Jeden trup i kilkanaście osób w szpitalu to bilans dwóch wieczorów kawalerskich, które urządzono koło Janowca Wielkopolskiego. Ofiary wcale nie wdały się w krwawą bójkę. Nie łyknęły też salmonelli z niedomytych jaj. Nie piły płynu do chłodnic. Waliły wódę naszą powszednią.
Beniu Z. i Tadziu G. postanowili się ochajtać. Nie ze sobą, ale jak przykazał pan B. z niewiastami. Traf chciał, że wielebny wyznaczył im jeden termin na sobotę 28 września 2002 r. W przeddzień ślubowania wierności aż do grobowej dechy obaj panowie urządzili wieczory kawalerskie, na których ślubowali dozgonną wierność swym kompanom. Jeden wieczorek odbywał się w Brudzyniu, a drugi we Włoszanowie. Rozdwojenie imprez zrodziło pewne kłopoty logistyczne. Nawet po wypiciu pół litra trudno przecież znajdować się jednocześnie w dwóch miejscach, a obaj panowie zaprosili na kawalerskie rauty tych samych gości głównie kolegów z pracy. Ale Polak potrafi. Uczestnicy poczęstunku pielgrzymowali z Brudzynia do Włoszanowa i było nawet weselej, niż gdyby pito w jednym miejscu.
Tradycja żegnania stanu kawalerskiego wywodzi się ze starożytnej Sparty. W noc poprzedzającą zaślubiny świętowano w męskim gronie zapewniając druhów o swej lojalności, przyjaźni i miłości. Od zarania był to rytuał połączony z zalewaniem się w trupa. Obyczaj to rzecz święta. W Brudzyniu i we Włoszanowie, tak jak w Sparcie: głównie pito i od czasu do czasu rzucano butelkami. Tempo musiało być wyścigowe, bo biesiadować zaczęto o 19.00, a już o 22.00 do policji dotarły pierwsze niepokojące sygnały.
Zaczęło się od znalezienia przy ulicy Świerczewskiego w Wapnie trzech spoczywających na trotuarze mężczyzn.50-letni Józef N. już nie żył. Pozostali żyli co prawda, ale byli umierający. Zawieziono ich do szpitala w Wągrowcu i tam poddano licznym zabiegom, dzięki którym po pewnym czasie zdolni byli do wypowiedzenia kilku raczej luźno ze sobą powiązanych słów. Stróże prawa zebrali je jakoś do kupy i dowiedzieli się, że obaj hospitalizowani oraz Józef N. gościli na wieczorkach kawalerskich w Brudzyniu i we Włoszanowie. Tam wypili, a potem cała trójka postanowiła wracać do swych domów, które mieszczą się w Wapnie. Ale sił zabrakło, więc legli na ulicy.
W międzyczasie do wągrowieckiego szpitala dotarło kolejnych ośmiu uczestników spotkań kawalerskich. Niektórzy w ciężkim stanie. Wszystkich, poza wspólnym miejscem przyjmowania komunii, łączyło coś jeszcze: zawartość alkoholu we krwi mieli zbliżoną i wynosiła ona od 4 do 4,3 promila. Żeby osiągnąć taki wynik w szybkim tempie, trzeba wlać w siebie od 500 do 800 ml 40-procentowej wódki. I w Brudzyniu, i we Włoszanowie, jak już wspomnieliśmy, pito bez zbędnej zwłoki. I prawdopodobnie przy użyciu szkła, kaliber 200 mililitrów. To nie był jakiś tam niemrawy ostrzał z pięćdziesiątek! Niestety, tak dobrze zapowiadającą się imprezę zepsuli policjanci.
Gdy przybyli do Brudzynia i Włoszanowa, zastali grubo ponad 100 pełnych gorzały butelek z naklejkami "wódka weselna", ale za to bez banderoli akcyzowych, kilkadziesiąt pustych, lecz całych flaszek, oraz co najmniej kilkanaście potłuczonych w drobny mak. Wezwano pogotowie, bo towarzystwo znajdowało się w nie najlepszym stanie. Kolejne 4 osoby trafiły do szpitala, tym razem w Żninie. Piąta stanowczo odmówiła udania się do lecznicy zdając się na siły natury.
Prawdopodobnie alkohol, którym raczyli się biesiadnicy, nie był skażony metanolem ani żadną inną trucizną. Był to jak się przypuszcza czysty, dobry, zdrowy etanol, którym przy dobrych chęciach, jak się okazuje, też można się porządnie zatruć. Policja prowadzi postępowanie mające ustalić, skąd pochodziła gorzała. Beniu Z. i Tadziu G. są już zaobrączkowani, bo ich narzeczone następnego dnia przed ołtarzem mimo wszystko powiedziały "tak".
"Hymn wieczoru kawalerskiego" (dawniej jeden z ulubionych utworów Jacka Kaczmarskiego) znaleźliśmy w śpiewniku Związku Harcerstwa Polskiego, a dokładnie Hufca Rodło z Olsztyna. Czuwaj!
Bierzesz przyjacielu żonę
Twoja sprawa i twój los,
Nie weźmiemy cię w obronę
Ale rzuć przez ramię grosz,
By się zeszły nasze drogi,
Jak się zeszły raz,
Chociaż inne wielbiąc Bogi,
Będziesz dawał w gaz.
A my damy w banię,
A my damy w szyję,
Człowiek z pawiem na kolanie
Dowie się, że żyje.
Baw się teraz, ile wlezie,
Pij i rzygaj póki sił,
Żebyś kiedyś mógł powiedzieć
Ale sobie człowiek żył.
Co mi tam czerwone wino
I w bażancie śrut,
Byli kumple i dziewczyna,
Było wódy w bród.
Czasem wymkniesz się z pieleszy,
By "Smirnoffa" wypić litr,
Puścić pawia i się cieszyć,
Że tak lśni skoro świt.
Jak tam oni teraz żyją
Westchniesz, patrząc w słońca wschód
Politurę pewnie piją,
Nie zaginie polski ród.
Wreszcie się przestaniesz smucić
I nie patrząc więcej w tył,
Z końca świata do nas wrócisz,
Bo człek wraca tam, gdzie pił.
Będzie wódy co niemiara,
Ozdobnego ptactwa moc
I popije stara wiara
Drugą, trzecią, czwartą noc.
Źródło: NIE 41/2002,Autor : Maciej Mikołajczyk
Komentarze