10. Wojny senne
Z powrotem na zachód wybrali drogę północną, przez Ohio, Indianę,
Illinois, Wisconsin, Minnesotę, Dakotę Południową...
Dakota Południowa! 382 kilometry w Dakocie Południowej...
...po pierwsze, chłodniej przynajmniej... W rzeczy samej droga
powrotna była jak psychiczny cadiiiac, wyśmienita, rajcowna maszynka
i wkrótce okazało się, że wszyscy odlatują na grupowej świadomości. ,
Teraz mogli zapomnieć o wszystkich niepowodzeniach i po prostu jechać
sobie Daaalej! w autobusie. Zonker, na przykład, zamierzał zostać w
Nowym Jorku, ale wracał z nimi. Nie mógł się odłączyć od grupowej
świadomości na starcie, od Niewypowiedzianej Sprawy, różności w
jedności... Zabrał ze sobą prześliczną, blond, telepatyczną koleżankę
Kathy, która od razu poczuła wychylony, senny na jawie, płynny w
śmietance rytm autobusu i od razu brawurowo, zaraźliwie i
ułtra-infra-seksownie została jedną z nich: najbardziej falującym
Prankstersem w ich szeregach. Prankstersi nazwali ją Sensuous X,
Zmysłową X, promienną koleżanką rezolutnie zmierzającą... Daaaalej...
Kesey oparł oko na Zmysłowym horyzoncie - spodobało mu się! W
autobusie. Następnie zostaje Zon-kerową Zmysłową X - stracił ją! W
autobusie. Na początku się wściekłj uznał, że to... przewal! Ale
potem, dzięki sentymentowi dla prankster- t skich eksperymentów,
zrozumiał, że nie ma powodu do pretensji. Nie ma miejsca na złości,
kiedy wszystko dzieje się otwarcie, w autobusie.
Zostało już bardzo mało LSD, więc jechali głównie speedem i
trawką, szybowali przez Północne Krainy na Speedzie. Jeśli chodzi o
San-dy\'ego - w Millbrook pewien Główny Guru zabrał Sandy\'ego i Jane
na bok i wyznał: Dobrze by było, gdybyście Millbrook trip odbyli
sami... to znaczy, zapewne, bez tych waszych niesfornych kompanów,
czyli poza autobusem, i Sandy znowu się... Zerwał, wrócił do
Millbrook, z Jane, i Główny Guru potraktował go DMT, 30-minutowym
tripem jak na LSD, ale z niepohamowaną, krasno-szaloną intensywnością
- Cząstki! Sandy ma obłąkane poczucie, że świat rozpadł mu się pod
powiekami na skorupki witrażu. Wszystko jedno, otworzy oczy czy
zamknie, świat buchał elektrycznymi drzazgami, a Główny Guru
powiadał: - Chciałbym przeniknąć do twojej duszy metafizycznej. Ale
Sandy\'emu - paranoja! - wydał się malowanym lolem napalonym na
Sandy\'ego odbytową płyciznę, zawziętym miłośnikiem chłopców, a tu
świat wybuchał i nie było lekarstwa na to rakietowanie, rakietowanie,
rakietowanie, rakietowanie... Wrócili do Nowego Jorku i Jane zwolniła
się z autobusu, została, ale Sandy czuł, że musi dojechać w autobusie
do końca, z resztą Prankstersów, na zachód, rakietowanie,
rakietowanie, rakietowanie Daalej... I teraz na Środkowym Zachodzie
było tak, jakby ten trip DMT w Millbrook był ostatnim członem rakiety
i cała jego psyche była teraz nastawiona na prędkość i ruch, więc
koniecznie trzeba dalej pruć przez Północne Krainy. Pewne wibracje w
autobusie pomieszały mu trochę w mózgu i naraz powróciła sensacja z
rakietującego tripu DMT, więc koniecznie trzeba było przyśpieszyć i
zasuwać. Ta słodka, pszenicą i mlekiem płynąca Ameryka żegluje na
przepięknej, wiejskiej, pofalowanej zieleni, Sandy ogląda jej pogodne
piękno... a potem zdarzyło mu się spojrzeć w wielkie, wsteczne
lusterko na zewnątrz autobusu i pola stają - w płomieniach :::::
falują i warzą się w sterczące, odrażające, oranżowe płomienie :::::
Więc odwraca głowę i patrzy do tyłu tak daleko, jak się da i jeszcze
trochę, po horyzont, a tam nic, tylko płaskie, słodkie i zielone
znowu pogodnie żegluje mimo. Patrzy w lusterko - i płomienie znowu
strzelają, szybowanie; kukurydza i lespedeza brązowieją jak palony
kolorowy film, kiedy projektor nagrzeje się zanadto i staje w
płomieniach; kukurydza, pszenica, lespedeza brązowieją w parzącą
falę, śmiertelny łukdupek, krwawą brzeczkę, dziki irys, modry
sztandar, tłuste drewno, trującą mamkę, monastyczną mandragorę,
księ-życowe ziarno, ziele passo, ziele tutu, chaotyczną musztardę,
wilczo-mleczopokrzywę, kojoci tytoń, oko kraba wybucha płomieniem -
morze płomieni- lustrzane odbicie morza płomieni, Narcyz, Księżyc,
bliźniaki, teza i antyteza, niemoc życia, tak jakby na zawołanie
musiał znosić wizualne objawienie paleopsychicznej tajemnicy - więc
Sandy odrywa wzrok i zmusza się, aby nie patrzeć w stronę wstecznego
lusterka i znowu jest tylko słońce i zielony brzuch Ameryki żegluje
mimo...
