To był kiepski żart, za który grozi osiem lat więzienia. Wracamy do sprawy Adriana S. z obsługi lotniska w Katowicach, który napisał w internecie, że wrzucił metalową rurkę do silnika samolotu. Okazuje się, że mężczyzna był uzależniony od narkotyków i nadal ich używał. Nikt jednak tego nie sprawdził, choć mężczyzna miał dostęp do strefy zastrzeżonej.
W rozmowie z „Faktami” TVN Adrian S. przyznaje, że wpis, którego jest autorem, miał być tylko żartem. – Od momentu, jak zdałem sobie sprawę ze skutków, jakie mnie czekają, przestało mnie to już śmieszyć. Muszę zrewidować swoje poczucie humoru – przyznaje mężczyzna.
Kosztowne poczucie humoru
Za ten konkretny przejaw kiepskiego poczucia humoru grozi osiem lat więzienia. Dziś jednak nie ma pewności, że mężczyzna w ogóle stanie przed sądem. – Jeżeli ujawnimy w toku postępowania, że podejrzany był w przeszłości leczony odwykowo lub leczony z powodu uzależnienia – czy od alkoholu, czy od narkotyków – wtedy są przeprowadzone badania psychiatryczne takiej osoby – wyjaśnia Anna Szymocha-Żak z prokuratury rejonowej w Tarnowskich Górach.
Podstawą do tego, by przeprowadzić takie badania, mogą być m.in. wpisy mężczyzny w internecie, gdzie sam do takiego leczenia się przyznaje. „Rzuciłem też wszelkiego rodzaju skur***** narkotyki, z którymi przez kilka lat nie mogłem sobie poradzić. (…) Dopuszczam do siebie możliwość brania tylko LSD. (…) Trawy nie palę, bo nie lubię. Jednak psychodeliki to nie nałóg” – napisał Adrian S. w serwisie wykop.pl.
Luka w weryfikacji
27-latek posługiwał się w sieci pseudonimem, ale nawet gdyby przy wpisach o narkotykach pojawiło się jego imię i nazwisko, służby i tak nie miały żadnych szans, by takie informacje zdobyć. – Nie sprawdzaliśmy tej osoby, ponieważ nie wpłynął do nas wniosek o jej sprawdzenie – mówi kpt. Katarzyna Walczak ze Śląsko-Małopolskiego Oddziału Straży Granicznej. Do składania takich wniosków zobligowany jest zarządzający portem. Pod jednym warunkiem: że chodzi o wydanie stałej przepustki do strefy zastrzeżonej. W takim przypadku weryfikacja przeszłości pracownika może trwać nawet dwa miesiące. Jak to więc możliwe, że bagażowego, który w tej strefie pracował, nie sprawdzono?
Odpowiedzialność firmy zewnętrznej
– Ten pracownik miał jednorazową przepustkę wystawioną na zlecenie firmy holdingowej. Ta firma bierze za niego pełną odpowiedzialność , przydzielając mu tak zwanego opiekuna, anioła stróża – tłumaczy Cezary Orzech z Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach.
Jednorazowa przepustka wystawiana była za każdym razem, gdy Adrian S. przychodził do pracy. Władze firmy, w której ją dostał, przyznają, że 27-latka zatrudniono w związku ze zbliżającym się okresem wakacyjnym.
Zaostrzono przepisy?
Czy istnieje zagrożenie ponowienia się takich sytuacji?– Nie ma takiego zagrożenia, że zwiększony ruch czarterowy będzie powodował sytuację, w której po lotnisku będzie biegała jedna trzecia osób z jakimiś tymczasowymi przepustkami, które będą od tygodnia zatrudnione na lotnisku – uspokaja Grzegorz Bykowski z Portu Lotniczego Poznań-Ławica. Przeszłości wszystkich, którzy na nim się pojawiają, też – zdaniem ekspertów – sprawdzić się nie da.
Tomasz Hypki z magazynu „Skrzydlata Polska” zauważa z kolei, że nie można dać się zwariować. – Nie możemy też spowodować, że procedury będą tak daleko idące, że spowodują w ogóle paraliż funkcjonowania lotnictwa – podkreśla ekspert.
Po incydencie w katowickim porcie procedury mogą jednak zostać zaostrzone. Prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego wydał bowiem zalecenia dotyczące skutecznego nadzoru nad osobami posługującymi się jednorazowymi przepustkami. Urzędnicy nie zdradzają szczegółów, bo dokument opatrzony jest klauzulą „niejawne”.
Komentarze