dzis przytrafila sie mi rzecz niespotykana na codzien...
Morza szum, ptaków śpiew - ukojenie dla pijanych. Artykuł z "Kulis" autorstwa Anny Szulc
Presley zjawił się w Rudzie Śląskiej we wrześniu ubiegłego roku za sprawą Grzegorza Zdebelaka, absolwenta sześcioletniego ogniska muzycznego w klasie akordeonu. Klawiszowiec, wokalista-amator, jak też pedagog i dyrektor izby wytrzeźwień przypomniał sobie znaną powszechnie, choć często zapominaną prawdę, że muzyka łagodzi obyczaje.
- A obyczaje w izbie bywają skomplikowane - wyjaśnia Zdebelak. - Czasem, żeby je przywrócić i czterech chłopa nie wystarczy.
Harfy i fleciki
Muzykoterapią leczy się w izbie pacjentów najbardziej zdenerwowanych. Tych, co na wstępie zwalniają dyrektora, klną, krzyczą, kopią i boksują. A jak się im puści Elvisa albo Iglesiasa, albo choćby kukułkę z Puszczy Białowieskiej, to potrafią nawet przeprosić za swoje zachowanie.
- A Shazzy nie macie? - zapytał łagodnym głosem pan, który chwilę wcześniej zamierzał popełnić zbiorowy mord na pracownikach izby.
Shazzy akurat nie, bo mogłaby wzbudzać zbyt wiele emocji.
- Puszczamy jedynie muzykę instrumentalną. Smyczki, harfy, fleciki - mówi Lucyna Weinrauch, psycholog, specjalistka ds. profilaktyki antyalkoholowej. - Taka muzyka sprawia, że człowiek, nawet ten, co chwilę wcześniej chciał żonę zarąbać siekierą, zaczyna niespodziewanie czuć się odprężony.
Od września 2002 do 10 lipca 2003 roku w Izbie Wytrzeźwień w Rudzie Śląskiej kuracji odprężającej poddano 82 osoby. Szesnastu panów, przypiętych do łóżka pasami, odmówiło słuchania smyczków, flecików, kukułki, nawet słowika. Dało to, jak zapisano w dokumentacji ośrodka, 19,5 procenta. Sześć osób poprosiło o inną muzykę. Ale 36 pacjentów, gdy z głośniczków zaczęła snuć się melodia, uspokoiło się, a 23 kolejnych zasnęło. A jedna przetańczyła prawie całą noc.
Jacuzzi nie przejdzie
- Ponad 80 procent uczestników eksperymentu pod wpływem dźwięków zamieniło się w baranki - zapewnia Grzegorz Wojtaszek, zastępca dyrektora izby. - Do domów wrócili z uśmiechem na ustach.
Pan Kazio, stały bywalec rudzkiej izby, w tej nowej sytuacji zaproponował nawet, by w przyszłości muzykoterapię wzbogacić o pokazy amerykańskich filmów na wideo, saunę i jacuzzi.
- Jacuzzi nie przejdzie, bo bicze wodne w izbach wytrzeźwień źle się kojarzą. Na szczęście biczowanie nietrzeźwych to już przeszłość - twierdzi Grzegorz Zdebelak. - Dzisiejsze izby są humanitarne, dają swoim gościom poczucie komfortu psychicznego.
Zdebelak przyznaje, że tak jak bicze, tak i sama nazwa niezbyt dobrze się ludziom kojarzy. Twierdzi, że nazwę powinno się zmienić ustawowo. Zdecydowanie sprzeciwia się postulatowi likwidacji - jak sam określa - domów dla nietrzeźwych.
- W Lublinie zamknięto i jest katastrofa - zauważa. - Pijanych przywozi się do szpitali i kładzie na oddziały z pacjentami po wyrostkach robaczkowych. Lubelskim lekarzom grozi strajk głodowy i depresja.
Rocznie w Polsce do izb wytrzeźwień trafia 250 tysięcy osób, w samej Warszawie aż 30 tysięcy.
Izbę w Rudzie Śląskiej odwiedziło już w tym roku 1500 nietrzeźwych, w tym 83 kobiety.
- Kobiety to dramat. Na nie nawet morza szum i ptaków śpiew nie działa - przyznaje ze smutkiem Grzegorz Wojtaszek. - Potrafią ze złości rozebrać lekarza i przez całą noc używać brzydkich wyrazów. Bardzo im się też śpieszy do domu, bo zostawiły zupę na gazie, męża w łazience i dziecko w piwnicy.
Najmłodsza dama, która odwiedziła izbę, skończyła 14 lat, najstarsza 83. Miała 3,5 promila we krwi.
- Normalny człowiek, znaczy się mężczyzna, po takiej dawce nie byłby w stanie podnieść się z podłogi - mówi Zdebelak. - A starsza pani, elegancka i wytworna, sprawiała wrażenie, jakby raczyła się najwyżej herbatką owocową.
Najwięcej tych, którzy wypili za dużo "herbatki", trafia do izby w weekendy, w popularne imieniny i po meczach z udziałem Górnika-Zabrze, bo w Rudzie Śląskiej ma on wielu zagorzałych kibiców. Szalikowce również należą do gorszej kategorii.
- Piją najgorsze bełty i mózgotrzepy - zauważa Wojtaszek. - Potem mają problemy ze słuchem, węchem i wzrokiem. Skarżą się, że wpuściliśmy im do celi misia Jogi, skaczące meblościanki, węże i krokodyla oraz kibiców Ruchu-Chorzów.
Usypiają świerszcze
Kibice należą też do tych, którzy prawie nigdy nie płacą za pobyt w izbie. Przymusowe trzeźwienie kosztuje 179 złotych. Płaci jedynie co czwarty pacjent. Nic dziwnego - ponad 60 procent gości dyrektora Zdebelaka to bezrobotni, bez jakichkolwiek dochodów. Archiwum izby pęka w szwach od spraw umorzonych, czyli takich, w których szansa na odzyskanie pieniędzy jest równa zeru.
- Może muzykoterapia będzie miała też w przyszłości wpływ na sumienia pacjentów? - marzy dyrektor. - Może pod jej wpływem zmienią swoje życie, zaczną pracować i wypijać jedną lampkę wina do obiadu, a potem spłacą wszystkie długi?
Od niedawna muzykoterapii w izbie wytrzeźwień w Rudzie Śląskiej poddawana jest również pijana młodzież oraz pacjenci cierpiący na bezsenność. Z pierwszych obserwacji wynika, że najlepiej usypiają świerszcze, cykady i Louis Armstrong, a kukułka i Presley - tak sobie.
Zmienny.
Wstęp.
GBL to dziwna substancja. Jedni zachwycają się jej działaniem, na innych nie robi ona wrażenia.
W UK osoby cierpiące na fobię społeczną próbowały się leczyć GBL'em i to całkiem skutecznie.
Bo narkotyk ten rzeczywiście poprawia jakość interakcji społecznych. Pomysł ten okazał się na tyle zgubny, że środek ten uzależnia fizycznie i to bardzo silnie.
Meo Mipt: Set nastrój dobry, podniecony, brak złych myśli. Setting: dość kolorowy pokój i chwila w mieście. Grzyby: Set nastrój dobry, trip trochę nieoczekiwany. Setting: cały czas las.
Nie jest to zwykły TR. Zamieszczam tu historię bad tripa, oraz flashbacka który nastąpił miesiąc później pod działaniem łysiczek lancetowaych, których działanie też opiszę. Użyte imiona są fałszywe. Wszelka zbieżność przypadkowa. Nie myślałem o pisaniu trip raporta więc nie zwracałem uwagi na czas.
Komentarze