...pogodnie. Pewne rzeczy działały gładziutko na wszystkich
poziomach. Na przykład to, że lepiej umieli prowadzić autobus, nawet
jeśli Cassady musiał wrócić przed czasem samochodem z Hasslerem,
który miał się zameldować w Fort Ord. Prankstersi zmieniali się za
kierownicą. Zdobywanie jedzenia, pozbywanie się uryny, kręcenie
filmu, nagrywanie taśm - radzili sobie jak drużyna. Kiedy tylko
rozwiązano kilka drobnych problemów osobistych - otwarcie - autobus
przekroczył Missisipi i byli już kawał drogi na zachód - wtedy
wszystko zlało się w Świadomość Grupową i zrobiło się bardzo
psychicznie...
Intersubiektywność!
...Sandy we własnej osobie posuwa autobusem przez srogą ruską
Południową Dakotę, gdzie chłodne cienie omiatają zielone i złote
łąki. Nie ma już morza płomieni, tylko morze zielone i złote,
pogodne, wypływające ze strumienia samych Północnych Krain - a sen
nic nie znaczy, bo nie ma czasu, tylko Teraz, idealne doświadczenie
doskonałego momentum doskonale odmierzanego stopą na pedale gazu -
382 kilometry, które przejechał, według licznika. Potem idzie na tył
autobusu, gdzie na suficie przylepiona jest mapa Stanów i - uwaga! -
na mapie jest czerwona kreska, aż wyskakuje, i to są dokładnie te
same 382 kilometry, które przejechał, połyskują na suficie autobusu.
Rozgląda się, zaczyna pytać, bardzo podekscytowany - i Zmysłowa X
mówi, że to ona zrobiła tę kreskę...
- Dlaczego!
Zmysłowa nie wie. Tu nie ma żadnego dlaczego. Po prostu miała
kredkę i zrobiła kreskę...
...ale niczego nie trzeba wyjaśniać. Telepatyczna Kathy! To tylko
jedna kreska, jeden prąd płynący przez cały autobus. Grupowa
Świadomość i Kosmiczne Sterowanie, w autobusie...
A potem autobus skręcił do Kanady, do Calgary, na calgaryjskie
rodeo. Nienasycony Hagen z Chatki Kopulatki zasadził się podczas
rodeo na jakąś laskę na chodzie i wrócił do autobusu ze śliczną
dziewczynką o ustach tak lubieżnych, jak haust oranżady, w wieku co
prawda delikat-nym, ale nie bój się, pójdzie na całość, więc jest już
w autobusie, ochrzczona Anonymous, Anonimowa, rozebrana po sam stanik
i majtki, bo tak woli. Kanadyjscy Królewscy Konni dostali meldunek o
zbiegłej, czy porwanej, dziewczynce z Rodeo, więc blokują drogi i
zatrzymują autobus...
- Dlaczego nie, prosimy do środka, panowie, rozejrzyjcie się...
...a Hagen miele ich kamerą...
...a Szef Konny odczytuje obszerny rysopis, metr sześćdziesiąt
dwa, włosy ciemne, itd. i porównuje z widokiem Zmysłowej X, Gretch i
Anonimowej w oknach...
...Anonimowa czyta rysopis ponad ramieniem Konnego, wychylona
przez okno i śmieje się radośnie z tej śmiesznej dziewczyny - sama ma
już całą buzię pomalowaną w pranksterskie desenie, jak również połowę
oranżadowego ciałka, więc niezupełnie przypomina tego ładniutkiego,
bezradnego podrzutka, jakiego Babcia opisała Konnym, więc Konni
machają, żeby sobie jechali, i wypatrują następnych.
