Luźne dyskusje na tematy związane z substancjami psychoaktywnymi.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 139 z 207
  • 1180 / 103 / 0
W związku z drugą rocznicą śmierci Alexandra Shulgina
- wspominki.


[ external image ]
ur. 17 czerwca 1925 ***** zm. 2 czerwca 2014 - R.I.P.


Zmarł Aleksander Shulgin - ojciec chrzestny psychodelików
Mirosław Dworniczak*


Miał 88 lat, był jednym z najbardziej kontrowersyjnych chemików, biochemików i psychofarmakologów. Na swoim ranczo hodował niezliczone gatunki roślin będących źródłem substancji psychoaktywnych - na czele z jazgrzą Williamsa, zwaną popularnie pejotlem. I wszystkie na sobie testował...

Najważniejsze rezultaty swoich badań zawarł w wydanych własnym sumptem książkach, które w tytule miały skrót PIHKAL, którego rozwinięcie (w tłumaczeniu) brzmi "Fenyloetyloaminy, które znałem i kochałem". Opisał w nich działanie setek związków psychoaktywnych, podając także szczegółowy opis ich syntezy, wraz z zalecanymi dawkami i własnymi komentarzami.

Był niezwykle błyskotliwy już jako młody człowiek - w wieku 16 lat zaczął studia na uniwersytecie Harvarda. Po dwóch latach rzucił je i zaciągnął się do armii, służąc w marynarce. Wspominał później, że to pewne wydarzenie z tamtych czasów zainteresowało go psychofarmakologią. Przed drobną operacją dostał od pielęgniarki szklankę soku pomarańczowego. Obejrzał ją dokładnie i zauważył nieco drobnych kryształów na dnie. Wypił, przekonany, że zawiera jakiś środek usypiający. I rzeczywiście zasnął prawie natychmiast. Dopiero później dowiedział się, że był to zwykły sok, a kryształy na dnie to był zwykły cukier. Zrozumiał wówczas, jak silny potrafi być efekt placebo.

Meskalina była pierwsza

Po zakończeniu służby, już jako weteran II wojny światowej, skończył studia na uniwersytecie Berkeley, tam też obronił doktorat z biochemii. Kontynuował studia w zakresie psychiatrii, neurologii i farmakologii.

Pod koniec lat 50. ubiegłego wieku Kalifornia była stanem, w którym bardzo popularne były narkotyki, szczególnie z grupy psychodelików. Nic dziwnego, że Shulgin dość szybko zapoznał się z działaniem meskaliny - substancji występującej naturalnie w pejotlu i używanej tradycyjnie podczas obrzędów religijnych przez meksykańskich i amerykańskich Indian (z pejotlem znacznie wcześniej, bo w latach 30., eksperymentował już Stanisław Ignacy Witkiewicz).

Pracując jako badacz w firmie DOW Chemicals wsławił się syntezą pierwszego biodegradowalnego pestycydu zectranu. Przyniósł on firmie olbrzymie zyski, a sam Shulgin uzyskał pełną swobodę eksperymentowania - nikt nie wtrącał się w jego badania.

W drugiej połowie lat 60. otworzył własne laboratorium badawcze, zwane The Farm. Jednocześnie był konsultantem, biegłym sądowym i wykładowcą. Ponieważ w laboratorium pracował z substancjami formalnie zakazanymi przez prawo, wystąpił o zgodę na takie działania do DEA (Drug Enforcement Administration), rządowej agencji zajmującej się walką z narkotykami. O dziwo - dostał taką licencję, w zamian za szkolenia pracowników DEA. Szybko stał się największym amerykańskim ekspertem w tej dziedzinie. Na swoim ranczo hodował też niezliczone gatunki roślin będących źródłem substancji psychoaktywnych - na czele z jazgrzą Williamsa, zwaną popularnie pejotlem.

CIA eksperymentuje z ecstasy

Jego prace badawcze koncentrowały się na pochodnych fenyloetyloaminy i tryptaminy. W latach 70. po raz pierwszy zetknął się z MDMA, związkiem znanym dziś głównie jako składnik ecstasy. Amerykanie prowadzili badania nad tym związkiem w ramach ściśle tajnego projektu CIA znanego jako MKUltra. Co ciekawe, w latach 60. nowy sposób syntezy MDMA opisali i opublikowali w czasopiśmie farmaceutycznym Polacy.

Shulgin bardzo szybko wymyślił swoją metodę syntezy tego związku i zaczął prywatne badania nad jego działaniem. Eksperymenty prowadził na sobie, jak też na grupie przyjaciół - ochotników nazywających się psychonautami. Do oceny działania syntetyzowanych związków psychodelicznych stworzył specjalną prostą skalę odczuć, znaną dziś jako skala Shulgina.

Najważniejsze teksty zawarł w wydanej własnym sumptem książce o dość enigmatycznym tytule "PIHKAL - Chemiczna Love Story", wydanej w 1991 roku. PIHKAL to akronim, którego rozwinięcie brzmi "Phenyletylamines I Have Known And Loved" (Fenyloetyloaminy, które znałem i kochałem).

Książka składa się z dwóch części: pierwsza jest fikcyjną autobiografią pary eksperymentującej z psychodelikami, natomiast druga to szczegółowy opis syntez wielu pochodnych amfetaminy, wraz z zalecanymi dawkami i komentarzami autora. Kilka lat później powstała druga część zatytułowana TIHKAL, poświęcona pochodnym tryptaminy.

Jednoosobowy instytut badawczy


Ktoś może powiedzieć - no ale przecież to propagowanie narkomanii! Tak, lecz to jednostronne podejście. Po pierwsze - nie ma szans, aby amator wykonał syntezy Shulgina. Zawodowiec z kolei nie będzie się bawił w te działania, skoro ma już opracowane otrzymywanie amfetaminy, heroiny czy innych znanych już prochów. Po drugie - paradoksalnie księga Sashy może pomóc władzy. Przykładowo - kiedy dzieło ujrzało światło dzienne, Wielka Brytania hurtem zakazała rozpowszechniania wszystkich opisanych związków. Bez analiz, bez badań, bez kosztów i straty czasu.

Warto tutaj dodać, że benedyktyńskie prace Shulgina mają w dużym stopniu charakter pionierski. Nikt przed nim, ani po nim nie dokonał aż tak wielu badań nad ponad 200 nowymi związkami - New York Times nazwał go "jednoosobowym instytutem badawczym w dziedzinie psychofarmakologii". Okazało się, że niektóre ze zsyntetyzowanych przez niego związków mogą być stosowane w takich przypadkach, jak zespół stresu pourazowego oraz w wielu innych schorzeniach psychicznych, w których zaburzeniu uległy stosunki chorego z otaczającymi go ludźmi. Wynika to przede wszystkim z faktu, iż należą one do grupy empatogenów - związków powodujących otwartość emocjonalną oraz uczucie empatii i miłości.

Agenci DEA wkraczają na farmę Shulgina

W 1994 roku agenci DEA wpadli na farmę Shulgina i, jak wynika z raportu, znaleźli tam próbki substancji, które otrzymał do badań od osób trzecich. Ponieważ było to nielegalne z punktu widzenia zezwolenia, które posiadał, natychmiast cofnięto mu licencję na prowadzenie laboratorium i badań oraz nałożono sporą karę finansową.

Podejrzewa się, że znalezione próbki były tylko pretekstem, a tak naprawdę przyczyną działań agencji był fakt, że w wielu przejmowanych nielegalnych laboratoriach produkujących nielegalne narkotyki książka Shulgina była najważniejszym źródłem przepisów na ich produkcję.

Po tym wydarzeniu Sasha zaprzestał (przynajmniej oficjalnie) dalszych badań nad psychodelikami. Zajął się raczej porządkowaniem tego, co do tej pory udało mu się odkryć, dużo pisał. Pod koniec lat 90. zaczął zapadać na zdrowiu.

Śmierć - kolejny stan świadomości


Pytany kilkanaście lat temu w wywiadzie o jego podejście do kwestii śmierci, stwierdził "to wszystko ewoluowało. W młodości uznawałem, że człowiek umiera i już. Koniec. Świadomość znika. Gdy doszedłem do wieku średniego, mój strach przed śmiercią był na tyle silny, że bardzo komplikował mi badania. Po siedemdziesiątce przestałem się bać śmierci, ale też specjalnie na nią nie czekam. To jest kolejne przejście, kolejny stan świadomości. Takiego stanu jeszcze nie badałem, ale tak samo jest też w przypadku każdego narkotyku, którego nie spróbowałeś".

Aleksander Shulgin żadnego nowego narkotyku już nie spróbuje - 2 czerwca przeszedł do nowego stanu świadomości. Jego książki i notatniki laboratoryjne wciąż można bez problemu znaleźć w sieci.

Jest niemal pewne, że współczesna psychofarmakologia dopisze kolejne rozdziały do 50-letnich badań uczonego nad empatogenami.

*Mirosław Dworniczak, chemik, wykładowca w Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji w Poznaniu, autor bloga starychemik.wordpress.com
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
"Gomorra. Podróż po imperium kamorry"
fragment książki Roberta Saviano*


[ external image ]
Roberto Saviano, autor ''Gomorry'' (Fot. AP SALVATORE LAPORTA)

Klan ich werbuje, kiedy tylko potrafią dochować mu wierności. Mają wtedy od 12 do 17 lat. Fragment głośnej książki o neapolitańskim syndykacie zbrodni

Spotykaliśmy się czasem z Pikachu. Opowiadał mi o chłopcach z klanu stanowiących podstawową siłę rodziny Di Lauro. Zapytałem, gdzie się spotykają, na co on zaproponował, że mnie tam zaprowadzi. Wszyscy znali to miejsce. To była pizzeria, gdzie schodzili się wieczorami.

Po drodze wstąpiliśmy po przyjaciela Pikachu, jednego z tych, którzy już od jakiegoś czasu byli w Systemie. Pikachu uwielbiał go, opisywał go jako bossa młodych chłopców z Systemu, ponieważ wypełniał on ważne zadanie: zaopatrywał ukrywających się kamorrystów i - jeżeli wierzyć jego słowom - robił zakupy dla rodziny Di Lauro. Nazywano go Kit Kat, jak wafelki w czekoladzie, bo pochłaniał mnóstwo słodyczy.

Kit Kat zgrywał przede mną młodego bossa, ale widział, że przyjmuję to z niedowierzaniem. W końcu stracił cierpliwość i wtedy podniósł do góry sweter. Miał klatkę piersiową całą pokrytą okrągłymi siniakami. W centrum fioletowych plam widać było żółte i zielone gruzełki popękanych naczyń krwionośnych.

- Co ci się stało?

- To kamizelka...

- Jaka kamizelka?

- Kamizelka kuloodporna...

- Przecież kamizelka nie robi takich siniaków.

- Te śliwy są od strzałów...

Siniaki albo śliwy, jak je nazywał, zrobiły kule z broni palnej zatrzymane przez kamizelkę o centymetr od ciała. Młodym chłopcom zakładano kamizelki kuloodporne, po czym strzelano do nich, żeby oduczyć ich strachu przed bronią palną. Nawet jeżeli ubierzesz kogoś w kamizelkę, nie możesz mieć pewności, że nie ucieknie, gdy będą do niego strzelać. Kamizelka kuloodporna nie jest szczepionką przeciw strachowi. Wymyślono więc, że najlepszym sposobem, żeby uodpornić chłopców na strach, będzie oswojenie ich ze strzałami i pokazanie, że broń może być niegroźna.

W Ameryce mordercy strzelają nabuzowani rapem, kilerzy z Secondigliano zabijają słuchając piosenek o miłości

Chłopcy opowiadali mi, że wywożono ich w pola niedaleko Secondigliano. Kazano im założyć kamizelki pod bluzy, po czym strzelano do nich raz za razem, opróżniając pół magazynka na osobę. "Kiedy trafia w ciebie kula, przewracasz się na ziemię i nie możesz złapać oddechu, otwierasz szeroko usta, wciągasz powietrze, ale powietrze nie wchodzi. Nic nie możesz zrobić. Jakbyś dostał cios pięścią w klatkę piersiową. Zdaje ci się, że umierasz... ale za chwilę wstajesz, i to jest najważniejsze. Po strzale znowu stajesz na nogi".

Kit Kat wraz z innymi przeszedł trening, dzięki któremu oswoił się ze strzałami, a tym samym z umieraniem, albo raczej z prawie umieraniem.

***

Zostają zwerbowani, kiedy tylko potrafią dochować wierności klanowi. Mają wtedy od 12 do 17 lat, ich ojcowie i bracia często należą do klanu, wielu chłopców pochodzi z rodzin bezrobotnych. Są nowymi "żołnierzami" klanów kamorry neapolitańskiej. Pochodzą ze Starówki, z dzielnic Sanitá, Forcella, San Gaetano, Pallonetto i Quartieri Spagnoli, z Secondigliano. Rekrutacje przeprowadzają oddelegowani do tego ludzie we wszystkich klanach.

Jeśli wziąć pod uwagę liczebność tych dzieci-żołnierzy, są prawdziwą armią. Przynoszą klanom wielorakie korzyści: chłopcy dostają mniej niż połowę normalnej pensji, jaką wypłaca się dorosłym najniższej rangi, czasem tylko mają na utrzymaniu rodziców, nie obciąża ich rodzina, są zawsze dyspozycyjni, nie skarżą się, jeżeli pensja nie przychodzi punktualnie, a przede wszystkim nie mają nic przeciwko spędzaniu całych dni na ulicy. Otrzymują różne zadania o różnym stopniu odpowiedzialności.

Zaczynają od rozprowadzania lekkich narkotyków, przede wszystkim haszyszu. Ustawiają się prawie zawsze na najruchliwszych ulicach. Z czasem zaczynają rozprowadzać i sprzedawać tabletki i dostają w prezencie skuter. W końcu przechodzą do kokainy, którą dostarczają bezpośrednio na uniwersytety, przed restauracje i hotele, na stacje metra. Grupy baby-dealerów mają duże znaczenie dla nowej, elastycznej polityki ekonomicznej klanu, są mniej widoczne, narkotyki sprzedają między meczem piłki nożnej a przejażdżką na skuterze, często dostarczają prochy prosto do domu klienta. Klan zwykle nie zmusza chłopców do pracy rano, mogą więc normalnie chodzić do szkoły, co jest wskazane, bo w przeciwnym razie zwracaliby na siebie uwagę władz.

Często chłopcy po kilku miesiącach pracy dla mafii zaczynają chodzić po mieście uzbrojeni. Dla obrony, dla podniesienia własnej wartości w oczach innych. To znak, że awansowali, to obietnica szybkiej kariery w klanie. Dostają automatyczne i półautomatyczne pistolety, których uczą się używać na wysypiskach śmieci lub w podziemnych jaskiniach Neapolu.

Gdy zdobywają pełne zaufanie koordynatora strefy, czyli capozona, zaczynają wykonywać o wiele bardziej odpowiedzialne zadania niż zwykły diler - dbają o interesy kamorry na powierzonym im obszarze. Może to być ulica albo jej fragment, gdzie sprawdzają na przykład, czy wozy dostawcze przywożące towar do supermarketów lub mniejszych sklepów spożywczych należą do sieci „rekomendowanej” przez klan, i powiadamiają kogo trzeba, jeśli któryś ze sklepów zaopatruje się u dostawcy nienależącego do grupy wybranych.

Spełniają także ważną rolę przy kontroli placów budowy. Przedsiębiorstwa budowlane zwykle zlecają podwykonanie poszczególnych robót firmom podległym kamorrze. Zdarza się jednak, że wybierają na podwykonawców firmy z zewnątrz. Aby do tego nie dopuścić, wszelkie budowy są pod stałą kontrolą, a zadanie to powierza się właśnie młodym chłopcom, którzy obserwują i donoszą o wszystkim swoim capozona. Od nich otrzymują instrukcje, jak potraktować niesubordynowanych.

Ci młodzi chłopcy pracujący dla mafii zachowują się i działają jak dorośli kamorryści. Karierę zaczynają bardzo wcześnie i często przeskakują jej poszczególne szczeble. Błyskawiczny awans najmłodszych wewnątrz struktury kamorry radykalnie zmienia jej oblicze. Nastoletni capozona, młodzi bossowie są bezwzględnymi i nieprzewidywalnymi przeciwnikami służb porządkowych i antymafijnych, które z trudem orientują się w nowych mechanizmach działania kamorry. Pojawiają się coraz młodsze, nieznane twarze. W związku z restrukturyzacją klanu wprowadzoną przez Cosima Di Lauro, rozległe sektory obrotu narkotykami są często zarządzane przez piętnastolatków, którzy bez najmniejszego skrępowania wydają polecenia mężczyznom czterdziesto- i pięćdziesięcioletnim.

Pluskwy zamontowane przez karabinierów w samochodzie nastoletniego Antonia Galeota Lanzy nagrały jego uwagi o życiu dilera wygłoszone przy akompaniamencie głośnej muzyki z radia:

- W każdy niedzielny wieczór zarabiam 800 albo 900 euro, tyle tylko, że jako diler masz do czynienia z kokainą i crackiem i ryzykujesz 500 lat więzienia...

Coraz częściej, gdy chłopcy z Systemu mają na coś ochotę, używają "żelaza", jak nazywają pistolet. Pragnienie posiadania telefonu komórkowego, odtwarzacza, samochodu lub skutera często kończy się zabójstwem. W Neapolu rządzonym przez dzieci-żołnierzy nierzadko można usłyszeć przy sklepowej kasie: "Jestem w Systemie Secondigliano" albo: "Należę do Systemu Quartieri Spagnoli". To magiczne słowa, dzięki którym chłopcy zabierają to, na co mają ochotę, bez obawy, że któryś z kasjerów zażąda od nich uregulowania rachunku.

***

W Secondigliano cały ten młody narybek został zmilitaryzowany. Z chłopców zrobiono prawdziwych żołnierzy. Pikachu i Kit Kat zaprowadzili mnie do pizzerii Nella, którego zadaniem jest karmić po służbie chłopców należących do Systemu.

Zaraz po naszym przybyciu do pizzerii weszła grupa chłopców. Zostawili skutery na chodniku i weszli bez słowa przywitania. Pod swetrami nosili kamizelki kuloodporne. Wyglądali zabawnie i niezdarnie, jakby byli nadmuchani; z ruchów i sylwetek przypominali graczy w futbol amerykański. Chłopięce twarze, niektóre z rzadkim zarostem na policzkach. Mieli od 13 do 16 lat.

Pikachu i Kit Kat posadzili mnie przy nich, nikt nie zaprotestował. Chłopcy jedli, ale przede wszystkim pili. Wodę, coca-colę, fantę. Mieli niesamowite pragnienie. Nawet pizzą chcieli zaspokoić pragnienie, poprosili o butelkę oliwy i polewali pizzę oliwą, bo była dla nich za sucha. W ich ustach wszystko wyschło, poczynając od śliny, kończąc na słowach.

Zrozumiałem, że wrócili z nocnej służby, podczas której brali prochy. Dali im MDMA. Żeby nie zasnęli, żeby nie zatrzymywali się na posiłek. W końcu MDMA wynaleziono w laboratoriach Mercka w Niemczech dla żołnierzy w okopach pierwszej wojny światowej, których nazywano Menschenmaterial - materiał ludzki. Dzięki tej substancji mieli nie odczuwać głodu, zimna ani strachu. Później używali go Amerykanie przy akcjach szpiegowskich. Teraz także ci mali żołnierze dostawali swoją porcję sztucznej odwagi i nienaturalnej odporności.

Jedząc, nie mogli się powstrzymać od wysysania każdego kawałka pizzy. Wydawali przy tym odgłosy jak bezzębni staruszkowie siorbiący zupę z łyżki. Powoli zaczęli się odzywać między sobą, zamawiali kolejne butelki wody.

Zrobiłem wtedy coś, za co mogłem drogo zapłacić, ale intuicyjnie czułem, że ujdzie mi to na sucho, bo w końcu miałem przed sobą dzieci. Ubrane w kamizelki wywatowane ołowiem, ale zawsze tylko dzieci. Położyłem na środku stołu dyktafon i zaproponowałem, starając się spojrzeć każdemu z nich w twarz:

- Powiedzcie coś do mikrofonu, mówcie wszystko, co wam przyjdzie do głowy!

Mój gest nikogo nie zdziwił, nikt nie pomyślał, że może mają przed sobą glinę albo dziennikarza. Kilku rzuciło jakieś przekleństwa w kierunku dyktafonu. Potem jeden z chłopców, nazywany przez kolegów Satore, zachęcony moimi pytaniami, opowiedział swoją historię. I widać było, że nie mógł się doczekać, żeby to zrobić:

Kit Kat wraz z innymi przeszedł trening, dzięki któremu oswoił się ze strzałami, a tym samym z umieraniem, albo raczej z prawie umieraniem

- Najpierw pracowałem w barze, dostawałem 200 euro na miesiąc, z napiwkami dociągałem do 250, ale ta praca mi się nie podobała. Chciałem pracować z moim bratem w warsztacie samochodowym, ale nie przyjęli mnie. W Systemie dostaję 300 euro na tydzień, ale jeżeli mi dobrze idzie, dostaję procenty od każdego sprzedanego klocka haszyszu i dobijam do 350-400 euro. Jasne, że muszę nieźle zasuwać, ale za to zawsze dostanę coś ekstra.

Po serii beknięć wyprodukowanych przez dwóch chłopców, którym bardzo zależało na tym, żeby zostały nagrane na mój dyktafon, Satore dalej opowiadał o sobie:

- Na początku pracowałem zawsze na ulicy i wkurzało mnie, że nie miałem skutera, musiałem wszędzie chodzić pieszo albo jeździć autobusami. Ale sama praca zawsze mi się podobała, wszyscy mnie szanują i mogę robić, co mi się podoba. Tylko że teraz dali mi żelastwo i muszę być zawsze w tej samej okolicy: Terzo Mondo i Case dei Puffi. Nie mogę się stąd ruszyć, ciągle w tym samym miejscu. To mi się za bardzo nie podoba.

Satore uśmiechnął się do mnie, a potem, śmiejąc się głośno, wykrzyczał do mikrofonu:

- Wypuśćcie mnie stąd!... Powiedzcie to szefowi!

Uzbroili ich, dali im pistolety i przydzielili małe odcinki, na których mieli wykonywać swoją pracę. Teraz zaczął mówić Kit Kat, dotykając prawie ustami mikrofonu, tak że nagrał się nawet jego oddech:

- Ja chciałbym otworzyć własną firmę, remont mieszkań albo jakiś sklep. System musi dać mi pieniądze na początek, a potem już sam sobie poradzę. Sam sobie też znajdę żonę, na pewno nie tutaj, ożenię się z jakąś modelką, może być czarna. Albo z jakąś Niemką.

***

Pikachu wyjął z kieszeni talię kart. Czterech chłopców zajęło się grą, inni, przeciągając się, wstali od stołu, ale żaden z nich nie zdjął kamizelki kuloodpornej. Chciałem dowiedzieć się jeszcze od Pikachu czegoś na temat paranzy, ale widać było, że moje pytania zaczynają go irytować. Powiedział tylko, że był niedawno w mieszkaniu, które poprzednio służyło im za kryjówkę, ale teraz stało puste, było zdemolowane, znalazł w nim tylko odtwarzacz MP3 należący do dawnych lokatorów. MP3 z muzyką, której słuchali ludzie z paranzy, kiedy wychodzili z kryjówki, żeby zabijać, wisiał teraz na szyi Pikachu.

Poprosiłem, żeby pożyczył mi go na parę dni. Uśmiechnął się, jakby chciał pokazać, że nie żywi urazy za to potraktowanie go jak naiwnego idioty, który pożycza swoje rzeczy. Kupiłem go więc, dałem 50 euro i dostałem odtwarzacz. Od razu założyłem słuchawki, chciałem się dowiedzieć, jak brzmi tło muzyczne morderstwa. Spodziewałem się, że usłyszę heavy metal, ostry rock czy rap, a tymczasem na MP3 były nagrane same melodyjne, romantyczne piosenki i muzyka pop. W Ameryce mordercy strzelają nabuzowani rapem, kilerzy z Secondigliano zabijają słuchając piosenek o miłości.

