Wybitny naukowiec z Harvardu, Lester Grinspoon opisuje swoją ewolucję
od sceptyka do bojownika - jego 13-letni syn Danny używał kanabisu do
kontroli efektów ubocznych chemioterapii.
|
Na początku 1972r., po śmierci Sidneya Farbera, onkologa dziecięcego
z Harvardu, na którego cześć nazwano Centrum Badań nad Rakiem, moja żona
i ja zostaliśmy zaproszeni na obiad do domu zaprzyjaźnionego wykładowcy
ze Szkoły Medycznej w Harvardzie. Chcieliśmy spotkać się z Emilem Frei,
który przybył z Houston jako następca dr. Frabera.
Przy obiedzie, dr. Frei opowiedział mi o 18-letnim mieszkańcu
Houston chorym na białaczkę, który był coraz bardziej odporny na
chemioterapię i nie mógł wytrzymać nudności i wymiotów. Jego lekarze i
rodzina mieli coraz większe trudności by nakłonić go do daleszego
zażywania lekarstw, od których zależało jego życie.
Pewnego dnia, ku zaskoczeniu dr. Frei, młodzieniec chętnie zgodził
się przyjąć lekarstwo i od tego czasu nie wykazał poprzednich objawów.
W końcu przyznał, że pali marihuanę na 20 minut przed każdą kuracją - to
zlikwidowało wymioty i nawet najmniejszy ślad nudności. Dr. Frei spytał
mnie, czy ta własność marihuany nie została przypadkiem opisana w
XIX-wiecznej literaturze medycznej. Ja potwierdziłem. W drodze do domu,
Betsy, która słuchała z zaciekawieniem, zasugerowała byśmy zdobyli
trochę kanabisu dla naszego syna Danny\'ego.
U Danny\'ego wykryto białaczkę w lipcu 1967r. gdy miał dziesięć lat.
Przez pierwszych kilka lat był pozytywnie nastawiony do swojej kuracji w
Szpitalu Dziecięcym w Bostonie, a nawet do okazjonalnej hospitalizacji.
Niestety, w 1971r. zaczął dostawać pierwsze lekarstwa wywołujące nudności
i wymioty.
Danny był jednym z pacjentów, u których te reakcje były
niekontrolowane i nie dały się wystarczająco zredukować zwykłymi
lekarstwami przeciwwymiotnymi. Zaczynał wymiotować na krótko po zabiegu
i miał torsje przez kolejnych osiem godzin. Wymiotował w samochodzie gdy
jechaliśmy do domu i po pryjeździe musiał leżeć na łóżku, trzymając głowę
nad stojącym na podłodze wiadrem. Byłem jednak zszokowany gdy Betsy
zaproponowała mi, byśmy zdobyli kanabis dla Danny\'ego. Zaoponowałem,
gdyż byłoby to niezgodne z prawem i mogłoby narobić problemów lekarzom,
którzy opiekowali się Dannym. Odmówiłem.
Kolejna terapia Danny\'ego miała miejsce dwa tygodnie później. Gdy
przyjechałem, Danny i Betsy byli już w gabinecie. Nigdy nie zapomnę
mojego zaskoczenia. Zazwyczaj moja żona i syn bardzo denerwowali się
przed każdą sesją, ale tym razem byli kompletnie zrelaksowani i, co
więcej, żartowali sobie ze mnie.
W końcu zdradzili swój sekret. Jadąc rano do kliniki, zatrzymali się
koło szkoły w Wellesley i Betsy zapytała jednego z przyjaciół Danny\'ego,
czy nie mógłby załatwić trochę marihuany. Jak tylko otrząsnął się z
niedowierzania, kolega zniknął by po chwili powrócić z małą ilością
trawki. Betsy i Danny spalili ją na szpitalnym parkingu, tuż przed
wejściem do kliniki.
Moje zaskoczenie przemieniło się w ulgę, gdy zobaczyłem jak dobrze
czuje się Danny. Nie protestował, gdy dawano mu lekarstwo i byliśmy
zachwyceni, gdy nie pojawiły się nudności i wymioty. W drodze do domu
zapytał mamy, czy nie moglibyśmy zatrzymać się na przekąskę, a po
powrocie, zamiast iść do łóżka, zajął się codziennymi czynnościami.
Ledwie mogliśmy w to uwierzyć.
Następnego dnia zadzwoniłem do dr. Normana Jaffe, lekarza który
opiekował się Dannym. Wyjaśniłem, co się zdarzyło i powiedziałem, że nie
chcę robić problemów ani jemu ani reszcie personelu, ale nie mogę
odmówić Danny\'emu palenia marihuany przed terapią. Dr. Jaffe
zaproponował, by Danny palił trawkę w gabinecie, w jego obecności.
Danny zrobił tak następnym razem. Gdy dostał lekarstwo, dr. Jaffe
mógł na własne oczy zobaczyć, że jest całkowicie zrelaksowany. Potem
znowu zażyczył sobie jedzenia. Od tego czasu używał marihuany przed
każdym leczeniem i wszyscy czuliśmy się o wiele lepiej przez pozostały
rok jego życia.
|