Następnie do Boise w Idaho i wszędzie Kesey i Babbs na dachu
autobusu, z fletami, bezlitośnie trylują amerykański naród, który
tłoczy się wokół autobusu i nawet się w tym powoli wyrabia. To tu, to
tam grymas na twarzy, gdy jakaś przestraszona muszla z populacji
ujarzmionej trzeszczącymi, czarnymi, błyszczącymi butami orientuje
się, na sto procent, że to właśnie jego wybrali - oni grają moją
piosenkę, rozpaczliwą ścieżkę dźwiękową z mojego filmu - a Kesey i
Babbs zbierają punkt za punktem, jak legendarni łucznicy Zeń, bo już
nie grają do ludzi, ale w nich, w środku. Grają w ich środku, o
bezlitosny nurcie. I wiele się w tym nurcie wyjaśnia. Są ponad masą,
spoglądają w dół z Daalszych wyżyn autobusu i miliard oczu Ameryki
miota na nich błyski jak elektyczne jądra, a jednak rajcuje ich ta
szerokoekranowa Ameryka i płyną z jej nurtem w łopocie amerykańskich
flag na autobusie i pobierają energię, jak ze słonecznego upału, z
jej mechanicznego konia i jej neonu i nie ma granic ten Amerykański
Trip. Bingo! - o to chodzi! - kłopot z Learym i jego grupą polega na
tym, że skręcili do tyłu. Ależ oczywiście! Skręcili do tyłu w
starożytny, nowojorski intelektualizm, dali nurka z powrotem w
romantyczną przeszłość, odpadli od Amerykańskiego Tripu. Nowojorscy
intelektualiści zawsze szukali... innego kraju, ojczyzny umysłu,
gdzie jest lepiej i bardziej filozoficznie, czyściej, nie ma
gadżetów, jest prościej i rodowodowo: Francja czy Anglia zazwyczaj -
och, ta sztuka życia we Francji, chło-pcy. Learyici robili to samo,
tyle że u nich to... Indie... Wschód... z wszystkimi tracącymi
stęchlizną dyrdymałami z Gautamy Buddy czy z Rigwedy, a Leary apeluje
o uprawianie trawy-niewidy na ulicach Nowego Jorku i rozporządzaj że
każdy powinien mieć takie miejsce zamieszkania o prostym i czystym
wnętrzu, gdzie wszyscy trwają w kucki wśród słomianych mat i zasłon w
paislejowski rzucik, a sam Gauta-ma Budda z roku 485 przed Chrystusem
mógłby wpaść i od razu poczuć się jak w domu. Przede wszystkim bądź
cicho, na miły Bóg, nie hałasuj, szepcz, jęcz, mamrocz, medytuj i, na
litość boską, żadnych gadżetów - żadnych taśm, wideo kaset,
telewizji, filmów, elektrycznych gitar basowych Hagstroma, kamer
pogłosowych, amerykańskich flag, żadnych neonów, buicków electr,
szalonych stacji benzynowych o twarzach z księżycowego kamienia i
żadnych nawiedzonych autobusów, na Boga, szybujących, bieg-luz-bieg
bieg-luz-bieg, ku najdalszemu Zachodniemu skrajowi...
W Boise przebili się przez pogrzeb czy wesele, czy coś takiego,
tylu wystrojonych ludzi w słońcu, gamoniowato wpatrzonych w
Prankstersów zgromadzonych przy jakiejś fontannie i wygłupiających
się w słonecznych plamach, a jakiś chłopak - zatrylowali jego
piosenkę, spodobała mu się - biegnie do autobusu, a oni wgramolili
się i odjeżdżają, tuż przed nim, biegnie za autobusem, a Kesey
zwalnia, a potem ucieka tuż przed nim, jakieś sześć czy osiem
przecznic, a potem na dobre dodają gazu, ale jeszcze go widzą, jak
rozpływa się w tle, nóżki wciąż biegną, jak zapowiedź...
...alegoria życia!...
...tych mas, które wkrótce... same... zechcą dostać się do
autobusu...
Z powrotem u Keseya w La Hondzie,
Po uszy w mrocznym, neonowym pyle
Bardziej zestrojeni
Niż kiedykolwiek przedtem
Po uszy w Niewypowiedzianej Sprawie
Prankstersi, teraz ustawieni rzędem
Wzdłuż granicy stromej:
Przed autobusem i
Po autobusie,
W autobusie czy
Poza autobusem,
Stromy dyluwialny podział:
Czy byłeś na tej Epokowej Przejażdżce
W jedną stronę bilet do nirwany chwilek
Tej eks-sekwojowa cathedra Niewypowiedzianej Sprawy
Najspokojniejsze podłączenie,
Błogie bachanalia
Dla wszystkich...
...z wyjątkiem Sandy\'ego. Dla Sandy\'ego autobus się zatrzymał, a
on nie. Tak, jakby autobus walnął w mur, a on wyleciał przez okno i
trwał w zawieszonej, nieskończonej chwili, zanim on walnie... w co?
Nie wiedział. Wiedział tylko, że będzie kraksa, o ile Prankstersi
nagle nie odzyskają momentum i nie zrównają się z nim tak, jak Flash
we wszechobecnych u Prankstersów komiksach chwyta pociski w locie
wstrzeliwszy się dokładnie w ich prędkość, wyciągając rękę i
wygarniając je jak jajka...