Pikachu tasował karty. Zapytał, czy zagram z nimi, ale do kart nigdy nie miałem zdolności. Wstałem więc od stołu. Kelnerzy w pizzerii byli w tym samym wieku, co chłopcy z Systemu, patrzyli na nich z podziwem, nie mieli nawet odwagi ich obsługiwać. Robił to za nich właściciel lokalu.

Tutaj praca kelnera, posłańca lub murarza przynosi hańbę. Powodów jest wiele: pracuje się na czarno, nie ma urlopów ani zwolnień lekarskich, dniówka trwa średnio dziesięć godzin i brak nadziei na poprawę warunków życia. System daje przynajmniej iluzję, że wysiłek zostanie doceniony, że możliwe jest zrobienie kariery. Kogoś, kto pracuje dla mafii, nikt nie potraktuje jak chłopca na posyłki, żadna dziewczyna nie weźmie go za życiowego ofermę.

Dla tych nadmuchanych chłopców, młodych żołnierzy mafii, śmiesznych karykatur amerykańskich futbolistów wzorem jest nie Al Capone, ale Flavio Briatore; nie rewolwerowiec, ale człowiek interesu otoczony pięknymi modelkami.

przeł. Alina Pawłowska-Zampino

* Roberto Saviano - włoski pisarz ur. w 1979 r. w Neapolu. Jego pierwsza książka ''Gomorra'' została przetłumaczona na 33 języki
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Niebezpieczne sztuczne raje - rozmowa z Jerzym Vetulanim
Jerzy Ziemacki rozmawia z Jerzym Vetulanim, 16.08.2014
Gazeta Wyborcza


[ external image ]
NEUROBIOLOG JERZY VETULANI (MICHAŁ ŁEPECKI)


Im częściej się stymulujemy, tym trudniej uzyskać przyjemność. W skrajnym przypadku prowadzi to do anhedonii, całkowitej niemożliwości odczuwania szczęścia



Panie profesorze, czym jest uzależnienie?


Uzależnienie jest ciężką chorobą psychiczną uważaną przez wielu za nieuleczalną.

Kim jest osoba uzależniona od narkotyków?


Osoba uzależniona od narkotyków traci nad sobą kontrolę. Rządzi nią potężny głód narkotykowy. Człowiek uzależniony od danej substancji nie może powstrzymać się od jej brania. Odczuwa przymus psychologiczny, a często fizjologiczny.

Co to znaczy fizjologiczny przymus?


Swoim studentom tłumaczę to obrazowo: gdy bardzo przyciśnie was mocz, chce wam się sikać, przestajecie myśleć o konsekwencjach, o przyszłości, o moralności, o wstydzie - pragniecie za wszelką cenę zrealizować potrzebę. Opróżnić pęcherz. Gdziekolwiek! Jak najszybciej! I robimy to, mimo że bardzo tego nie chcemy. Bo musimy.

Tak właśnie czuje się osoba uzależniona?

Tak. Bez względu na to, czy jest uzależniona od heroiny, amfetaminy, morfiny, kokainy, alkoholu czy innych substancji psychoaktywnych. Taka osoba traci panowanie nad własnym ciałem. Musi zażyć dawkę substancji. Zrobi wszystko, aby to zrobić. Podobnie jest z uzależnieniem behawioralnym, np. od hazardu.

Czy łatwo uzależnić się od substancji psychoaktywnych?


Podatność na uzależnienia jest sprawą indywidualną. Nie można uzależnić się, jeśli nie ma się skłonności do uzależnień. Uzależnienie nie jest tak powszechne, jak to sobie wyobrażamy. Dotyczy tylko pewnej grupy użytkowników. Szacuje się, że skłonność do uzależnień ma od 15 do 20 proc. populacji homo sapiens. Podatność zależy również od substancji.

Większość nigdy się nie uzależni?


Uzależniają się tylko osoby genetycznie do tego predysponowane. Spójrzmy na Polaków pijących alkohol. W naszym kraju piją prawie wszyscy. Uzależnionych jest pewnie 10-20 proc. Większość Polaków nigdy nie uzależni się od wódki, nawet jeżeli ma do niej swobodny dostęp. Ten sam mechanizm funkcjonuje w przypadku narkotyków.

Czy to znaczy, że narkotyki są bezpieczne?

Uzależnienie to tylko jedno z niebezpieczeństw. Każdy narkotyk wyrządza nam również jakieś szkody bezpośrednie, bez względu na to, czy mówimy o uzależnieniu, czy nie. Przy wielu substancjach możemy umrzeć na skutek przedawkowania. Wiele narkotyków wyrządza szkody w tkankach obwodowych, uszkadzając np. wątrobę czy układ krążenia. Problemy z nastrojem, lękiem i depresją mogą ulec zaostrzeniu. Skutki uboczne używania niektórych substancji są bardzo spektakularne, np. psucie się zębów po metamfetaminie.

A czy płeć ma jakiekolwiek znaczenie w uzależnieniu się?


Różnice między płciami występują na wszystkich etapach choroby uzależnieniowej. Wzorzec różnic jest zasadniczo taki sam przy różnych substancjach. Kobiety zaczynają brać w niższych dawkach niż mężczyźni, szybciej niż oni podnoszą dawki i ulegają uzależnieniu. Uzależniają się szybciej i mocniej. Dodatkowo kobiety częściej niż mężczyźni wracają do nałogu po leczeniu. Kobiety często sięgają po odurzenie w samotności, jednocześnie czują wstyd i mają poczucie winy.

Mózg kobiety i mózg mężczyzny nie są takie same?


W zasadzie mózg męski i kobiecy są bardzo do siebie podobne, istnieją jednak pewne różnice mające istotne znaczenie dla każdej płci. Badania nad mózgiem trwają i wciąż przynoszą nowe odkrycia. Jeśli rozmawiamy o problemie sięgania po substancje psychoaktywne, na pewno należy zwrócić uwagę na cykl hormonalny. Mężczyzna prowadzi dość stabilne życie hormonalne. Kobieta przeżywa cykle menstruacyjne. Jej gospodarka hormonalna jest inna niż jego. To może być trop na drodze poszukiwania odpowiedzi na temat specyfiki narkomanii wśród kobiet.

Gdzie tkwi biologiczny klucz do zrozumienia narkomanii?

Uważam, że kluczem jest zrozumienie systemu nagrody. System nagrody to jeden z podstawowych systemów wbudowanych w nasz mózg. Daje nam poczucie przyjemności w zamian za załatwienie spraw korzystnych dla naszego przetrwania. Żeby zasłużyć na nagrodę, musimy się starać. Czujemy się dobrze, gdy jemy, gdy śpimy po męczącym dniu, gdy uprawiamy seks. Jedzenie, sen, seks - to wszystko jest nagrodą od natury dla nas za dbanie o przetrwanie gatunku.

Za co jeszcze możemy dostać nagrodę od organizmu?

Otrzymujemy nagrody za troskę i opiekę nad innymi. Ludzie czują chęć posiadania potomstwa, a potem przyjemność z jego posiadania i opieki nad nim. Babcie i dziadkowie szaleją na punkcie wnuków. Bawiąc się z wnukami, przeżywają uderzenia dopaminy do mózgu. Tak ukształtowała nas ewolucja. Wszyscy przeżywamy momenty dopaminowego szczęścia, gdy robimy coś, co pobudza nasz biologiczny system nagrody promujący prokreację i podtrzymywanie gatunku.

Ten sam system potrafi nas karać?

Oczywiście. Jeśli się przejemy, naszą karą będzie poczucie nudności. Jeśli będziemy spali za długo, poczujemy się ociężali. Procesy, o których tutaj mówimy, odbywają się zarówno na poziomie psychologicznym, jak i molekularnym.

Nie mamy na nie żadnego wpływu?


Przez ostatnie kilka tysięcy lat człowiek odkrył wiele substancji, którymi potrafi oszukać własny biologiczny system nagrody i kary. Może przy nim manipulować. Pobudzać dopaminę, serotoninę, adrenalinę.

Jak to możliwe?

Po wciągnięciu kokainy, wstrzyknięciu heroiny, łyknięciu wódki organizm otrzymuje sygnał o nagrodzie. Substancje te albo naśladują dopaminę, pobudzając te same receptory co ona, albo powodują jej wzmożone wydzielanie. Narkotyk daje natychmiastowy efekt poczucia szczęścia - na to szczęście bez narkotyku musielibyśmy krócej lub dłużej pracować. Tutaj mamy je w jednej chwili, gdy tylko substancja dotrze do mózgu.

Narkotyki to dawanie sobie nagrody bez wysiłku?

Tak. I to jest bardzo niedobre. W normalnym życiu, aby poczuć trochę przypływu dopaminy do mózgu, musielibyśmy opiekować się potomstwem albo jeść smaczne posiłki, albo biegać dwie godziny po parku. Idziemy na łatwiznę - zażywamy substancję uszczęśliwiającą, aktywnie zmieniającą psychikę. Narkotyki to droga na skróty.

Nie można sobie powiedzieć: za dużo tego dobrego?


W przypadku narkotyków nie działają naturalne mechanizmy sygnalizujące. Trudno mi jeść z pełnym brzuchem, biegać, gdy jestem zmęczony. A wciągnięcie jeszcze jednej kreski, zapalenie jeszcze jednego skręta, wypicie kolejnego kieliszka przychodzi z łatwością.

Substancji psychoaktywnych jest dużo. Czym się różnią?

Najbardziej podstawowy podział pod względem efektów wygląda tak: są dołowniki i stymulanty oraz niemieszczące się w tych kategoriach halucynogeny. Dołowniki takie jak opium, heroina, morfina wprawiają w stan odrętwienia, uwalniają w mózgu serotoninę odpowiedzialną za relaks, odpoczynek, spokój. Dlatego po dołownikach czujemy się błogo senni, mamy poczucie, że odpływamy.

Stymulanty takie jak amfetamina, kokaina, efedryna silnie pobudzają, dają nam subiektywne poczucie mocy, atrakcyjności, a również możliwości seksualnych (szczególnie MDMA). Stymulanty pobudzają wydzielanie w mózgu dopaminy odpowiedzialnej za ekscytację, rozkosz, przyjemność, a także przetwarzanie informacji i uczenie się. Aktywują układ czuwania, zmniejszając senność i zmęczenie.

Obecnie panuje moda na stymulanty.

Zawsze jest moda na jakiś narkotyk. Polska kultura sarmacka wykorzystywała alkohol. W XIX-wiecznym Paryżu wśród artystów, literatów, poetów modne było opium i haszysz. Tacy wielcy twórcy jak Balzac, Dumas, Baudelaire należeli do klubu haszyszowego, w którym zbierali się na sesję wspólnego zażywania tej substancji. Wtedy haszysz raczej jedzono.

W pewnym okresie w Europie panowała moda na kokainę - uległ jej Zygmunt Freud. Nasz Witkacy eksperymentował z kokainą, morfiną, eterem, meskaliną i peyotlem.

Przed wojną narkotyki nielegalne były używane tylko wśród elit. Zdecydowana większość zwykłych śmiertelników upijała się alkoholem. Dzisiaj narkotyki stały się powszechne. To efekt rewolucji hipisowskiej 1968 roku.

Czy to prawda, że papież Leon XIII zażywał kokę?

Papież Leon XIII rzeczywiście popijał nalewkę na liściach koki, znaną w Europie jako wino Marianiego. Korsykański chemik Angelo Mariani opracował recepturę w połowie XIX wieku. Nalewka alkoholowo-kokainowa dawała silne pobudzenie, jasność umysłu, chęć do pracy. Powszechnie wiadomo, że papież nie rozstawał się z piersiówką kokainowej nalewki. Pod jej wpływem napisał encyklikę "Rerum novarum", jedno z największych dzieł Kościoła katolickiego. Angelo Marianiego odznaczył orderem.

Może więc jednak warto brać, żeby czuć się dobrze i robić więcej?

Przewlekłe branie wysokich dawek stymulantów ma fatalne konsekwencje. Na zdjęciach mózgu ludzi zażywających pochodne amfetaminy widać wyraźnie zmiany zachodzące w układzie limbicznym pod wpływem przyjmowania substancji psychoaktywnej. Poważne zmiany w mózgu często są nieodwracalne. Diagnoza jest prosta: stymulacja mózgu poprzez nadmierne wydzielanie dopaminy prowadzi do degeneracji neuronów dopaminowych. Powstają deficyty dopaminowe.

Co to oznacza dla osoby stymulującej się sztucznie?

Coraz trudniej uzyskać przyjemność z życia - najpierw z nagród naturalnych, a potem nawet z narkotyków. W skrajnym przypadku oznacza anhedonię, czyli całkowitą niemożliwość odczuwania szczęścia. To bardzo przykry stan psychiczny. Nie odczuwa się już dawnych rozkoszy. Trudno o odczuwanie jakiejkolwiek przyjemności. Wszystko smuci, irytuje, dręczy. Jest się pogrążonym w depresji spowodowanej zachwianiem równowagi między układami neuroprzekaźników. Taka osoba może już nigdy nie czuć się tak dobrze jak kiedyś.

Zwiększenie dawki pomaga tylko na jakiś czas. Potem znów trzeba tę dawkę zwiększać, a przyjemność dostarczana przez coraz większe dawki jest coraz mniejsza. Co gorsza, ochota na branie rośnie. To są właśnie te niebezpieczne nożyce, które biorą człowieka między dwa ostrza - pogoni za przyjemnością i niemożliwości jej zrealizowania. Kokainista czuje ogromną chęć wciągnięcia kolejnej kreski, chociaż nie czuje już przyjemności po zażyciu.

Nasuwa się pytanie: jak walczyć z narkomanią?

Nie lubię słowa "walczyć". Chodzi o ograniczenie szkód, jakie w społeczeństwie powoduje stosowanie substancji uzależniającej. Sądzę, że najskuteczniejszą metodą działania na rzecz ograniczenia spożycia i redukcji szkód wywołanych zażywaniem substancji uzależniających może być inspirowanie człowieka. Należy rozwijać w człowieku inteligencję emocjonalną. Okazuje się, że osoby inteligentne emocjonalnie, które rozumieją swoje stany emocjonalne i są empatyczne, rzadziej sięgają po używki.

W Polsce wolimy karać, niż rozwijać inteligencję emocjonalną.

Niestety. W Polsce panuje narkofobia. Większość polskich matek, gdy ich dziecko się spije, postawi mu miednicę obok łóżka. Jeśli jednak dziecko wróci do domu z marihuaną w kieszeni, kochająca rodzicielka zadzwoni na policję. Osobiście uważam, a pokazują to wszystkie statystyki, że policyjne prześladowania użytkowników narkotyków - śledzenie, aresztowanie, wsadzanie do więzień - nie prowadzi do ograniczenia substancji psychotropowych. To są działania bezsensowne lub wręcz szkodliwe, oparte nie na empatii i chęci niesienia pomocy, lecz na chorobliwym strachu przed nieznanym. Takie działania mogą powodować dodatkowy stres u użytkowników.

Osoby eksperymentujące z nielegalnymi substancjami nie powinny się stresować?

W przeprowadzanych w laboratoriach doświadczeniach na szczurach widać, że szczury zestresowane sięgają po kokainę częściej niż szczury żyjące w warunkach komfortu i spokoju. Ludzie zestresowani będą zawsze bardziej podatni na uzależnienia. Walka ze stresem powinna stać się priorytetem zdrowia publicznego i polityki narkotykowej. Jestem o tym głęboko przekonany. Ucieczka w narkotyki to często próba nieporadnej walki ze stresem.

Innym powodem sięgania po narkotyki jest nuda, czyli brak pobudzania układu nagrody przez bodźce środowiskowe.

Co ma robić rodzic, aby jego dziecko nie sięgało po narkotyki?

Jeśli będzie chciało, i tak sięgnie. Zakazy niewiele dadzą. Dobrą metodą walki z uzależnieniami jest stymulacja, dostarczanie bodźców, zaangażowanie w coś. W krajach skandynawskich osoby uzależnione zabiera się w długi rejs morski. Wracają zdrowe.

Biologiczny system nagrody jest wtedy naturalnie stymulowany mnogością bodźców. Chodzi o naturalny wysiłek w celu zdobywania naturalnej nagrody. Jeśli jakaś osoba stale będzie czymś zajęta, zainteresowana, będzie mogła się wykazać, zrobi coś pożytecznego, otrzyma naturalny narkotyk w postaci dopaminy lub serotoniny od swojego organizmu. Nie będzie już szukać "sztucznych rajów".
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Narkotyki w tabelach
Maja Ruszpel, Polska Sieć Polityki Narkotykowej
Gazeta Wyborcza

[ external image ]

"Tabela wartości granicznych" - trudna zbitka słów. Ale wprowadzenie takiego rozwiązania bardzo ułatwi życie ponad trzem milionom Polaków. Na tyle właśnie szacuje się liczbę osób używających narkotyków w sposób rekreacyjny. Dotyczy to zwłaszcza marihuany

W tej chwili każdy z nas złapany przez policję nawet choćby z jednym gramem marihuany może trafić za kratki. Wprawdzie w polskim prawie istnieje możliwość umorzenia sprawy za posiadanie narkotyków, o ile mamy je na własny użytek i spełniony jest wymóg niskiej społecznej szkodliwości czynu. Nadal jednak mamy zapis bardzo niejednoznacznie odróżniający niedzielnego użytkownika narkotyków od dilera. Otóż trzecim warunkiem umorzenia sprawy jest posiadanie "nieznacznej" ilości narkotyku. Cały szkopuł w tym, że "nieznaczną" ilością narkotyku może być zarówno 0,2 grama, jak i 1 gram czy 5 gramów. Wszystko jest bowiem kwestią uznania przez prokuratora i sędziego. To oni decydują, czy 1 gram to ilość "znaczna" czy "nieznaczna". Gdy 5 gramów zostanie uznane za ilość "znaczną", wówczas czeka nas co najmniej wyrok w zawieszeniu I dlatego potrzebna jest w Polsce tabela wartości granicznych.

W czym pomoże tabela?

Określi, za posiadanie jakiej ilości (podkreślmy: nadal nielegalnej substancji psychoaktywnej) nie będziemy karani. W Europie takie tabele posiadają już Belgia, Czechy, Niemcy, Grecja, Hiszpania, Włochy, Cypr, Litwa, Węgry, Holandia i Portugalia. Nie jest to równoznaczne z legalizacją małych ilości narkotyków. Zależnie od kraju wartości te są różne, jednak zasada ta sama: ułatwić pracę policji, by ta od razu wiedziała, co z takim niedzielnym użytkownikiem czy osobą uzależnioną zrobić.

Jeśli w najbliższym czasie nie zmienimy prawa narkotykowego, zostaniemy na szarym końcu Europy ze swoją przestarzałą polityką narkotykową.

A jak jest u sąsiadów?

W Czechach tabela istnieje od kilku lat. Dozwolone ilości to: haszysz - 15 g, marihuana - 15 g, ectasy - 4 tabletki, amfetamina - 2 g, kokaina - 1 g a heroina - 1,5 g. W Niemczech tabele są różne dla różnych landów - np. w Hesji można mieć 30 g haszyszu, 100 g marihuany, 1 g amfetaminy, 1 g kokainy i 1 g heroiny.

Zmiany w prawie narkotykowym w kierunku liberalizacji i humanizacji zapowiedziały także Słowacja i Ukraina. Rada Ministrów w Kijowie zaakceptowała "Narodową Strategię Narkotykową do 2020 roku, która zakłada naprawdę zrównoważone podejście do narkotyków, zmieniając całkowicie ramy polityki narkotykowej na Ukrainie. Jednym z dowodów na postępującą humanizację prawa narkotykowego w tym kraju jest zapowiedziana dekryminalizacja posiadania niewielkich ilości narkotyków - w tym ograniczenie kar za drobne przestępstwa związane z narkotykami poprzez podniesienie wartości granicznych.

Nie inaczej jest za południową granicą. Słowacki Minister Sprawiedliwości, Tomas Boreca przeforsował w parlamencie zmiany postępowania karnego w stosunku do osób nielegalnie posiadających lub produkujących narkotyki. Nowy przepis dotyczy w szczególności właśnie przypadków granicznych. Ściga osoby posiadające nielegalnie narkotyki przekraczające kwotę progową, czyli dziesięć razy zwykłą pojedynczą dawkę.

Polska jak Białoruś

W tej sytuacji Polska pozostanie w Europie Środkowej krajem o najbardziej restrykcyjnej, a jednocześnie przestarzałej polityce narkotykowej. Jedynym obok Białorusi.

Oto przykładowe tabele wartości granicznych obowiązujące w innych krajach europejskich.
http://www.emcdda.europa.eu/html.cfm/index99321EN.html




Co 3 minuty polska policja zatrzymuje podejrzanego o posiadanie. Czas zmienić prawo!
Maja Ruszpel, Polska Sieć Polityki Narkotykowej
Gazeta Wyborcza

[ external image ]

Polskie prawo narkotykowe jest, obok prawa obowiązującego na Białorusi, najbardziej restrykcyjne w Europie. Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii wymaga natychmiastowych zmian. Przez obecne zapisy prawne w Polsce co 3 minuty zatrzymywana jest osoba podejrzana o posiadanie narkotyków. Rocznie liczba ta przekracza 30 tys.

Polska Sieć Polityki Narkotykowej stworzyła projekt nowelizacji zakładającej dwie zasadnicze zmiany, które mają na celu zarówno humanizację obowiązującej Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, a jednocześnie wpisanie jej w europejskie standardy.

Tymi zmianami są:

- wprowadzenie tabeli wartości granicznych, dzięki której doprecyzowane zostałoby pojęcie "nieznacznej" ilości narkotyków. Podobnie jak zrobiły to inne kraje europejskie, musimy zmienić kryteria takie jak ilość oraz rodzaj substancji psychoaktywnych, których posiadanie nie będzie karalne, bądź które kwalifikowałoby do umorzenia postępowania karnego.

- wprowadzenie możliwości leczenia substytucyjnego poprzez przepisywanie metadonu i innych leków substytucyjnych na receptę przez lekarza psychiatrę. Takie rozwiązanie nie tylko zwiększy dostępność do tego typu leczenia (w tej chwili leczenie osób uzależnionych od opiatów odbywa się głównie przez metody niefarmakologiczne), ale umożliwi odejście od modelu leczenia substytucyjnego w programach metadonowych.

Ustawa PSPN w Sejmie


Projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii został złożony w Sejmie z inicjatywy 15 posłów dwóch partii: Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota (obecnie Twój Ruch) i wielokrotnie był tematem dyskusji podczas posiedzenia posłów na sejmowych komisjach, w tym Komisji Ustawodawczej. Poseł Michał Kabaciński z partii Twój Ruch, popierający proponowane przez PSPN zmiany, nieraz podkreślał, że pomimo nowelizacji ustawy z grudnia 2011 r. (wprowadzającej nieznaczną liberalizację w zakresie karania za posiadanie narkotyków) to uwaga organów egzekwujących prawo nadal skupiona jest na ściganiu rekreacyjnych użytkowników narkotyków. Powodem jest brak w polskim prawie precyzyjnej informacji, czym jest "nieznaczna" ilość narkotyków.

-W praktyce występują takie przypadki, że 0,5 g, a więc bardzo mała ilość, często jest traktowana, jako znaczna i taka osoba podlega karze. - mówił poseł -. Ale są też przypadki, kiedy osoba posiada ponad 2 g, a jest to zdecydowanie więcej niż 0,5 g, i w jej przypadku stosowany jest art. 62a ustawy o przeciwdziałania narkomanii umożliwiający umorzenie postępowania karnego. Jest to pewnego rodzaju niekonsekwencja. Naszym zdaniem jest tu element niekonstytucyjności, bo nie ma równości wobec prawa. Jedna osoba jest uznana za posiadacza i jest wszczynane postępowanie, a w przypadku drugiej postępowanie jest umarzane - mówił Kabaciński.

