"Apetyt na trawkę"
David Blunkett, laburzystowski minister spraw wewnętrznych, zapowiada dyskusję nad legalizacją marihuany i innych miękkich narkotyków. W szyki lewicy przyszedł niespodziewanie jeden z liderów konserwatystów, Michale Portillo, który dopuszcza poparcie prawicy dla legalizacji "trawki". Jak zauważają krytycy, po wyborczej klęsce torysów Portillo próbuje małpować - wychodzący naprzeciw zachciankom nastolatków - styl Partii Pracy.
Dyskusja na temat legalizacji marihuany toczy się na forum prawie wszystkich zachodnich partii lewicowych od połowy lat 90. Po Francji i Niemczech przyszłą kolej na Wielką Brytanię.
Za pierwszej kadencji premiera Tony'ego Blaira przeciw legalizacji marihuany zdecydowanie opowiadał się Jack Straw, ówczesny minister spraw wewnętrznych. W nowym gabinecie Blaira następca Strawa, David Blunkett, zmienił linię. - Jestem gotowy do dojrzałej, inteligentnej debaty na temat dekryminalizacji posiadania marihuany - mówi. - Rzecz nie w tym, by określać od razu: jestem za lub przeciw. Pomyślimy spokojnie, rozważymy wszystkie racje. Nasze decyzje nie mogą być podejmowane ani pod wpływem tekstów prasowych, ani histerii.
Minister spraw wewnętrznych odniósł się w ten sposób do coraz bardziej dynamicznej kampanii na rzecz legalizacji miękkich narkotyków. Jej liderzy, na czele z laburzystowskim posłem Paulem Flynnem, domagają się swobodnej sprzedaży tych narkotyków w licencjonowanych sklepach i barach. Zwolennicy legalizacji "trawki" uzyskali już poparcie byłych szefów MSW Roya Jenkinsa i lorda Bakera oraz byłego glównego inspektora więziennictwa, Davida Ramsbothama. Do debaty wzywa też Mo Mowlam, minister odpowiedzialny za walkę z narkotykami w poprzednim rządzie Blaira.
Oczywiście, zwolennicy legalizacji deklarują, że ewentualne nowelizacje prawne nie wpłyną na ich sprzeciw wobec stosowania twardych narkotyków, takich jak heroina czy crack. Część specjalistów zaangażowanych w walkę z narkomanią uważa, że postawa taka jest hipokryzją. Dave Rickley, opiekun uzależnionych młodych ludzi z Bristolu, podkreśla na łamach prasy, że to właśnie "trawka" jest pierwszym krokiem na drodze do uzależnienia od silniejszych narkotyków. - Istnieje ogromna przepaść między nastolatkiem, który nigdy niczego nie brał, a tym, który pali "trawkę". Odrzucam stwierdzenia, że nie ma żadnej różnicy między siłą oddziywania papierosów czy alkoholu, a "trawki". Jest, i to ogromna. w brytyjskich warunkach sięgnięcie po "trawkę" to początek pewnego stylu życia, który niezwykle często prowadzi do twardych narkotyków - mówi.
Jak jednak wskazują konserwatywni publicyści, w dyskusji na temat "trawki" dominuje raczej ideologia, a nie opinie specjalistów? - Marihuana, symbol wyzwolenia i rewolucji obyczajowej będzie lansowana przez pokolenie 1968 roku jako fetysz. O jakiej dyskusji mówimy? - pyta konserwatywny pisarz Paul Johnson. - Będziemy świadkami tego, co zawsze.
Oskarżeń wysuwanych wobec przeciwników "trawki" o histerię i żonglowania sondażami wskazującymi na masowe przyzwolenie dla legalizacji "marychy".
Zapowiedzi legalizacji "trawki" najdobitniej skomentowała Margaret Thatcher, posługując się porównaniem: - To tak, jak gdyby zalegalizować kradzieże kieszonkowe.
w polemicznym artykule w lewicowym independence Bruce Anderson odrzuca porównanie pani Thatcher i pyta: "Dlaczego mamy ograniczać prywatną wolność dorosłych ludzi w sprawie ich używek? Zakładając oczywiście, że są oni w stanie przyjąć i zaakceptować konsekwencje swoich działań?".
Biorąc pod uwagę poparcie ważnych osób, które zdobyli zwolennicy legalizacji soft drugs, trudno przypuszczać, by coś mogło jeszcze przeszkodzić "trawkowemu lobby".
Jak odnotowały gazety, jeden z głównych kandydatów na nowego szefa konserwatystów Michael Portillo zadeklarował, że nie będzie sprzeciwiać się legalizacji trawki. Sprawa ta może być rozważona w ramach konsultacji obecnego rządu z opozycją. Portillo najwyraźniej chce dać do zrozumienia, że pod jego rządami konserwatyści pójdą drogą postępu.
Jak niedawno oświadczył - torysi powinni wycofać się z walki przeciw promowaniu homoseksualizmu w szkołach, "aby wykazać, że konserwatyści nie są partią ekstremistów". Deklaracje Portilla ironicznie komentuje konserwatywny tygodnik Spectator: "Portillo daje się tresować przez lewicę jak cyrkowa foka. Aby wykazać, że nie jest ekstremistą, będzie rezygnował z kolejnych elementów konserwatywnej tożsamości".
O tym, co jest, a co nie jest ekstremizmem, i tak zawsze decydować będzie lewica. Istotnie, sugestia poparcia torysów legalizacji "trawki" i włączenia wiedzy o homoseksualizmie do programów szkól wskazuje, że konserwatyści mogą pójść śladem francuskiej i niemieckiej prawicy, która dala narzucić sobie kanony political corectness. A prawica małpująca w poprawności politycznej lewicę zawsze będzie żałosna.
Swoistą puentą do wolty Portilla jest to, że w czasie niedawnej kampanii parlamentarnej Tony Blair, nie chcąc zrażać do siebie konserwatywnych wyborców, odrzucał jakiekolwiek zmiany w obecnym prawie o ściganiu narkotyków, prawie, które nie rozróżnia narkotyków miękkich i twardych."
Komentarze