Sandy krążył z rozszerzonymi oczami, zdenerwowany, w nieustannym
wirze zajęć, których zrazu nikt nie rozumiał. Autobus parkował przed
domem. W środku Kesey coś robi, a Sandy, po drugiej stronie drzwi,
nagle wszczyna z nim dyskusję nad jakąś ezoteryczną kwestią dotyczącą
systemu dźwiękowego. Te nagrania Keseya, powiada, są prostackie. Na
przykład Kesey szeleści celofanem przed mikrofonem, żeby nagrać
"ogień" itp., itd. Tyle pretensji. Wreszcie Kesey rozkłada ramiona na
ścianie autobusu w geście Chrystusa na Krzyżu - czyli robi dokładnie
to, co zwykł był robić jeden z braci Sandy\'ego, kiedy Sandy zaczynał
narzekać, a to doprowadza go do szału - Pieprzę cię! - wrzeszczy i
pokazuje Keseyowi sterczący środkowy palec. Kesey wyskakuje z
autobusu i rozpina Sandy\'ego na bocznej ścianie - i już po wszystkim,
natychmiast. Sandy\'emu zaparło dech w piersi. Jeszcze nie widział,
aby Kesey użył przeciwko komuś swej ogromnej siły, a to zapiera dech
w piersiach, sama taka myśl. Ale już jest po wszystkim. Kesey jest
już znowu spokojny i zaprasza Sandy\'ego do chatki z tyłu domu, nad
strumykiem. Chce z nim porozmawiać.
No i idą tam i Kesey rozmawia z Sandy\'m o jego postawie. Sandy
wciąż jest Zerwał, wciąż wysiada z autobusu, dlaczego? - Ty tego nie
rozumiesz - mówi Sandy. - Nie rozumiesz mego zrywania się. To jest
jak górska wspinaczka. Czy wolałbyś się wspinać na górę, czy żeby cię
tam opuścili z helikoptera? Ta ciągła wspinaczka, to ciągłe
wsiadanie, rwanie się od nowa, wzbogaca doświadczenie i tak dalej. -
Kesey kiwa głową w oderwany nieco sposób i mówi: - O.K., Sandy...
A Sandy poczuł paranoję... co oni naprawdę o nim myślą? Co knują?
Jaki znowu zdradziecki numer? Nie może wybić sobie tego z głowy, że
oni kombinują wpust na wielką skalę, jego kosztem. Monstrualny
Nu-mer... Nie może spać, mózg bez przerwy pomyka z szaloną prędkością
autobusu na szosie, jak na wiecznym speedowym tripie.
Potem Kesey wynalazł grę w "Moc". Wziął tarczę do strzałek, pokrył
ją płytą paździerzową, w środku umieścił obrotową wskazówkę,
podzielił tarczę promieniami na wycinki koła, po jednym dla każdego
Prankstersa. Każdy wycinek opatrzony był pranksterskim imieniem,
Nieustraszony Podróżnik u Babbsa, Awaria u Hagena, Granica Prędkości
u Cassady\'ego, Kombinator u Rona Bevirta, Gretchen Fetchin u Pau-li -
po prawdzie jej dawne imię i persona całkiem odeszły w zapomnienie i
była teraz nową osobą znaną jako Gretchen Fetchin albo Gretch. Sandy
spojrzał i na swoim kawałku znalazł "ze-RWAŁ", z ak- centem na Rwał,
dokładnie tak, jak wyjaśnił Keseyowi wtedy w chatce. Ogarnęła go ulga
i wdzięczność. Kesey wiedział! Kesey rozumiał! Był z powrotem w
autobusie.
Wszyscy mieli wypisać jakieś "zadanie" na skrawkach papieru, które
zebrano razem na jedną kupę. W ruch szła wskazówka i jeśli trafiło na
ciebie, sięgałeś do kupy i wyciągałeś "zadanie", które potem musiałeś
wykonać, a pozostali przyznawali ci punkty stosownie do tego, jak
wywiązałeś się z zadania, w skali od jednego do pięciu, pięć jako
najlepsza ocena. Wiele z zadań było zakręcone, jak na przykład "włóż
na siebie jakąś część cudzego ubrania". Była tablica wyników i każdy
przesuwał swój wskaźnik w górę skali, w miarę jak zdobywał punkty.
Wskaźnik każdy zrobił sobie sam. Sandy zrobił swój z MetaloRzeźby.
Rozciągnął go do pajęczych rozmiarów, potem nagle ścisnął we wstrętny
zwitek, bo właśnie tak się poczuł. Więc Page wziął to i przerobił na
zgrabną, małą formę, podobną do mostu i wszyscy uznali, że tak to
właśnie powinno być zrobione - a Sandy poczuł powracającą paranoję...