Problematyczne ilości "nieznaczne"


Próbę ustalenia wartości granicznych podejmował Sąd Najwyższy w kilku swych orzeczeniach, które nie określają jednak jasnych i precyzyjnych kryteriów, a wręcz się wykluczają.

Dla przykładu: Sąd Apelacyjny w wyroku z dnia 20 lutego 2008 (II AKa 10/08) stwierdził, że: "Znaczną ilością" środków odurzających lub substancji psychotropowych w rozumieniu ustawy z dnia 29.7.2005 r. o przeciwdziałaniu narkomanii jest ilość pozwalająca na sporządzenie co najmniej kilkuset jednorazowych porcji, mogących odurzyć co najmniej kilkaset osób.

Sąd Najwyższego dnia 4 listopada 2008 r. (IV KK 127/08) wydał orzeczenie, w którym stwierdzono, że: Tylko wówczas dochodzi do wypełnienia przedmiotowego znamienia przytaczanego przestępstwa z art. 62u.p.n., gdy posiadanie środka odurzającego lub substancji psychotropowej następuje w ilości pozwalającej na choćby jednorazowe użycie danej substancji, w dawce dla niej charakterystycznej, zdolnej wywołać u człowieka inny niż medyczny skutek.

Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 21 stycznia 2009 r. (II KK 197/08) uznał, iż: Dysponowanie środkiem odurzającym (lub substancją psychotropową) związane z zażywaniem go lub chęcią niezwłocznego zażycia przez osobę dysponującą nim, nie jest posiadaniem tego środka (lub substancji) w rozumieniu art. 62 ust.1 Ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu narkomanii. (II KK 197/08).

Niestety, w lutym 2014 większością głosów posłów Komisji Ustawodawczej projekt nowelizacji autorstwa Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej nie został dopuszczony do dalszych prac sejmowych. Taką decyzję podjęto pomimo racjonalności proponowanych zmian (obecne zapisy prawne kryminalizują tysiące młodych ludzi), za którymi opowiadają się nie tylko prokuratorzy, ale także policja. W związku z tym Polska Sieć Polityki Narkotykowej odniesie się do uwag Komisji Ustawodawczej i ponownie za pośrednictwem posłów złoży projekt nowelizacji ustawy.

Przypomnijmy, że ostatnia nowelizacja UPN, która weszła w życie w 2011 i która dała możliwość sędziom i prokuratorom odstąpienia od ścigania w przypadku gdy dana osoba posiadała nieznaczne ilości narkotyku, była także owocem starań PSPN. Eksperci PSPN już wówczas wielokrotnie podkreślali, że proponowana zmiana jest jedynie nieśmiałym krokiem w kierunku racjonalizacji i humanizacji polskiego prawa narkotykowego. Stąd konieczne są dalsze reformy - a wśród nich za kluczową uznać można właśnie wprowadzenie tabeli wartości granicznych.

Opinia nt. projektu zmian w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii z 29 lipca 2005 r.
(http://politykanarkotykowa.pl/sites/def ... 1.2012.pdf), dotyczących art.62a oraz wykazu środków odurzających grupy IV-N stanowiącego załącznik nr 1 do ustawy autorstwa prof. Krzysztofa Krajewskiego z Katedr Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
ROZBIĆ POLSKIE MITY NARKOTYKOWE – CZYLI PREMIERA RAPORTU CICHA REWOLUCJA
Polska Sieć Polityki Narkotykowej

[ external image ]


W Polsce ukazał się raport poświęcony zmianom w podejściu do narkotyków jakie mają miejsce na całym świecie w ciągu ostatnich 10 lat.

Jego autorem jest istniejąca od 45 lat jedna z wiodących na świecie w kwestii polityki narkotykowej, brytyjska organizacja pozarządowa Release, znana z ciekawych kampanii społecznych (m.in. kampanii pt. Nice people take drugs, czy Better Drug Laws Now - http://www.release.org.uk

Raport nosi tytuł Cicha rewolucja – czyli dekryminalizacja narkotyków na świecie i jest pierwszą publikacją opisującą zbiorczo najróżnorodniejsze modele polityk narkotykowych, prowadzone w Ameryce, Australii czy Europie. Jest to pierwsza publikacja, która dostarcza tak rzetelnej wiedzy i opisuje zmiany jakie dzieją się na naszych oczach, a jednocześnie… obala szereg polskich mitów na temat prowadzenia polityki narkotykowej.

Polskie mity, baśnie i klechdy domowe na temat narkotyków

Raport Cicha Rewolucja obala kilka ugruntowanych w Polsce mitów na temat narkotyków. Przede wszystkim ten, że polityka narkotykowa w Holandii jest najbardziej liberalna na świecie. Czy jest to prawdą? Nie. Dużo bowiem bardziej liberalne polityki wobec narkotyków prowadzą Urugwaj, w którym narkotyki nigdy nie były kryminalizowane czy Australia, w której to już 1966 roku, czyli prawie 10 lat wcześniej niż w Holandii, posiadanie marihuany zagrożone było, co najwyżej karą grzywny.

Kolejną kwestią jest debata na temat polityki narkotykowej, która w wydaniu polskim zdaje się móc przebiegać wyłącznie w kategoriach skrajności – albo słychać głosy polityków dotyczące poparcia dla karania i zwiększania kar, albo głosy opowiadające się za legalizacją marihuany. Raport Cicha rewolucja pokazuje jak nasza polska dyskusja jest zawężona, wręcz ograniczona i jak wiele modeli i rozwiązań w polityce społecznej oraz zdrowia publicznego można wprowadzić. Modeli, które jednocześnie nie są ani powszechną legalizacją narkotyków, ani też nie straszą więzieniem każdego obywatela za ich posiadanie.

Ostatnim mitem, jaki rozbija jest to, że narkotyki same w sobie są strasznie groźne – otóż nie mogą być, skoro ponad 25 państw zdecydowało się odejść od traktowania posiadania ich małych ilości jako przestępstwa. Dlaczego? Bo państwa zrozumiały, że groźna jest przede wszystkim mafia, która nimi handluje.

Rewolucja narkotykowa objęła już Europę, Amerykę i Australię

Już ponad 25 państw na świecie opowiedziało się przeciwko karaniu za posiadanie małych ilości narkotyków. Dlaczego? Bo dotychczasowe restrykcyjne prawo przede wszystkim dotykało niewinnych ludzi, których jedynym przewinieniem było posiadanie przysłowiowego skręta, a wykrywalność przestępczości zorganizowanej pozostawała na tym samym poziomie. Każde z tych państwa postanowiło zerwać z wprowadzoną przez Richarda Nixona w roku 1971 wojną z narkotykami, i widząc jak bardzo jest nieskuteczna, postanowiło szukać innych rozwiązań.

Ten trend jest niezależny od kontynentu czy sytuacji ekonomicznej danego państwa - kroki w stronę dekryminalizacji poczyniły nie tylko Holandia, Portugalia, Urugwaj, stany Kolorado i Waszyngton w USA, ale także takie kraje jak Paragwaj, Belgia, Czechy, Brazylia czy Estonia. Zmiany te dzieją się na naszych oczach. W kolejności chronologicznej:

Australia – od 1966 w kolejnych stanach dekryminalizowano posiadanie marihuany

Urugwaj - posiadanie substancji psychoaktywnych nigdy nie było kryminalizowane. Oficjalny zapis, dotyczący niekarania za posiadanie narkotyków, pojawił się w urugwajskim ustawodawstwie w 1974 roku

Hiszpania - w 1974 roku Sąd Najwyższy w Hiszpanii orzekł, że używanie oraz posiadanie narkotyków nie są przestępstwami kryminalnymi. W 1992 roku hiszpańskie ustawodawstwo po raz pierwszy przewidziało kary administracyjne za spożycie i posiadanie narkotyków.

Holandia – zmiany nastąpiły w 1976 roku

Paragwaj – dekryminalizacja nastąpiła w 1988 roku

Niemcy - w 1994 roku Naczelny Niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał karanie osób posiadających niewielkie ilości marihuany za niekonstytucyjne.

Portugalia
– dekryminalizacja nastąpiła w 2001 roku

Belgia - w 2003 roku, po debacie politycznych ugrupowań w Belgii, wprowadzone zostało rozróżnienie pomiędzy posiadaniem marihuany na własny użytek, a innymi przestępstwami narkotykowymi.

Brazylia - posiadanie narkotyków na własny użytek zostało w Brazylii zdekryminalizowane w 2006 roku

Argentyna - w 2009 roku „Arriola”, Sąd Najwyższy Argentyny, uznał kryminalizację posiadania narkotyków na własny użytek za niekonstytucyjną

Czechy - w 2010 roku wprowadzono dekryminalizację.



Więzienie za skręta? To anachronizm!


Dlaczego szereg państw zrezygnowało z karania za posiadanie małych ilości narkotyków? Z dwóch powodów – po pierwsze, znalazły skuteczne metody ścigania prawdziwych przestępców, którzy handlują narkotykami i to ta grupa zagrożona jest karą więzienia. Po drugie, kraje te wprowadziły racjonalne rozwiązania, które w prosty sposób pozwalają ocenić policji, sądom, prokuraturze czy zatrzymując osobę z małą ilością narkotyków mają do czynienia z dilerem narkotyków czy jedynie osobą narkotyków używającą - i w wypadku tej dają konkretne narzędzia, by tej drugiej nie traktować jej jak przestępcę. Są nimi:

Brak kary. Niektóre kraje, na przykład Holandia, stosują politykę braku jakichkolwiek sankcji w przypadku zatrzymania z niewielką ilością narkotyków.

Tabele wartości granicznych narkotyków definiujące przypadki, w których możliwe jest odstąpienie od karania – zależnie od posiadanej ilości narkotyku przez osobę, która została zatrzymana. Oto przykładowe tabele europejskie:

[ external image ]

Sankcje w konsekwencji naruszenia prawa - narkotyki nie są substancjami legalnymi, jednak za posiadanie ich w małych ilościach nigdy nie grozi za nie kara więzienia. Takimi konsekwencjami mogą zaś być:

Zatrzymany nie ponosi żadnej kary,
W modelu portugalskim przy pierwszym zatrzymaniu nie stosuje się kar, są one wprowadzane dopiero w przypadku kolejnych zatrzymań

Zatrzymany musi zapłacić grzywnę,
Wiele krajów (Czechy, Estonia, Hiszpania) stosuje karę grzywny jako konsekwencję posiadania narkotyków na własny użytek. Jest to kara administracyjna, której wymierzenie nie skutkuje wpisem do rejestru skazanych

Zatrzymany musi odbyć prace społeczne,
Zatrzymany kierowany jest na leczenie.
W sytuacji, kiedy osoba zatrzymana jest uzależniona od narkotyków, najlepszym wyjściem jest współpraca policji z przedstawicielami służby zdrowia, co umożliwia zaoferowanie odpowiedniego typu reakcji pomocowej (np. leczniczej).Taki system funkcjonuje w Portugali, co skutkuje większą liczbą osób uczestniczących w programach terapeutycznych.

Dekryminalizacja narkotyków po polsku

Polska podjęła już pierwszy, nieśmiały krok w stronę dekryminalizacji - w grudniu 2011 roku weszła w życie nowelizacja Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii, zgodnie z którą, prokurator może (ale nie musi) umorzyć postępowanie karne w przypadku posiadania przez sprawcę niewielkiej ilości zakazanych substancji przeznaczonych na własny użytek. Przepis artykułu 62a z cała pewnością jest korzystny, jednak nie działa wystarczająco efektywnie, ponieważ decyzja o umorzeniu postępowania, po wystąpieniu ustawowych przesłanek, uzależniona jest wyłącznie od dobrej woli prokuratora.

W efekcie, w różnych województwach liczba umorzeń może różnić się między sobą ponad 50 krotnie. Szczególnie we wschodniej Polsce liczba spraw umorzonych przez prokuratorów jest najmniejsza. Problem ten istnieje w Rzeszowie – w tym mieście prokuratorzy umorzyli tylko 11 spraw posiadania małej ilości narkotyku i jest to najmniejsza liczba umorzeń w Polsce wśród wszystkich miast; oraz w Białymstoku, gdzie takich umorzeń było tylko 16. Dla porównania w Poznaniu było 496 umorzeń, a we Wrocławiu 353.

Większość prokuratorów skarży się jednocześnie na brak wytycznych i pomocnych narzędzi, które mogłyby ułatwić w określaniu jaką ilość narkotyku możemy uznać za „nieznaczną” – bo takie sformułowanie istnieje w polskim prawie przez co jeden z nich za ilość nieznaczną może uznać 2 gramy marihuany, a inny 0,5 kg tego samego środka.

Raport Cicha Rewolucja w końcowym podsumowaniu oraz wnioskach podsuwa obecnym polskim decydentom podpowiedzi – co można zrobić, by wyjść z tej patowej sytuacji.

[ external image ]
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Zapalenie. Złe polskie prawo narkotykowe.
O tym, dlaczego obowiązujące prawo antynarkotykowe nie ma sensu - mówi Agnieszka Sieniawska.
Joanna Cieśla, POLITYKA, 2013 r.


[ external image ]
Agnieszka Sieniawska jest autorką raportu o narkotykach w Polsce.

[ external image ]
Cannabis sativa, ilustracja z XIX-wiecznej "Encyklopedii Historii Naturalnej"


Joanna Cieśla: – Która z historii pani klientów najmocniej zapadła pani w pamięć?
Agnieszka Sieniawska: – Chyba ta, gdy przyszedł na dyżur prawny młody mężczyzna z aktem oskarżenia o posiadanie 400 g marihuany. Myślę: „To dużo, może diler?”, a potem wgłębiam się w akta i czytam, że prokurator wpisał wagę brutto, czyli razem z opakowaniem. Tym opakowaniem był plecak, w którym marihuany było 0,3 g!

Poruszające są też przypadki związane z problemami zdrowotnymi. Dziewczyna, Polka, hodowała marihuanę, bo leczy się ze stresu pourazowego w Kalifornii, gdzie programy medycznej marihuany funkcjonują legalnie. Miała na to zaświadczenia. Sąd ich nie uznał – skazał ją na grzywnę i koszty sądowe – w sumie 9 tys. zł.

Napisał też do nas chłopak z chorobą Leśniowskiego-Crohna – rzadkim schorzeniem jelit, związanym z bardzo ostrą biegunką. Mama tego chłopaka wozi go do Czech, żeby mógł legalnie zapalić skręta, co pozwala mu zmniejszyć dawki stosowanych sterydów. Może najbardziej jednak zszokował mnie przypadek mężczyzny, który został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata za posiadanie 0,2 g marihuany. W czwartym roku policja znów znalazła u niego 0,2 g. Sąd znów go skazał, na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, ale wtedy pierwsza kara została odwieszona. Sąd odrzucił nasz wniosek o odroczenie, argumentując, że ta sprawa będzie przykładem dla rówieśników naszego klienta. A on ma 38 lat.

Poszedł siedzieć?
Trafił do celi z 16 osobami, raz w tygodniu mógł korzystać z telefonu. Był dręczony, miał napady lęku, psychicznie nie dawał rady. Jest rastafarianinem. Czuł się pokrzywdzony przez wymiar sprawiedliwości, nie czuł się przestępcą i nadal uważa, że nie popełnił żadnego przestępstwa. Jego matka dowiedziała się ode mnie, że jest w więzieniu, bo wstydził jej się przyznać, tak jak i dziewczynie. Po trzech miesiącach sąd uznał nasz wniosek o zamianę kary na dozór elektroniczny. Gdy minęło pół roku, czyli połowa czasu odbywania kary, wnioskowaliśmy o anulowanie reszty – bo nasz klient spełnia wszystkie warunki, nie narusza porządku prawnego. Sąd odrzucił wniosek właśnie dlatego, że skazany nie czuje, że popełnił przestępstwo.

Po co palił, skoro wiedział, że może się wpakować w kłopoty? Po co w ogóle ludzie palą?
A po co piją, skoro wiedzą, że alkohol jest niezdrowy? Ludzkość odurzała się od zawsze i zawsze będzie to robić. Chłopak od plecaka też rok po tamtej historii znów wpadł z małą ilością. Chciał być stewardem – skończył studia, przeszedł odpowiednie szkolenie, ale z powodu wyroku za posiadanie okruszków cannabis plan upadł, bo w tej pracy wymagane jest zaświadczenie o niekaralności. System sprawiedliwości i opinia publiczna nie przyjmują do wiadomości tego, co powtarzają terapeuci – że samo używanie substancji odurzających nie jest problemem. Jest następstwem i pokłosiem tego, że ludzie mają różne inne problemy. Nie w narkotykach trzeba szukać wroga publicznego.

Ale ludzie się uzależniają.
10 proc. osób, które używają substancji zmieniających świadomość, uzależnia się od nich. Czy to dużo, to już inne pytanie. Ale żeby chronić tych, którzy mogliby się uzależnić, stworzyliśmy system narażający wszystkich pozostałych na bardzo poważne konsekwencje i naruszający konstytucję. Odmawianie człowiekowi prawa do wyboru tego, czym chce się odurzyć, jeśli jego postępowanie nie zagraża bezpieczeństwu i zdrowiu innych osób, jest sprzeczne z konstytucyjnym nakazem uszanowania istoty, rdzenia wolności i praw. Idzie pani sobie do pracy albo na spotkanie, a ktoś nagle panią zatrzymuje, przeszukuje pani teczkę, zagląda do torebki.

Co więcej, w samym systemie jest mnóstwo niekonsekwencji. Skazujemy ludzi za gram marihuany w kieszeni na podstawie art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, choć w świetle prawa narkotykowego o posiadaniu można mówić nie wtedy, kiedy ktoś po prostu ma substancję psychoaktywną, ale wtedy, gdy można udowodnić, że zamierza ją na przykład udostępniać innym, sprzedawać. Zgodnie z prawem za samo posiadanie skręta w ogóle nie powinno się karać. W Polsce istnieje jednak zasada niezawisłości sędziowskiej i zasada dowolnej interpretacji dowodów. Można odwoływać się od wyroków w kolejnych instancjach i ostatecznie dojść do Sądu Najwyższego, ale klienci nie chcą walczyć. Rzadko decydują się na złożenie apelacji, nie mają siły, to się wiąże z kosztami.

Dużo jest takich spraw?
W 2011 r. 37 tys. osób skazano za posiadanie substancji zakazanych, w tym 35 tys. za małe ilości. W ubiegłym roku, po wprowadzeniu art. 62a, pozwalającego umarzać postępowania, prokuratura i sądy zajęły się 18,5 tys. spraw. Z tego prokuratorzy, na podstawie art. 62a, umorzyli co dziesiątą. Dotarłam też do informacji Biura Analiz Sejmowych, z której wynika, że w listopadzie 2012 r. za posiadanie narkotyków w zakładach karnych przebywało 2,8 tys. osób. Ich osadzenie kosztowało ponad 12 mln zł. Tylko dwóch na stu zamiast więzienia dostało dozór elektroniczny.

Dodatkowo przebadaliśmy sprawy naszych klientów. W ubiegłym roku zgłosiło się do nas 346 osób z całej Polski. Wylosowaliśmy z tego 97 spraw dotyczących posiadania substancji zakazanych, które zakończyły się w ubiegłym roku. Ponad 80 proc. z nich dotyczyło posiadania marihuany, z tego ponad 80 proc. – ilości do 3 g. W prawie co drugim przypadku zapadły wyroki skazujące. Najczęściej pozbawienie wolności w zawieszeniu oraz grzywna, dozór kuratorski. No i wpis do rejestru skazanych, ograniczający nie tylko możliwość znalezienia pracy, ale też na przykład starania o wizę.

Te sprawy mają jakiś standardowy scenariusz?

Najczęściej do zatrzymań dochodzi w czasie rutynowej kontroli ulicznej lub drogowej, na spacerach, w parkach. W godzinach wieczornych. Funkcjonariusze zwykle zatrzymują człowieka, kierując się jego wyglądem, wiekiem, tym, że jest w jakimś miejscu.

Każdy policjant może tak po prostu przeszukać na ulicy każdego człowieka?
Powinien mieć podstawy. Na przykład jakieś poważne podejrzenie o popełnienie przestępstwa. Sam wygląd nie jest wystarczającym powodem. Ale ludzie nie protestują i pozwalają się przeszukiwać – bo władza każe. Wyciągają portfel, pokazują zawartość kieszeni, torby. Jeśli funkcjonariusze trafiają na substancje zakazane, rekwirują je i zabierają człowieka do policyjnej izby zatrzymań. Tam sporządzany jest protokół zatrzymania. We wszystkich protokołach, które trafiły do mnie, jest napisane: „Przy osobie podejrzewanej wykryto – na przykład – 0,5 g marihuany. Istnieje obawa zatarcia śladów i ukrywania się, w związku z czym następuje zatrzymanie”. To również bezzasadne. Gdy policja znajduje narkotyk, ma już dowody, więc o zatarciu śladów nie może być mowy. Mimo to policjanci z automatu zatrzymują – do 48 godzin.

Po co?
Bo władza ma w narkotykach dogodnego wroga – którego może przedstawić jako groźnego, nieludzkiego, straszyć nim – a dzięki temu narzucać swoją wolę społeczeństwu. Tylko takie wytłumaczenie mi się nasuwa.

Co się dzieje w czasie zatrzymania?
Zazwyczaj przeszukiwany jest dom – co samo w sobie jest kolejnym absurdem. Co więcej, policja przeszukuje miejsce zameldowania zatrzymanego – na przykład dom rodziców w Mielcu, podczas, gdy on studiuje i mieszka w Warszawie. I to już absurd piętrowy.

Przeszukują, zakładając, że ktoś, kto ma przy sobie 0,5 g marihuany, może mieć w domu cały magazyn?

Tym argumentem posługuje się policja – że takie procedury mają ułatwić dotarcie do dilerów. A to naiwność. Prawdziwi dilerzy nie trzymają przecież towaru w domu. Nigdzie na świecie jednostki rozpracowujące przestępczość narkotykową nie posługują się podobnymi narzędziami. Pracują operacyjnie, ich oficerowie wchodzą do grup przestępczych.

W raporcie przytaczają państwo list człowieka, który w czasie składania zeznań był bity przez policjantów. Często się to zdarza?
Na początku myślałam, że to pojedyncze incydenty, a teraz widzę, że w trakcie przesłuchań policjanci notorycznie przekraczają uprawnienia. Biją, grożą, chcąc wyciągnąć informacje, które z punktu widzenia rozpracowywania zorganizowanej przestępczości są bezużyteczne – ale mogą mieć efekty statystyczne. Na przykład pytają, kto jeszcze pali w środowisku zatrzymanego. To wiedza, która ma służyć tylko do tego, żeby złapać kolejne osoby z małą ilością i poprawić wyniki wykrywalności. A w końcu i tak funkcjonariusze namawiają do dobrowolnego poddania się karze: mają już zatrzymanego, więc chcą mieć sprawę z głowy. Prokuratorzy proponują od sześciu miesięcy do roku pozbawienia wolności, w zawieszeniu na okres od dwóch do czterech lat. Zatrzymany się godzi i wychodzi – ale będzie miał zawaloną kartotekę.

Można na przykład nie dać się przeszukać?
Już w momencie zatrzymania mamy do dyspozycji mnóstwo mechanizmów, które nas chronią przed machiną procesową. Można stanowczo domagać się podania przyczyny zatrzymania – i nie może nią być po prostu podejrzenie posiadania substancji psychoaktywnych.

Jeśli funkcjonariusz znajdzie przy nas, powiedzmy, skręta z marihuaną, trzeba domagać się podania swoich praw i te prawa egzekwować. Zatrzymywany ma prawo do wykonania telefonu na żądanie – na przykład do rodziców i do prawnika. Nasz numer jest czynny całą dobę i my możemy pomóc w trakcie zatrzymywania.

