Witam. Postanowiłem nieco zmienić formę, wybierając opis akurat tego, ale i być może kolejnych TR. Jak wiadomo, jest to oczywiście jedynie bajka:-)
Rozciął się nożyczkami, bo szukał "wiewiórki". Tak zabijają dopalacze...
Autor Magaznu TVN24 naprawdę się postarał. Obszerny artykuł, w którym jest wszystko, czego potrzeba, by z tragedii ukręcić sensację... "Zanim zabiją, potrafią być okrutnym oprawcą. Jedna z ofiar dopalaczy wycięła nożyczkami swoje wnętrzności. Druga wygryzła bezdomnemu gałki oczne. Coraz więcej ludzi mówi o nich "wypalacze"."
Kategorie
Źródło
Odsłony
624Wiewiórka
- Halo? Proszę przysłać karetkę. W brzuchu mam wiewiórkę - odezwał się on.
Dyspozytorka pogotowia pomyślała, że to żart. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to będzie najbardziej szokujące zgłoszenie w jej życiu.
Jak z upiornego filmu.
Jest dużo krwi. Naprawdę powinna przyjechać karetka – ponownie usłyszała męski głos.
Rozmówca wydawał się spokojny. Podał adres. Sprawa była co najmniej dziwna, ale ambulans został wysłany.
Ratownicy weszli do wskazanego lokalu i zobaczyli nieprzytomnego już chłopaka. Siedział na krześle. Pod krzesłem nożyczki z czarną rączką. Jak do cięcia papieru.
Mężczyzna był bez koszulki.
- Nożyczki wbił sobie w okolice wzgórza łonowego. Ciął skórę, aż natrafił na żebra - opowiada prof. Jolanta Zawilska, kierownik zakładu farmakodynamiki na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. O dopalaczach wie wszystko. Albo raczej to, czego do tej pory udało się o nich dowiedzieć.
Bohater jej opowieści nie żyje. Szans na ratunek nie było, bo przed przyjazdem karetki dokonał - jak to określają medycy – "samowytrzewienia".
- Wyciągnął jelita na zewnątrz. Wyrwał też nerki, które znaleziono potem przy jego nogach. Szukał wiewiórki - mówi prof. Zawilska.
Chociaż historia brzmi jak miejska legenda, to wydarzyła się naprawdę - w województwie łódzkim.
- Ceną za zabawę w nowe środki psychoaktywne nie jest po prostu śmierć. One z człowiekiem potrafią zrobić bardzo wiele. Nie zabijają po cichu - tłumaczy profesor.
Zombie
Prof. Zawilska opowiada o nowej substancji psychoaktywnej, która niedawno dotarła do Polski. W Stanach nazywa się ją "narkotykiem zombie".
Zażył ją Rudy Eugene, 31-letni mężczyzna z Miami. Rozebrał się do naga i na czworaka szedł ulicą. Tam napotkał bezdomnego, 65-letniego Ronalda Poppo.
Zawarty w substancji związek chemiczny alfa-PVP wprowadził 31-latka w stan bardzo silnego pobudzenia - tłumaczy prof. Zawilska.
Eugene zaatakował Poppo.
- Odgryzł swojej ofierze nos i wygryzł gałki oczne. Na miejscu szybko pojawiła się policja - opowiada.
"Zombie" nie reagował na polecenia policjantów. Postrzelenie go z broni służbowej sprawiło, że z jeszcze większą zaciekłością gryzł twarz ofiary. Funkcjonariusze nie mieli wyboru – zastrzelili 31-latka.
Zaatakowany bezdomny w stanie krytycznym trafił do szpitala. Ostatecznie jego życie udało się uratować.
Szaleniec w centrum dowodzenia
Prof. Jolanta Zawilska zajmuje się wpływem substancji psychoaktywnych na człowieka. Nie lubi terminu "dopalacz", bo - jak mówi - jest on mylący. Sugeruje, że mowa o czymś, co stymuluje i dodaje energii.
Dopalacze to substancje, które powstały tak samo jak amfetamina, LSD czy kokaina. Tyle, że ich działanie nie zostało do tej pory dobrze poznane - opowiada.
Profesor opisuje mechanizm, który zaczyna działać po przyjęciu narkotyku do organizmu.
Substancja psychoaktywna dostaje się do krwiobiegu. Zawsze tam trafia, niezależnie od tego, czy narkotyk jest wciągany nosem, wcierany w dziąsła czy palony za pomocą "fifki”.
Co dzieje się dalej? Prof. Zawilska posługuje się porównaniem.
Wyobraźmy sobie, że w mózgu znajduje się "centrum dowodzenia”, pomieszczenie z gigantyczną konsolą wyposażoną w miliony guzików - opowiada.
