Trzy akty oskarżenia o handel narkotykami
Trzy różne sprawy dotyczące handlu narkotykami
przekazała w ostatnich dniach do sądu wrocławska
Prokuratura Okręgowa. Oskarżeni zostali: mężczyzna
złapany z heroiną na granicy rumuńsko-węgierskiej,
mieszkaniec Legnicy zatrzymany z kokainą w Puerto
Rico i czterej wrocławianie, którym nie udała się
próba sprzedaży przypadkiem znalezionej kokainy
Ta ostatnia historia to jeden z wątków sprawy 400
kilogramów kokainy znalezionych w styczniu ubiegłego
roku w podwrocławskiej dojrzewalni bananów. Trzej
pracownicy dojrzewalni znaleźli narkotyk w pudłach z
bananami. Zanim powiadomili policję, każdy zabrał
sobie po jednej paczce kokainy. Każda ważyła około
kilograma. Schowali też jedną paczkę dla kolegi,
którego akurat nie było w pracy.
Kilka miesięcy później jeden z pracowników
dojrzewalni poprosił znajomego o pomoc w znalezieniu
kupców na narkotyk. Pośrednik dotarł do członków
wrocławskiego gangu. Ale gangsterzy ani myśleli
płacić. Wywieźli kontrahenta do lasu, pobili i
odebrali kokainę. Resztę narkotyków magazynierzy z
dojrzewalni oddali bez słowa sprzeciwu.
Śledztwo przeciwko gangsterom cały czas trwa.
Magazynierzy i pośrednik przyznali się do winy i
zdecydowali się na dobrowolne poddanie się karze.
Prokurator zgodził się i w akcie oskarżenia
zaproponował wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu
i grzywnę.
Do winy przyznał się też Mariusz S. - złapany w
kwietniu 2000 roku na granicy rumuńsko-węgierskiej.
W jego aucie znaleziono wówczas przeszło 15
kilogramów heroiny, 1185 tabletek kokainy i 0,6 g
kokainy. Węgierski sąd skazał go na cztery lata
więzienia, z czego mężczyzna odsiedział trzy lata.
W śledztwie w tej samej sprawie we wrocławskiej
Prokuraturze Okręgowej przyznał się do winy i
podobnie jak pracownicy dojrzewalni zaproponował
poddanie się karze. Prokurator zaproponował dla
niego trzy lata więzienia i zaliczenie na poczet
kary tego, co Mariusz S. przesiedział w węgierskim
więzieniu.
Z kolei Andrzej Z. - zatrzymany w maju 1998 z 9,5 kg
kokainy w porcie lotniczym w San Juan w Puerto Rico
- nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że torba, w
której był narkotyk, nie należy do niego. Sprawa
przeciwko niemu prowadzona była również w Puerto
Rico, ale tamtejszy sąd umorzył ją, bo - w myśl
obowiązujących w USA przepisów - amerykańscy celnicy
złamali procedurę przy przeszukiwaniu torby. Decyzja
amerykańskiego sądu nie ma żadnego wpływu na
śledztwo i proces w Polsce.
źródło: Gazeta Wyborcza, autor: Marcin Rybak
Okazja czyni złodzieja
WROCŁAW Ukradli 4 kilogramy kokainy z 400 kg, jakie
przyszły do dojrzewalni bananów w transporcie w
owocami. Próbowali sprzedać narkotyk we wrocławskim
półświatku. Nie zrobili jednak interesu, bo
gangsterzy woleli ich zastraszyć i zabrać kokę, niż
zapłacić pieniądze. Jakby to nie było wystarczającą
nauczką, teraz pracownicy dojrzewalni staną przed
sądem.
Czterej pracownicy dojrzewalni bananów z
podwrocławskich Wilczyc, na co dzień szanowani,
uczciwi obywatele, pewnego dnia postanowili zabawić
się w gangsterów. Wszystko wydarzyło się między
styczniem a marcem 2002 r. Wtedy ochroniarze odkryli
w transporcie z bananami kokainę. To była jedna z
największych narkotykowych przesyłek wykrytych dotąd
w Europie - 400 kg koki o czarnorynkowej wartości 40
mln dolarów. Do Wrocławia prawdopodobnie trafiła
przez pomyłkę. Pracownicy dojrzewalni postanowili
"skubnąć" coś dla siebie, zanim przyjedzie policja.
Tak też zrobili. Ale po co uczciwym obywatelom tyle
kokainy? Postanowili więc poszukać na nią kupców w
półświatku. Miał się tym zająć Daniel K., jeden z
ochroniarzy. Jego kolega Artur K. skontaktował go z
mężczyzną o imieniu Edek. Na spotkanie z Arturem K.
Edek przyszedł z kolegami. Wcale nie zamierzali
zapłacić za kokainę. Wzięli ją jak swoją, a co
gorsza zamknęli Artura K. w domu pod Wrocławiem i
zmusili, żeby wyjawił, gdzie jest reszta narkotyku.
- Mężczyźni zastraszyli pozostałych ochroniarzy,
zmuszając ich do wydania kokainy - opowiada Leszek
Karpina. W ten sposób pracownicy dojrzewalni bananów
dostali nauczkę, że nie należy się plątać w relacje
z prawdziwymi gangsterami. Tymi z półświatka zresztą
również zajął się prokurator.
Ochroniarze z Wilczyc przyznali się do kradzieży
kokainy z transportu. Teraz sąd zadecyduje, jak ich
ukarać.
źródło: www.wroclaw.naszemiasto.pl
Walczyli o zyski z kokainy
Cztery osoby oskarżyła wrocławska prokuratura o
wprowadzenie do obrotu kilograma kokainy i próbę
sprzedaży 3 kolejnych. Piąta osoba odpowie za pomoc
w znalezieniu kupców. Do dziś nie wiadomo, jak
narkotyk trafił do podwrocławskiej dojrzewalni
bananów.
Na początku ubiegłego roku jej pracownicy zgłosili
policji, że w transporcie owoców odkryli podejrzane
paczki. Okazało się, że było to 400 kg kokainy. -
Jednak zanim powiadomili funkcjonariuszy, zatrzymali
dla siebie 4 kg. Postanowili zarobić na przypadkowym
znalezisku i dlatego przez pośrednika skontaktował
się z ludźmi z półświatka - mówi Leszek Karpina,
rzecznik wrocławskiej prokuratury. Ci jednak zamiast
zapłacić za towar, wywieźli mężczyznę za miasto,
pobili i odebrali kokainę. Przeciwko tym osobom
toczy się osobne postępowanie. Policjanci, którzy
przejęli narkotyk zorientowali się, że przesyłka
jest niekompletna. Trudno było uwierzyć, że ktoś
wysłał 396 kilogramowych paczek, a nie okrągłą ich
liczbę. Narkotyki były warte 40 mln dolarów.
Próbowano ustalić, skąd i dlaczego kokaina trafiła
do podwrocławskich Wilczyc oraz kto miał być jej
odbiorcą. Fachowcy, którzy ocenili pochodzenie owada
znalezionego w transporcie, orzekli, że towar
pochodzi z jednego z krajów Ameryki Południowej. Nie
naprowadziło to jednak prokuratury na konkretny
trop. Wiele wskazuje na to, że kokaina przyjechała
do Wrocławia prawdopodobnie przez pomyłkę.
źródło: www.wroclaw.naszemiasto.pl
Komentarze