Po znalezieniu narkotyków trzeba żądać wypuszczenia na wolność. Jeśli policjanci odmawiają i wpisują do protokołu, że istnieje podejrzenie ukrywania się, należy żądać kontaktu z prokuratorem. Można odmówić składania zeznań. Osoby zatrzymane są wystraszone, w emocjach mówią rzeczy, które mogą im zaszkodzić, więc lepiej działać spokojnie, odmówić składania zeznań – a później w rozmowie z prokuratorem je złożyć. Jeśli prokurator nie umarza sprawy od razu, to w każdym przypadku przestępstwa narkotykowego ma obowiązek powołać biegłego, który zbada, czy podejrzany jest uzależniony lub czy szkodliwie używa substancji psychoaktywnej. W żadnej z badanych przez nas spraw tego biegłego nie powołano.

Intuicja podpowiada inne zachowanie – że jeśli się podporządkuję, to zostanę potraktowana łagodnie.
W tym przypadku to nie działa. Jeśli funkcjonariusz zauważy, że nie jest z panią łatwo, to prędzej panią wypuści. Taka jest praktyka, niestety.

Pani, pracownica organizacji opłacanej ze Skarbu Państwa, instruuje ludzi, jak się nie dać policji.
Cóż, zachodzi tutaj pewna sprzeczność – stanowisko rządu jest nieugięte w sprawie zmiany polityki narkotykowej w Polsce, a z drugiej strony rząd finansuje nasz program i rzecznika, który ma niwelować negatywne konsekwencje barbarzyńskiego prawa. Choć można po prostu zmienić prawo. Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę wprowadzającą karę do trzech lat więzienia za posiadanie jakiejkolwiek ilości nielegalnych substancji, a potem za to przepraszał. Sądzę, że słusznie.

Ale jeszcze w 2008 r. wicepremier Grzegorz Schetyna powołał wydziały do walki z przestępczością narkotykową we wszystkich komendach miejskich.
I z przestępstw, które wykryły w pierwszym pół roku działalności, dwie trzecie dotyczyło posiadania niewielkiej ilości narkotyków lub częstowania nimi. Zaledwie 35 proc. dotyczyło poważnej przestępczości: handlu, przemytu, produkcji!

Wprowadzone w ubiegłym roku zmiany, ułatwiające umarzanie postępowań dotyczących małych ilości narkotyków, idą w dobrym kierunku?
Nowe przepisy stworzono na wzór niemieckich – a tam dopiero po 30 latach od ich uchwalenia doszło do ukształtowania dobrej praktyki. Ale można zrobić mały krok, żeby stosowanie art. 62a usprawnić – choćby dodając tabele wartości granicznych, które by precyzowały, co to jest nieznaczna ilość substancji zakazanej.

To możliwe do przeprowadzenia?
W obecnym Sejmie nie. Projekt nowelizacji w tej sprawie został złożony przez grupę 13 posłów Ruchu Palikota i trzech posłów PO. Janusz Palikot trywializuje ten problem, spłyca go i przekształca w happening. A opór PO jest zadziwiający. Projekt leży w szufladzie marszałek Sejmu. Wielkie nadzieje pokładam w Aleksandrze Kwaśniewskim, który jeśli zaangażuje się w politykę, może wprowadzić zmianę prawa narkotykowego, poprzedzoną rzetelną debatą.

Projekt nowelizacji uwzględnia też możliwość medycznych zastosowań marihuany?
Uwzględnia. Chociaż procedura dopuszczania THC do użytku medycznego trwa niezależnie od tego. Na listę leków został wpisany Sativex, lek, który zawiera THC i jeszcze inną substancję z marihuany. Ale w przypadkach wielu chorób cannabis działa tylko, gdy jest palona. Poza tym, jeśli firmom farmaceutycznym odda się ten rynek, będą lobbować, by THC zawsze było dopuszczalne tylko w produktach leczniczych. A przecież cannabis można hodować w ogródku. Oczywiście, to jest substancja zmieniająca świadomość, która ma negatywne skutki – może na przykład powodować stany lękowe. Ale o tym trzeba zacząć normalnie rozmawiać. Bo na razie jest histeria albo happeningi, łamanie ludziom życiorysów oraz poprawianie statystyk.


Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych

Biuro udziela porad prawnych w sprawach związanych z używaniem narkotyków. Jest finansowane przez Ministerstwo Zdrowia za pośrednictwem Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, a także przez Instytut Spraw Publicznych. 21 sierpnia opublikowało raport na temat polskiego prawa narkotykowego „Pokaż mi swoje prawo narkotykowe, a powiem ci, w jakim kraju żyjesz”.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
WYWIAD Z AGNIESZKĄ SIENIAWSKĄ I PIOTREM PACEWICZEM W TOKFM

[ external image ]

- Szacuje się, że trzy miliony Polaków codziennie ciężko się upija i jest to otoczone pełnym społecznym przyzwoleniem. A ludzie z jednym skrętem są zamykani. To absurd - mówił w TOK FM Piotr Pacewicz z "Gazety Wyborczej". Razem z Agnieszką Sieniawską, przewodniczącą Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, opowiedział także o nowym projekcie ustawy, który trafi dziś do Sejmu.
Anna Laszuk: Jak czytał się wywiad z Aleksandrem Kwaśniewskim, w którym były prezydent przyznał się do błędów ws. narkotyków?
Piotr Pacewicz: To był przebój internetu, rozlał się po sieci.

Czyli ludzi to obchodzi.
PP: Tak. Kwaśniewski razem z Globalną Komisją ds. Narkotyków - prestiżową organizacją, do której wstąpił - ogłosił konieczność zakończenia wojny z narkotykami. Powiedział głośno, że ta walka jest bezsensowna i przeciwskuteczna. Były prezydent, postulując dekryminalizację narkotyków w Polsce, czyli rozwiązanie dość radykalne i odważne, jak na nasze warunki, zwrócił uwagę na narkofobię, która panuje w Polsce. Ukazał to w globalnej perspektywie, przypomniał, że ONZ, USA i większość państw na świecie poniosły klęskę w walce z narkotykami.
Ludzie czują, że Kwaśniewski ma rację. Jego przekaz trafia w odczucia normalnych ludzi, których znacząca część w Polsce od czasu do czasu pali skręta i nie chce iść za to do więzienia.

Prezydent zmienił więc zdanie.
PP: Kwaśniewski w tej rozmowie zmagał się trochę sam ze sobą. Kiedyś urzekła go prosta formuła, że narkotyki są be, a narkoman jest niemoralnym zwyrodnialcem i trzeba go wsadzić do więzienia. Ta polityka miała doprowadzić do wykluczenia narkomanii, piękna idea. Tylko że skutki tej walki są odwrotne. Drastyczna wojna nie eliminuje narkotyków, lecz - paradoksalnie - wzmacnia działanie patologicznego rynku, zyskuje na tym narkobiznes.

Czy do polityków coś z tych argumentów się przebija?

Agnieszka Sieniawska, przewodnicząca Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej: Jak widać, nie wystarczy głos ekspertów. Potrzeba zmian legislacyjnych. Polska Sieć Polityki Narkotykowej przygotowała projekt ustawy, który dziś zostanie złożony w Sejmie. To realny krok, by obecny stan prawny się zmienił.

Tylko kto za nim zagłosuje?
PP: Politykom może się wydawać, że pewnego rodzaju konserwatyzm jest opłacalny politycznie. Ale czasami pod presją opinii publicznej zmieniają zdanie. Mogą uchwalić coś, co będzie dobre dla ludzi, co będzie głosem rozsądku. Bo obecne prawo nie jest rozsądne. W ciągu ostatnich 11 lat 350 tys. młodych ludzi, w większości mężczyzn w wieku do 27 lat, stanęło przed prokuratorem. Byli zatrzymani w nocy za to, że mieli przy sobie skręta lub minimalną ilość narkotyków. Dostawali kilka miesięcy w zawiasach po tym, jak powiedzieli, skąd mają narkotyki. Często nie zdawali sobie nawet sprawy, że to ich częściowo wyklucza z rynku pracy - nie mogą zostać nauczycielem, urzędnikiem. Nie dostaną wizy amerykańskiej.

To jest skutek wpojenia ludziom tego, że narkotyki są be. Że są dużo bardziej szkodliwe niż alkohol.
- My to nazywamy narkofobią. W tym modelu alkohol jest akceptowalny, bo nie jest narkotykiem. To oczywiście bzdura, bo alkohol jest środkiem psychoaktywnym, znacznie groźniejszym od marihuany. Szacuje się, że trzy miliony Polaków codziennie ciężko się upijają i jest to otoczone pełnym społecznym przyzwoleniem. A ludzie z jednym skrętem są zamykani. To absurd.

Niedawno spędziłem tydzień w domu społecznym dla osób niepełnosprawnych ruchowo. Tam funkcjonują dwa obiegi środków psychoaktywnych. Jeden to alkohol (m.in. tzw. mózgojeby, czyli alkohol nielegalnie sprowadzany z Ukrainy). Piją go przebywający tam alkoholicy. Robią burdy, są zabierani przez policję. Drugi obieg to wysoce nielegalny obieg marihuany rozprowadzanej wśród pacjentów. Używają jej, bo to najlepszy środek - to udowodnione medycznie - leczenia spastyki u osób z porażeniem mózgowym.

Co zakłada projekt ustawy?
AS: Projekt został złożony z inicjatywy 15 posłów - 13 z Ruchu Palikota i 2 z PO. Projekt wprowadza kilka podstawowych zmian, które zreformują politykę narkotykową w Polsce. Chcemy m.in. wprowadzić tabelę wartości granicznych narkotyków, która ułatwi odróżnienie osoby używającej narkotyków od dilera. Teraz w ustawie jest to niedoprecyzowane. Postulujemy także dopuszczenie medycznego użycia marihuany.
PP: Ta ustawa nie jest zbyt radykalna, jest małym kroczkiem. Proponuje rozwiązanie takie, jak obowiązuje w Czechach - posiadanie narkotyków jest przestępstwem, ale jeśli mamy je na własny użytek, nie jest to karane.




WYWIAD Z AGNIESZKĄ SIENIAWSKĄ W GAZECIE WYBORCZEJ

[ external image ]

Policji łatwiej przeszukać studenta pod klubem czy rastafarianina z dredami, niż złapać dilera z prawdziwego zdarzenia. Prawo daje możliwość umorzenia postępowania wobec osób posiadających małe ilości narkotyków, tylko że prokuratorzy o tym nie wiedzą. Dlatego będą szkolenia. Na pierwszy ogień, 6 grudnia, pójdą prokuratorzy z Białegostoku. Jako pierwsi wezmą udział w szkoleniu z zakresu prawa narkotykowego, przygotowanym przez Polską Sieć Polityki Narkotykowej.
Partnerem akcji jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Spotkanie skupi się na nowych regulacjach prawnych, w tym na art. 62a Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii - to narzędzie ma zmniejszyć koszty postępowań i sprawić, że polskie prawo narkotykowe stanie się bardziej racjonalne i humanitarne.

Rozmowa o przestępstwach narkotykowych
Czego zamierzacie państwo nauczyć prokuratorów, na co ich uwrażliwić?

Agnieszka Sieniawska, przewodnicząca Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej: - Zdecydowaliśmy się na zaproszenie do współpracy prokuratorów z dwóch miast: Białegostoku i Rzeszowa. A to dlatego, że gdy spojrzymy na statystykę stosowania znowelizowanej Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, to dostrzeżemy, że na polskiej mapie występują ciemne punkty. Jest to między innymi Białystok, gdzie w 2012 roku doszło zaledwie do 16 umorzeń prokuratorskich na podstawie nowego artykułu 62a, oraz Rzeszów, gdzie umorzeń było 11 [w całym kraju w tym roku Polsce odbyło się aż 18 441 spraw za posiadanie narkotyków, ale tylko 2307 spraw umorzono na tej podstawie, w tym 2145 przez prokuratorów - red.]

Od kiedy obowiązują nowe przepisy i dlaczego prokuratorzy z nich nie korzystają?


- Nowelizacja dostarcza nowe rozwiązania prawne, weszła w życie w grudniu 2011 roku i jeszcze nie została ukształtowana praktyka jego stosowania. To nie jest zarzut w stosunku do prokuratorów, może nowelizacja nie została po prostu na tyle rozpromowana wśród organów ścigania, by wiedza o niej była powszechna. Zmian w prawie jest mnóstwo, ciężko nadążyć za ustawodawcą. Dlatego uznaliśmy, że szkolenie pomogłoby ukształtować dobre praktyki.

Co nowelizacja zmienia?

- Wprowadza dwa bardzo ważne mechanizmy prawne, stworzone na wzór prawa niemieckiego. Umożliwia stosowanie zasady "Leczyć zamiast karać" wobec osób, które są uzależnione od narkotyków i ze względu na specyfikę swojej choroby muszą posiadać zakazane substancje psychoaktywne. Nowelizacja umożliwia kierowanie ich na leczenie, na jego okres zawieszanie postępowania karnego i - jeżeli sprawca spełnia warunki leczenia czy udziału w programie terapeutycznym - wówczas prokurator może wnioskować o warunkowe umorzenie postępowania. To jest świetne rozwiązanie, bo może być też stosowane wobec osób, które były wcześniej karane. Drugie novum, które wprowadza nowelizacja, to właśnie art. 62a, nieodnoszący się do osób uzależnionych, tylko do takich, które sporadycznie, nieproblemowo używają zakazanych substancji psychoaktywnych.

Czyli studentów czy licealistów złapanych z przysłowiowym jednym blantem?


- Tak, to osoby, które eksperymentują z narkotykami i nie mają nic wspólnego z poważną przestępczością narkotykową - nie sprzedają, nie udzielają, nie przemycają narkotyków. Kupiły je bądź dostały, posiadają na własny użytek. Dla nich został stworzony art. 62a, który umożliwia umorzenie postępowania wobec takich osób przez prokuratorów już na bardzo wczesnym etapie, kiedy dochodzi do zatrzymania przez policję.

Często to się zdarza?

- Takich zatrzymań jest mnóstwo. Problemy zaczynają się, zanim sprawa trafi do prokuratora. Musimy pamiętać, że przestępstwo posiadania narkotyków jest jedynym, w którym w momencie wykrycia sprawcy i narkotyków wykrywane jest przestępstwo. Zatem artykuł 62 pkt 1, który mówi, że grozi za to kara pozbawienia wolności do lat 3, jest paragrafem wykorzystywanym do statystyk. Policji łatwiej jest przeszukać osobę, która wygląda na taką, która może mieć gram marihuany - np. studenta złapanego pod klubem czy rastafarianina z dredami - niż znaleźć dilera z prawdziwego zdarzenia. Do zatrzymania dilera trzeba poważnej pracy operacyjnej, nie tylko działań patrolowych prowadzących do łatwych wykryć. A czy to drobny posiadacz, czy poważny diler, w statystyce liczą się tak samo. Na co dzień udzielam porad prawnych osobom, które mają problemy w związku z posiadaniem narkotyków. 80 proc. moich klientów to młodzi mężczyźni złapani z bardzo małą ich ilością.

Co im grozi i jakie nieprzyjemności się za nimi wloką?

- Z represjami mamy do czynienia już na etapie zatrzymania przez policję, bo jest przeszukanie, również przeszukanie miejsca zamieszkania - często wywrócenie domu do góry nogami. Samo osadzenie w izbie zatrzymań może trwać do 48 godzin. Następnie, jeżeli prokurator nie zdecyduje się na umorzenie postępowania, dochodzą niedogodności wynikające z procesu - stres, zupełnie niepotrzebne koszta. Badania Instytutu Spraw Publicznych z 2009 roku dowodzą, że egzekwowanie tego bardzo restrykcyjnego przepisu kosztuje 80 mln zł rocznie. Jeżeli już dojdzie do rozprawy i sędzia zdecyduje się na wydanie wyroku, chociażby kary pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby, sprawa będzie się latami wlokła za takim młodym człowiekiem. Będzie widniał w rejestrze skazanych, nie dostanie wizy do Stanów, będzie miał trudności z podróżowaniem np. do krajów Bliskiego Wschodu. Dzisiaj standardem jest zaświadczenie o niekaralności, które trzeba przedstawić pracodawcy, będą więc problemy ze znalezieniem pracy. Mnóstwo stanowisk jest już poza jego zasięgiem - nie zostanie np. pracownikiem administracji publicznej, stewardem czy stewardesą.

Znowelizowana ustawa daje możliwość oszczędzenia ludziom tych nieprzyjemności. Ale jak zamierzacie przekonać prokuratorów, by z niej korzystali?

- Wykrywalność przestępstw narkotykowych do statystyk przydaje się głównie policji. A prokuratorom to niekoniecznie na rękę, że mają tak dużo spraw za posiadanie. Myślę, że chętnie będą stosować te przepisy, bo wszystko za tym przemawia. Nasze przedsięwzięcie nazwaliśmy nie szkoleniem, a spotkaniem, bo uważamy, że wymiana doświadczeń wystarczy, tutaj nikogo nie trzeba szkolić. Zaprosiliśmy prokuratora Macieja Nowickiego z Prokuratury Warszawa Praga-Północ, który będzie rozmawiał z kolegami o tym, dlaczego i jak stosuje nowe przepisy. Trzy prokuratury rejonowe z Białegostoku chcą z nami współpracować, są otwarte. Obecnych będzie 36 prokuratorów z 49, także jest ogromne zainteresowanie.

Co dalej? Policję też będziecie szkolić?

- Na pewno po Białymstoku przyjdzie czas na Rzeszów, w lutym. Chcielibyśmy też rozszerzyć projekt na inne miasta w Polsce. Jeżeli chodzi o policję, wydaje mi się, że konieczne są rozwiązania systemowe. Np. wytyczne komendanta głównego policji, czy być może zdjęcie przestępstwa posiadania drobnej ilości narkotyków z rangi takiego, które się kwalifikuje do premiowania wykrywalności.



PROFESOR MONIKA PŁATEK O RAPORCIE RZECZNIKA PRAW OSÓB UZALEŻNIONYCH W RADIU TOKFM
Polityka antynarkotykowa? Jest coraz gorzej. "Narkotyki to dla państwa dogodny wróg". "Potraktujcie nas poważnie" [RAPORT]
Łukasz Głombicki, Gazeta Wyborcza

[ external image ]


Nowa ustawa antynarkotykowa miała sprawić, że tzw. rekreacyjni użytkownicy narkotyków nie będą trafiali do więzień. Prokuratorzy mieli umarzać postępowania, jeżeli zatrzymana osoba miała przy sobie niewielkie ilości np. marihuany, na użytek własny. Rzeczywistość jest jednak zgoła inna, a sytuacja z roku na rok wydaje się coraz gorsza. Szczegóły w raporcie Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, którego najważniejsze fragmenty przedstawiamy poniżej.

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości z pierwszego półrocza 2012 r. wynika, że na podstawie art. 62a umorzono łącznie ponad półtora tysiąca spraw. Prokuratorzy zrobili to w blisko 1,1 tys. przypadków, a kolejne 419 spraw umorzyły sądy, do których śledczy skierowali akty oskarżenia. Odstąpili od ścigania w przypadku 10-15 proc. spraw. Żeby to zrobić, muszą być spełnione trzy przesłanki: niecelowość ukarania osoby (ponieważ wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczne), nieznaczna ilość posiadanych narkotyków i to, że były przeznaczone na użytek własny.

- Trudno oprzeć się pokusie nadużywania przepisów kryminalizujących posiadanie nieznacznych ilości narkotyków. Pozwalają łatwo, prosto, niemal bezwysiłkowo uzyskiwać świetne statystycznie wyniki. Dotyczy to policji i prokuratury. Nie inaczej jest z sądami. Pokusa sukcesu i niewrażliwa obojętność na negatywne skutki podejmowanych działań sprawia, że w prowadzonych statystykach brak jest rubryki zliczającej połamane życia - pisała we wstępie do raportu karnistka prof. Monika Płatek.

Dodaje też, że władze traktują marihuanę jako "dogodnego wroga". "Dogodny wróg" pozwala władzy narzucić swą wolę, sprzeciwiając się woli większości i rozsądkowi. Dogodnym wrogiem można straszyć i siać oburzenie. Narkotykom można wypowiedzieć wojnę, prezentując je jako moralnie odrażające i groźne.

Według autorów raportu, policja, prokuratura i sądy ciągle nabijają statystyki palaczami, a dilerzy pozostają na wolności. Walka z marihuaną jest - zdaniem Agnieszki Sieniawskiej, rzecznik praw osób uzależnionych - pretekstem dla rozszerzania prerogatyw władzy kosztem wolności obywatelskich.

Alkohol jest w porządku, a marihuana nie?


To niejedyne problemy obecnego prawa. Alkohol nie jest postrzegany jako groźny narkotyk, podczas gdy "Współcześnie wiadomo, że alkohol i tytoń szkodzą bardziej niż marihuana. Wiadomo również, że alkohol jest trzecim głównym czynnikiem ryzyka zagrażającym zdrowiu w krajach rozwiniętych - do których zalicza się również Polskę - za... nikotyną i nadciśnieniem tętniczym, a marihuana znajduje coraz szersze zastosowanie w medycynie leczniczej, ale to posiadanie niewielkiej ilości marihuany gwarantuje etykietę dewianta i przestępcy".

- Statystyki są bezwzględne; zgony spowodowane zażyciem marihuany są bliskie zeru, od opiatów umiera ok. 300 osób rocznie, od przedawkowania leków przeciwzapalnych dostępnych bez recepty - ok. 3000 osób rocznie, od alkoholu: 30 000; ale to marihuana spełnia wszystkie cechy dogodnego wroga, racjonalizując szereg posunięć władzy, które bez tego czynnika uznane byłyby prawdopodobnie za szkodliwe - dodała prof. Płatek.

Dodatkowo służba zdrowia nie jest nastawiona na pomaganie pacjentom (uzależnionym), a sam program leczenia z uzależnień jest przestarzały, nieadekwatny i nieefektywny.

Rekomendacje

Autorzy raportu podkreślają, że nie chodzi im o stworzenie kolejnej pracy, która skończy jako przypis w pracy naukowej. "Ważne, by te rekomendacje potraktować poważnie. Tu nie chodzi o wydanie kolejnej książki, którą można użyć w przypisie i wpisać sobie do CV. Tu chodzi o ludzkie życie". Poniżej publikujemy fragmenty raportu, który można znaleźć na stronie Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.

Dekryminalizacja, na wzór rozwiązań portugalskich, posiadania nieznacznych ilości narkotyków przeznaczonych na użytek własny sprawcy.

Opcjonalnie: wprowadzenie do ustawy delegacji ustawowej do wydania rozporządzenia bądź kolejnego załącznika do ustawy zawierającego wskazane wartości graniczne narkotyków, które będzie pełniło rolę definicji legalnej dla terminu środki odurzające lub substancje psychotropowe w ilości nieznacznej, przeznaczone na własny użytek oskarżonego.

Wprowadzenie takiego rozwiązania pozwala organom ścigania ukierunkować działania na tych obywateli, którzy narkotyki posiadają nie w związku z ich konsumpcją, ale przede wszystkim w związku z udostępnianiem i obrotem.

Brak jasnych kryteriów ustawowych "nieznacznej ilości" czy "wypadku mniejszej wagi" uniemożliwia kwalifikację czynu polegającego na posiadaniu narkotyków do art. 62a i umorzenia postępowania czy do znikomości społecznej szkodliwości czynu. Dekryminalizacji powinny towarzyszyć oddziaływania profilaktyczno-edukacyjne wprowadzone już na etapie nauczania w szkołach.

Środki finansowe na tego typu działania powinny zostać wygospodarowane kosztem wydziałów ds. przestępczości narkotykowej. Poważną przestępczością narkotykową mogłyby zająć się wyspecjalizowane kadry funkcjonariuszy policji rozpracowujące działalność zorganizowanych grup przestępczych.

Wydanie przez Prokuratora Generalnego wytycznych prokuratorskich celem wykształtowania nowej, lepszej praktyki stosowania art. 62a.