"Guziki” sterują podstawowymi czynnościami życiowymi. I tak jeden odpowiada za wzrost ciśnienia i tętna (używany przy wysiłku fizycznym), drugi za spowolnienie oddechu ("wciskany" podczas głębokiej relaksacji), inny za krzepnięcie krwi (używany, kiedy na ciele pojawi się rana), jeszcze inny włącza i wyłącza system immunologiczny itd.
- Takie pomieszczenie używane jest przez zaufanych "pracowników" organizmu. A substancja psychoaktywna działa jak szalony włamywacz. Wdziera się do naszego centrum dowodzenia i na ślepo naciska kolejne guziki - tłumaczy Jolanta Zawilska.
- Są opioidy, które tak spowalniają oddech, że organizmowi zaczyna brakować tlenu. Osoba "na fazie" dusi się. Robi się blada, potem sina. Traci przytomność i ginie. Wszystko w kilka minut od zażycia - opowiada.
Bywa, że układ krwionośny nie wytrzymuje nagłego wzrostu ciśnienia. Trochę tak, jakby ktoś chciał autem z małym silnikiem ścigać się na rajdach - nie każdy przetrwa nienaturalne przeciążenia. Zdarzają się też zawały mięśnia sercowego – na przykład u zdrowych nastolatków. Nawet jeśli uda się go uratować, serce i tak pozostaje na zawsze uszkodzone.
Inna substancja psychoaktywna naciska "guzik" odpowiedzialny za kurczenie się naczyń krwionośnych. Do mniej ukrwionych miejsc, na przykład palców, krew w ogóle nie dopływa. Dochodzi do martwicy. Żeby uratować życie biorącego, trzeba amputować palce u nóg i rąk.
- Są przypadki osób, którym krew zaczęła krzepnąć w całym organizmie. Czyli - wracając do naszego porównania - substancja psychoaktywna tak długo naciskała guzik odpowiedzialny za krzepnięcie, że doszło do zgonu - mówi prof. Zawilska.
Inne substancje psychoaktywne wprowadzają człowieka w stan psychiczny sprzyjający samookaleczeniom. - I tak po zażyciu MDPV wiele osób ma omamy, że chrząszcze wchodzą im pod skórę i do buzi. W narkotycznym stanie zaczyna się ich wydłubywanie, co kończy się gigantycznymi ranami, które mogą skończyć się śmiercią - ujawnia nasza rozmówczyni.
Osoby po wzięciu MDPV mogą mieć myśli samobójcze. - Najczęściej próbują się powiesić – opowiada prof. Zawilska.
Równie częsty jest wzrost agresji. Młody mężczyzna po zażyciu "wypalacza" zaatakował znajomego nożem i młotkiem. Kiedy pojawił się radiowóz, udawał, że strzela do funkcjonariuszy.
Po dopalaczach zdarzają się tak zwane "złe podróże" (bad trip - ang.). Osoba "na haju" wierzy na przykład, że jest ścigana przez dzikie zwierzęta. W takim stanie potrafi popełnić samobójstwo, byle uciec przed paraliżującym lękiem – mówi Zawilska.
Mikrozmiany
Doktor Anna Trynda jest kierownikiem Zakładu Chemii w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji. Ona i jej pracownicy zajmują się badaniem tego, z czego zrobione są dopalacze.
Niech pan spojrzy. Widzi pan różnicę? - pokazuje mi dwie kartki, na których rozrysowany jest schemat chemiczny dwóch psychoaktywnych substancji.
Jedna jest już w Polsce nielegalna, drugą można bez przeszkód handlować.
Różnicę dostrzegam dopiero po kilku chwilach. Przy jednym z łączeń substancji legalnej dostrzegam dodatkowy atom azotu. Więcej różnic nie ma.
Trynda tłumaczy, że zmiany w budowie chemicznej legalnych "dopalaczy" są tak nieznaczne, że do ich wykrywania w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym trzeba było dokupić specjalistyczne urządzenie.
- Jeden atom decydował o tym, czy ktoś będzie sądzony jak diler - za rozpowszechnianie zabronionych substancji psychoaktywnych, czy też jest "niewinnym" człowiekiem, który sprzedawał całkiem legalne "materiały kolekcjonerskie" - tłumaczy rozmówczyni Magazynu TVN24.
Opowiada historię młodego dilera z Warszawy, który podczas przesłuchania w prokuraturze przyznał się do handlowania amfetaminą. Na potrzeby śledztwa trzeba było sprawdzić "towar" zabezpieczony w jego domu. Wydawało się, że to formalność.
- Po badaniach okazało się, że miał coś, co tylko w swojej strukturze przypominało amfetaminę. W rzeczywistości był to inny związek, który nie był zakazany w Polsce - mówi dr Trynda.
