Wojna z dopalaczami w Pabianicach. Wulgarne napisy na sklepie, ekran i karawan

Zaostrza się wojna z dopalaczami w Pabianicach. Mieszkańcy piszą na murach sklepu obraźliwe napisy, a strażnicy stawiają przed lokalem... karawan.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Dziennik Łódzki
Jacek Losik

Komentarz [H]yperreala: 
Fota sprzed dwóch lat, aktualnej nie udało nam się namierzyć - jeśli takową macie, podeślijcie ;)

Grafika

Odsłony

759

Zaostrza się wojna z dopalaczami w Pabianicach. Mieszkańcy piszą na murach sklepu obraźliwe napisy, a strażnicy stawiają przed lokalem... karawan.

- Walka ze sklepami z dopalaczami przypomina walkę z wiatrakami - mówi Małgorzata Sumińska, powiatowy inspektor sanitarny w Pabianicach. - Mamy do dyspozycji tylko narzędzia, które daje nam ustawa. W efekcie zamykamy jeden sklep, a na jego miejscu otwiera się kolejny. Mechanizm, który wykorzystują sprzedawcy tzw. środków zastępczych jest od lat taki sam. Zamykamy jeden podmiot gospodarczy, który sprzedaje dopalacze, pobieramy próbki i wysyłamy do analizy. W tym samym czasie powstaje kolejna spółka, która działa czasem nawet pod tym samym adresem, w pomieszczeniu obok. Procedura zaczyna się od nowa... - przyznaje inspektor Sumińska.

Na papierze sukcesy pabianickiego sanepidu prezentują się całkiem dobrze. Od 1 stycznia pracownicy przeprowadzili siedem kontroli, które zakończyły się zamknięciem w asyście policji czterech lokali. Tylko w tym roku nałożono 20 tys. zł kar za handel niedozwolonymi substancjami.

Ale w praktyce... kary nie są płacone, bo spółki, na które je nałożono, są porzucane przez właścicieli. Zaś klienci bez problemu znajdują nowe miejsca, gdzie można kupić dopalacze. Tymczasem liczba zatrutych osób rośnie - od początku roku było ich w Pabianicach już 43 (w Łodzi było w tym czasie 255 hospitalizowanych). Wśród nich był 11-letni chłopiec, który po zażyciu dopalaczy leżał w zaroślach przy ul. Pięknej i wołał o pomoc. Dziecko było blade i wymiotowało.

Nieskuteczne prawo spowodowało, że mieszkańcy Pabianic wzięli sprawy w swoje ręce. Pod koniec marca na murach sklepu przy ul. Orlej pojawiły się wulgarne rysunki, przedstawiające męskiego członka, a także napisy, mające odstraszyć potencjalnych klientów. 30 marca młodzi aktorzy grupy teatralnej „Siła Twórczości” wystawili w miejscowym Miejskim Ośrodku Kultury spektakl pt. „Tylko taki wiele znaczy, kto nie bierze dopalaczy”.

- Ludzie dali wyraz swojej wrogości wobec sprzedaży dopalaczy. Głosy niezadowolenia mieszkańców nasilają się - mówi Tomasz Makrocki, komendant straży miejskiej w Pabianicach.

W odpowiedzi na lokalne niezadowolenie, w walkę z dopalaczami włączyła się również straż miejska. Funkcjonariusze rozpoczęli akcję „NieDopalaj się”. Regularnie pojawiają się w szkołach, aby prowadzić prelekcje o niebezpieczeństwie, jakie stwarzają dopalacze. W ciągu ostatnich dwóch tygodni kilkukrotnie pojawili się też przed lokalami, w których handluje się popularnymi „dopami”.

- Z prezydentem miasta stwierdziliśmy, że trzeba mocniej działać, tym bardziej, że po dopalacze sięgają coraz młodsi. Pod koniec marca ustawiliśmy ekran przed jednym ze sklepów, na którym puściliśmy film dokumentalny o chłopaku, który jest uzależniony od dopalaczy i o tym, jak te substancje zrujnowały jego zdrowie. Przez trzy godziny nikt nie wszedł do sklepu. Widzieliśmy, że kręci się parę osób, ale do żadnej transakcji nie doszło - mówi Tomasz Makrocki.