Jak miło byłoby widzieć policjanta, który zamiast kontroli ulicznej wobec osoby uzależnionej od heroiny stosowałby działania streetworkerskie (wydanie ulotki informacyjnej, gdzie uzyskać pomoc czy czystej igły). Warto dostrzec również konieczność wykreślenia z tabeli IV-N żywicy i ziela konopi oraz dopuszczenia możliwości uprawy cannabis na własne potrzeby medyczne.

W związku z zakończonym procesem rejestracyjnym produktu medycznego zawierającego THC, warte rozważenia wydaje się przeprowadzenie ogólnokrajowej kampanii edukacyjnej wśród lekarzy na temat medycznych właściwości cannabis. By stało się to możliwe, potrzebna będzie nowelizacja prawa narkotykowego i farmaceutycznego.

Brak możliwości medycznego stosowania konopi godzi w prawa pacjentów do skutecznego i dostosowanego do ich potrzeb leczenia. Analiza spraw programu Rzecznika jednoznacznie wskazuje, że w Polsce żyją pacjenci medycznej marihuany, którzy przedkładając priorytet w postaci własnego zdrowia nad życie zgodne z literą prawa, decydują się na nielegalną uprawę konopi lub zaopatrywanie się na czarnym rynku, narażając się tym samym na odpowiedzialność karną.

Godne rozważenia wydaje się wprowadzenie leczenia substytucyjnego na receptę.

Leczenie substytucyjne mógłby prowadzić zakład opieki zdrowotnej lub lekarz psychiatra wykonujący praktykę lekarską, także w ramach grupowej praktyki lekarskiej. Efektem wprowadzenia takiej zmiany byłaby możliwość zapisywania leku substytucyjnego na receptę, którą można by zrealizować w ogólnodostępnej aptece. Taka zmiana pozwoli objąć leczeniem o wiele większą liczbę potrzebujących go osób.

W czerwcu 2012 r. z inicjatywy 15 posłów Ruchu Palikota oraz Platformy Obywatelskiej w Sejmie został złożony projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Autorami projektu są członkowie komitetu sterującego Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej. Do dnia wydania niniejszego raportu projekt nie został poddany pod głosowanie.

Projekt zakłada trzy podstawowe zmiany:
1. wprowadzenie wartości granicznych narkotyków,
2. wykreślenie z tabeli IV-N żywicy i ziela konopi,
3. umożliwienie prowadzenia terapii substytucyjnej przez lekarzy psychiatrów.




Polskie szkoły bagatelizują problem narkotyków
NEWSWEEK, Jacek Charmast

[ external image ]

NIK sprawdziła jak szkoły radzą sobie z problemem narkotyków. W większości szkół profilaktyka narkotykowa ogranicza się do poruszania tematu podczas lekcji wychowawczych prowadzonych często przez nieprzygotowanych do tego nauczycieli - wynika z raportu.

W ocenie Najwyższej Izby Kontroli skuteczną profilaktykę antynarkotykową powstrzymują w wielu szkołach strach przed nadszarpnięciem wizerunku placówki lub niedocenianie wagi problemu.

Z danych, które uzyskała NIK na podstawie 11,5 tys. ankiet, wynika, że ponad 31 proc. uczniów było świadkiem zażywania narkotyków na terenie szkoły lub słyszało o tym z wiarygodnego źródła. Aż 17 proc. było świadkiem sprzedaży narkotyków na terenie szkoły lub o tym słyszało. Ponad 28 proc. ankietowanych nauczycieli przyznaje, że w ich szkołach istnieje problem zażywania narkotyków przez uczniów. Tylko w czasie objętym kontrolą (objęła ona dwa lata szkolne: 2010/11 i 2011/12) w prawie jednej trzeciej szkół wystąpiły incydenty związane z narkotykami, przy których – zgodnie z procedurami – konieczne było wezwanie rodziców i policji.

Według NIK prowadzona w szkołach profilaktyka narkotykowa jest nieskuteczna z powodu niedoceniania wagi problemu przez dyrektorów. W większości skontrolowanych placówek ogranicza się ona do poruszania tematu w trakcie zajęć dydaktycznych i wychowawczych. Jednak jedna trzecia nauczycieli i wychowawców prowadzących takie lekcje nie uczestniczyła w żadnych szkoleniach przygotowujących do prowadzenia tego typu zajęć. Szkolne programy profilaktyki są - w ocenie NIK - często powierzchowne, opracowane bez dogłębnego rozpoznania problemu.

Kontrolerzy zwracają uwagę, że najbardziej niepokojące jest to, iż nawet w szkołach, w których zdiagnozowano podwyższone ryzyko sięgania przez uczniów po narkotyki, nie podjęto bardziej zdecydowanych działań np. nie zostały wdrożone programy wobec konkretnych uczniów zagrożonych narkomanią, nie zbudowano strategii działań wychowawczych i interwencyjnych. Takie problemy zdiagnozowało 12 spośród 32 skontrolowanych szkół.

Krajowe Programy Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2006-10 oraz 2011-16, które miały być podstawą do odpowiednich działań, w przypadku szkół nie do końca spełniają swoją rolę - oceniła NIK. Są one zbyt ogólnikowe i sformułowane w sposób, który nie pozwala na ocenę ich skuteczności. Ponadto rozwiązania w nich przyjęte są w części nierealne, gdyż nakładają na niektóre instytucje (np. policję) zadania, które nie należą do ich kompetencji.

NIK zwraca uwagę, że szkoły nie wykorzystują skutecznych i sprawdzonych programów profilaktycznych, rekomendowanych przez europejskie instytucje czy krajowy System Rekomendacji Programów Profilaktycznych i Promocji Zdrowia Psychicznego. Dyrektorzy często nie wiedzą o nich. Z kolei ani Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, ani resort edukacji nie promują skutecznie w szkołach tych programów.

NIK wnioskowała do dyrektorów szkół m.in. o formułowanie w programach profilaktycznych celów oraz zadań w sposób pozwalający na dokonanie oceny stopnia ich realizacji, dokonywanie ewaluacji podejmowanych działań i uwzględnienie profilaktyki uzależnień w planach doskonalenia zawodowego nauczycieli. Do Ministerstwa Edukacji Narodowej NIK zwróciła się z apelem o kontynuowanie działań zmierzających do wdrożenia i upowszechnienia programów profilaktyki uniwersalnej opartych na naukowych podstawach lub o potwierdzonej skuteczności.

Z oceną NIK zgadza się Jacek Charmast z Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, która walczy o zmianę podejścia do zwalczania tego problemu. - Profilaktyka w szkołach to jest w Polsce taka szara strefa, realizowana przez różnych lokalnych specjalistów, w oparciu o ich autorskie, niesprawdzone i nieewaluowane programy. Te programy pozostawiają wiele do życzenia, podczas gdy wiele programów sprawdzonych i z powodzeniem realizowanych w Europie ma problemy, by uzyskać akceptację MEN - powiedział.

Jego zdaniem podstawowym założeniem profilaktyki narkotykowej powinna być rzetelność. Należy bardzo dokładnie pokazywać młodzieży, jakie szkody powodują narkotyki, ale nie wolno straszyć. - Młodzież generalnie jest wyedukowana. Jest wiele stron w internecie z informacjami o narkotykach. W profilaktyce chodzi o to, żeby zestawić w sposób bardzo rzetelny korzyści - bo młodzież generalnie szuka informacji o korzyściach - ze szkodami. Wtedy widać wyraźnie, że używanie narkotyków się nie opłaca. Natomiast wchodzenie w taki schemat, że się tylko straszy, epatuje się strasznymi skutkami, to jest metoda nieskuteczna - przekonywał Charmast.

Jak poinformowało PAP Biuro Prasowe MEN, działania z zakresu profilaktyki narkomanii są systematycznie realizowane w szkole na lekcjach przedmiotowych, co wynika z rozporządzenia ministra Edukacji Narodowej z 2012 r.

- W trakcie nauki szkolnej z zakresu biologii, chemii uczeń powinien opanować wiadomości na temat szkodliwości środków psychoaktywnych, jak również zrozumieć, dlaczego nie należy z nimi eksperymentować. Kluczowym celem edukacyjnym jest ukształtowanie u ucznia postawy prozdrowotnej warunkującej dokonywanie właściwych wyborów. Działalność edukacyjna szkoły, poza szkolnym zestawem programów nauczania, obejmuje także program wychowawczy szkoły i program profilaktyki, które powinny być dostosowane do potrzeb rozwojowych uczniów oraz potrzeb danego środowiska. Działania profilaktyczne i interwencyjne powinny wynikać z rozpoznanych potrzeb i problemów szkoły i powinny zostać ukierunkowane na ich rozwiązanie - podkreśla MEN.

Resort zaznacza, że za działania profilaktyczne w szkole odpowiada dyrektor, ale wpływ na nie ma cała społeczność szkolna tj. rada pedagogiczna, rada rodziców i samorząd uczniowski, a rozwiązanie problemów związanych z narkotykami powinno obejmować współpracę z partnerami zewnętrznymi tj. policją, stacjami sanitarno-epidemiologicznymi, ochroną zdrowia czy organizacjami pozarządowymi.

Ministerstwo akcentuje, że dyrektorzy szkół są odpowiedzialni za zapewnienie nauczycielom możliwości doskonalenia zawodowego i mają zapewnione na ten cel fundusze. Szkoły również mają obowiązek opracowania procedur postępowania w sytuacjach zagrożeń związanych ze środkami odurzającymi.

MEN twierdzi, że wspiera szkoły w realizacji zadań z zakresu profilaktyki narkomanii przez m.in. przygotowywanie materiałów informacyjnych, monitorowanie działań szkoły w tym zakresie, konkursy, współpracę z policją, szkolenia dla nauczycieli i rodziców z zakresu wychowania i profilaktyki.




Nie straszmy jointami
GRZEGORZ WODOWSKI W RZECZPOSPOLITEJ
RZECZPOSPOLITA


Marihuana nie ma nic w sobie specyficznego i wyjątkowego, co sprawiałoby, że używana w umiarkowany sposób powodowałaby utratę woli działania ?i ambicji – przekonuje działacz Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.

Trudno jest nie traktować tekstu Bogusława Chraboty „Niemyte dusze" inaczej niż manifestu przekonań autora, żeby nie powiedzieć uprzedzeń wobec zjawiska używania narkotyków. Bynajmniej nie jest to rzeczowy głos w dyskusji na temat tego, jak we współczesnym świecie powinniśmy próbować radzić sobie z problemem narkotykowym.
Wspomnienia dotyczące nieżyjących kolegów ze szkolnej ławy, co to sięgnęli po marihuanę, potem po kompot i skończyli na cmentarzu, to chwyt mocno oklepany i rażący uproszczeniem. To prawdziwa „lastrykowa płyta nagrobna" wymierzona w inteligencję czytelników.

Rozdzielić rynki

Badania naukowe pokazują, że część osób, które uzależniły się od heroiny czy innych twardych narkotyków, miała doświadczenia z marihuaną, ale podobne doświadczenia mieli wcześniej z alkoholem i nikotyną. Przyglądając się liczbom, nie można stwierdzić, że kontakt z marihuaną determinuje używanie innych rodzajów narkotyków, nie ma tu zależności przyczynowo-skutkowej. Marihuana jest najbardziej rozpowszechnionym nielegalnym narkotykiem, więc nie ma w tym nic dziwnego, że osoby stosujące mniej popularne narkotyki zażywały marihuanę. O tym, czy ktoś będzie sięgał po coraz to silniejsze substancje i się od nich uzależni, decyduje cały szereg czynników biologicznych, społecznych i psychologicznych. Ogromna większość osób używających marihuany nigdy nie zażywała innych narkotyków. Niektórzy specjaliści twierdzą, że marihuana jest raczej „końcowym", a nie „wejściowym" narkotykiem.Badania pokazują, że część osób, które uzależniły się od heroiny czy innych twardych narkotyków, miała doświadczenia z marihuaną, ale podobne doświadczenia mieli wcześniej z alkoholem i nikotynąOstatni raport Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) mówi o tym, że ponad 80 mln Europejczyków używało bądź używa marihuany. Jednym z ważniejszych powodów dążenia do jej legalizacji jest przeświadczenie o konieczności rozdzielenia rynku marihuany od rynku twardych narkotyków. Tak, aby miliony osób niestroniących od jointa nie były narażone na kontakt z bardziej niebezpiecznymi substancjami, a także z mafią narkotykową. I żeby 80 milionów Europejczyków nie płaciło tym samym haraczu bandytom.

Najgorsza?ta prohibicja

Pomiędzy straszeniem narkotykami a mówieniem o tym, że są one nieszkodliwe, jest ogromna przestrzeń pozwalająca na to, ażeby prowadzić mądre działania profilaktyczne i racjonalną edukację. Uznana, skuteczna zasada profilaktyki to: po pierwsze nie straszyć! Straszenie nie przynosi rezultatów, co widać, słychać i (nomen omen) czuć.W efekcie najbardziej spanikowani są rodzice. Sparaliżowani strachem nie potrafią rozmawiać ze swoimi dziećmi o narkotykach, choć całkiem znośnie radzą sobie w rozmowach o alkoholu czy nikotynie.Narkotyki są szkodliwe, marihuana również. Większość zwolenników depenalizacji posiadania narkotyków czy legalizacji marihuany też tak uważa. Ludzie, którzy są pod ciągłym wpływem narkotyków, mają niewielkie szanse na to, żeby być produktywni dla siebie i dla społeczeństwa. Jednak marihuana nie ma nic w sobie specyficznego i wyjątkowego, co sprawiałoby, że używana w umiarkowany sposób powodowałaby utratę woli działania i ambicji.Tym, co czyni narkotyki bardziej niebezpiecznymi, niż są, jest prohibicja. To za sprawą prohibicji nie mamy wpływu na to, komu i na jaką skalę sprzedawane są narkotyki. Każdy, kto sięga po narkotyki, może jedynie się modlić, że to, co zażywa – a co zostało wyprodukowane w chińskim laboratorium czy w brudnej wannie w piwnicy – nie zabije go. Niektóre „powszechne w szkołach" narkotyki zawierają takie zanieczyszczenia neurotoksyczne, że sama substancja psychoaktywna to przy nich mały pikuś.Zdaniem Bogusława Chraboty dilerzy to gatunek „powszechnie identyfikowalny". Policja pewnie z niecierpliwością czeka na szczegóły, bo – gdyby tak było – problem handlu narkotykami mielibyśmy rozwiązany. Jeśli ktoś handluje narkotykami w szkołach, to są przede wszystkim uczniowie, czasem bardzo zaradni i pracowici. I niekoniecznie noszą łańcuchy na szyjach. Chociaż stop.
Mamy jeszcze internet i to dzisiaj właśnie on jest największym dilerem narkotyków. Jest bardziej powszechny niż sklepy z dopalaczami. A dopalacze robią karierę w tych krajach europejskich, gdzie prawo narkotykowe jest najbardziej bezwzględne. W Polsce, Rumunii i na Węgrzech sięga się po dopalacze również dlatego, że odpada stres i zastanawianie się nad tym, skąd nadciągnie patrol policji.

Cześć naszej cywilizacji

Karać czy nie karać – to dla autora „subtelna wątpliwość", którą nie warto się zajmować. Ta „subtelna wątpliwość" to dla wielu młodych ludzi życiowy dramat. Mimo że nie wyrządzili nikomu żadnej krzywdy, nikogo nie pobili i nie okradli, dostają wyroki skutkujące często więzieniem, a prawie zawsze degradacją społeczną. Tylko dlatego, że woleli jointa od wódki, dla której Chrabota znajduje zrozumienie i której „ze względów kulturowych" przecież zakazywać nie można.Jacek Żakowski pisał kiedyś w „Polityce" o „zbawiennej hipokryzji", która pozwala nam zachować dobre samopoczucie i żelazne zasady, choć nie prowadzą one do rozwiązania problemu. Jednym z przejawów tego zjawiska jest akceptacja dla wojny z narkotykami i przyglądanie się temu, jak narkotyki stają się coraz bardziej powszechne, dostępne i szkodliwe.Może zamiast wypowiadania im nieskutecznych wojen powinniśmy uznać, że są one częścią naszej cywilizacji i starać się ograniczać konsekwencje ich używania. W trosce o naszych bliskich i o nas samych.
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Coś dla Pomorzan, ale również przykład dla pozostałych regionów RP.


Jacek Charmast: System leczenia narkomanów na Pomorzu jest niedorzeczny [ROZMOWA]
Z Jackiem Charmastem, współautorem raportu rzecznika praw osób uzależnionych, rozmawia Dorota Abramowicz.
Dziennik Bałtycki

[ external image ]
Jacek Charmast ©Archiwum prywatne


"Pomorze posiada od lat jedną z najbardziej niedorzecznych struktur lecznictwa, wśród podobnych do niego regionów europejskich" - napisał Pan w opublikowanym przed kilkoma dniami raporcie dotyczącym m.in. metod i kosztów leczenia narkomanii w Polsce. Nie za ostro?

Na pewno nie. Zanim sformułowałem tak radykalny wniosek, wcześniej przeprowadziliśmy gruntowną analizę wydatków przeznaczonych na leczenie osób uzależnionych. W Polsce ponad 60 procent pieniędzy, przeznaczanych przez NFZ na leczenie, trafia na utrzymanie zamkniętych ośrodków. Na Pomorzu jest to już 90 procent pieniędzy funduszu. Tymczasem Krajowy Program Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2011-2016 wskazuje, zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia, priorytety w leczeniu osób uzależnionych.
Są to kolejno: leczenie ambulatoryjne, terapia substytucyjna, postrehabilitacja polegająca na krótkim pobycie w hostelach oraz redukcja szkód (zapobieganie zakażeniom narkomanów, dbanie, by nie zamarzali na ulicach). Te ostatnie działania mają na celu ograniczenie bardzo dużych wydatków, przeznaczonych później na leczenie narkomana.

A co z ośrodkami zamkniętymi, wypromowanymi pod koniec lat 70. XX wieku przez Marka Kotańskiego, założyciela Monaru?

Sama pani mówi, że ośrodki stacjonarne zaczęły powstawać przed ponad 30 laty, gdy obowiązywał model - najpierw odtrucie, potem zamknięty ośrodek. Przez te lata zmienił się obraz polskiej narkomanii, zmieniły się poglądy lekarzy i terapeutów. Najważniejszym jednak argumentem przemawiającym przeciw faworyzowaniu zamkniętych ośrodków jest analiza kosztów i skuteczności leczenia.

To porozmawiajmy o pieniądzach...


Proszę bardzo. Koszt leczenia jednego pacjenta w takim ośrodku to średnio 40 tysięcy złotych. Koszt leczenia ambulatoryjnego to 1,5 tysiąca złotych. Aż 87 proc. pacjentów opuszcza stacjonarne placówki przed zakończeniem leczenia. Z 13 procent tych, którym udaje się zakończyć terapię, ponad połowa wraca na leczenie. Można więc mówić o skuteczności mniejszej niż 10 procent. To poziom samowyleczenia. Gdyby pani wynajęła garaż, postawiła tam łóżka dla 10 uzależnionych i nie poświęcałaby im prawie wcale uwagi, być może jeden z tych dziesięciu porzuciłby nałóg.

Dlaczego tak mało osób udaje się wyleczyć?


Ośrodki mogłyby osiągnąć wyleczalność na poziomie 20 proc., pod warunkiem że działałyby zgodnie ze wskazaniami WHO. Na razie mamy w nich nadpodaż pacjentów. Nasz system leczenia działa tak jak zakład wulkanizacyjny sypiący gwoździe na drogę. Pacjent z epizodem narkotykowym przychodzi do poradni, ale nie otrzymuje tam pomocy, bo brakuje ludzi, pieniędzy, nie ma kto go przyjąć. Odbija się od drzwi. Wszyscy czekają, aż spadnie na dno i jego szanse na wyleczenie spadną z 40 proc. do 5 proc. Wtedy z otwartymi ramionami przyjmuje go zamknięty ośrodek.

Dlaczego oszczędny zwykle do bólu NFZ godzi się na wydawanie pieniędzy na droższe i mniej skuteczne leczenie, zamiast na pomoc ambulatoryjną?


Ze strachu przed świadczeniodawcami, którzy nie dopuszczają do skrócenia czasu terapii. Są to dwie duże organizacje pozarządowe - Monar i Karan - utrzymujące się ze środków publicznych. Prowadzone przez nie ośrodki zapewniają tym organizacjom 80-90 proc. przychodów, to są dziesiątki milionów złotych. Ostatnio otrzymałem podziękowanie z jednego z oddziałów funduszu za podanie wyliczeń i danych, które być może wpłyną na zmianę obecnej polityki. Obawa przed narażeniem się tym organizacjom występuje także wśród urzędników Ministerstwa Zdrowia, innych resortów, samorządowców.

Fundusz nie boi się gniewu pacjentów chorych na serce, którym zamyka poradnie, nie czuje strachu w związku z artykułami dotyczącymi zbyt niskiego finansowania hospicjów, a miałby się bać organizacji prowadzących ośrodki dla narkomanów?

NFZ nie chce szumu, bo wiadomo, co się dzieje, gdy zostają obcięte pieniądze na leczenie narkomanów. Od razu do mediów trafia wizja katastrofy epidemiologicznej. Tak naprawdę żaden z urzędników nie wie, o co naprawdę chodzi w leczeniu narkomanów. Z kolei np. sam Monar nie dopuszcza do zarządu osób, związanych z leczeniem ambulatoryjnym. Tam rządzą szefowie ośrodków stacjonarnych.

Monar to synonim miejsca, gdzie pomaga się osobom uzależnionym, powstały o nim dziesiątki artykułów, książki, filmy. Chce Pan uderzyć w legendę Marka Kotańskiego?

Też byłem przez jakiś czas członkiem Monaru, w którym działają setki wspaniałych terapeutów. Ludzi, szkolących się przez 2 lata, by profesjonalnie pomagać uzależnionym. Jest jednak w tej organizacji grupa osób, która nie pozwala im się rozwijać.

Czy w tle zarzutów opublikowanych w raporcie nie pojawia się aby konflikt personalny?

W Krajowym Biurze Przeciwdziałania Narkomanii nie ma mowy o jakimkolwiek konflikcie personalnym z przedstawicielami Monaru. Tu w grę wchodzą kwestie merytoryczne. Są wytyczne Światowej Organizacji Zdrowia, które nijak nie przystają do oferty tych organizacji. Uważają one, że tylko izolacja na kilka lat może pozwolić na wyleczenie narkomana. W efekcie niektórzy z nich spędzają w ośrodkach stacjonarnych nie rok, a nawet siedem lat.

Wróćmy do Pomorza, gdzie - według Pana, jako autora raportu - jest jeszcze gorzej, niż w innych regionach kraju.

Jeśli na tle Europy Polska ma kuriozalny system leczenia narkomanów (co trzeci Europejczyk leczony w zamkniętym ośrodku jest Polakiem), to dwa województwa - pomorskie i zachodniopomorskie - są już absolutną osobliwością. W tych województwach zlokalizowano prawie 800 miejsc w ośrodkach stacjonarnych, czyli ok. 30 procent wszystkich, funkcjonujących w Polsce! Liczba miejsc w ośrodkach stacjonarnych na Pomorzu przewyższa analogiczne liczby miejsc w większości państw UE.

Może wynika to z potrzeb?


Nie ma tu większych potrzeb niż gdzie indziej. Tylko 10 proc. pieniędzy z NFZ przeznaczanych jest na inną formę leczenia! Wynik ten jest okupiony znacznym niedoborem innych świadczeń, w tym brakiem postrehabilitacji i detoksykacji, obłożonym lecznictwem substytucyjnym. Nadprodukcja jednych usług oznacza zubożenie nakładów na inne. W Trójmieście działają dwie znakomite placówki (w Gdyni i Monaru w Gdańsku), świadczące pomoc ambulatoryjną. Są one niesamowicie obłożone. Co stoi na przeszkodzie, by zabrać część pieniędzy ośrodkom stacjonarnym i przeznaczyć je na dodatkowe dwa, trzy etaty i wynajęcie dodatkowej powierzchni? To byłoby logiczne, skoro koszt leczenia pacjenta w ambulatorium jest 20 razy niższy.

