Ibiza – symbol beztroskiej zabawy, dźwięków techno i drinków za 25 euro – pęka w szwach. Ale, co ciekawe, nie z powodu tłumu turystów. Pęka system ratownictwa medycznego. Jak podaje lokalny związek zawodowy służby zdrowia, nawet jedna trzecia wszystkich interwencji karetek dotyczy klubów nocnych, gdzie dochodzi do… „bad tripów” po wiadomych zakazanych używkach.
Ibiza na skraju zapaści. Karetki nie nadążają przez imprezowiczów
Prezes lokalnego związku zawodowego służby zdrowia, Jose Manuel Maroto, traci cierpliwość. Nie ma zamiaru gryźć się w język.
„To niewyobrażalne, że biznesy generujące milionowe zyski nie są w stanie zapewnić prywatnej obsługi medycznej, a cała odpowiedzialność spada na publiczne służby” – grzmi w rozmowie z „El Diario”.
Podkreśla też, że kluby są zobowiązane do zatrudniania pielęgniarek i personelu medycznego, ale już nie do zapewniania karetek. Efekt? Zwykli mieszkańcy Ibizy – a jest ich 161 tysięcy – dostają gorszy dostęp do ratownictwa. Powód? Karetki pogotowia stoją pod klubami pełnymi odurzonej młodzieży.
Na Ibizie działa kilkadziesiąt ogromnych klubów. Niektóre mieszczą nawet 10 tysięcy osób. Tylko jeden z nich – DC-10 – korzysta z prywatnej obsługi medycznej. Reszta liczy wyłącznie na publiczny system. A przecież jak podaje lokalny rząd, co siódme euro wydane przez turystę na wyspie trafia na parkiet klubu. Ten parkiet to zysk. Ale też ogromne koszty społeczne.Klubowa machina to dziś maszynka do robienia mamony. Najtańsze wejściówki do największego klubu na wyspie (UNVRS) kosztują – bagatela – 100 euro. Za drinka zapłacisz tam nawet 25 euro. Imprezę inauguracyjną uświetnił sam Will Smith. Ale to nie Hollywood robi największy szum, tylko to, że za UNVRS – i inne kluby jak Hi Ibiza czy Ushuaia – stoi rodzina Matutesów. Miejscowi krezusi. W praktyce właściciele połowy wyspy i byli politycy.
Imprezowy raj Matutesów, który zamienia się w medyczne piekło
Na ich czele stoi Abel Matutes Juan. To były minister spraw zagranicznych Hiszpanii, były komisarz UE i lokalny polityk, który całe lata siedemdziesiąte pełnił funkcję burmistrza Ibizy. Nie jest to jednak self-made. Jego dziadek założył jedną z głównych firm przewozowych na Balearach. To oni uruchomili Palladium Hotel Group, budując luksusowe obiekty i kluby na Ibizie. Jak napisano w jednym z hiszpańskich dzienników: „Matutesowie są dla Ibizy tym, czym rodzina Kennedych dla Bostonu”.
Do tego dochodzi ciemna strona sceny klubowej: narkotyki. Tylko w jednej akcji służb skonfiskowano ponad milion porcji MDMA. Między 2010 a 2016 rokiem odnotowano aż 58 zgonów związanych z narkotykami, z czego największą grupę stanowili młodzi Brytyjczycy (36%).
Ibiza nadal przyciąga rzesze turystów, ale za tę beztroskę płaci się zdrowiem lokalnych mieszkańców i przeciążeniem publicznych usług ratowniczych. Czy kluby wezmą na siebie odpowiedzialność, czy czeka nas medyczny blackout w samym sercu europejskiej imprezowni?