Nagrodą dla zwycięzcy była Moc. Trzydzieści minut mocy absolutnej,
kiedy każde twoje słowo było prawem i wszyscy musieli robić, co im
kazałeś. Bardzo alegoryczna gra. W końcu Babbs wygrał i kazał
wszystkim przynieść do dużego pokoju wszystko, co mieli. Rozeszli
się, wyciągali cały swój fajans, z sypialni, namiotów, przyczep
kempingo- wych śpiworów, autobusu i znosili go na łachmaniarską górę
ubrań, butów zabawek, puszek farby, szczoteczek do zębów, książek,
pudełek, pigułek, schowanek, listów, śmieci, złomu. Usypana pośrodku
pokoju, cudowna Szczurza góra gnoju. - A teraz - powiedział Babbs -
do- konamy redystrybucji dóbr. - I wyciągał stamtąd jakąś sztukę i
pytał: - Kto chce jedną szczoteczkę do zębów Gretchen Fetchin z roku
1964? - ktoś podnosił rękę i rzecz trafiała do niego, a ktoś inny
starannie wszystko to katalogował na kancelaryjnym papierze.
Potem wskazówka wskazała na Sandy\'ego. Losuje zadanie na pasku
papieru. Zapisany pismem Gretch oznajmia: "Idź na dwór i rozpal
ognisko". Czyta na głos i nadal się weń wpatruje. Wszyscy patrzą na
niego, czekają, aż wstanie, wyjdzie na dwór i ułoży ognisko. Czuje te
spojrzenia i naraz już wie... to bardzo sprytna intryga, żeby pozbyć
się go z domu, wysłać go na dwór w mrok i wtedy wyciąć mu ten
Monstrualny Numer...
Więc wszystko im wygarnia. Nie zrobię tego. Nie widzicie, jak
to jest? Robi się strasznie - nie mogę spać i wszystko jest tak
jakby.
Przykrywa palcami jednej dłoni palce drugiej układając je w kratę
i wygląda przez nią, aby pokazać, jak wszystko ciągle się dzieli na
kawałki, całe pole widzenia, cały czas od tego tripu DMT w Millbrook
i to morze płomieni, i ta paranoja, nieustająca paranoja, wygarnia im
to wszystko, wszystkie swoje kompleksy, co rakietują go ku... czemu?
Nagle w domu z bali robi się bardzo cicho. Wzrok wszystkich
Prankstersów zwrócony jest na niego, skupieni, obdarzają go
totalną... Uwagą. Przeszedł długą drogę, ale się otworzył. Szaleńczy
ruch ustaje i nagle odczuwa ::::: pokój.
- Ile punktów mu damy? - pyta Kesey.
I wszyscy wokoło odpowiadają:
- Pięć! - Pięć! - Pięć! - Pięć! - Pięć!...
- Trzy - powiada Gretch, która przecież wypisała to zadanie, a
Sandy\'emu drobny mikrogram paranoi wpełza z powrotem jak roba czek...
Prankstersi uświadamiają sobie teraz, jak marnie jest z Sandym.
Kesey miał takie porzekadło: "Karmić głodną pszczołę". Więc
Prankstersi biorą się za rozpylanie... Uwagi na Sandy\'ego, aby poczuł
się w samym spoko-centrum całej sprawy. Ale on wciąż opacznie rozumie
ich gesty. Dlaczego się tak gapią? Jego bezsenność staje się coraz
cięższa. Pewnej nocy wybrał się drogą do osiedla mieszkalnego Redwood
Ter-race, spróbować pożyczyć trochę sominexu. Miał po prostu zamiar w
środku nocy podejść do jakichś drzwi, zastukać i poprosić o trochę
sominexu. Jakoś pozostało mu stare wyobrażenie nowojorskiej
kamie-nicy, gdzie przechodzi się na drugą stronę korytarza i pożycza
kubek cukru, choćby i od nieznajomych ludzi. Więc zaczyna stukać do
drzwi i prosić o sominex. Oczywiście wszyscy albo wpadają w panikę i
ryglują drzwi, albo każą mu się odpieprzyć. Mieszkańcy Redwood
Terrace sami mieli lekką paranoję z powodu świrów, tam u Keseya.
Za dnia wcale nie było lepiej. W miarę jak pogarszała się
bezsenność, widział wszystko jeszcze bardziej pokawałkowane i w
końcu... spogląda na odjazdowo pomalowany autobus i ten koszmarny
chaos wirujących kół zmienia się w... tunel! Tunel, przez który
przejechali, długi tunel, w którym dopadła go gwałtowna klaustrofobia
i paranoiczna pewność, że już nigdy nie wyłonią się z tego tunelu, a
teraz ten tunel pojawia się tu, na boku autobusu, ze wszystkimi
przeraźliwymi detalami. Odwraca się... oto cicha altanka w blasku
światła, sekwojowa katedra, pogodny spokój... powoli zwraca się do
autobusu ::::::; TO WCIĄŻ TU JEST! TUNEL! ::::::: AUTOBUS! :::::::
TERAZ JAKBY POMALOWAŁ GO JAKIŚ MISTRZ, JAKIŚ TYCJAN :::::: JAKIŚ
HIERONIMUS BOSCH :::::: JAKIŚ MATTHIAS GRUNEWALD :::::: W NAJBARDZIEJ
PRZERAŻAJĄCE SCENY Z MOJEGO ŻYCIA.