Czy liczy Pan na to, że raport rzecznika praw osób uzależnionych coś zmieni?

Mam nadzieję. Nasz raport nie miał na celu atakowania kogokolwiek, a jedynie przedstawienie faktów. Chcemy, by wreszcie było przestrzegane prawo, czyli zalecenia przyjęte w Krajowym Programie Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2011-2016





WOKOŁO RAPORTU RZECZNIKA: JAK MONOPOLIZOWANO RYNEK ŚWIADCZEŃ LECZNICZYCH W TRÓJMIEŚCIE

http://politykanarkotykowa.pl/sites/def ... adczen.pdf

[ external image ]

http://politykanarkotykowa.pl/sites/def ... adczen.pdf
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
CZY HAZARDZISTA STOI PONAD PRAWEM? – rozmowa z prawniczką Agnieszką Sieniawską z Biura Rzecznika Praw Osób Uzależnionych
Z Agnieszką Sieniawską rozmawiała: Maja Ruszpel z Fundacji „Milion Marzeń” Ul. Targowa 25, 03-728 Warszawa
http://www.milionmarzen.org


[ external image ]
Agnieszka Sieniawska

Czy prawo powinno traktować hazard jako uzależnienie, tak jak traktuje je psychiatria i psychologia?

- Mając na uwadze kierunek, w którym sądy każdorazowo traktują osobę oskarżoną o popełnienie przestępstwa bardzo indywidualnie – a więc zanim wydadzą wyrok sprawdzą wszelkie okoliczności, jakie mogły mied wpływ na popełnienie przestępstwa, to tak. Niemniej w ostateczności niczego to nie zmieni, ponieważ hazardzista to osoba, która nierzadko jest zadłużona na wiele dziesiątek tysięcy złotych - tak u osób, które zna prywatnie, jak i w bankach - i żadna choroba nie może unieważnić tego długu. Nałogowy hazardzista często dokonuje malwersacji, oszukuje. To nie są sprawy, które powinny być traktowane ulgowo. Często przez nałogowego hazardzistę cierpi cała rodzina. Bywa tak, że osoby bliskie dowiadują się dopiero po latach, w jakiej sytuacji finansowej i życiowej się znajdują – z długami, które obciążają wspólnotę majątkową. Jednak trzeba dodać, że prawo głosi, iż jeżeli osoba jest niepoczytalna w momencie popełnienia przestępstwa, można je unieważnić, jeśli się udowodni tę niepoczytalność.

- W wypadku brania kredytu chyba trudno o taką sytuację – trzeba przyjść do banku, złożyć podpis, przynieść stosowne dokumenty, zachowywać się wiarygodnie i wzbudzając zaufanie.

- W sprawie cywilnej prowadzonej przeciwko osobie uzależnionej od hazardu można rozpatrywać czy nie doszło do oświadczenia woli wyłączającego swobodne lub świadome powzięcie decyzji. Art. 82 Kodeksu Cywilnego stanowi, iż nawet przemijalne zaburzenie czynności psychicznych może powodować nieważnośd oświadczenia woli, więc może również dojśd w postępowaniu przed sądem do unieważnienia transakcji zawieranej przez osobę uzależnioną. Szukając analogii w praktyce postępowania wobec osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych, warto zastanowić się nad położeniem nacisku na stosowanie środków probacyjnych, czyli nakierowanych na leczenie czy udział w programie profilaktycznym. Może to być podstawa do powstania sprawy precedensowej.

- Czyli?

- Czyli właśnie traktującej osobę z długami, jako osobę chorą, uzależnioną od hazardu, której powinno się pomóc wyleczyć - być może także łagodząc karę, albo stosując środki probacyjne, krótko mówiąc poddając osobę zagrożoną wyrokiem pozbawienia wolności działaniom resocjalizacyjnym. Prawo zatem może dać skazanemu szansę na poprawę, poprzez łagodzenie kary lub warunkowe jej umorzenie, jeśli dotychczasowa postawa skazanego oraz jego zachowanie po popełnieniu przestępstwa dają duże prawdopodobieństwo przestrzegania przez niego porządku prawnego w przyszłości. Warto zastanowić się nad wprowadzeniem określonych mechanizmów prawnych oraz wypracowaniem rekomendacji z udziałem specjalistów ds. uzależnieo na temat dobrej praktyki egzekwowania prawa wobec osób naruszających je z powodu uzależnienia od hazardu. To rola organizacji pozarządowych lub osób odpowiedzialnych za politykę zdrowotną i społeczną państwa.

- Po co?

- By prawo stało się bardziej funkcjonalne, a sprawy karne osób uzależnionych od hazardu były rozpatrywane sprawiedliwie. I nie tylko pod względem prawa, ale też etycznie, moralnie. Faktem jest, że patologiczny hazardzista oszukał wiele osób, właściwie je okradł, bo na zwrócenie długu zazwyczaj nie ma pieniędzy, a zaufania być może nigdy nie uda się mu odbudować. Choroba nie zawsze usprawiedliwia nasze czyny.


ARTYKUŁ 62, CZYLI NARKOFOBIA PO POLSKU

Krótki film informacyjny z 2010 r., autorstwa Mai Kariny, dotyczący obecnie obowiązującej ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (bez uwzględnienia późniejszych nowelizacji)
https://youtu.be/o_NJacxKRH8
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1180 / 103 / 0
Dwa artykuły, które mogą zainteresować zwłaszcza opiatowców lub kandydatów na...

- Ogólne zasady leczenia uzależnionych od opiatów.
- Buprenorfina i zastosowanie jej w leczeniu pacjentów Poradni MONAR w Krakowie



Ogólne zasady leczenia uzależnionych od opiatów. - Dr. Jan Chrostek-Maj

Jan Chrostek-Maj, dr. medycyny, lekarz specjalista medycyny pracy i psychiatrą. Publicysta w zakresie chemicznych uzależnień i substytucji. Członek Komisji KBPN d/s programów substytucyjnych w Polsce. Konsultant psychiatrii Oddziału Toksykologii i Detoksykacji Specjalistycznego Szpitala im. Ludwika Rydygiera w Krakowie. Były kierownik programu metadonowego i b. adiunkt Kliniki Toksykologii UJ w Krakowie.


Antropologia zawiera w sobie wiele dziedzin wiedzy zajmującej się uzależnieniami począwszy od socjologii, psychologii poprzez prawo i medycynę. Nauki te zawierają elementy składowe zapożyczone z fenomenologii, behawioryzmu, oraz dietetyki i farmakologii.
Nas interesują zachowania człowieka po spożyciu środków wywołujących zmiany w jego zachowaniu. W zależności od specjalizacji autorów używane są różne terminy na określenie środków zwanych substancjami uzależniającymi /SU/, które dzielimy na psychotropowe czyli działające na psychikę, do nich zaliczamy m.in. leki, wśród nich są także substancje psychoaktywne/SP/ określane jako odurzające, psychostymulujące, wśród nich niektóre są opisane jako narkotyki .Ponieważ narcoticus tj. środek powodujący sen a gdy mówimy o substancjach dzialajacych depresyjnie na CSN człowieka to te okeslenie jest opowiednie ale nie pasuje do substancji halucynogennych i psychostymulantów.itp. Dlatego będę posługiwać się następującym ogólnym określeniem : substancje psychoaktywne, bez zbędnych przymiotników. Poglądy o szkodliwości używania środków psychoaktywnych są uzależnione kulturowo i historycznie a także regulowane prawnie w każdym kraju inaczej.
Jednak główne założenia prawne są regulowane przez ONZ i zmierzają przynajmniej do ograniczenia ich stosowania i likwidacji handlu tym produktami. W Polsce od szeregu lat wydawano akty prawne mające zapobiegać nadużywaniu środków psychoaktywnych, przy czym jedne z nich są określane jako legalne, np. tytoń i alkohol, inne jako nielegalne i są powszechnie opisywane jako narkotyki bez związku z ich rzeczywistym działaniem, pozostałe zaś mają nieuregulowany status prawny jak tzw. dopalacze. Tym określeniem posługujemy się do nazwania niejednorodnej grupy substancji o różnorodnej budowie chemicznej i działaniu przeważnie stymulującym centralny system nerwowy oraz główne układy ustroju decydujące o naszym życiu tj układ krążenia i oddechowy. Generalnie dopalacze nie zawierają substancji bardzo toksycznych, jednak w okolicznościach niesprzyjających dla organizmu powodują nagłą śmierć. Zestaw tych substancji jest tak szeroki i zmienny, że instytucje oceniające nasze bezpieczeństwo chemiczne w poszczególnych krajach nie nadąża z wpisywaniem poszczególnych preparatów na tzw. listy narkotykowe. Niestety z praktyki wiemy, że żadne restrykcje prawne nie nadążają za nowymi pomysłami świata przestępczego dążącego do omijania prawa. Natomiast nikt nie chce popadać w konflikt z prawem, a tym bardziej z powodów prawnych pogarszać swój stan zdrowia: Przyczyn uzależnienia możemy szukać w czynnikach: socjalnych, psychologicznych i biologicznych.

Uzależnienie możemy określić ogólnie jako powtarzający się ciąg zdarzeń zaburzających socjo, psycho biologiczną równowagę człowieka.

Przyczyny socjalne są czynnikiem decydującym o pierwszych kontaktach z substancjami psychoaktywnymi a tym samym w rozwinięciu się uzależnienia w około 60% , o ile ten udział jest policzalny. Charakter tych czynników ilustrują słowa- "zły przykład". Nadzieja działaczy społeczno/politycznych polega na tym, że wierzą oni , iż stosunki społeczne podlegają takiej korekcie prawnej, że przyczyny socjalne nie będą więcej powodem popadania młodych ludzi w uzależnienie. Zaburzenia zachowania społecznego związane z używaniem substancji psychoaktywnych polegają na zafałszowaniu w wymianie informacji i interakcji jednostki z szeroko rozumianym środowiskiem społecznym, zjawiska te podlegają społecznej ocenie etycznej i prawnej. Są one związane z nieprawidłowościami okresu socjalizacji młodych ludzi. Również udział przyczyn psychologicznych w powstawaniu uzależnienia jest bardzo duży i praktycznie dominujący, gdyż trudno je odróżnić od przyczyn socjologicznych.
Jest to dziedzina, w której terapeuci pokładają nadzieję, że podlega ona skutecznej korekcji. Objawy uzależnienia o podłożu psychologicznym są wywołane zaburzeniami w wymianie informacji i interakcji personalnych w systemie obiektów blisko znaczących dla „probanta/klienta/pacjenta“ takich jak rodzina, i inni bliscy przyjaciele. Nieporozumienia, czyli komplikacje w przesyłaniu sygnałów intrapsychicznych między nimi mają też istotne znaczenie. Na przyczyny biologiczne uzależnienia pozostaje nam około 15 – 20 %, oczywiście suma przyczyn nie zawsze się pokryje i da dokładnie 100%. To nie jest czysta matematyka. Ale czynniki biologiczne są stałe i niestety dotąd nie mieliśmy na nie wielkiego wpływu. Niewątpliwie dla prawidłowego funkcjonowania organizmu zachodzi konieczność używania hedonizatorów / „uszczęśliwiaczy”/, czyli czynników, które wywołują uczucie przyjemności i hamują aktywność organizmu wprowadzając go w fazę spoczynkową. Ponieważ przyczyny biologiczne obejmują czynniki genetyczne, toksykologiczne, wpływ innych czynników szkodliwych np. fizycznych, epidemiologicznych, neurobiologicznych, hormonalnych itd. oraz dotyczą całego wachlarza działających na człowieka środków psychoaktywnych nie znaleziono do tej pory satysfakcjonujących sposobów leczenia, usuwających przyczynę tej choroby.

Profesor neurobiologii Jerzy Vetulani w Neurobiologii 2000 pisze tak: „Zachowanie ssaków.... jest wypadkową działania trzech wielkich układów funkcjonalnych mózgu: Pobudzenia – arousal, Nagrody - brain reward system, Poznawczego - cognition“. Okazuje się, że wszyscy jesteśmy „producentami narkotyków” a co gorsze jesteśmy ich całodobowymi użytkownikami. Otóż nasz organizm funkcjonuje wg schematu: stan spoczynku, bodziec, potrzeba, pobudzenie, realizacja, satysfakcja, stan spoczynku i tak w kółko. Prawidłowe zachowanie tego rytmu zapewnia współdziałanie hormonów znanych jako endogenne peptydy opioidowe zwane endomorfinami i substancji działających głównie w OUN zwanych neuroprzekaźnikami. Najbardziej na samopoczucie organizmu wpływają trzy z nich: dopamina, serotonina i noradrenalina głównie działające w układzie nagrody a endorfiny działają m.in. na receptory opioidowe w mózgu. Aktualnie znane powszechnie receptory opioidowe to: Mi , delta, kappa, ORL 1- orphan./sierocy/. Z każdym rokiem są odkrywane nowe odmiany tych receptorów. Układ nagrody mózgu/brain reward system/ będący siedliskiem ww. receptorów, jest zlokalizowany głównie w okolicy podwzgórzowo limbicznej. Układ nagrody mózgu jest zaangażowany we wszystkie zasadnicze zachowania ssaków: Pobieranie pokarmu, wody, aktywność seksualną, agresję i jest stymulowany działaniem neuroprzekaźników, a modulujące działanie wywierają endomorfiny. System nagrody mózgu opiera się na odczuwaniu przyjemności i kary, co powoduje, że działając sprawnie nie przeszkadza w naturalnej adaptacji organizmu do środowiska. Dopiero uzależnienie od środków psychoaktywnych trzeba traktować jako chorobę układu nagrody. Dla problemu uzależnień szczególnie jest istotny układ pobudzenia ukierunkowanego. Dostarcza on naszym odpowiedziom korowym jakości emocjonalnych takich jak: lęk, ciekawość, gniew, przyjemność, wstręt itp. Jego podłożem anatomicznym jest układ limbiczny, który jest także miejscem lokalizacji układu nagrody. Układy te są ściśle powiązane ze sobą i są zaangażowane w wytworzeniu zależności od środków psychoaktywnych i zachowań poszukiwawczych mających na celu zdobycie substancji uzależniającej. Działanie uzależniające można badać w doświadczeniach na zwierzętach, ponieważ mechanizmy uzależnień są uniwersalne. Został skonstruowany neurobiologiczny algorytm samopodawania substancji przez zwierzę, który uznano jako doświadczalny model choroby uzależnieniowej.

Uzależnienie od substancji psychoaktywnych jest to zespół objawów polegający na stałym lub okresowym przyjmowaniu substancji w celu uzyskania pozytywnych zmian w odczuciu przyjmującego lub też dla uniknięcia niekorzystnych objawów chorobowych pojawiających się przy braku substancji w organizmie, lub przy szybkim zmniejszeniu stężenia. Jest to zjawisko obejmujące stadium zaburzenia psychicznego i/lub somatycznego aż do choroby określonej w międzynarodowym spisie chorób/ ICD 10/ w punktach od F 10 do F 19. Uzależnienie lekowe jest przewlekłym i nawracającym zespołem o złożonym charakterze. Obejmuje zróżnicowane zaburzenia poznawcze, psychiczne, somatyczne i wegetatywne. Zasadniczą cechą uzależnień szeroko rozumianych jest utrata kontroli nad zachowaniem. Dotyczy to także uzależnień od nagród „naturalnych”,/np. pokarm zawierający cukier, alkohol/, oraz tym bardziej uzależnień od legalnych leków i innych substancji psychoaktywnych. /leki uspokajajace, nasenne, opiaty, przetwory konopi, inne psychostymulanty i środki halucynogenne/. Zachowanie to polega na na kompulsywnym, przymusowym poszukiwaniu kontaktu ze środkiem uzależniającym /drug seeking/ i jego pobieraniu /drug taking/. Kompulsje stanowią formę nawracania natrętnych zachowań impulsywnych, które pojawiają się często bez woli osoby dotkniętej tym zaburzeniem. Utrata kontroli prowadzi do szkodliwych, niejednokrotnie groźnych następstw, nie tylko w sferze socjopsychologicznej, lecz także somatycznej, co wynika z toksyczności długotrwale przyjmowanych substancji psychoaktywnych. Dla wielu uzależnionych proces chorobowy staje się przewlekły, z nawrotami występującymi nawet po długich okresach abstynencji. Zespół odstawienny /abstynencyjny jest to zespół zmian zachodzących w organizmie tj. zaburzeń poznawczych, behawioralnych, psychicznych, psychotycznych, zaburzeń wegetatywnych, i innych układowych - występujących po nagłym zmniejszeniu dawki lub odstawieniu długotrwale przyjmowanej substancji. Skutki zespołu odstawiennego prowadzą do okresowego lub stałego ponawiania przyjmowania substancji psychoaktywnej i przez to utrwalają uzależnienie.
Z uwagi na nawrotowy charakter choroby i brak zadowalających rezultatów w dotychczasowym leczeniu trwały intensywne prace poszukiwawcze. Teoria receptorowego działania leków okazała się pomocna w rozwiązaniu problemu, która tak dobrze sprawdziła się w działaniu leków p/depresyjnych. Okazuje się, że każdy z preparatów p/ depresyjnych ma inne właściwości. Na ślad przeciwdepresyjnych cech substancji chemicznych natrafiono przy stosowaniu leków p/gruźliczych. W podobnej sytuacji uczeni doszli do wniosku, że tzw. narkotyki też powinny być różne w swoim działaniu. Toteż dzięki pracom Van Dole V.P. i Nyswander M.E. (z lat 60 ubiegłego wieku!) zmodyfikowane leki opioidowe o specjalnych własnościach działania znalazły zastosowanie w substytucyjnej terapii uzależnienia opiatowego, w trakcie którego występujące, biologicznie uwarunkowane, objawy somatyczne nie mogły być do tej pory zostać trwale usunięte za pomocą aktualnie dostępnych procedur.// To prawda, że zastosowany przez uczonych Metadon również wywołuje uzależnienie, ale z uwagi na to, substancja ta mocniej wiąże się z receptorami "mi" niż heroina powoduje zjawisko konkurencji z nielegalnym narkotykiem. Podanie heroiny podczas leczenia metedonem nie powoduje rozpadnięcia się połączenia metadonu z receptorem "mi". W tym czasie heroina jako krótko działający narkotyk jest eliminowana. Silne wiązanie i powolne działanie metadonu powoduje minimalną tolerancję i łagodzi pragnienie przyjęcia innego narkotyku oraz przymus jego używania. Ponadto terapia metadonowa normalizuje zaburzenia hormonalne występujące u osób uzależnionych od opiatów, m.in. łagodzi nadmierną reakcję sekrecji kortyzolu będącą odpowiedzią kory nadnerczy na stres, który zwiększa prawdopodobieństwo recydywy niekontrolowanego uzależnienia.

Następujące cechy leku były decydujące dla jego zastosowania w substytucji: Po pierwsze wielokrotnie dłuższy czas działania metadonu po podaniu doustnym niż heroiny i jego specyficzne działanie na receptory, które objawia się brakiem działania euforyzujacego. Po drugie jego specyficzne powinowactwo do receptora mi, w wyniku czego metadon jest wielokrotnie słabszym hedonizatorem jako substancja niż heroina oraz osłabia działanie hedonizujące heroiny lub morfiny. Przeważnie po podaniu metadonu obserwujemy bardzo powolne narastanie tolerancji, a tzw. uzależnienie od metadonu jest niepomiernie słabsze od objawów choroby opiatowej.

Dlatego nie znajduję medycznych podstaw do odmowy pacjentowi zastosowania procedury leczniczej, która w istotny sposób poprawia jego jakość życia. Substytucję trzeba zastosować zawsze po stwierdzeniu głębokiego, długotrwałego uzależnienia od dożylnego podawania opiatów/opioidów i po uzyskaniu zgody pacjenta. Najbezpieczniejszym rozpoczęciem kuracji jest powolne ustalenie dawki leku w warunkach szpitalnych, ale takie postępowanie nie jest obligatoryjne. Czyli możemy prowadzić substytucyjne leczenie ambulatoryjnie od początku kuracji!. Z naukowych danych wynikają wskazania i zasady w stosowaniu terapii substytucyjnej, która musi być bezwarunkowo ciągła i nie można jej odmówić pacjentowi na żadnym etapie jego życia:
a/ w trakcie leczenia w warunkach szpitalnych, jak i ambulatoryjnych uzależnionego od opiatów pacjenta z powodu wszystkich!, nie tylko ciężkich chorób. Należy wtedy postępować tak, aby jego szeroko rozumiany stan psychiczny nie był przeszkodą w stosowaniu zasadniczych procedur leczniczych.
b/ podczas bezpiecznego przeprowadzenia ciąży i porodu u kobiet uzależnionych od opiatów, z zastosowaniem procedur w celu uniknięcia powikłań wynikających z istoty uzależnienia.
c/ podczas leczenia uzależnień i ich powikłań, przy zastosowaniu adekwatnej farmakologii, należy prowadzić empatyczną psychoterapię i udzielać skutecznej pomocy socjalnej tak, aby poprawić jakość życia pacjentów. Jest to podstawą leczenia psychiatrycznego i substytucja p/opiatowa stanowi tylko! istotną składową tego postępowania. Generalnie u osób nadużywających środki psychoaktywne stosuje się także leki p/ depresyjne lub stabilizujące nastrój oraz udziela im się wszelkiej wielospecjalistycznej pomocy.

Leczenie substytucyjne metadonem zostało uznane w Polsce jako równorzędna metoda lecznicza na równi z innymi, jednakowoż musi ono być zorganizowane na specjalnych warunkach. /Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 19 października 2007 r. i następne w sprawie szczegółowego trybu postępowania przy leczeniu substytucyjnym oraz szczegółowych warunków, które powinien spełniać zakład opieki zdrowotnej prowadzący leczenie substytucyjne / Ograniczenie dostępności leczenia substytucyjnego jest jawnym pogwałceniem praw konstytucyjnych pacjentów do równego dostępu do leczenia. Oczywiście najlepszym sposobem terapii byłoby, gdyby u podstawy postępowania był przeszkolony osobisty lekarz rodzinny/ lub psychiatra, który byłby upoważniony do przepisywania środków stosowanych w substytucji /np. metadonu i buprenorfiny/, sąsiednia apteka wydawałaby lek, sycholog prowadziłby skuteczną psychoterapię, a lokalna pomoc społeczna udzielałaby wsparcia socjalnego.


Dlatego abstrahując od aktualnych i mam nadzieję zmiennych sytuacji prawnych nakreślę optymalne postępowanie w leczeniu uzależnienia opiatowego:

Substytucja – czyli podstawianie /zastępowanie, jest to podawanie istocie żywej takiej substancji, która jest prawie równoważna pod względem działania i zastępuje brakujący, ale niezbędny do życia produkt.

W sytuacji uzależnionego ten brak został wywołany przez dwa czynniki: endogenną niedomogę układu neurohormonalnego i powtarzające się niekorzystne zjawiska podawania egzogennych psychoaktywnych substancji. Ale w wyniku działania tych czynników zaistniał obiektywny neurohormonalny układ, który wywołuje powstawanie objawów odstawiennych. Biologiczna konieczność podania jakiegoś środka łagodzącego jest tak oczywista, że właśnie tak się dzieje prawie zawsze w przypadku prowadzenia detoksykacji.

Jeżeli określimy substytucję stosowaną w uzależnieniu od opiatowych jako kontrolowane, mianowane, czyli ściśle określone co do ilości, podawanie środka leczniczego w celu usunięcia lub zapobieżenia objawów choroby, a nie wywołujących istotnych objawów uzależnienia, to twierdzenie, że substytucja jest to nowe uzależnienie jest gruba przesadą. Otóż substytucja opiatowa, mimo, że jest zbliżona w mechanizmie działania, to zasadniczo różni się od choroby uzależnieniowej. Leczenie substytucyjne spełnia wszelkie wymogi leczenia paliatywnego. Oczywistą sprawą jest stosowanie szeregu leków objawowych w trakcie detoksykacji - na ten temat można znaleźć dane w wielu publikacjach. Terapeuci i ich pacjenci są zainteresowani w uzyskaniu dobrego samopoczucia niezależnie od prowadzonego przez nich sposobu leczenia. Dla bezpieczeństwa pacjenta zawsze należy zacząć od zmniejszenia stężenia środka psychoaktywnego w jego organizmie.

