Kalifornijscy wyborcy będą mogli się opowiedzieć za pełną legalizacją marihuany już 8. listopada, ale nowe prawo ma niespodziewanych wrogów w postaci growerów, którzy są w tej kwestii mocno podzieleni. Nowe prawo znane jako Propozycja 64 lub AUMA (The Adult Use of Marijuana Act) zakłada pełną regulację rynku, co łączy się z nowymi podatkami, normami, koncesjami oraz kontrolami administracyjnymi, które mogą znacznie zwiększyć koszty funkcjonowania małych farm, operujących przez lata w szarej strefie.
Wielu z growerów ze Szmaragdowego Trójkąta powtarza, że wprowadzenie nowego prawa zakończy tradycyjny model uprawy konopi, który obecny jest w tej odosobnionej części północnej Kalifornii od późnych lat ’60. A marihuana jest tu produkowana głównie przez małe, rodzinne biznesy, z których większość nie jest nigdzie zarejestrowana i nigdy nie płaciła podatków, uznając je za zwyczajny haracz.
Ta anarchistyczno-libertariańska mentalność ma swoje źródła w kontrkulturowej tradycji sprzeciwu wobec wyzysku fiskalnego. Administracja stanowa jest wśród growerów z pokolenia Baby Boomers traktowana jako bezduszna machina blokująca prawo do indywidualnego stanowienia i wymuszająca postępowanie zgodne z korporacyjną logiką masowego obrotu, która nie jest obca kalifornijskim rozwiązaniom prawnym.
By uciec od biurokracji, growerzy w północnej Kalifornii przez lata operowali w podziemiu, uprawiając konopie z dala od ciekawskich oczu. Obecnie na małej farmie maksymalnie kilka osób zajmuje się całym procesem, od wykiełkowania nasion po ścinkę, suszenie i trymowanie, a gotowa marihuana jest rozprowadzana na własną rękę w obrębie regionu lub w ramach układu z pojedynczym dystrybutorem, który eksportuje ją za znacznie lepszą cenę do innych stanów USA. Po legalizacji ten nieoficjalny system runie jednak, jak domek z kart!
Ale inaczej na tę zmianę zapatrują się młodsi growerzy w wieku 20-40 lat, wśród których znajdziemy zwolenników legalizacji takich jak Tim Blake z hrabstwa Mendocino, który mówi "The Cannabist": Czas zakończyć kryminalizację. Dużo z farmerów, szczególnie małych farmerów, boi się utraty swojego źródła utrzymania i nadejścia nowych czasów. Ale tak naprawdę już to stracili.
Blake ma na myśli stany takie jak Kolorado czy Oregon, które zalegalizowały marihuanę do użytku rekracyjnego, dając tym samym pole dla dynamicznego rozwoju marihuanowego biznesu, a jednocześnie reprezentując groźbę dla Kalifornii, która na dzień dzisiejszy pozostaje największym producentem kwiatostanów konopi w USA, ale bez legalizacji będzie jej coraz trudniej utrzymać tę pozycję. Nie możemy sobie pozwolić na zostanie z tyłu – dodaje Blake.
Faktem przy tym pozostaje, że California Growers Association, największe stowarzyszenie kalifornijskich growerów, które zrzesza 450 growerów i 350 firm związanych z branżą, zdecydowało się pozostać dyplomatycznie neutralne w kwestii legalizacji, gdy wewnętrzne głosowanie ujawniło, iż 31% jej członków jest przeciwna AUMA, a 38% niezdecydowana, jak napisał "The Humboldt Independent".
Nikt, nawet zwolennicy legalizacji, nie sądzi, że na tym sprawa się zakończy. Wielu z nas uważa, iż Kalifornia może wprowadzić znacznie lepsze rozwiązania – mówi "The Cannabist" Hezekieh Allen, przewodniczący CGA, który jest jednym z współtwórców 62-stronicowej ustawy, odpowiedzialny za wprowadzenie zapisu blokującego wielkie operacje przez pierwszych pięć lat legalizacji, co ma dać szansę małym farmerom na dostosowanie się do nowych warunków.
Insajderzy nie mają jednak wątpliwości, że po pięciu latach ustawowej blokady Kalifornię nawiedzi zielona gorączka, napędzana korporacyjną chciwością i wielki przemysł zacznie dominować rynek, oferując tanie szczyty z wielkopowierzchniowych upraw hydroponicznych, obniżających koszty produktu do minimum, z którymi mali przedsiębiorcy nie będą w stanie konkurować.
W istocie, od początku 2016 przez Kalifornię już przetacza się bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, która sprawia, że ceny szybują w górę nawet o 100%. Przyczyną jest poparcie Kalifornijczyków dla AUMA, które zależnie od sondażu wynosi od 58-71%, a także nowe regulacje, wprowadzane przez poszczególne hrabstwa, nakazujące uprawę marihuany w strefach przemysłowych, jak pisze "Newsweek".
Jednak największym problemem dla małych farmerów, którzy będą musieli nabyć koncesje dla swoich upraw, pozostają podatki, wprowadzane przez AUMA, a które dla komercyjnych operacji wynoszą: $9,25 za uncję (ok. 28 gramów), 15% akcyza, 7,5% podatek stanowy od sprzedaży (podobny do europejskiego VAT-u), a także dodatkowe podatki lokalne (miasta w Kalifornii mają prawo do uchwalania własnych podatków, jeśli widzą taką potrzebę).
Z drugiej strony AUMA gwarantuje każdemu obywatelowi Kalifornii prawo do uprawy 6 roślin na terenie własnej posiadłości, a pacjentom zarejestrowanym w systemie odstępstwo od płacenia podatku od sprzedaży na mocy upoważnienia wprowadzanego przez ustawę. Jeśli nowe prawo wejdzie w życie, chorzy będą jednak traktowani znacznie bardziej rygorystycznie przez lekarzy i niemożliwe będzie już uzyskanie recepty na przysłowiowy ból kolana i inne łagodne dolegliwości.
Ale legalizacja marihuany w Kalifornii ma oprócz tego znaczenie symboliczne dla globalnej ekonomii, bo jak pisze "Business Insider": Jeśli 8. listopada Kalifornia przegłosuje Propozycję 64, a sprzedaż zacznie się 1. stycznia 2018, stan może liczyć na dodatkowe obroty wynoszące $1,5 mld. Ta cyfra sięgnie $3 mld w 2019 i $4 w 2020, jak przewiduje raport ArcView. Szósta ekonomia świata nie może zaś sobie pozwolić na utratę takiego wzrostu, jeśli chce się dalej rozwijać.