Zbawienie? Kesey ogłasza, że z powrotem wsiadają do autobusu -
znowu w drogę - i jadą do Esalen Institute w Big Sur, cztery godziny
jazdy na południe. Esalen było tak zwaną eksperymentalną szkołą
życia, czymś w rodzaju kurortu bez wygód usadowionym na klifie 300
metrów powyżej Pacyfiku. Bardzo dramatyczny kawałek Natury w guście
dziewiętnastowiecznych pejzaży morskich. W dole trzaskają fale, w
górze musuje powietrze i widać pół świata, góry, ocean, niebo,
przedstawienie, jednym słowem, z którego słynie Big Sur. Był tam duży
dom, basen, pasmo murawy aż po krawędź klifu i kilka gorących źródeł
siarkowych niecałe sto metrów dalej, także na skraju klifu, w których
można się kąpać i wyglądać na wieczny ocean. Z tyłu budynku stały
rzędy niewiel- kich chatek i kilka mieszkalnych przyczep. Czekały na
klientelę. Klientela mówiąc wprost Esalen było miejscem, gdzie latem
przyjeżdżali wykształceni dorośli z klasy średniej, żeby spróbować
wyrwać się z Koleiny i trochę przewietrzyć zadek.
Głównym teoretykiem był w Esalen pewien psycholog typu Gestalt
nazwiskiem Fritz Perls. Perls był wielkim mężczyzną z kozią bródką,
oo siedemdziesiątce, chodził w kombinezonie z błękitnego frotte.
Otaczała go aura bardzo uczonego, godnego i władczego błękitnego
niedźwiedzia. Perls był ojcem Nów Trip, Tripu Teraz. Jego teoria
twierdziła, że większość ludzi żyje w świecie fantazji. Żyje
całkowicie w przeszłości albo w kategoriach tego, czego spodziewają
się po przyszłości, a co generalnie biorąc sprowadza się do lęku.
Perls starał się nauczyć swych pacjentów, uczniów i klientów Esalen,
jak dla odmiany żyć Teraz, w czasie teraźniejszym, jak nabrać
świadomości swego ciała i wszystkich informacji, których dostarczają
zmysły, jak odsunąć lęk i zawładnąć chwilą. Przechodzili przez
"maratony spotkań", w których grupa pozostawała razem przez kilka dni
i wydobywała wszystko na światło dzienne, koniec z chowaniem się za
obyczaj, mówimy to, co naprawdę czujemy - wrzaski, oskarżenia,
uściski, łzy - czysta rozkosz, rzecz jasna: - Czy chcesz wiedzieć, co
naprawdę o tobie myślę.... Jednym z ćwiczeń w Esalen był Trip Teraz,
w którym katalogowało się informacje w danej chwili dostarczane przez
zmysły. Wygłaszało się serię szybkich zdań rozpoczynających się od
słowa "Teraz": - Teraz czuję, jak wiatr chłodzi pot na moim czole...
- Teraz słyszę, jak podjazdem zbliża się autobus na niskim biegu... -
Teraz słyszę płytę Beatlesów z głośnika...
Autobus? Płyta Beatlesów? To, proszę Teraz Triperów, przyjechali
Prankstersi. Kesey został zaproszony do Esalen, aby poprowadzić
seminarium zatytułowane "Trip z Kenem Keseyem". Nikt chyba jednak nie
liczył na cały ansambl Prankstersów w pełnej gotowości bojowej.
Klienci Esalen wiele przeszli przez ostatnie tygodnie i wielu
zaczynało wyglądać ponad krawędź Koleiny. I co widzą... bywa groźnie
w tej Krainie wolności. Prankstersi byli mili, ale świecili w
ciemności. Świrowali jak najęci w sielskich cieplicach Hot Springs.
Bardzo niewielu klientów zapisało się na trip z Keseyem, choćby tylko
w formie seminarium. Sandy, tymczasem, huśtał się dziko od poczucia
paranoi, do po- czucia boskiej... Mocy. A trip to zawsze autobus.
