18.11.2008
Start 16:40
Argentyńskie władze nie mają ostatnio szczęścia do konopi indyjskich, a właściwie do ich zwalczania. Po incydencie ze szczurami, które miały zjeść pół tony zarekwirowanej marihuany z policyjnego magazynu, przyszedł czas na likwidację plantacji nielegalnej rośliny.
Argentyńskie władze nie mają ostatnio szczęścia do konopi indyjskich, a właściwie do ich zwalczania. Po incydencie ze szczurami, które miały zjeść pół tony zarekwirowanej marihuany z policyjnego magazynu, przyszedł czas na likwidację plantacji nielegalnej rośliny.
Agenci jednostki specjalnej Prefectura Naval zlikwidowali plantację marihuany. Skoro odnieśli sukces na tak wielką skalę czemu by się tym nie pochwalić? To wszak modny proceder wśród służb mundurowych, by w mediach społecznościowych donosić o swoich sukcesach. Można przy tym pokazać, że pieniądze podatników nie idą na marne, jak wielu obywateli może sądzić. Taka "reklama" rządzi się jednak swoimi prawami, a argentyńskie specsłużby zdały się o tym zapomnieć.
Po pierwsze - ludzie nie są głupi. Sami potrafią ocenić to, co widzą na zdjęciu. To właśnie spowodowało, że internauci nie mogą wyjść z osłupienia po tweecie Prefectury Naval. Jednostka zamieściła w internecie zdjęcia z likwidacji konopnej plantacji z szumnym opisem i zdjęciami.
"Zlikwidowaliśmy narkotykową plantację w Entre Rios. Zarekwirowano sadzonki, rośliny, nasiona, wagę cyfrową i marihuanę gotową do spożycia" - czytamy w tweecie.
Na zdjęciu widzimy dwóch zamaskowanych antyterrorystów i ich zdobycz. Pierwsze co się rzuca w oczy, to fakt, że na zdjęciu widać najprawdopodobniej domową hodowlę konopi indyjskich - jedna dojrzała roślina i kilka sadzonek w doniczkach. Pod postem federalnych rozpętała się burza.
Argentyńczycy nie mogli uwierzyć, że służby naprawdę się tym chwalą. Jeden z użytkowników skarżył się na marnotrawstwo zasobów federalnych. Inny zaś nazywał stróży prawa "smutnymi" za to, że poświęcili swoje życie "bezużytecznej funkcji". Pojawiły się również głosy, że traktowanie marihuany jak narkotyk mija się z celem, ponieważ roślina pomaga ludziom w wielu terapiach. Wszystkie komentarze sprowadzają się do jednego pytania wyrażonego w znaczącym poście:
"Noszą te maski bo się wstydzą? Niech poszukają lepiej pożytecznego zajęcia' - pisze jeden z twitterowiczów.
Wpadka argentyńskich służb to nie odosobniony przypadek. Jakiś czas temu świat obiegła informacja, że z jednego z magazynów policyjnych zniknęło pół tony marihuany. Policjanci próbowali zrzucić winę na szczury, które kręcą się po magazynie. Gdy naukowcy wyprowadzili ich z błędu, informując, że gryzonie te nie gustują w marihuanie, bo mogłyby od niej zdechnąć, mundurowi musieli posypać głowy popiołem. Funkcjonariusze którzy utrzymywali, że to szczury pożarły konopie, zostali zwolnieni.
własny pokój, wieczór, nastrój pozytywny, nastawienie na hardcorowy lot
18.11.2008
Start 16:40
Bardzo pozytywne nastawienie, wręcz fascynacja acodinem
Jest godzina 14:40. Dokładnie cztery godziny i czterdzieści minut temu do mojego układu pokarmowego dostał się dekstrometorfan. Faza ma już bardzo małe nasilenie, toteż postanowiłem napisać trip report. Drodzy czytelnicy, nie podzielić się z wami tym, co niecałe 3 godziny temu zawładnęło moim umysłem, byłoby grzechem! A więc po kolei:
WSTĘP
Dobre nastawianie, spokój w domu.
Marihuana to zadziwiająca roślina... nie mogę wyjść z zachwytu do niej. Paliłem 4 razy i za każdym razem zupełnie inny stan. Dzisiaj opiszę wam jeden z ciekawszych przypadków. Zrobię to starannie, ponieważ mam świeże wspomnienia i liczne nagrania wideo, czy też głosowe, których celem było, jak zwykle, jak najlepsze uchwycenie skutków przygody narkotykowej i zapamiętanie szczegółów. Można więc stwierdzić, że będzie to bogaty w filozoficzne pytania, zabawne cytaty zjaranego, ekspresyjne opisy i niecodzienne sytuacje opis.
Dzikie, rozkopane pole nad rzeczką, gdzieniegdzie wielkie, betonowe studnie nazywane mariobrosami, wszechogarniający sceptycyzm z nutką wewnętrznego podjarania, sam na sam z kumpelą.
20:15 zjadłyśmy po 15 tabletek. Po upływie pół godziny zaczęła mnie swędzieć głowa, nogi miękły. Wrażenie wchłaniania się w ziemię. Lekko przerażona wdrapałam się na 1.5 metrową studzienkę. Zajebiście kołysało. Przeszyła mnie fala gorąca, zrzuciłam szalik, kurtkę i sweter. Słońce paliło mi skórę. Wypłynęłam w rejs. Ja na pokładzie statku, wraz ze mną całkiem spora załoga (miałam wrażenie, że otacza mnie grupa bardzo bliskich mi osób, chociaż w rzeczywistości byłam sam na sam z A.). Od tego kołysania zaczęło mnie mdlić. Choroba morska?