1 kwietnia strażnicy podjechali pod wejście jednego ze sklepów... karawanem, wypożyczonym z zakładu pogrzebowego.

Strażnicy zapowiadają: - Mamy więcej takich pomysłów. Prawo nie jest dla nas korzystne, ale my wiemy, gdzie sprzedawane są dopalacze i będziemy się tam pojawiać bardzo często - zapowiada komendant pabianickiej straży miejskiej.

Oceń treść:

Average: 6.8 (5 votes)

Komentarze

krAK (niezweryfikowany)

Pierwszy raz straż miejska coś robi dobrze. PIERWSZY raz stwierdzam że do czegoś się przydają
Syn Boży (niezweryfikowany)

Wszystko ładnie pięknie ale zdjęcie nie tego sklepu z dopami, ten który tu widać jest teraz zakładem pogrzebowym xD Ogólnie w Pabianicach to walka z wiatrakami bo sam znam 3 punkty z dopałami, gdzie pewien czas temu był tylko jeden ale po zamknięciu go otworzyły się 2 nowe. Całe miasto to gówno, rezydent wali ściemę bo nic nie może z tym zrobić...
Zajawki z NeuroGroove
  • 1P-LSD
  • Pierwszy raz

Tak (wiem, że są ważne)

Od początku studiów minęło już trochę czasu, zdążyłem zostać inżynierem, ale kim tak naprawdę jestem dalej nie wiem. Szukam odpowiedzi na to i inne egzystencjalne pytania o 7 rano, dzień po podróży życia, wciąż nie będąc pewnym czy już się skończyła, czy jest dopiero przede mną. 

W każdym razie leżę w łóżku rozkoszy, w którym odbyłem większość moich narkotykowych odlotów, w swoim (chociaż w zasadzie należącym do rodziców) mieszkaniu, do którego za parę godzin mają przyjechać znajomi. Nie wiem czy dam radę ich doczekać, bo nie śpię od godziny 0.

Godzina 0. A dokładniej 14.

  • LSD-25

Ja i kolo musieliśmy odebrać papierki ze studiów w poznaniu bo nas wyjebali,

więc wzieliśmy moją dziołchę i wyruszyliśmy rano. Na przystanku rozdałem

papierki (Hoffman) i dalej. Po pół godzinki jak już wsiadaliśmy do pociągu

kręciło nas juz ostro (0 halu tylko humor). Siedzieliśmy w przedziale z

dwoma dziadkami i rechotaliśmy się aż wszystkich kichy bolały. Jako że

otworzyliśmy okno a deszcz lunoł znienacka (nam to nie przeszkadzało)

dziadek nr 1 uprzejmia nas poprosił o zamknięcie - popatrzyliśmy na niego a

  • 1P-LSD
  • Marihuana
  • Tripraport

Jedno i drugie spoko; karton aplikowany w zaciszu mojego pokoju w domu rodzinnym.

Prawie równo miesiąc temu po raz pierwszy miałem do czynienia z LSD. Było to 140 mikrogramów. Doświadczenie bardzo pozytywne, rozwijające psychicznie, jednocześnie niszczące wiele schematów myślowych używanych przeze mnie na co dzień. Przez pewien czas uważałem nawet, że tamten kwas kompletnie zaorał mój mózg z jego schematami, stereotypami i innymi takimi rzeczami. Myślałem tak do czasu mojej intensywnej przygody z 1P. 

  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Bardzo dobry humor, przyjaźni ludzie.

Około godz. 11:00 łyknęliśmy z moim chłopakiem (K) po 30 tabletek acodinu. Mieliśmy zamiar zrelaksować się, leżąc, słuchając muzyki i rozmawiając. Jednak po jakichś 40 minutach, akurat wtedy, gdy DXM zaczynało działać, wpadł do nas kumpel (M) – totalnie zakręcony człowiek, etatowy osiedlowy leń, z którym można jednak konie kraść ;). Traf chciał, że akurat dzień wcześniej spróbował on pierwszy raz DXM – 450mg i spodobało mu się. Słyszał opowieści o efektach większych dawek i był ciekaw, ale bał się trochę eksperymentować sam.