Najpierw pomalowany był w sceny w stylu Hieronimusa Boscha z jego
najtajniejszego Piekła. Za chwilę - to on rządzi w autobusie. Pewnej
nocy odkrył, że potrafi odbarwić autobus samym spojrzeniem. Ma moce
psychokinetyczne. Jego wzrok niesie moc życia i śmierci. Fale
trzaskają pod esaleńskim klifem -a on patrzy na autobus i ...odbarwia
go. Odziera cały jeden bok aż do oryginalnej, słonecznej żółci
szkolnych autobusów. Znikła cala pranks-terska skorupa. Umysłowa
sztuczka? Odwraca wzrok w dal nad Pacyfik i na gwiazdy - potem nagle
skręca w stronę autobusu ::::: NADAL NIE POMALOWANY ::::: NADAL
DZIEWICZO SZKOLNO-AU-TOBUSOWO ŻÓŁTY.
Ma tę moc - ale czy to wystarczy do obrony przed Monstrualnym
Numerem? Prankstersi jadą autobusem do Monterey, do kina na Noc
iguany. Usiadł z tylu, żeby ich mieć na oku. Gdyby któryś próbował
jakichś sztuczek, jednym spojrzeniem może go... Wchodzą do kina,
zostaje z tyłu, potem siada kilka rzędów za nimi. Żeby mieć oko na...
Na ekranie kreskówka Tom i Jerry. ?yszka Jerry wykiwała kota Toma,?a
kot przelatuje ponad skrajem klifu i spada, rozpłaszczony w eksplozji
gałek oczu, tysięcy oczu. Wszyscy się śmieją, ale Sandy\'ego mdli od
tej niewiarygodnej brutalności. Zrywa się, wybiega z kina i błądzi po
Monterey przez półtorej godziny, czy coś koło tego. Potem wlecze się
z powrotem do kina. Przed kinem stoi Hagen.
- Gdzieś ty, do cholery, był? Kesey wszędzie cię szuka.
Sandy biegnie do kina. Kesey! Podnosi wzrok na ekran - a
tam myszka Jerry wykiwała kota, Toma, a kot przelatuje ponad skrajem
klifu i spada, rozpłaszczony w eksplozji gałek oczu, tysięcy oczu...
Sandy znowu ucieka. Tym razem Kesey czeka na zewnątrz. Zwabia
Sandy\'ego do autobusu i ruszają z powrotem do Esalen.
Z powrotem w Esalen, w swoim domku, Sandy zapada w... WOJNY SENNE!
Jego moc przeciwko Keseyowi, tak jak Dr Strange przeciwko Aggamonowi
i jeden zabije drugiego w Wojnach Sennych... Sięga po najwyższą
energię psychiczną... otwiera oczy i dostrzega w domku jakąś
maszynerię - grzejnik? Wygląda jak grzejnik, ale to śmiercionośny
przyrząd Keseya, a w tej chwili termostat włącza maszynę i zapala się
malutka czerwona lampka - laserowa spluwa Keseya - triumfuje, zabiła
go i Sandy spada z łóżka, martwy, leży na podłodze i porzuca swe
ciało dla projekcji astralnej i żegluje z esaleńskiego klifu na
jakieś czterdzieści czy pięćdziesiąt mil, wzbija się ponad
Pacyfikiem, a wiatr dyszy powiewami, fufffffffffhhhhff,
fufffffffffhhhhff, fufffffffffhhhhff i to on jest tym wiatrem, nawet
nie kompaktowym duchem latającym, ale cał-kowicie rozprzestrzenionym
istnieniem, rozpuszczonym w górnych eterach i widzi cały oświetlony
księżycem ocean i Esalen tam z tyłu, w oddali. Wreszcie wraca do
siebie i leży na podłodze domu ciężko dysząc fufffffffffhhhhff,
fufffffffffhhhhff, fufffffffffhhhhff.
- San-dy! San-dy! Sand-dy! - światło dnia, są na zewnątrz domku,
wołają go, Prankstersi... co za Monstrualny Numer?...
W rzeczywistości Kesey wydal instrukcje, aby udzielić Sandy\'emu
totalnej Uwagi, starać się go sprowadzić, umieścić go w centrum
wszystkiego. Sandy wychodzi, widzi, jak się gapią, ale bierze to za
spojrzenia spode łba i za agresję... Tak czy owak - do autobusu i
jadą w słońcu przez Big Sur. Kesey i Prankstersi przygotowali długi
dokument pt. Sandy, dwanaście stron tekstu i rysunków, bardzo
fantazyjny, jak psychiczny protokół, co wydobywa na światło dzienne
wszystkie obawy Sandy\'ego i rozprasza je z koleżeńską serdecznością -
i to zaczyna działać. A potern, kiedy toczą się szosą wzdłuż klifu,
Kesey bierze Sandy\'ego na dach autobusu na Trip Teraz. Siadają w
słońcu i strumieniach wiatru, a Kesey tripuje na wzorki na masce
autobusu: - Teraz widzę zieloną wężowatą formę przechodzącą w
czerwień, a jej krawędzie rozpuszczają się w... - i tak dalej, aż
Sandy załapuje się na Trip Teraz Keseya - Kesey! - Totalna Uwaga! - i
chyba w końcu wraca, znowu czuje się w autobusie. I wtedy postanawia,
że teraz on zabierze Keseya na Trip Teraz, żeglując wzdłuż
nadbrzeżnej szosy. - Teraz - mówi Sandy - widzę ocean jak taflę lodu
nachyloną ku brzegowi... Teraz widzę trzy słońca... - naprawdę!