Prokuratorzy - ku zdziwieniu podejrzanego - musieli umorzyć śledztwo.
Dr Anna Trynda podkreśla, że ludzie stojący za produkcją dopalaczy nie są przypadkowi. To - jak wynika z policyjnej wiedzy - doświadczeni chemicy, którzy robią doskonały biznes kosztem życia późniejszych klientów.
Najczęściej sama substancja psychoaktywna powstaje w laboratoriach w Azji, zwykle w Chinach i Indiach – tłumaczy.
Tam produkowany jest "koncentrat", który trafia do krajów docelowych, w tym Polski.
- Tu, na miejscu "towar" jest przygotowywany do sprzedaży. Do "koncentratu" może być dodawany wypełniacz. To najczęściej skrobia albo kreatyna. Substancja aktywna jest więc rozrzedzana - opowiada Trynda.
Syntetyczne kannabinoidy, czyli substancje udające marihuanę, są rozpuszczane do formy płynu, na przykład w acetonie.
- Potem spryskuje się nim na przykład zasuszony majeranek albo inny susz – mówi nasza rozmówczyni.
Dr Trynda uważa, że ostatnia fala zgonów w Łodzi i Bełchatowie może być związana z tym, że grupy zajmujące się handlem dopalaczami chciały jak najszybciej pozbyć się towaru. Być może chodziło o to, żeby zdążyć przed zmianą nowelizacją ustawy o dopalaczach.
- To oczywiście moje przypuszczenia, ale podejrzewam, że ludzie, którzy zmarli, nie wzięli nowej, nieznanej dotąd substancji psychoaktywnej. Po prostu otrzymali dopalacz o dużo wyższym stężeniu. Dlatego mogło dojść do przedawkowania, nawet przy zwyczajowej dawce narkotyku – podkreśla.
Wypalona ścieżka
Produkcja dopalaczy – jak słyszymy w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji - jest dla grup przestępczych lepszym biznesem, niż produkcja "tradycyjnych" narkotyków – takich jak amfetamina czy kokaina. Dlaczego?
Do stworzenia psychoaktywnej substancji potrzeba materiału bazowego, na którym trzeba wykonać określone reakcje chemiczne – mówi dr Anna Trynda.
Taka substancja bazowa nazywana jest "prekursorem". - W przypadku narkotyków tradycyjnych obrót prekursorami jest uważnie monitorowany przez wszystkie kraje. Ich zdobycie jest ryzykowne i kosztowne. A prekursory do stworzenia dopalaczy można nabyć całkowicie legalnie – tłumaczy.
Mniejsze ryzyko to mniejsze koszty. A to grupom przestępczym pozwala sprzedawać nowe narkotyki dużo taniej niż te znane od dziesięcioleci.
- Regularnie czytam wpisy "psychonautów". To młodzi ludzie, którzy przeprowadzają na sobie eksperymenty. Po zażyciu dopalacza opisują w internecie, minuta po minucie, co dzieje się z ich percepcją – opowiada prof. Zawilska.
Nie wiedzą, jaką krzywdę sobie robią. Badania chemiczne wykazują, że syntetyczna marihuana działa na organizm kilka razy mocniej niż naturalne THC zawarte w jej organicznym odpowiedniku.
- Ciągle zbyt mało wiemy o wpływie nowych narkotyków na organizm. Kuracja jest objawowa i ma na celu przywrócenie podstawowych funkcji życiowych. W grę, której ceną jest życie, musimy grać po omacku – kończy Jolanta Zawilska.
***
Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii to unijna agencja z główną siedzibą w Lizbonie. To tu gromadzone są informacje o wszystkich substancjach psychoaktywnych, które trafiły i wciąż trafiają na Stary Kontynent.
Od 2005 do 2017 roku zarejestrowano 670 nowych związków psychoaktywnych. Zdecydowaną większość, bo ponad 70 proc., zidentyfikowano w ciągu ostatnich pięciu lat.
Nie brakuje osób wskazujących, że to Polska przyczyniła się do lawinowego namnażania się związków psychoaktywnych. Obowiązujące do tego roku prawo zmuszało chemików do ciągłego modyfikowania składów.
W ubiegłym tygodniu prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy dopalaczowej.
- Nowe rozwiązania zakładają, że ścigane będzie wytwarzanie i sprzedawanie substancji na podstawie określonych psychoaktywnych grup chemicznych. Tym samym zamiana jednego atomu nie sprawi już, że substancja stanie się na nowo legalna – mówi dr Anna Trynda.
Od początku roku dopalacze – według Głównego Inspektoratu Sanitarnego – zabiły 21 osób, w tym 10 w ostatnim czasie w Łodzi i Bełchatowie. Do wszystkich zgonów doszło tam na przełomie lipca i sierpnia, w ciągu jednego tygodnia.
Komentarze