Leczenie uzależnień jest zawsze dwuetapowe: składa się z detoksykacji i leczenia odwykowego. Detoksykacja i leczenie odwykowe na każdym etapie winno składać się ze następujących elementów: Adekwatnej farmakoterapii; Empatycznej psychoterapii; Skutecznej interwencji socjalnej.

Detoksykacja jest to całość postępowania leczniczego mającego na celu eliminację substancji, lub obniżenie jej stężenia w organizmie, usunięcie skutków metabolicznego oddziaływania środka psychoaktywnego na organizm i przywrócenie psychobiologicznej homeostazy.


Strategia leczenia uzależnień polega na powolnym zmniejszaniu dawek psychoaktywnego środka i stosowanych leków. Zamianie na podobnie działającą substancję, ale różniącą się czasem działaniem lub drogą podania służy przedłużona detoksykacja i substytucja. Podobnie ma działać leczniczo wpływ na neurometabolizm narkotyku użycie tzw. substancji blokujących lub zmieniających wrażliwość receptorów. Działanie awersyjne jedynie odstrasza, nie zawsze skutecznie, od używania szkodliwych substancji. Stosowanie tzw. nieuzależniających leków o podobnym działaniu do narkotyku łagodzi objawy choroby, ale może być źródłem nowego uzależnienia.

Rozróżniamy następujące rodzaje detoksykacji i lecenia uzależnień:

1.Bez użycia leków- „na sucho”/ wolny od leków-formuła drug free/

2.Z użyciem anxiolityków i neuroleptyków

3. Z Użyciem substytutów

4.Z użyciem Klonidyny i innych leków

5.Z użyciem tzw. Blokerów receptorów opiatowych /naloxon, naltrexon

6.Z użyciem antagonistów receptora opiatowego i anestetyków.

Ww. rodzaje detoksykacji polegają na:

ad.1. Bez użycia leków- „na sucho” po odstawieniu leków uzależniających intensywnie jest stosowana psychoterapia i oddziaływanie środowiska terapeutycznego. Czyli całkowicie procedura wolna od leków od fazy początkowej detoksykacji i przez cały okres leczenia choroby pozostawanie w formule „ Drug free”. Zalecana jest w początkowej fazie uzależnienia i przy zależności od substancji, przy leczeniu których nie znamy substytutów.

ad.2. Leczenie z użyciem klasycznych leków psychiatrycznych p/lękowych anxiolityków i neuroleptyków. Taka detoksykacje możemy przeprowadzić w warunkach ambulatoryjnych i szpitalnych w zależności od stopnia nasilenia zespołów odstawiennych.

ad.3 .Detoksykacja i leczenie uzależnienia Z użyciem substytutów: metadonu, buprenorfiny, LAAM, heroiny farmakologicznej, morfiny i kodeiny o przedłużonym działaniu, itd. Jest stosowana przeważnie w szpitalu. Substytuty takie jak Metadon, a także Buprenorfinę stosuje się w dawkach malejących, przez kilka tygodni przy szybkiej detoksykacji, a jeżeli to działanie nie daje powodzenia stosujemy tzw. przedłużoną detoksykację do 2 lat. Podejmujemy decyzję z pacjentem, że w ciągu 2 lat zmniejszymy ilość środka zastępczego do zera. Gdy przedłużona detoksykacja również nie daje rezultatów i następują nawroty choroby, leczenie wchodzi w fazę substytucji. Okres ten może być dożywotni i musi trwać w zależności od ustaleń dokonanych wspólnie z pacjentem.

ad.4.Niekiedy do detoksykacji w szpitalu używamy Klonidyny i innych środków wpływających na przebieg opiatowego i alkoholowego zespołu odstawiennego /Beta- blokerów, Blokerów kanału wapniowego, lub innych leków wpływających na metabolizm narkotyku.

ad.5. Środków wpływających na metabolizm mózgu, tzw. blokerów receptorów opiatowych /naloxon, naltrexon, używa się aby zapobiec nawrotom choroby. Również antagoniści receptora NMDA, wpływają prawdopodobnie całościowo na stan układu nagrody. Innych substancji – np. pochodnych ibogainy, do leczenia jeszcze nie wprowadzono, a kiedyś w niedalekiej przyszłości spotkamy się z zastosowaniem szczepionek w tej dziedzinie.

ad.6. Postępowanie z użyciem anestetyków i blokerów receptorów opiatowych w celu wywołania szybkiej precypitacji silnego zespołu odstawiennego służy tzw. ultraszybka detoksykacja /UROD/, którą można stosować jedynie w wybranych sytuacjach w warunkach oddziału intensywnej terapii. Ten niebezpieczny okres dla zdrowia i życia pacjent przechodzi w znieczuleniu a po wybudzeniu nie ma już objawów zespołu odstawiennego i może podjąć dalsze leczenie.

Każdy ośrodek operujący lekami substytucyjnymi musi mieć: a. możliwości współpracy z oddziałem wewnętrznym lub psychiatrycznym posiadającymi oddział intensywnej terapii, dostęp do usług transportu sanitarnego, c. możliwości obserwacji chorego i udzielania mu pierwszej pomocy ogólnomedycznej, d. możliwości pobrania materiału biologicznego na obecność substancji psychoaktywnych, e. możliwości współpracy z psychologiem oraz lokalną instytucją pomocy społecznej f.współpracę z lokalną apteką w zakresie gospodarki lekami wg. obowiązujących przepisów.

Po przebadaniu chorego i postawieniu rozpoznania z uwzględnieniem fazy choroby decydujemy się na rodzaj detoksykacji. Detoksykacja przeprowadzana w ambulatorium winna opierać się o prognozowanie ciężkości przebiegu zespołu odstawiennego, przewidywaną współpracę z pacjentem, możliwości zapewnienia kompleksowego leczenia, oraz jego kontroli. Wprowadzenie leku substytucyjnego można dokonać w ciągu 1 dniowej usługi szpitalnej lub ambulatoryjnej. Podstawową zasadą jest stosowanie najmniejszej ilości leku substytucyjnego dawkowanego jednorazowo i powtarzanie tego podawania aż do uzyskania obiektywnej poprawy stanu chorego.
W przypadku metadonu jest to przeważnie dawka 5 ml/lub mg/ stosowana doustnie, lub może być podane 10 mg leku jednorazowo i zaleca się prowadzenie kilkugodzinnej obserwacji. Początkowa dawka metadonu może osiągnąć 40 mg, jest to pierwsza dawka działająca neurobiologicznie. Potem w warunkach polskich dochodzimy do dawek 120 - 160 mg metadonu w dawkach podzielonych lub jednorazowo. Podobny stopień działania ma odpowiednio: 50 mg metadonu i 4 mg buprenorfiny.W przypadku użycia buprenorfiny do przedłużonej detoksykacji w Polsce stosujemy podjęzykowo przeważnie od 3 – 6 tabletek a 0,4 mg przez dzień. Potem te dawki wahają się od 4 do 16 tabletek dziennie. Ilość ta nie jest duża dawką, albowiem preparaty zagraniczne do substytucji zawierają od 2 do 8 mg buprenorfiny w jednej tabletce. Początkowo obserwacje pacjenta trzeba prowadzić codziennie, następnie w miarę poprawy jego stanu zdrowia i poprawy funkcjonowania psychospołecznego decydujemy się na zaliczkowe wydawanie dawek przeznaczonych na wiele dni od 7 do 14 a nawet 30 dni. Kolejne obserwacje chorego polegające na dokładnym badaniu lekarskim, ocenie jego stanu psychosocjalnego, i jego statusu społecznego poinformują nas o prawidłowości obranego postępowania. W wyniku naszego leczenia dochodzimy do tak dobrego stanu pacjenta , że nie poznajemy go ani na ulicy, ani w eleganckim supermarkecie ponieważ nie różni się on/ona niczym od pozostałych przechodniów.

Piśmiennictwo u autora.



****************************************************************************************



Buprenorfina i zastosowanie jej w leczeniu pacjentów Poradni MONAR w Krakowie - Grzegorz Wodowski

Grzegorz Wodowski, socjolog i specjalista terapii uzależnień. Kieruje Poradnią MONAR w Krakowie, prowadzi zarówno programy redukcji szkód, jak i działania związane z leczeniem uzależnień. Redaktor pisma o tematyce narkotykowej MNB.



W październiku 2002 roku Food and Drug Administration (FDA) zaaprobowała stosowanie wysokich dawek buprenorfiny do leczenia uzależnień na terenie Stanów Zjednoczonych. W wrześniu 2006 roku Komisja Europejska dopuściła preparat o nazwie Suboxone do obrotu na terytorium Unii Europejskiej. W tej postaci buprenorfina od 2008 roku jest dopuszczona w Polsce do leczenia substytucyjnego. Jednak już wcześniej leki zawierające buprenorfinę były wykorzystywane w naszym kraju do leczenia uzależnień od opioidów. W poniższym artykule postaram się scharakteryzować farmakoterapię buprenorfiną, jak również opowiedzieć o doświadczeniach Poradni Profilaktyki i Terapii Uzależnień MONAR w Krakowie w leczeniu niskimi dawkami buprenorfiny pacjentów uzależnionych od opioidów.

Na przestrzeni ostatnich lat buprenorfina staje się coraz bardziej dostępnym w Unii Europejskiej lekiem dla uzależnionych. Coraz powszechniej oferuje się ją zamiast metadonu lub udostępnia się kurację buprenorfiną tym, którzy nie źle znoszą działanie metadonu. Buprenorfina występuje na rynku pod kilkoma nazwami: Suboxone, Subutex, Temgesic, Bunondol, w różnym stężeniu i kombinacjach z innymi substancjami.


BUPRENORFINA W UE

Ten bezpieczniejszy niż metadon środek ma niewątpliwie sporo zalet i dlatego już ok. 40% wszystkich uzależnionych od opiatów leczonych substytucyjnie w krajach europejskich go przyjmuje. I mimo, że przeważająca większość tych osób leczona jest we Francji i krajach skandynawskich – o coraz głośniej mówi się o buprenorfinie, jako szansie na łatwiejszy i znacznie szerszy dostęp uzależnionych do substytucji. Dostęp uzależnionych od heroiny do leczenia buprenorfiną jest szczególnie ważny w krajach, gdzie regulacje prawne lub administracyjne ograniczają lub wręcz uniemożliwiają dostęp do kuracji metadonem.

Buprenorfina jest z powodzeniem stosowana, jako środek substytucyjny w leczeniu uzależnionych we wszystkich piętnastu krajach „starej” Unii Europejskiej. Oprócz Francji, jest popularnym substytutem w niektórych krajach skandynawskich, głównie w Finlandii i Szwecji. Spośród 10 „nowych” Państw Członkowskich najszerzej prowadzi się leczenie buprenorfiną w Czechach. Tam zdecydowanie częściej jest stosowana niż metadon

BUPRENORFINA W POLSCE

Jak już wspomniałem, od 2008 roku buprenorfina jest dostępna w Polsce w postaci Suboxone, leku, który jest jej kombinacją z naloxonem. Może być wydawana w programach leczenia substytucyjnego finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Każdy, kto jest w programie substytucyjnym ma wybór, ponieważ metadon nie jest jedynym lekiem stosowanym w polskiej substytucji. Niestety, mimo że Suboxone, bo o nim mowa, jest dość bezpiecznym środkiem, nie ma – jak na razie – możliwości otrzymania go na receptę. Inna sprawa, że Suboxone nie jest tanim lekiem. Tak więc jedyna droga do leczenia z zastosowaniem Subuxone prowadzi przez udział w programie substytucyjnym. Od wielu jednak lat prowadzona jest w Polsce farmakoterapia z wykorzystaniem innego środka zawierającego buprenorfinę, Bunondolu. O tym jednak w dalszej części tekstu.


CZYM JEST BUPRENORFINA?

Niektóre opioidy (heroina, morfina, metadon) stymulują i pobudzają receptory opiatowe (opiaty agonistyczne). Inne (jak naloxon) łączą się z receptorem i blokują go (środki antagonistyczne). Jest też trzecia grupa opioidów wykazująca obydwa te działania. Buprenorfina jest właśnie częściowym agonistą i częściowym antagonistą receptorów opiatowych, dokładnie rzecz ujmując – agonistą receptora μ (mi) i antagonistą receptora κ (kappa). Receptory opioidowe to wyspecjalizowane cząsteczki na powierzchni komórek, do których przyłączają się opioidy wywołując silne działanie na organizm. Najbardziej poznanym jest receptor µ i właśnie on odgrywa największą rolę w nadużywaniu opioidów. Rola pozostałych dwóch rodzajów receptorów δ (delta) i κ (kappa) nie jest w procesie uzależnienia dobrze rozpoznana.
Przy dawce 16 mg buprenorfiny aż 85-92% receptorów opatowych zostaje zablokowanych. Dalsze zwiększanie dawki nie zwiększa znacząco wysycenia receptorów.

ZNOSZENIE BÓLU

Buprenorfina to syntetyczny lek opioidowy o silnym działaniu przeciwbólowym i znieczulającym. Działa przeciwbólowo kilkadziesiąt razy silniej niż morfina. Równoważna dawka buprenorfiny (dawka ekwianalgetyczna) jest 60 – 100 razy niższa niż dawka morfiny. Taki przelicznik stosuje się w przypadku konieczności zamiany jednego środka na drugi w leczeniu bólu.

POD JĘZYKIEM

Buprenorfina występuje zwykle formie tabletek, które wkładane są pod język. Rozpuszczają się one w ustach w przeciągu 5-8 minut i przez śluzówki jamy ustnej dostają się do krwioobiegu z pominięciem układu pokarmowego. Lek ten nie powinien być połykany, ponieważ zażyta tą drogą nie przyniesie żadnego efektu. Przechodząc przez układ pokarmowy zostaje metabolizowany do związków o innych właściwościach, a metabolity te nie będą działać odpowiednio na receptory opiatowe. Są również produkowane iniekcyjne formy buprenorfiny, ale są one mniej dostępne i rzadziej wykorzystywane w leczeniu uzależnień.
Przyjęta podjęzykowo dawka buprenorfiny osiąga maksymalne działanie po 2 godzinach, a jej biologiczny okres półtrwania wynosi 37 godzin.

NA POCZĄTEK

Niezwykle ważnym jest moment zażycia pierwszej dawki buprenorfiny, ponieważ ażeby środek ten zadziałał odpowiednio – w organizmie nie może być zbyt dużego stężenia innych opioidów takich jak heroina czy metadon. Pierwsza dawka nie powinna być przyjęta w czasie krótszym niż 8 godzin od ostatniego zażycia heroiny. W przypadku metadonu – do przyjęcia pierwszej dawki buprenorfiny nie powinno dojść wcześniej niż po 24 godzinach od zażycia metadonu. A najlepiej okres ten wydłużyć nawet do 36 godzin. Jeśli przyjęcie leku odbędzie się zbyt wcześnie – wszystko, czego można się spodziewać ograniczy się do wywołania objawów abstynencyjnych.

USTALENIE DAWKI

Dawka buprenorfiny (podobnie jak w przypadku metadonu) jest dopasowywana do indywidualnych potrzeb pacjentów, ich tolerancji na opiaty. Jednak ustalenie właściwej dawki jest tu sprawą bardziej skomplikowaną i może potrwać dość długo, nawet kilka tygodni. Przez pierwszy okres pacjenci mogą doznawać niektórych symptomów zespołu abstynencyjnego. Niewątpliwie powinni starać się oni zaakceptować niedogodności pierwszych dni leczenia, ponieważ objawy te ustąpią, gdy dawka zostanie dobrze dobrana, a to wymaga nieco czasu.
Buprenorfinę można stosować rzadziej niż raz dziennie. Może być ona stosowana trzy, a nawet dwa razy w tygodniu. Wtedy jednak dawka dzienna musi być odpowiednio pomnożona przez ilość dni, kiedy lek nie będzie stosowany.

PODTRZYMANIE

Leczenie podtrzymujące buprenorfiną powinno być wystarczająco długie w czasie, aby pacjenci mogli pozwolić sobie na abstynencję, bez ryzyka powrotu do używania nielegalnych opiatów. To zwykle zajmuje wiele lat – zatem założenia leczenia podtrzymującego buprenorfiną są zbliżone do tych, które stosuje się w terapii metadonem. Podobnie też wygląda „zerowanie” – powinno odbywać się możliwie jak najmniej gwałtownie, a pacjent mógł w każdej chwili podjąć decyzję o powrocie do wcześniejszej dawki i kontynuowania leczenia substytucyjnego.
Przy odstawieniu buprenorfiny – objawy abstynencyjne będą znacznie łagodniejsze niż w przypadku zażycia metadonu, pojawią się także później. Podczas gdy w przypadku metadonu największe nasilenie objawów abstynencyjnych pojawia się w 3-4 dobie po odstawieniu, to w przypadku buprenorfiny ich nasilenie będzie miało miejsce dopiero po ok. 6 dniach od odstawienia.


NAJLEPIEJ NIE MIESZAĆ

Są leki, które mogą wchodzić w interakcje z buprenorfiną. Tak rzecz ma się z niektórymi antydepresantami. Lekarz prowadzący powinien wiedzieć, jaki inne leki stosuje pacjent poddany substytucji buprenorfiną. Wiele innych środków również będzie miało wpływ na działanie buprenorfiny. Tak więc, przyjmowanie benzodiazepin powinno być w zasadzie wykluczone. To samo dotyczy picia alkoholu, a jeśli abstynencja alkoholowa jest mało realna – to oczywiście obowiązuje zasada: im mniej tym lepiej (i bezpieczniej). Stosowanie innych opiatów w trakcie kuracji buprenorfiną jest pozbawione sensu i niebezpieczne. Jeśli dawka heroiny będzie zbyt mała – jej działanie będzie nieodczuwalne lub mało przyjemne. Jeśli mimo wszystko, ktoś będzie chciał odczuć jej działanie i zwiększy dawkę może dojść do przedawkowania i śmierci. Zażyta następnie dawka buprenorfiny spowoduje pojawienie się objawów abstynencyjnych. Gdy buprenorfina jest stosowana jednocześnie z innymi opiatami (szczególnie przy wyższych dawkach) dochodzi do antagonizmu tych środków. Jako, że buprenorfina ma większe powinowactwo do receptora μ niż np. morfina, to może ją wypierać z połączenia z receptorami, choć oczywiście aktywność buprenorfiny wewnątrz tych receptorów będzie mniejsza.

Dr Andrzej Kaciuba (lekarz psychiatra prowadzący program substytucyjny w Lublinie: O bupronorfinie dowiedziałem się jakieś dziesięć lat temu, a może nawet dawniej, we Francji. Nie mam zatem lęku przed stosowaniem tego środka, ponieważ znam jego działanie, na przykładzie tego, jak ten lek stosowano we Francji. Do tej pory to mi nie odpowiadało, z tego względu, że bupronorfinę podaje się w dawkach podzielonych – dwa, trzy razy dziennie. Natomiast tutaj mamy preparat, który podaje się raz dziennie, nawet raz na dwa dni lub bierze się trzydniową dawkę jednorazowo. Czyli jest małe ryzyko przedawkowania, nie ma też problemu z wydawaniem tego leku do domu - nie tak jak Metadon, którego musimy wydawać kolejne dawki, wprowadzając go tym samym na rynek nielegalny, bo każdy z narkomanów wcześniej czy później sprzedaje mniejsze bądź większe dawki. Natomiast tutaj podajemy dawkę raz na dwa dni, więc ograniczamy konieczność przychodzenia do nas do trzech dni w tygodniu, co pozwala tym ludziom na życie poza tym środowiskiem narkomańskim – bo cały czas do tego dążę, żeby wyrzucić naszych klientów z tego starego środowiska i pchnąć ich w normalne środowisko, między normalnych ludzi, gdzie nie ma narkotyków. I to mi właśnie bardzo odpowiada.
Przeciwwskazania do stosowania buprenorfiny? Żadne. Miałem pacjenta, który mi pasował do profilu buprenorfiny – raz, że chorował na cukrzycę, więc stosowanie „słodkiego” metadonu odpadało (metadon w Polsce zawiera domieszkę cukru – przyp.redakcji), a poza tym miał długie okresy abstynencji przynajmniej opiatowej, bo w międzyczasie wchodził w ciągi alkoholowe i amfetaminowe, tak zamiennie. Trzecia sprawa – są doniesienia w piśmiennictwie światowym o stosowaniu blokerów receptorów opiatowych w leczeniu uzależnień od alkoholu. Tak, że miałem w sumie kilka rzeczy: uzależnienie od alkoholu, cukrzyca i długie okresy abstynencji, gdzie człowiek był w miarę aktywny, a nie chciałem dawać pacjentowi tych, blokerów, które mają takie przymulające działanie.
Wielu „doktorów” chce to stosować. Z tymże ja cały czas jestem przeciwny temu, żeby środkami typu metadon, bupronorfina czy Suboxon właśnie mógł dysponować każdy lekarz, bo do tego jednak muszą być osoby odpowiednio przygotowane, które wiedzą, co robią. Musi być do tego powód. Poza tym, pamiętajmy, że przy leczeniu uzależnienia to nie chodzi o lek, bo uzależnienia nie da się wyleczyć za pomocą jakiejkolwiek tabletki, nie ma cudownego środka. Do tego potrzebne są różne inne oddziaływania.

NA BAJZLU

Buprenorfina, mimo że jest obecna na czarnym rynku i bywa nadużywana – w porównaniu z takimi środkami jak morfina czy heroina jest stosunkowo mało atrakcyjnym narkotykiem. Regułą jest to, że w krajach gdzie buprenorfina ma szerokie zastosowanie lecznicze – może ona w pewnym stopniu „wyciekać” na ulicę i być sprzedawana nielegalnie. Z drugiej strony relatywnie łatwy dostęp do terapii substytucyjnej skutecznie przeciwdziała obecności substytutu na bajzlu, bo tam trzeba słono za niego płacić. We Francji zaopatrują się w czarnorynkowy Subutex przeważnie ci, którzy nie posiadają ubezpieczenia zdrowotnego. Za zrealizowanie recepty w aptece muszą więcej płacić niż na ulicy. Z powodu „wycieków” buprenorfiny na bajzel – ograniczono tam do 7 dni okres, na jaki wypisywane są dawki leku. Tak więc uzależnieni powinni zgłaszać się do lekarza po recepty, co tydzień, a nie jak wcześniej – raz w miesiącu. Oprócz tego, z uwagi na to, że buprenorfina łatwo rozpuszcza się w wodzie – bywa używana dożylnie.

PRZEDAWKOWANIA

Dość rzadko odnotowywane są przypadki śmiertelnych przedawkowań buprenorfiny. Prawdopodobnie związane jest to z faktem, iż środek ten jest tolerowany w nawet bardzo wysokich dawkach (różnica pomiędzy dawką terapeutyczną i dawką śmiertelną jest dość pokaźna). Znaczenie ma tutaj także efekt pułapowy. Wynosi on 8 – 10 mg na dobę i oznacza, że po przekroczeniu tych dawek, działanie środka nie przyniesie zwiększenia oczekiwanego efektu. Nie ma to większego znaczenia przy leczeniu bólu, ponieważ ta dawka i tak wielokrotnie przekracza te, które w tym celu są stosowane. Bardziej wymowne jest to wtedy, gdy ktoś zechce – zwiększając dawkę buprenorfiny – bardziej odurzyć się tym środkiem. Po osiągnięciu dawki pułapowej nie będzie po prostu czuł zwiększenia efektu działania środka. Będąc jedynie częściowym agonistą charakteryzuje się lepszym profilem bezpieczeństwa: w przypadku przedawkowania środek nie powoduje zaburzeń oddychania. Oczywiście niebezpieczeństwo śmiertelnego zatrucia wzrasta, gdy buprenorfina jest zażywana wraz z innymi środkami depresyjnie działającymi na układ nerwowy takimi, jak alkohol czy środki uspokajające i nasenne.