wibracja autobusu wtrąciła go w reakcję po DMT. Z powodu wibracji i
wstrząsów autobusu widzi potrójnie, ale zamiast skupić się na jednym
ze słońc, nadal ogląda trzy. Kesey podnosi wzrok w niebo i powiada: -
Taaaa, taaaa - rajcuje się, od czego Sandy\'emu robi się przyjemnie...
Ale potem noc. - San-dy! San-dy! Znowu próbują go wywabić chatki.
Po - co? Cóż, Monstrualny Numer, ma się rozumieć, ale... on ma Moc.
Oni tam na dworze - mają świece - znaczy Prankstersi, i ruszają w
marsz przy blasku świec w dół rozpadliną, która przecina klif aż do
wody. Po - co? Cóż, ten Monst... Ale wtedy właśnie zbliża się żona
Keseya, Faye, bardzo cicha, uśmiechnięta i kochana, podaje mu świecę
i zapala ją, a Faye jest jak kompletna prawość i miłość, więc Sandy
rusza, idzie za nimi w dół ścieżką, trzymają świece, a fale huczą z
dna parowu. Dlaczego chcieli, żeby dołączył do tej nawiedzonej pro- .
cesji? Dlaczego, dla najbardziej Monstrualnego Numeru - żeby go zabić
nad wodą, ale to on ma moc - świeca przygasa na wietrze, a potem
wraca do siebie, do pełnego płomienia - ale to nie wiatr, to Sandy -
to on potrafi ją skurczyć i ściemnić samym tylko spojrzeniem,
psycho-kineza, potem znowu rozpalić, samym umysłem, może całkowicie
kontrolować płomień, a on jego, bo są jednym i tym samym, Boźe, i
wlecze się w dół parowu i robi się coraz mocarniejszy - ale
zatrzymała się przed nim dziewczyna imieniem Lola. Zbliża się, a ona
tak wywija swoją świecą, że wosk kapie jej na palce, kręci nią, że
wosk kapie jej na palce, szczerzy się w uśmiechu, ale jej ręka, cala
w wosku, robi się biała i martwa, szkielet, a jej uśmiech, oświetlony
od spodu świecą, robi się woskowy i wilkołaczy - TU ZACZYNA SIĘ
ŚMIERĆ - i Sandy zrywa się jak z procy pod górę parowem...
...nie wiedząc, że cała ta procesja miała być ceremonią miłości,
tripem miłości, dla niego, żeby go sprowadzić na ziemię,
uroczystością na cześć Sandy\'ego przy świecach nad wodą...
...ale jego od dawna już nie ma, biegnie teraz klifem w stronę
Monterey, biegnie, aż poddadzą się płuca, potem idzie, potem podbiega
do świateł w domach na klifie ponad wodą, letnisko w Big Sur, wali w
drzwi, wykrzykuje coś bez składu o skakaniu z klifów, aż zjawia się
policja. Mamy go! Co jest głupim żartem, jako że kiedy tylko mu się
spodoba, może ich unicestwić psychokinetycznym promieniem...
Wsadzają go na tylne siedzenie, mkną drogą i w stronę Monterey,
kręcą się na zakrętach, coraz szybciej...
- Nie pędźcie tak! - mówi Sandy.
- Że co?
- Nie pędźcie tak!
- Słuchaj no - mówi glina. - Zwolnię, jeśli przestaniesz wpatrywać
mi się w tył głowy.
- Achhhhhhhhh.
- Wyjrzyj przez okno, czy co. Podziwiaj krajobraz. Nie gap się na
tył mojej głowy.
Więc odrywa wzrok od dekla gliniarskiej czaszki. Dwa wgłębienia.
Za chwilę...
*
Policja z Monterey trzymała go w areszcie, dopóki z Nowego Jorku
nie przyjechał jego brat, Chris. Chris wpadł w areszcie na Keseya
- Musimy go stąd wyciągnąć - powiada Kesey,
- Co to ma znaczyć?
- Musimy go zabrać z powrotem tam, gdzie jego miejsce, do
Prankstersow.
Chris zabrał go z powrotem do Nowego Jorku na leczenie. Sporo
czasu minęło, zanim Chris dowiedział się, o czym Kesey, do cholery
gadał.
Komentarze
Warto
Świetny wciągający tekst, zachęcam do lektury