8 lat temu, a ja i tak pamiętam to jakby było wczoraj.

Federalne Ministerstwo Transportu odnotowało nowy trend. Przyczyną wypadków drogowych w Niemczech są coraz częściej narkotyki.
Federalne Ministerstwo Transportu odnotowało nowy trend. Przyczyną wypadków drogowych w Niemczech są coraz częściej narkotyki.
W ostatnich dziesięciu latach potroiła się liczba wypadków drogowych, do których dochodzi pod wpływem narkotyków. Niemalże w co dziesiątym wypadku w grę wchodziła marihuana, heroina, speed, ecstasy, amfetamina oraz inne narkotyki, jak wynika z odpowiedzi ministerstwa transportu na interpelację poselską frakcji FDP, na którą powołują się dzienniki grupy medialnej Funke.
Jednocześnie wciąż największym zagrożeniem dla ruchu drogowego jest alkohol. Jak informuje niemieckie ministerstwo transportu, w okresie między 2007-2016 rokiem liczba wypadków spowodowanych alkoholem spadła jednak z 47,6 do 32 tysięcy.
Inaczej wygląda sytuacja w przypadku narkotyków, gdzie zauważalna jest tendencja wzrostowa. Liczba wypadków, gdzie we krwi głównego winowajcy policja stwierdziła obecność narkotyków, wzrosła w tym samym okresie (2007-2016) z 1170 do 3200. Z powodu nadużywania narkotyków odnotowano także wzrost liczby zakazów prowadzenia samochodu. W 2007 roku dotyczyło to 24,3 tys., a w 2016 już 32,4 tys. osób.
Liczba kierowców, którzy spowodowali wypadek pod wpływem narkotyków wzrosła z 950 do 2700, a kierowców samochodów ciężarowych z 21 do 45. Liczba wypadków spowodowanych przez kierowców motocykli wzrosła z 25 do 72, a rowerzystów z 59 do 163.
Przyjemne wakacyjne popołudnie. Nic nie zapowiadało jednego z najważniejszych wydarzeń w moim życiu
8 lat temu, a ja i tak pamiętam to jakby było wczoraj.
Zimny wrześniowy dzień 6 lat temu, A.D. 2011. Ekscytacja przed pierwszym występem jako DJ. Rozkręcająca się psychoza paranoidalna z rodzaju psychodelicznego flashbacka. Szał zwierzęcia, które opanowane lękiem atakuje.
"Kra, kra!" [...] Tego ranka wrony krakały jakoś tak osobliwie, jakby się antropomorfizowały, a człowiek-gawron dął w swój kruczoczarny dziób. Muzyka w telefonie też brzmiała nad wyraz krystalicznie, ostro, maleńki koncercik rozgrywał się w mojej rozgorzałej percepcji, ambientowe połacie przy zimnej, wrześniowej kałuży. Czekałam na pociąg. Przeszłam przez dziurę w siatce w stronę torów, było rano, to jeszcze za wcześnie na policyjne atrakcje, nikt nie był w stanie mnie przyfilować. Pociąg zatrzymał się z przeraźliwym świstem, zatkałam uszy tak mocno jak to było tylko możliwe.
Nabilem sobie do fajeczki delikatna ilosc salvii.
Tak gdzies rownowartosc lufki. Spalilem. Dym nie byl tak ostry
jak sie czyta w opisach tripow na erowidzie czy lycaeum. Stwiedzilem zadnych
efektow.
Dawka za slaba. Trudno. Wychodze.
Ide po schodach i stopniowo czuje jak wchodza przyjemne efekty. jakbym szedl
boso.
Czuje kazda nierownosc, kant schodow. Coraz bardziej intryguje mnie swiatlo.
Reflektory wycelowane w plecy, ale niegrozne.
Doświadczenie: alkohol, mj, dxm – codziennie, zamiennie, czasami miksowane.
Tygodniowy urlop w Łebie dobiegał końca. Niestety, te kilka dni odcisnęły piętno na stanie mojego zdrowia i po całym dniu leżenia w łóżku i smarkania postanowiłem odwiedzić aptekę. Po drodze wpadłem na pomysł kupienia acodinu. Długo biłem się z myślami, wiedziałem że będę musiał nieźle ściemniać znajomym no i poza tym utwierdzałem się w przekonaniu, iż jestem psychicznie uzależniony od tej substancji.