POCZĄTKI STOSOWANIA BUNONDOLU W LECZENIU UZALEŻNIONYCH

Jako pierwsi leczenie uzależnionych z wykorzystaniem niskich dawek buprenorfiny w postaci Bunondolu rozpoczęli w Krakowie dr Aleksandra Kamenczak i dr Chrostek Maj w 2001 roku w Klinice Toksykologii CM UJ w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Rydygiera.
Bunondol to nazwa leku zawierającego buprenorfinę w niskich stężeniach – 0,2 i 0,4 mg (dostępny także w formie ampułek do wstrzyknięć). Środek stosowany najczęściej przy leczeniu przewlekłego bólu, szczególnie przy chorobach układu nerwowego, np. rwa kulszowa. I choć przy leczeniu uzależnionych dawki powinny być wielokrotnie wyższe (od 20 do 40 razy niż w przypadku zastosowania przeciwbólowego), to jednak w przypadku osób, u których nie wytworzyła się duża tolerancja na opiaty zaczęto stosować niskie dawki.

Leczenie niskimi dawkami buprenorfiny nazwano „przedłużoną detoksykacją”, ale w praktyce było ono bardziej zbliżone do leczenia substytucyjnego. Uzależnieni od opioidów, którzy trafiali na tamtejszy oddział detoksykacyjny kontynuowali leczenie w warunkach poza szpitalnych w oparciu wypisywane im co 2-3 tygodnie recepty na Bunondol. Początkowa dawka leku była ustalana podczas hospitalizacji. Potem, czasami ulegała ona modyfikacji, a okres długość okresu leczenia nie był z góry ustalona, co dawało pacjentom podobny komfort psychiczny, jak w przypadku udziału w programie substytucyjnym. Z tą różnicą, że zakupu leku dokonywali w aptece i nie musieli codziennie zjawiać się w klinice, aby go otrzymać. Miało to znaczenie szczególnie dla osób pracujących i mieszkających poza Krakowem. A trzeba wiedzieć, że niektórzy z nich dojeżdżali z miejscowości oddalonych nawet o 500 km. Te pierwsze doświadczenia zostały opisane w książce „Szczypta naszej nadziei”.

LECZENIE NISKIMI DAWKAMI BUPRENORFINY W PORADNI MONAR W KRAKOWIE

W tym czasie Poradnia MONAR w Krakowie zapewniała opiekę psychologiczną nad pacjentami korzystającymi z leczenia w WSS im. Rydygiera prowadzonymi przez doktora Chrostka-Maja i dr Kamenczak. Buprenorfina była sporadycznie ordynowana przez zatrudnionego w Poradni lekarza. Jednak w roku 2009 opracowaliśmy zasad prowadzenia leczenia farmakologicznego niskimi dawkami buprenorfiny już w strukturze Poradni MONAR.

CELE LECZENIA

Prowadzone przez Poradnię MONAR w Krakowie leczenie niskimi dawkami buprenorfiny jest adresowane do tych uzależnionych od opioidów, których dotychczasowe wysiłki okazały się nieskuteczne, również te związane z leczeniem substytucyjnym metadonem. Ogólnym celem tego leczenia jest zaprzestanie używania nielegalnych narkotyków i stabilizacja ich życia. Nie wykluczamy również, w dalszej perspektywie, uzyskania przez pacjentów zupełnej abstynencji. Inne cele to podejmowanie przez pacjentów i poprawne pełnienie ról społecznych. W wielu przypadkach chodzi o to, aby nie wypadali oni z ról, które przed przystąpieniem do leczenia pełnili, ponieważ duża część zgłaszających się do leczenia już pracuje i uczy się. Ważnym celem leczenia jest także normalizacja relacji w rodzinie pacjenta. Udział w leczeniu ma też być elementem ograniczania szkód zdrowotnych (zakażeń HIV i innych przenoszonych przez krew), jak również zapobiegania dalszej kryminalizacji pacjentów.
Te wszystkie założenia są realizowane w oparciu o doświadczony zespół specjalistów pracujących w poradni z uzależnionymi od wielu lat. Kluczową rolę w zespole odgrywa lekarz psychiatra oraz specjaliści i instruktorzy terapii uzależnień (psycholodzy i pedagodzy), a także współpracujący z zespołem prawnik (edukacja i porady prawne), pracownik socjalny (delegowany z MOPS).
Nie bez znaczenia, jak się okazuje jest to, że w Poradni działają programy redukcji szkód (DROP-IN i program wymiany strzykawek), istnieje możliwość pracy z członkami rodzin (program terapeutyczno-edukacyjny dla rodzin), a nawet to, że placówka położona w centrum miasta z dogodnym dojazdem (dla pacjentów spoza Krakowa).

PRZYJĘCIA DO LECZENIA

Jedynym z góry wykluczającym z tego leczenia kryterium jest brak uzależnienia od opioidów. Wśród tych, u których stwierdzono uzależnienie od opioidów, o zastosowaniu leku decyduje lekarz psychiatra we współpracy z terapeutą. Pozostałe wskaźniki traktowane są pomocniczo i indywidualnie. Istotnym kryterium, jak się okazało musiała być też sytuacja socjalna pacjenta, a to z uwagi na konieczność opłacenia zakupu leku. Jako, że buprenorfina jest o wiele bezpieczniejszym środkiem niż meta don, nie mamy tu do czynienia z tak dużą listą przeciwskazań w stosowaniu leku oraz sytuacji zdrowotnych pacjenta, gdzie wymagana byłaby szczególna ostrożność.
Na samym początku leczenia pacjenci otrzymują informacje dotyczące leku, możliwych niepożądanych skutków jego działania, interakcji z inni środkami i używkami, a także instruowani są także o konieczności i sposobach bezpiecznego przechowywania leku.
Podczas farmakoterapii jest jednocześnie prowadzona praca motywacyjna do podjęcia leczenia abstynencyjnego. Nie wiąże się ona jednak z wywieraniem nacisku na pacjenta, a w żadnym wypadku z określaniem okresu leczenia

LECZENIE I JEGO OKOLICZNOŚCI

W przypadku braku jakichkolwiek efektów leczenia, możliwe jest jego zaprzestanie. Dzieje się to jednak przy udziale pacjenta. Nie chcemy decydować o tym „za plecami” pacjenta i ewentualna zmiana metody leczniczej odbywa się przy pełnym udziale pacjenta. Jeśli obserwacje prowadzą do wniosku, że leczenie nie jest w żadnym stopniu skuteczne – rozpoczynają się negocjacje w sprawie podjęcia innych działań (np. detoksykacja) lub zmiany formy leczenia (np. leczenie substytucyjne lub wyjazd do ośrodka). Nie jest prowadzona kontrola abstynencji za pomocą testowania na obecność narkotyków.
Nasze doświadczenia wskazują, że takie podejście sprzyja większej otwartości ze strony pacjentów, którzy nie mają problemu, aby mówić o „wpadkach” z narkotykami. Takie zdarzenia traktowane są przez nas, jako objawy choroby, a jedynymi ich konsekwencjami są rozmowy na ten temat, analizowanie przyczyn i poszukiwanie rozwiązań problemu.

Uproszczony schemat udziału w terapii wygląda następująco:

1. kontakt pacjenta z poradnią,
2. diagnoza specjalisty terapii uzależnień,
3. diagnoza lekarza psychiatry,
4. podjęcie decyzji o udziale w leczeniu (pacjent – terapeuta – lekarz),
5. detoksykacja (opcjonalnie),
6. wizyty u lekarza związane głównie z nadzorem przyjmowania leków (2 razy w miesiącu),
7. udział w grupie terapeutycznej lub/i w indywidualnych sesjach psychoterapeutycznych (2-4 razy w miesiącu, w zależności od potrzeb i długości leczenia),
8. rozwiązywanie innych problemów w oparciu o porady pracownika socjalnego lub prawnika.

Decydując się na udział w leczeniu pacjent podpisuje kontrakt. Kontrakt jest indywidualny – nie stosujemy ogólnego formularza, jest to raczej plan leczenia, który – co oczywiste – ulega modyfikacjom. Stosujemy podejście podążające i różne cele terapii – od podtrzymującej do nastawionej na uzyskanie abstynencji. Czas leczenia nie jest z góry planowany, jak również nie jest niczym ograniczany, choć, jak wspominałem, część oddziaływań psychologicznych jest poświęcona perspektywie uzyskania przez pacjentów pełnej abstynencji.

SKUTECZNOŚĆ

Pod koniec 2011 roku dokonaliśmy analizy danych demograficzno-społecznych pacjentów leczonych przy wsparciu farmakologicznym Bunondolem w tutejszej poradni. W ciągu prawie 3 lat prowadzenia leczenia przy wykorzystaniu wsparcia farmakologicznego w postaci Bunondolu (od stycznia 2009) objęte nim zostało 66 osób.
Leczeni w ten sposób stanowili grupę zdecydowanie starszą wiekiem niż w leczeni w innych programach terapeutycznych prowadzonych przez naszą placówkę. Najmłodszy pacjent miał lat 22, najstarszy (kobieta uzależniona od kompotu) – 79. Jeśli chodzi o płeć to mimo, że mieliśmy przewagę mężczyzn, to nie była ona tak wyraźna jak w innych programach leczniczych.
Jeśli chodzi o używanie opioidów przed rozpoczęciem leczenia, to 44 osoby stosowały je w iniekcjach. Jednak wielu z nich nadużywało jednocześnie innych substancji, 20 osób zgłosiło problem nadużywania alkoholu.
Prawie połowa zakwalifikowanych do leczenia (29) była leczona wcześniej w ośrodkach rehabilitacyjnych, a w przypadku 12 osób była to więcej niż jedna próba. Prawie tyle samo osób (26) było leczonych wcześniej metadonem. Leczenie w oddziałach detoksykacji miała za sobą niemalże cała grupa pacjentów.
Jeśli chodzi o długość leczenia Bunondolem (co stanowi ważny wskaźnik skuteczności terapii) największą grupę stanowiły, niestety, osoby leczone nie dłużej niż 3 miesiące.
Spośród leczonych 35 osób miało konflikt z prawem – w trakcie leczenia 4 spośród pacjentów miało nowe konflikty z prawem (wszyscy do w okresie pierwszych 6 m-cy leczenia).
W trakcie leczenia nie został odnotowany żaden nowy przypadek infekcji HIV. Tak czy owak, część z osób leczonych do 3 miesiąca nie miała wiarygodnej wiedzy na temat statusu serologicznego.

Powyżej roku w leczeniu uczestniczyły 24 osoby. W tej grupie:

• aż 9 osób pracowało zawodowo, 10 otrzymywało rentę/pomoc socjalną (1 osoba emeryturę),
• 9 miało orzeczenie o stopniu niepełnosprawności,
• 19 osób oceniało swoje relacje z rodziną, jako poprawne,
• 15 osób mieszkało z rodziną (lub przy rodzinie).
• 9 mieszkało samodzielnie.
• żadna z osób nie była bezdomna faktycznie.
• 1 osoba brała udział w terapii ARV, pozostałe 2 zakażone HIV nie klasyfikowały się do leczenia ARV.
• były to osoby w wieku od 32 do 61 lat.
• udział kobiet w tej grupie wynosił 46% (dla porównania w całej wynosił 37%).


Przypadek Piotra, pacjenta leczonego w Poradni MONAR w Krakowie niskimi dawkami buprenorfiny:

Piotr, lat 39, jest uzależniony od heroiny w formie kompotu. Przyjmował go w iniekcjach przez 15 lat. W tym czasie kilkakrotne podejmował próby leczenia w kierunku abstynencji – nieskutecznie. W 2009 roku zgłosił się do Poradni MONAR w Krakowie będąc pacjentem programu substytucyjnego, w którym przez 2 lata był leczony metadonem. Przez większość tego czasu otrzymywał 40 ml metadonu, w ostatnich kilku miesiącach leczenia– 5 ml.
Wśród powodów, dla których wcześniej zrezygnował z leczenia metadonem Piotr wymienia: zbyt częste wizyty związane z przyjmowaniem leku (musiał zgłaszać się po niego, co najmniej go raz w tygodniu, czasem częściej).

• poczucie coraz silniejszych związków z pacjentami, substytucyjnymi, którzy działali na niego destrukcyjnie („z czasem stali się moim jedynym towarzystwem – tak, jak oni zacząłem kraść, dobierać narkotyki”.
• znaczne obniżenie libido.
• bezpośrednim powodem odejścia Piotra z programu było zabranie zaliczek z powodu jednorazowego wykrycia amfetaminy w jego organizmie.
„Przejście” Piotra z jednego leku na drugi odbyło się płynnie – na początku otrzymywał 1,2 mg buprenorfiny/dziennie, a z czasem ograniczył się do jednej tabletki 0,4 mg. Piotr stwierdził, że ta początkowa dawka buprenorfiny 1,2 mg zablokowała zupełnie jego głód i nie czuł żadnego dyskomfortu przy zmianie leku. O ograniczeniu dawki Bunondolu zdecydowała na początku cena zakupu leku (nie miał stałej pracy i dochodów), potem zmiana środowiska i nastawienia Piotra do stosowania silnych leków – to wpłynęło na ograniczenie jego potrzeb w tym zakresie.

Wśród zalet kuracji Bunondolem Piotr wymieniał:

• możliwość dzielenia dawki dziennej,
• większą jasność umysłu (niż w przypadku metadonu),
• rzadsze kontakty ze środowiskiem,
• większe poczucie pewności siebie i niezależności, także odpowiedzialności za siebie,
• brak poczucia bycia gorszym pacjentem (wcześniej w szpitalu, gdzie otrzymywał metadon miał wrażenie, że należy do tych gorszych pacjentów),
• brak upokarzających metod kontroli moczu.
Wady, jakie dostrzegał to:
• nadal takie leczenie to „kula u nogi”,
• nadal ma problemy z obniżonym libido,
• problemy finansowe utrudniające czasami zakup leku.
• lek jest zdecydowanie słabszy niż metadon i „trudniej oprzeć się pokusie sięgnięcia czasem po heroinę

Po ponad 2 latach przyjmowania Bunondolu, przed kilkoma miesiącami zakończył leczenie. Utrzymuje abstynencję, pracuje.


WNIOSKI DOTYCZĄCE PROWADZENIA FARMAKOTERAPII PRZY UŻYCIU NISKICH DAWEK BUPRENORFINY

Do leczenia z wykorzystaniem niskich dawek buprenorfiny częściej zgłaszają się osoby dorosłe i osoby starsze. Utrzymują się oni także dłużej w leczeniu. Najdłużej w leczeniu pozostają osoby powyżej 30 roku życia. Wśród zgłaszających jest większy odsetek kobiet niż w innych prowadzonych przez nas programach; mało tego – odsetek ten wzrasta wraz z okresem leczenia. Zainteresowanie tym leczeniem oceniamy jako umiarkowane, choć w niektórych okresach bywa wyższe.

Leczenie z wykorzystaniem Bunondolu z całą pewnością jest poważną opcją dla miejscowości, gdzie nie istnieje leczenie substytucyjne. Może być ono realizowane w każdej poradni leczenia uzależnień (w każdej takiej placówce pracuje lekarz i terapeuta – wymogi NFZ). Wydaje się, że leczenie, kiedy lek podtrzymujący wydawany jest na receptę wymaga od pacjentów innego rodzaju wysiłku niż mechaniczne zgłaszanie się po lek w programie substytucyjnym. Prawdopodobnie takie leczenie wymaga od pacjentów także więcej odpowiedzialności i planowania, np. w zakresie środków finansowych na zakup leku.

Wśród trudności wymienić można ograniczenia dotyczące liczby pacjentów. Przy zbyt wielu pacjentach prowadzonych w ramach małej placówki – szczególnie w dniach dyżurów lekarskich – atmosfera jest jak żywcem wyjęta z programów substytucyjnych. Czasem dochodzi do handlu lekiem. Bunondol mimo względnie niskiej wartości czarnorynkowej czasem znajduje niepożądanych nabywców.

Podobnie jak w przypadku leczenia metadonem, dają o sobie znać problemy z nadużywaniem innych substancji. Lek nie blokuje potrzeby sięgania po inne środki.
Jednak chyba największym utrudnieniem są koszty ponoszone przez pacjentów na zakup leku. Sprawiają one, że wielu z nich utrzymuje się na zbyt niskich dawkach, co może być ryzykowne. Zdecydowanie skuteczność leczenia

PODSUMOWANIE

Nie ulega wątpliwości, że z pewnego punktu widzenia buprenorfina nie jest tam atrakcyjnym substytutem jak metadon. Dlaczego jednak niektórzy uzależnieni preferują przyjmowanie buprenorfiny? Otóż, jak wynika z głosów osób, które były leczone zarówno jednym jak i drugim substytutem – zaletą działania buprenorfiny jest „jasność myślenia” (która ich zdaniem w przypadku metadonu jest osłabiona). Inni podkreślają walor tego, że detoksykacja i „zejście” z buprenorfiny jest nieporównywalnie mniej dramatyczne i łatwiejsze. Skuteczność buprenorfiny bywa porównywana ze skutecznością metadonu, szczególnie, gdy leczenie farmakologiczne jest połączone z intensywną terapią psychologiczną.

Buprenorfina ma coraz większe znaczenie w farmakologicznej kuracji osób uzależnionych od opiatów. Leczenie substytucyjne tabletkami zawierającymi wysokie dawki buprenorfiny jest prowadzone obecnie już w ponad 44 krajach na świecie. W wielu z nich opiera się ono o wizyty pacjenta u lekarza, a preparat bądź wypisywany jest na receptę, bądź wydawany do domu. Ryzyko z tym związane to używanie środka iniekcyjnie i „wyciekanie” buprenorfiny na czarny rynek. W sukurs przychodzi tutaj kombinacja buprenorfiny z naloksonem, jako środek o mało przydatny do wstrzyknięć, a tym samym pozbawiony w dużej mierze wartości czarnorynkowej.

LECZENIE BUPRENORFINĄ – BADANIA W SZWECJI

Markus Heilig i jego współpracownicy z Karolinska Insitutet w Sztokholmie badali skuteczność podawania buprenorfiny w połączeniu z intensywną terapią psychologiczną w celu zwalczenia uzależnienia. W testach wzięło udział 40 dorosłych osób, które w ciągu ostatniego roku były uzależnione od różnych środków narkotycznych zawierających pochodne opium, ale nie spełniały warunków wymaganych przy leczeniu typowym środkiem wspomagającym – metadonem.
Losowo podzielono pacjentów na dwie grupy i w pierwszej podawano wyłącznie buprenorfinę, a w drugiej buprenorfinę tylko przez 6 dni, a po niej placebo. Dodatkowo wszyscy uczestnicy terapii, w celu zapobieżenia nawrotowi uzależnienia, odbywali raz w tygodniu indywidualną sesję z psychologiem. Regularnie pobierano im próbki moczu do analizy w celu wykrycia ewentualnego zażywania narkotyków, co było w czasie terapii zabronione.
Rezultaty badań były uderzające: trzy czwarte osób zażywających buprenorfinę pozostało w tym programie leczenia. Analiza moczu wykazała w 75 proc. brak środków narkotycznych w organizmie. Natomiast nie udało się wytrwać bez narkotyków żadnej osobie, która otrzymywała placebo.
Osoby biorące buprenorfinę rzadziej niż przyjmujące placebo wchodziły w konflikt z prawem. Wynik ten sugeruje, że buprenorfina może być skutecznym środkiem w leczeniu uzależnienia od heroiny. (PAP)


Piotr Jabłoński, Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii: Uważam, że o dostępności do terapii buprenorfiną winny decydować potrzeby pacjenta i interes zdrowia publicznego. Wychodząc z powyższych przesłanek jestem w pełni przekonany, że terapia substytucyjna przy użyciu buprenorfiny powinna być dostępna dla osób jej potrzebujących i że może ona istotnie wpływać na poprawę stanu zdrowia i funkcjonowania społecznego osób uzależnionych. Choć Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii nie jest instytucją bezpośrednio zaangażowaną w organizację i finansowanie świadczeń zdrowotnych, to jednakże jest zainteresowane rozwojem form terapii korzystnych dla poprawy zdrowia osób uzależnionych i chętnie udzieli wsparcia instytucjom, które potencjalnie mogą wprowadzić tę formę substytucji. Z punktu widzenia ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii nie istnieją, w mojej opinii, żadne istotne bariery do rozwoju tej formy leczenia, poza koniecznością uzyskania formalnej zgody na prowadzenie programu, tak jak to ma miejsce w przypadku terapii metadonowych.


Artykuł napisany na podstawie:

Rocznego sprawozdania EMCDDA: 2005
Helge Waal (Uniwersytet w Oslo): „Redukcja ryzyka, jako element całościowego i multidyscyplinarnego podejścia do problemu narkomanii” (Narkomania, serwis informacyjny nr 1-15-2001)
Jerzy Vetulani (Instytut Farmakologii Polskiej Akademii Nauk w Krakowie): „Uzależnienia lekowe: mechanizmy neurobiologiczne i podstawy farmakoterapii”
oraz informacji z portalu medycznego Eskulap.pl
Alho H.et al., Abuse liability of buprenorphine-naloxone tablets in untreated IV drug users w Drug and Alcohol Dependence (2006),
Carrieri M.P., et al, Buprenorphine use: the international experience w Clinical Infectius Diseases (2006),
Fatseas M, Auriacombe M., Why buprenorphine is so successful in treating opiate addiction in France w Current Psychiatry Reports (2007),
Rapeli P., at al, Methadone vs. buprenorphine/naloxone during early opioid substitution substitution treatment: a naturalistic comparition of cognitive performance relative to healthy controls w BMC Clinical Pharmacology (2007),
Clinical Guidelines for the Use of Buprenorphine in the Treatment of Opioid Addiction, U.S. DEPARTMENT OF HEALTH AND HUMAN SERVICES, Substance Abuse and Mental Health Services Administration, Center for Substance Abuse Services, http://www.samhsa.gov
Europejskie publiczne sprawozdanie oceniające (EPAR) Suboxone, European Medicines Agency, http://www.emea.europa.eu
Uwaga! Użytkownik jan potocki jest zbanowany na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
ODPOWIEDZ
Posty: 2069 • Strona 139 z 207
Artykuły
Newsy
[img]
Mocny początek 2025 roku dla europejskiego rynku konopnego. Niemcy, Polska i UK na fali wzrostu

Początek 2025 roku przyniósł solidne otwarcie dla europejskiego rynku konopnego. Mimo trudności z poprzednich lat i sporych wyzwań regulacyjnych, wiodące firmy w sektorze notują rekordowe wyniki sprzedaży, a zainteresowanie rynkiem rośnie z każdym miesiącem.

[img]
Wpływ świadomości lekarzy na doświadczenia pacjentów z terapią medyczną marihuaną

W ostatnich latach temat medycznej marihuany zyskał na ważności zarówno w kręgach medycznych, jak i wśród pacjentów. W miarę legalizacji oraz wzrastającej dostępności preparatów konopnych dla pacjentów, pojawia się potrzeba przeanalizowania, jak zrozumienie i wsparcie lekarzy wpływa na skuteczność terapii. W badaniach przedstawianych przez Clobesa i współpracowników z California State University, zbadano, jak współpraca z lekarzami i informowanie o stosowaniu medycznej marihuany przez pacjentów wpływa na wyniki terapii.

[img]
Zaskakujące słowa Tomasza Lisa. "Odrobina amfy by Rafałowi nie zaszkodziła"

Zaskakujące słowa Tomasza Lisa! W swoim internetowym programie, w którym dyskutował na temat kampanii wyborczej, nagle stwierdził, że "odrobina amfy [amfetaminy - dop. red.]" Rafałowi Trzaskowskiemu by "nie zaszkodziła".