stefana? Przeciez tam zawsze jest czynne, 24h na dobe bez przypału. Ja jebie wstaje resztkami sił i idziemy. Od tej budowy jest kolejne 15-20 min do Stefana pieszo. Idziemy zmordowani jak chuj, Bolek mówi spoko spoko do mnie, ja mówie chodźmy chodźmy. Nic innego nie jestem wstanie wymyślić. Czasami gaśniemy w gadce. Ale raz co raz przywołujemy się do porządku i mówimy swoje spoko spoko, chodźmy chodźmy. Docieramy do Stefana, otwiera nam bez problemu wlazimy do środka, jest już sam bez Golema. Ale jarania jeszcze troche jest. Bolek pada na ryj odrazu. Upychamy go do rogu łoża. Ja z Stefanem nabijamy jeszcze lufke. Tutaj w tym pokoju czuje już sie dobrze, jest mega kurwa lepiej i ciepło. Mówie mu co narobiliśmy na zewnatrz co sie kurwa mać stało, ryje ze mnie nieziemsko, żałuje, że nie polazł z nami. Ja tez żałuje, pewnie pomogł by nam prędzej. Rozpierdolony jestem dalej konkretnie, ale juz spokojny bez zmartwień. Jaramy sobie lufeczke. Stefan puszcza Monty pythona (jebany rozkminia psychodeliki i wie kiedy uszkodzic człowieka), i ogladam czołówke, stopy zgniatające ludzi, wózki wszystko tak zmixowane, że patrze i nie wierze w to co widze. Zaczyna mi sie robić niedobrze. Wstaje, wyłączam mu chamsko film, w jego domu, w jego pokoju i mowie - dzisiaj nie da rady, niestety kurwa. Gadamy, beka beka. Kłade się obok Bolka. Stefan mówi - tak spoko, przyjdzcie i bierzcie z mojego łóżka wszyscy. Ja moge spać na podłodze za wasze błędy. I tak też było. Jak już zasypiałem i myślałem o tym co się stało. Jebany Bad trip, teraz wiem jak już wygląda. Ciesze sie jak chuj, że nam sie upiekło i obyło się bez rzadnych służb. Zasypiam...
[kurde, daj jakieś akapity. jacok]
porządny TR.
a jeżeli uważasz, że za słabe, to napisz jeszcze lepszy i podeślij na NG, będę bardzo dźwięczny.
Napewno napisze Ci pw.
Btw. Nie spodziewałem się tak przychylnych odpowiedzi ;D.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut_ekranu_z_2025-01-17_11-55-24.jpg)
„Wokół marihuany medycznej wciąż jest wiele stereotypów, a największą bolączką jest dezinformacja”
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/zrzut.jpg)
Biały popiół vs. czarny popiół: Prawda o wskaźnikach jakości konopi
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/grafika_artykul_skrot/a12a216cf97460608e37260bc2663020f9aa0a82.jpg)
Dlaczego Portugalia może być europejską stolicą medycznej marihuany?
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/5514.jpg)
Czy psychodeliki mogą uczynić Cię bardziej moralnym człowiekiem? [Nowe badania 2025]
Czy możliwe jest, że po zażyciu psychodelików stajesz się bardziej empatyczny, troszczysz się o innych ludzi, zwierzęta czy nawet środowisko naturalne? Najnowsze badania opublikowane w Journal of Psychoactive Drugs sugerują, że tak – osoby, które doświadczyły głębokich przeżyć psychodelicznych, wykazują wyższy poziom moralnej ekspansywności, czyli gotowości do rozszerzenia współczucia i troski na coraz szersze kręgi istnienia. Co ciekawe, wzrost ten jest szczególnie silny u osób, które podczas „tripu” przeżyły rozpad ego lub intensywne doświadczenia mistyczne.
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/receptomat_og_image.png)
W marcu wyraźne odbicie. 88 tys. recept z receptomatów na medyczną marihuanę i opioidy
Ostatni kwartał przyniósł spadek liczby recept wypisywanych na leki kontrolowane, choć w marcu odnotowano odbicie, wyraźne zwłaszcza w przypadku medycznej marihuany - informuje w środowym wydaniu "Dziennik Gazeta Prawna".
![[img]](https://hyperreal.info/sites/hyperreal.info/files/prof._marcin_wojnar.png)
Prof. Marcin Wojnar o alkoholach 0%: Piwo bezalkoholowe podtrzymuje mechanizmy uzależnienia
Coraz więcej osób sięga po piwo bezalkoholowe, wierząc, że to zdrowy wybór. Czy na pewno? Prof. Marcin Wojnar tłumaczy, dlaczego „zerówki” mogą być poważnym zagrożeniem – zapraszamy do przeczytania wywiadu.